Przygodowe... młodzieżowe... jak to się nazywało?
Przypomniały mi się niedawno dwie książki, które czytałem jeszcze chyba w gimnazjum, i których już nie odnalazłem w późniejszym czasie. Były to książki łagodnie przygodowe z nastoletnimi bohaterami.
Pierwsza działa się w małej miejscowości, niedaleko podłużnego, wyróżniającego się w okolicy wzgórza. Dwaj chłopcy zaczynają szukać w okolicy skarbów. Kierując się jakimś dokumentem zwracają uwagę na ogromny głaz pośrodku pola, po czym namawiają rolnika na to, aby go wyciągnąć - ten chętnie się godzi, bo mu kamulec już od dawna przeszkadzał, więc go podkopuje, obwiązuje łańcuchem i wyciąga z ziemi traktorem (tak nam w czasach wielce postępowych poginęło wiele pomników przyrody - brr!). Chłopcy na spodzie kamienia odnajdują dziwny znak. Nie pamiętam jak, ale odnajdują studnię a na jej dnie tajne przejście, które prowadzi ich do jaskini, czy może starego wyrobiska wydrążonego w kredowym wnętrzu góry. Skarbu nie znajdują, lecz gdy są już w środku część korytarza się zawala, zamykając ich w pułapce bez wyjścia. Chłopcy tracą nadzieję, lecz jeden z nich wpada na to, że podziemny strumień płynący przez jaskinię, musi być tym samym, który wypływa jako źródło u podnóża góry. Piszą więc wezwanie o pomoc na karteczkach, które mną w kulki i spuszczają do strumienia, gdzie koś je odnajduje i ich ratuje.
Tutaj przypomina mi się jeszcze coś podobnego, lecz chyba z innej książki - dwaj chłopcy tak bardzo chcą pomóc panom archeologom, którzy przyjechali do ich miejscowości, że znajdują w dziupli starego dębu pradawny szyszak i rękawicę, a pod kamieniem pękniętą tablicę z łacińskim napisem, a ostatecznie na brzegu jeziora wejście do częściowo zatopionego korytarza, biegnącego do ruin na jeziornej wyspie. Gdy przyprowadzają tam archeologów, i pokazują co odkryli, okazuje się że na wyspie okoliczni złodzieje urządzili sobie kryjówkę i bardzo się im nie podoba, że ktoś odkrył ich łupy (ten ktoś to ci wścibscy chłopcy, którzy szukali skarbu). Po brawurowej akcji przestępców udaje się zatrzymać, ale podziemne przejście pod dnem jeziora, częściowo zawala się z powodu zmurszałych cegieł, i chłopcy muszą uciekać drogą przez jezioro.
Zaś trzecia książka która mi się przypomina, była chyba fabułą opartą na historii odkrycia prehistorycznych kopalni w Krzemionkach Opatowskich - swoją drogą nieźle napisaną jak pamiętam, i ciekawe że dziś się u nas takich uczących i bawiących rzeczy mało pisze.
Archeolodzy przybywają do małej wsi i zaczynają kopać to tu to tam. Okoliczni mieszkańcy patrzą na to podejrzliwie, sądząc, że pewnie szukają poniemieckich skarbów. Okoliczne dzieci, zaciekawione tą sprawą, zapuszczają się do zarośniętych jam, jakich wiele w okolicy, i znajdują dziwne rysunki. Pewien chłopiec, czy mężczyzna, ma w jednej z nich wypadek - potyka się o kamień i upada na posadzkę jaskini, a leżące tak odłamki krzemienia wbijają się mu w nogę. Z bólu traci przytomność a gdy przytomnieje, noga jest tak spuchnięta, że nie może wstać. Zapuszczające się tam dzieci znajdują go, wyciągają i wzywają pomoc. Archeolog słysząc o tym, łapie się za głowę: "Weszli tam? przecież to się mogło w każdej chwili zawalić!".
Ostatecznie ranny zostaje uratowany, chłopcy nagrodzeni, a archeolodzy urządzają ognisko dla wszystkich mieszkańców wsi, na którym wyjaśniają: Kraszewski w Starej Baśni pisał o wydarzeniach sprzed tysiąca lat, oni zaś badają ślady, jakie pozostały po ludziach, żyjących wiele tysięcy lat temu - dłuższy wywód objaśniał ludziom, że nie żadne skarby a wiedza o przodkach ich tu sprowadza.
I takie to trzy rzeczy kiedyś czytałem, i chciałbym znać ich tytuły, bo mi ich w spisie przeczytanych książek brakuje.