Dodany: 13.05.2011 15:06|Autor: analaw

Z czego składa się człowiek?


Tytuł powieści Stanisławy Fleszarowej-Muskat "Pod jednym dachem, pod jednym niebem" od razu nastawił mnie bardzo pozytywnie do czekającej lektury. Poczułam błogie ciepło domowej atmosfery, a że w takiej właśnie atmosferze czuję się najlepiej, sięgnęłam po tę pozycję bez wahania.

Rzeczywiście, niewątpliwie mamy tu do czynienia z pochwałą rodziny jako takiej. Ale nie znaczy to absolutnie, że tylko błogo i słodko tutaj. Bohaterowie, którzy reprezentują kolejne pokolenia rodu Wysoczarskich, jak wszyscy ludzie na całym pewnie świecie przeżywają radości i smutki dnia codziennego, wielkie osobiste (a również pokoleniowe) szczęścia i dramaty, wzloty i upadki przynależne naszemu gatunkowi, odkąd tylko istnieje. Na całe zło tego świata lekarstwem pozostaje rodzina. To ona daje siłę, ona jest prawdziwą wartością, o nią warto zabiegać, troszczyć się, ją chronić i szanować.

Właściwa akcja powieści rozgrywa się w ciągu zaledwie jednej doby. Podczas uroczystości przy rodzinnym stole zasiadają wszyscy przedstawiciele familii Wysoczarskich i ich przyjaciele. Każdy jest inny, każdy ma swoje poglądy, swoje spełnione, a częściej niespełnione marzenia, swoje plany i pomysły na życie, nadzieje. Każdy ma też swoje tajemnice, które nieujawnione przez lata, odżywają w bolesnych wspomnieniach. Za sprawą tych wspomnień mamy możliwość towarzyszyć postaciom od lat wojny (a nawet trochę wcześniejszych) aż do późnych lat osiemdziesiątych. Owe liczne retrospekcje nie tylko nie naruszają rytmu powieści, ale bardzo ją wzbogacają. Są powiązane z powieściową teraźniejszością miejscem akcji i bohaterami, tłumaczą różne postawy i zachowania, których jesteśmy świadkami podczas uroczystości. Dzięki nim mamy możliwość wniknąć głębiej w relacje i powiązania wszystkich biesiadujących osób i zrozumieć więcej.

Tematyka, jak to u Fleszarowej, nie ogranicza się do jednego zagadnienia. Obecna jest wojna, a z nią różne wojenne wybory. Ważnym tematem jest problem zdrady małżeńskiej i wybaczania, które, jak się okazuje, nie jest równoznaczne z zapomnieniem. Mamy tu też kłótnie małżeńskie i konflikty międzypokoleniowe. Pięknie ukazana jest starość, przemijanie, chęć bycia potrzebnym i strach przez samotnością. Pokochałam postać babki Izabelki, skromnej i kochanej, niosącej pomoc wszystkim potrzebującym, mądrej życiową mądrością, łagodzącej wszystkie domowe burze i konflikty. To m.in. o niej mówi z życzliwością jeden z bohaterów: "Ludzie dzielą się na pirotechników i saperów. Jedni podkładają wciąż bomby pod własne lub cudze życie, pod każdy dzień, pod każdą chwilę - drudzy starają się te bomby rozbrajać"[1]. Mniej przekonują mnie młodsi bohaterowie, którzy na szczęście tylko dopełniają obraz wielopokoleniowej rodziny i nie są osią żadnych ważnych wydarzeń.

Mimo że poza zmianą serwowanych dań niewiele się właściwie dzieje, nie ma tu żadnej wartkiej akcji czy zaskakujących puent, książka porusza prawdą o przemijaniu, o godnym trwaniu, o sile domowego ogniska. Bo przecież "w życiu pewne są tylko dwa punkty: narodziny i śmierć. A między nimi same znaki zapytania. I nie odmienisz tego, człowiecze, żebyś nie wiem jak i czym się obwarowywał - mądrością, bogactwem, ostrożnością..."[2]. Co dla nas ważne, to żeby tę wielką niewiadomą wypełnić czymś, czego na końcu nie będzie się trzeba wstydzić.

Polecam powieść wszystkim, którzy lubią się zatrzymać, powspominać z bliskimi (bo bohaterowie szybko się takimi stają), pokiwać głową nad nieuchronnością dziejów czy ogrzać w cieple domowej atmosfery. Uzmysłowiłam sobie też, że historie wielu współczesnych rodzin nie rozgrywają się ani pod jednym dachem, ani nawet pod jednym niebem. Rozjechaliśmy się wszyscy po świecie, pod różne dachy i nieba. Pewnie stąd moja tęsknota za jednym domowym ogniskiem z krzątającą się w tle babcią Izabelką, która niezauważalnie dba o płomień.

Odpowiedź na pytanie postawione przeze mnie w tytule recenzji pada dopiero na końcu książki, również w formie pytania: "czy człowiek nie składa się ze wszystkich chwil swego życia, ze wszystkich uczuć, z pamięci o wszystkich ludziach...?"[3]. Oj, składa się, składa, i o tym właśnie jest ta książka.



---
[1] Stanisława Fleszarowa-Muskat, "Pod jednym dachem, pod jednym niebem", wyd. Glob, Szczecin 1988, s. 257.
[2] Tamże, s. 37.
[3] Tamże, s. 246.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6374
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: misiak297 13.05.2011 17:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Tytuł powieści Stanisławy... | analaw
Widzę, że jesteś niestrudzoną ambasadorką twórczości Muskat:) Cóż, ta książka siedzi w moim schowku, na pewno ją kiedyś przeczytam.
Użytkownik: analaw 13.05.2011 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że jesteś niestrud... | misiak297
Naprawdę bardzo mi się podoba. Czytam sobie kolejne jej tytuły, potem wchodzę na Biblionetkę, sprawdzam, a tam żadnych recenzji, niewiele ocen, nic się nie dzieje. Pusto i smutno. Postanowiłam trochę zadziałać. Ale czy się uda? Szkoda, że recenzja nie przebiła się do polecanych, trafiłaby do większej grupy potencjalnie zainteresowanych. Następnym razem muszę się chyba bardziej postarać ;)
Użytkownik: misiabela 02.11.2011 19:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Naprawdę bardzo mi się po... | analaw
Bardzo się cieszę, że rozpoczęłaś misję "odgrzewania" prozy pani Fleszarowej-Muskat. Gdyby nie Twoja akcja, pewnie poprzestałabym na tych kilku pozycjach przeczytanych przed wielu, wielu laty. A tak, zachęcona recenzjami sięgnęłam po kolejną książkę - "Pod jednym dachem, pod jednym niebem" i się zachwyciłam. Trzeba być naprawdę dobrym pisarzem, żeby w ponad 250-ciu stronach opisać zaledwie parę godzin z życia jednej wielopokoleniowej rodziny. I zrobić to tak, że chce się więcej i więcej. Bogactwo postaci wspaniale nakreślonych, ich postawy, wybory, życiowe rozterki i wspomnienia, które stanowią dużą część powieści - to wszystko sprawia, że czyta się świetnie i żałuje się, że tak szybko zbliża się koniec. Myślę, że przeczytam chociaż jedną książkę tej autorki miesięcznie, za co Ci dziękuję :-)
Użytkownik: analaw 07.11.2011 09:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się cieszę, że roz... | misiabela
To ja Ci dziękuję, bo dobrze jest wiedzieć, że ktoś jeszcze myśli podobnie :) Kiedy mówię głośno, że czytam Fleszarową (a teraz - o zgrozo - nawet Rodziewiczównę) czuję, że jestem staroświecka i zupełnie niedzisiejsza. Może coś w tym jest ;)
Użytkownik: margines 07.11.2011 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja Ci dziękuję, bo dob... | analaw
Po książki Fleszarowej jeszcze nie sięgnąłem, mam je w schowku po wielu polecankach takoż wielu biblionetkowiczów, ale nie dawniej jak wczoraj skończyłem czytać (a raczej pochłonąłem!, bo to rewelacyjna książka, prostym - absolutnie nie prostackim! - i pięknym językiem pisana) Hanulka Jozy (Legátová Květa (właśc. Hofmanová Věra)). Do akcji "Przykurzątek" niestety nie mogę dopisać jej, ale wydaje mi się zapomniana przez wiele osób, nie będących biblionetkowiczami.
Użytkownik: analaw 11.11.2011 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Po książki Fleszarowej je... | margines
Dopisuję do swojej kolejki "zakurzonych" :)
Użytkownik: margines 11.11.2011 16:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Dopisuję do swojej kolejk... | analaw
Miło mi, cieszę się:)
Największa w tym zasługa misiaka, bo to przez jego zachwyt sięgnąłem po tę książkę:)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: