Dodany: 15.06.2011 10:01|Autor: mb1inez

Książka: Kalkwerk
Bernhard Thomas

3 osoby polecają ten tekst.

Studium obłędu


"Słowa stworzono po to, aby poniżyć myślenie […], słowa są po to, by skasować myślenie […] W każdym przypadku słowa wszystko szmacą"*.

Jeszcze zanim zaczęłam czytać na dobre, ogarnął mnie strach. Czy to aby na pewno książka dla mnie? Przeraziła mnie niewinnie dołączona do książki zakładka, na której czerniły się złowieszcze słowa: "…u Lannera mówi się, że Konrad uśmiercił swoją żonę dwoma strzałami, u Stieglera jednym jedynym strzałem, u Gmachla trzema, a u Laski, że wieloma strzałami. Jasne, że do tej pory poza biegłymi sądowymi, jak można przypuszczać, nikt nie wie, iloma strzałami zabił Konrad swoją żonę…". Nie byłam pewna, czy mam ochotę przedzierać się przez szczegóły zbrodni dokonanej przez obłąkanego mężczyznę na kalekiej żonie. Zbrodnia to jednak TYLKO początek i koniec powieści; przyczyna i skutek. Nie mamy do czynienia z kryminałem; od początku wiadomo, kto zabił i nawet jeśli przez chwilę zdaje nam się, że ostatecznie poznamy motywy zbrodni, w miarę czytania pozbywamy się złudzeń.

Tytułowy Kalkwerk to ponura posiadłość, do której wprowadzają się Konrad, aspirujący naukowiec i jego przykuta do wózka inwalidzkiego żona. W Kalkwerk Konrad szuka ciszy, spokoju i izolacji od świata zewnętrznego, by w pełni oddać się tworzeniu dzieła swojego życia – naukowego studium o słuchu. Do jego spisania przygotowywał się od niemal dwudziestu lat i dopiero Kalkwerk miało stać się dla niego ostoją spokoju godną spisania wiekopomnego dzieła. Niestety, Konrad przeliczył się. Z zażenowaniem obserwujemy jego bezowocne próby, eksperymenty prowadzone na żonie, które zasadnie moglibyśmy nazwać nękaniem, i jesteśmy świadkami narodzin szaleństwa. Konrad nie ma szansy na spisanie swojego studium, gdyż, paradoksalnie, myśl o tym opętała go tego stopnia, że zablokowała w nim możność dokonania czegokolwiek. Wypełniła go szczelnie, pozwalając jedynie na wykonywanie machinalnych czynności, pozbawiając tym samym ducha kreatywności. Wciąż dręczyła go jedynie pusta, biała kartka. Muszę przyznać, że nieobce jest mi to uczucie, gdy doskonale wiem, co chcę napisać, ale blokuje mnie niemożność przelania właściwych słów na papier. A gdy już się pojawią, często mam wrażenie, że to właśnie "słowa wszystko szmacą"… Na szczęście moje skromne aspiracje nijak się mają do tych, które zawładnęły bohaterem Bernharda, ale i tak prześladuje mnie myśl, że od szaleństwa często dzieli nas tylko jeden, mały krok.

Nie zapomnijmy, że Bernhard to również język: prosty, męczący, miejscami kaleki, z licznymi powtórzeniami, sam w sobie zdolny do doprowadzenia czytelnika do obłędu. Ale ja się w nim odnalazłam. Dla mnie był doskonałym dopełnieniem fabuły, harmonią w szaleństwie. Zdradzał człowieka zagubionego, obłąkanego, winnego. Nie pozwalał na choćby cień współczucia.

Książka, choć trudna i wymagająca totalnego skupienia, jest warta uwagi. Polecam wszystkim, którzy szukają w literaturze eksperymentów. Nie zawiodą się.


---
* Bernhard Thomas, "Kalkwerk", tłum. Ernest Dyczek, Marek Feliks Nowak, wyd. Officyna, Łódź 2010, s. 119.

[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1449
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: