Dodany: 05.06.2011 16:01|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak Jack kapelusz nosił


Gryzie mnie nieco tytuł tej powieści. Polscy tłumacze potrafią przy przekładzie z angielskiego odstawiać takie hołubce, że głowa mała – o tym wiedzą i przekonali się wszyscy, szczególnie maniacy kina rodem z Holiłód. Bo jak tu mamie wytłumaczyć, że film pod tytułem „Wirujący seks” (Dirty dancing) jest tylko romantyczną opowiastką o wygibasach na parkiecie, a nie hard porno z ręcznym blenderem w roli gadżetu?

W przypadku powieści Johna Leake’a wydawca chyba postanowił uszczknąć nieco z popędu na Stiega Larssona, notabene nieco już sfermentowanego (popędu, nie Stiega – ten jest zbyt martwy), bo mnie z oryginalnego tytułu „Entering Hades” nijak nie wychodzi „Pisarz, który nienawidził kobiet”. No, ale co ja tam wiem o chwytach, nachwytach i wreszcie podchwytach marketingowych – ja zwykły odbiorca jestem. Natomiast wiele więcej potencjalnemu czytelnikowi powie podtytuł książki. „Podwójne życie seryjnego mordercy”, bo właśnie tak krzykliwie on brzmi, to oparta na faktach historia pewnego Austriaka, który na początku lat 90. organy władzy i sprawiedliwości wodził za nos, a kobiety za biustonosz oraz rajstopy, umiejętnie i śmiertelnie oplecione wokół szyi ofiary. Taki to był nicpoń i właśnie o nim jest ta książka.

Jack Unterweger, odsiadując wyrok dożywocia za zabójstwo osiemnastolatki, pisze autobiograficzną powieść „Czyściec”, bo wolnego czasu ma pod dostatkiem, a i wydawca z terminami nie goni. Jego dzieło wzbudza na tyle wielki zachwyt wśród wpływowych elit austriackich (m.in. tu i ówdzie znanej, przyszłej noblistki Elfriede Jelinek), że ci postanawiają wnioskować o jego warunkowe zwolnienie po piętnastu latach wyroku. Jak zgubną w skutkach będzie to decyzja – wtedy nikt tego nie wiedział. Po zwolnieniu, przepełniony wdzięcznością i chęcią do życia Unterweger zajął się dziennikarstwem prasowym.

Kiedy na początku lat 90. w Los Angeles, Pradze, w samym Wiedniu i bliskich mu okolicach zaginęło kilka prostytutek, a następnie ich ciała kolejno odnajdywali w lasach przypadkowi spacerowicze, nikt nawet nie podejrzewał, że może być to dzieło pozornie zresocjalizowanego, byłego więźnia. Czy aby na pewno nikt?

John Leake, posiłkując się obszernie materiałami źródłowymi (wywiady, raporty policyjne, artykuły prasowe, a nawet osobisty i śmiały dziennik samego Jacka), stworzył zaiste ciekawy portret seryjnego mordercy. Unterweger w kluczowym fragmencie życia był niepozornym fizycznie, czterdziestoletnim (ale wciąż dziecinnym z twarzy) arogantem i narcyzem. Inteligentny i bystry, umiejętnie lawirujący w zeznaniach aktor oraz ekscentryk w białym kowbojskim stroju. Niesamowity manipulator, któremu niewielu się oparło, a inteligencja austriacka, która tak bardzo walczyła o jego zwolnienie, później drapała się po głowie i wzruszała ramionami w geście „skąd mogliśmy wiedzieć, że taki z niego hultaj?”. Jack Unterweger jednak nikim tak umiejętnie i z taką łatwością nie manipulował, jak kolejnymi kobietami, które wprost do niego lgnęły, i na których wstawiennictwo mógł liczyć w kluczowej fazie sądowej (wśród jego znajomych nie było ani jednego mężczyzny). Naiwność kobiet (potencjalnych ofiar przecież!) otaczających Unterwegera przeraża czytelnika, ale takie to już z nich pocieszne stworzenia, najwyraźniej stworzone do roli przyszłych zwłok, niczym lemingi (uprzedzam zarzuty: nie, nawet nie wiem, co to znaczy szowinizm). Co ciekawe, sam Jack nie budzi w czytelniku skrajnie negatywnych uczuć, a jego momentami rozpaczliwe próby obrony wywołują litość w oczach obserwatorów. Chwilami miałem wrażenie, że ten człowiek był po prostu zagubionym dzieckiem, które włożyło słomkę w odbyt żaby, nadmuchało płaza jak gumową rękawiczkę i dopiero karcąca ręka rodzica uświadomiła mu, jaki zły oraz egoistyczny to był uczynek, bo żabie wcale się nie podobało.

Z „Pisarza, który nienawidził kobiet” czytelnik może wyłuskać parę wniosków dotyczących dualizmu natury ludzkiej, jej wyrachowania, ale podstawowa konkluzja jest jasna – natury pewnych ludzi nie zmieni nic, ona żyje własnym życiem wewnątrz człowieka, drzemiąca, uśpiona, ale w każdej chwili gotowa do przebudzenia się i narobienia niezłego bigosu. Wiem, banał, ale takie historie, wyciągnięte z zakurzonych akt policyjnych, zmuszają czytelnika do oczywistych wniosków i wyraźnie go w nich utwierdzają. Trudno tego uniknąć.

O ile w opisywanych kiedyś przeze mnie „Podejrzeniach pana Whichera” autorka względnie długo trzymała czytelnika w niepewności co do osoby odpowiedzialnej za przedstawioną zbrodnię, o tyle John Leake w swojej powieści w zasadzie natychmiast wykłada karty na stół, kawę na ławę, a mordercę na blat. Powieści? No właśnie – nazwać „Pisarza, który nienawidził kobiet” powieścią byłoby nieco naciąganym zabiegiem. Stylistycznie książce bliżej do kroniki, Leake metodycznie analizuje kolejne materiały, próbując odtworzyć przebieg zdarzeń. Wszystko jest rzetelnie podparte źródłami, opatrzone gęstymi przypisami (dla przejrzystości zamieszczonymi na końcu książki; wyd. Znak, 2011), relacjami świadków i nie ma tutaj miejsca na radosną, swawolną fantazję autora. W związku z tym książka charakteryzuje się nikłą wartością artystyczną i należy być tego świadomym przed lekturą. Mimo to – wciąga czytelnika całkiem zgrabnie, bo Unterweger to rodzaj osobistości, jaki spotykamy zazwyczaj w fikcyjnych powieściach kryminalnych, a nie codziennym życiu.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2710
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: verdiana 15.07.2011 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Gryzie mnie nieco tytuł t... | zsiaduemleko
Obawiam się, że to nie tłumacze, tylko spece od marketingu. :( Tak jak w filmach to nie tłumacze wymyślają tytuły, tylko dystrybutorzy.
Użytkownik: zsiaduemleko 15.07.2011 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Obawiam się, że to nie tł... | verdiana
Zgadza się, bo trudno żeby ktoś, kto trudni się tłumaczeniem literatury, zaliczył potknięcie na tak banalnym określeniu. Mój zarzut w stronę tłumacza był takim ogólnym skrótem myślowym i jeśli tłumacz poczuł się urażony - niniejszym przepraszam ;]
Z drugiej strony marketingowcy czasem powinni spojrzeć w lustro, przyznać, że przekombinowali srogo i dać sobie klapsa. Zresztą Unterweger przecież nie nienawidził kobiet - on je na swój sposób kochał... dusić "cyckonoszem" (fajne słowo).
Użytkownik: verdiana 16.07.2011 17:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadza się, bo trudno żeb... | zsiaduemleko
Nawet dość często powinni, to prawda. Z drugiej strony oni tak kombinują pod masy, masy też powinny spojrzeć w lustro. :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: