Wroniec (
Dukaj Jacek)
Adaś bardzo chciał mu uwierzyć. Ale wiedział, że księża opowiadają o różnych dziwnych rzeczach, których naprawdę nie ma, tylko że nie można mówić, że ich nie ma.
_______________________________________________________________________________
Xavras Wyżryn i inne fikcje narodowe (
Dukaj Jacek)
"Xavras Wyżryn"
(Przypomniałem sobie: ten zestaw imion to z Sienkiewicza, mieli tu przed wiekiem takiego pisarza, bezczelnego eksploatatora narodowych kompleksów).
Czasami po takiej wieczornej rozmowie dochodzę do wniosku, że im w ogóle nie idzie o zwycięstwo, ale o samą walkę - w opowiadanych sobie nawzajem nad ogniskiem historiach przeważają te o chwalebnych śmierciach: większy bohater z faceta, który efektownie zdechł, aniżeli takiego, co samemu utrupił hordę Ruskich i przeżył. Ciężko to pojąć. Myślę jednak, że coś podobnego prawem doboru naturalnego w końcu musiało się wykształcić w narodzie, którego jedynym powodem do dumy są liczne a krwawe klęski.
- Ale proszę się zastanowić, do czego prowadzi taka eskalacja śmierci!
- No, do czego?
- Do obopólnego wyniszczenia.
- Ale to i tak lepiej niż teraz, bo teraz wyniszczani jesteśmy jedynie my. Ale może wy uważacie to za korzystniejsze rozwiązanie, co? Zawsze lepiej, gdy zginie jeden, niż gdyby miało zginąć dwóch, prawda? Lecz co, gdy to ty jesteś tym jednym? Wybaczysz, ginąc w milczeniu? Cieszyć się będziesz z dobrego zdrowia swego mordercy?
Są dwa rodzaje szczerości: ta rodem z hollywoodzkich niekończących się seriali, wywlekająca na ekran obtoczone we freudowskim lukrze żałosne sekrety małych ludzi, których największe żądze, najdrapieżniejsze ambicje, najmroczniejsze tajemnice są w stanie zanudzić widza na śmierć w przeciągu kilku minut; i ta druga, ciernista, masochistyczna, zaprawiona wódką i rozpaczą szczerość bohaterów Dostojewskiego, wylewających czarnym oleistym strumieniem zawartość swych słowiańskich dusz, aż słuchacz, przytłoczony potwornym ciężarem tej krzywej piramidy słów, traci z oczu sens i logikę, po czym zapada się po pas, po pierś, po szyję w ciepłe bezrozumne współczucie - są dwa rodzaje szczerości, jeden gorszy od drugiego, ale żaden naturalny - bo życie nie jest telewizyjnym serialem ani rosyjską powieścią - żaden prawdziwy. To było credo Smitha, to było pierwsze przykazanie każdego dziennikarza, adwokata, psychologa i policjanta: istnieją tylko różne rodzaje kłamstwa.
- Żaden cel nie uświęca środków, ale jest wiele takich środków, które potrafią splugawić najszczytniejsze nawet cele.
- Z terroryzmem jest jak z aborcją: zawsze totalnie potępiana, jednak w pewnych przypadkach dopuszczana niemal przez wszystkich.
- Istnieje coś takiego, jak aerodynamika duszy - rzekł wreszcie. - Są dusze gładkie, opływowe, idące szybko z prądem, w złą bądź dobrą stronę, na ogół bezbolesne dla otoczenia. I są dusze kanciaste, bardzo toporne w kształcie, trudne w ruchu, nieprzyjemne w kontaktach, wymagające od właściciela nieporównanie większej siły i determinacji.
Smith uśmiechnął się kątem ust. - No i?
Wyżryn wzruszył ramionami, złamał patyk.
- Czasami, gdy oglądam te wasze filmy, odnoszę wrażenie, jakbyście się z pokolenia na pokolenie coraz bardziej upodabniali do własnych samochodów.
_______________________________________________________________________________
"Przyjaciel prawdy. Dialog idei"
Żadne spotkanie rodzinne nie będzie w pełni udane, jeśli sobie Polacy od serca nie ponarzekają.
Więc co z całej tej żenady wyniosłam: pewność, że takich dyskusji nie sposób wygrać; że antysemici i zwolennicy teorii spiskowych zawsze wyargumentują swoje racje; że logika jest po ich stronie.
Nie można bowiem przedstawić dowodów na nieistnienie.
Można dowodzić istnienia spisków władzy Mędrców Syjonu, globalnego planu wolnomularzy - ale nie można dowodzić ich nieistnienia. Logika jest tu asymetryczna. Czy też, jak ty byś powiedział: negatywne twierdzenia ontologiczne z zasady są niedowodliwe.
Zrozumiałam: logika jest po stronie antysemitów.
Po mojej - zdrowy rozsądek.
- Zawsze gdy przechodzę obok tych pomników... "Polegli za wolność naszą i waszą", "W obronie ojczyzny", "Za niepodległą Polskę"... Rany boskie, czy jest w ogóle coś bardziej idiotycznego? Ludzie wyjeżdżają, osiedlają się w Anglii, Hiszpanii, Holandii, Ameryce, znajomy ożenił się z dziewczyną z Nowej Zelandii - ważne jest JAK, nie GDZIE, gdzie zaniosą cię namiętności, praca, los; tam. Co to ma za znaczenie, pod jaką flagą, jakim rządem, jakim językiem żyć ci przyszło, jaką pieczątkę biją ci w papiery i jakie słowo wpisują w rubryce "narodowość"? Toż trzeba by być socjopatą! Życie to jest co innego: twoi rodzice, dom, nachylające się nad tobą twarze, dzieciństwo i młodość, przyjaciele i znajomi, ludzie i uczucia między ludźmi, twoje życie, jaki zawód wybierzesz, jakie książki, filmy, potrawy lubisz, czy spoglądasz nocą w niebo, czy zasypiasz na łące pod kwiatami, czy odurzył cię zapach lasu, co zapamiętasz, twoje życie, kilka osób, kilka przedmiotów, kilka miejsc, żona, dzieci, kilka osób, które kochasz i które ciebie kochają, i żebyś mógł zapewnić im szczęście, widział, jak dorastają, starzeją się, dał, co najlepsze, wziął, co najlepsze, żeby wnuki twoją twarz nad sobą widziały, i żeby tak się domknęło, kilka osób, kilka przedmiotów, kilka miejsc, twoje życie. Coś kruchego, bezbronnego, niemowlę ukryje w swojej dłoni. W jakie szaleństwo, w jaką chorobę umysłu trzeba zapaść, żeby to odrzucić, zdeptać, zniszczyć - dla tych paru słów, kolorów i pieczątek, dla nazw! Jak ci kibole pierdolnięci, co się pałują i rżną w obronie "honoru" swojego klubu - tylko że kibole narodowi mają jeszcze większego świra i tu zawsze idzie zadyma na śmierć i życie. Wyrzuć to z siebie! "My", "oni" - do niczego ci to nie potrzebne! Masz tylko swoje życie.
- Humanista wie z góry: wyczytał z ksiąg Autorytetów, a nie istnieje żadna metoda podważenia słów Autorytetu, o ile się samemu nie zostanie Autorytetem. Człowiek nauk ścisłych podchodzi natomiast ze zdziwieniem i bezczelnością dziecka, każdą oczywistość poliże, dotknie, ostuka młotkiem, i nie ma znaczenia, kim jest, skąd przyszedł, ile ma lat, każdą oczywistość może z sukcesem zakwestionować - dysponuje bowiem Metodą.
- A Metodę kto wam objawił?
- Metodę weryfikuje praktyka: jej zastosowania w świecie rzeczywistym. A co weryfikuje teorie humanistów? Autorytety.
Pożywką szaleństwa jest właśnie rozum. Poeci nie stają się wariatami; ale szachiści - owszem. Wariują matematycy i kasjerzy; twórczy artyści - bardzo rzadko. (...) Akceptowanie wszystkiego to zadanie, zrozumienie wszystkiego to forsowna praca. Poeta pragnie tylko egzaltacji i ekspansji, świata skupionego wewnętrznie. Poeta pragnie sięgnąć głową do nieba. To logik stara się zmieścić niebo w swojej głowie. I w końcu głowa pęka.
(...) Każdy, kto miał nieszczęście rozmawiać z ludźmi cierpiącymi na zaburzenia umysłowe albo żyjącymi na krawędzi takich zaburzeń, wie, że najzgubniejszym rysem ich osobowości jest przerażająca jasność postrzegania szczegółów; kojarzenie jednej rzeczy z drugą na planie bardziej zagmatwanym niż labirynt. Jeśli podejmiesz dyskusję z szaleńcem, najprawdopodobniej zostaniesz przegadany; albowiem jego umysł pracuje tym szybciej, że nie zatrzymują go rzeczy, które umysł mający rozeznanie zawsze uwzględnia. Nie obciąża go poczucie humoru ani miłość bliźniego, ani milcząco przyjęte pewniki, które płyną z doświadczenia życiowego. Jest logiczniejszy, gdyż wyzbył się pewnych zdrowych uczuć.
(...) Szaleniec nie jest człowiekiem, który utracił rozum. Szaleniec to ktoś, kto utracił wszystko poza rozumem.
_______________________________________________________________________________
"Gotyk"
Najwspanialsze twory człowiecze poczynają się z nienawiści, najczyściej lśni ostrze w ciemnościach nocy.
_______________________________________________________________________________
W kraju niewiernych (
Dukaj Jacek)
"Ruch generała"
Ugiął czas i przestrzeń. Wszedł w chronosferę maksymalnego przyspieszenia. Tu ponownie ugiął czas i przestrzeń i otworzył drugą chronosferę. Powtórzył to jeszcze czterokrotnie. W końcu, zamknięty w temporalnej cebuli, tak wyprzedził resztę świata, że od uderzeń pojedynczych promieni światła pękała mu skóra. Zdał się więc w ekranowaniu zewnętrza na algorytmy ciężkich klątw ręki i otworzył im wejścia do swego żywodiamentowego tetradonu. Był to poczwórny nieskończony szereg żywych diamentów, sprzężonych fazowo co jeden wymiar wyżej. Kończył się i zaczynał w "kościach" palców lewej dłoni Generała; oprócz kciuka, którego rola była inna. Nieaktywny tetradon, jako układ zamknięty, był nie do wykrycia. Aktywny - powodował implozje kwazarów, eksplozje pulsarów.
Przysiadł na ciepłej ziemi, w ostrej trawie, kilkanaście łokci od grubego pnia. Wiatr o nieprzyjemnym zapachu obmywał mu twarz. Zaciśnięta pięść cienia urągała niebiosom. Nienawidzisz mnie? Mhm? Nienawidzisz? Lecz co warta twoja nienawiść, jeśliś tylko drzewem?
_______________________________________________________________________________
"IACTE"
Utrata realności istnienia boli.
Więc już tylko słońce, tylko ono.
Banał, w odpowiedniej chwili powtórzony, potrafi odzyskać zatarte piękno starożytnej mądrości.
Życie jest życiem, jakiekolwiek by było. Każdy moment jest tyle samo wart. Bezczynność to śmierć.
A chwila była taka:
Czerń i fiolet, i żółć, i biel. Obce kolory w obcej ich konfiguracji. Lico nieba w wojennym malunku. Lecz to wszystko się porusza, zmienia, płynie; tam zmagają się ze sobą w śmiertelnym wyścigu zahoryzontalne wichry, tysiącodcieniowe chmury zanurzone w ich zimnym nurcie suną nad ziemią szybciej od myśli... - ale to tam, w nieopisywalnej odległości, tam pędzi i mknie; stąd zaś widziane, zdaje się zgoła wisieć w koronie gwiazdy, rozedrgane mocą światła: rozczesane obłoki, mgły ponad możliwość podniesione, przejrzewające wiśniowo od bliskości słońca powietrze, samo słońce nad wyraz w tym Bagnie słoneczne. Tak daleko. A jednak żyje. Przestrzeń żyje. Czuć jej oddech w niezmiennej perspektywie zmiennych obrazów. (...) A słońce coraz bardziej rozedrgane, rozmywają się w chmurnej zawiesinie jego kontury; coraz mocniej słoneczne w swym zejściu pod ziemię. Chwchchchchwch... - tchnienie wieczornej pustki. Obejmować wzrokiem przestrzenie, jakich w całym swoim życiu nie przemierzysz. Czuć na skórze wietrzny dotyk dali najdalszych. Istnieć. Tak. Tak.
- Zachód słońca.
Teraz jednak wiem, że w odręcznym zapisie więcej się przekazuje, aniżeli samą treść zawartą w ciągach liter i kombinacji ich kombinacji.
_______________________________________________________________________________
"Medjugorje"
Niebo było iście afrykańskie, tak bogate, że osobom na diecie powinno się zakazać nań patrzeć.
Perfidia twych komplementów, Bellissima, dorOwnuje jedynie słodyczy twych inwektyw.
No i byli jeszcze pacjenci, ale oni bez wyjątku umierali. Afrykanin, twierdził stary doktor, w dziewięciu przypadkach na dziesięć nie zgłosi się dobrowolnie do lekarza, jeśli nie jest święcie przekonany, że grozi mu nieuchronna śmierć. No i w dziewięciu przypadkach na dziesięć ma rację. Nikt tu nie przychodzi rodzić, ani z grypą lub z prostym złamaniem; a jeśli z wyrostkiem, to już rozlanym.
Tylko do cna zdemoralizowani są nie do złamania.
_______________________________________________________________________________
"In partibus infidelium"
Trzeba zejść, zanieść Słowo Boże. Wszyscyście moimi dziećmi. Kimże jesteśmy, rzecze Ojciec Święty, by odmawiać innym światła prawdziwej wiary. W tych mrokach. W tej ciemności. Spojrzał, a nie poruszył głową ni oczyma. Co to za prawda i jaki Bóg, jakie zbawienie dla tego świata.
Dziewięćdziesiąt osiem procent katolików nie należy do gatunku homo sapiens.
_______________________________________________________________________________
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.