Trochę za bardzo serio
Jestem po lekturze swoistej trylogii Marcina Ciszewskiego. Swoistej z tego względu, że "www.1944.waw.pl" (swoją drogą, te tytuły to najgorsze elementy książek), używając nomenklatury filmowej, to sequel "www.1939.com.pl", zaś "Major" to spin-off dwóch poprzednich. Decyduje o tym nie tylko kolejność pisania poszczególnych tomów, ale przede wszystkim treść "Majora", która z punktu widzenia wydarzeń przedstawionych wcześniej (kanwa losów Grobickiego i spółki) nie ma większego znaczenia.
Książki czytałem jednak w kolejności chronologicznej wydarzeń ("1939" -> "Major" -> "1944") i było to dobre rozwiązanie.
W "www.1944.waw.pl" mamy powrót do kapitalnych bohaterów "1939". Pojawiają się ponownie Grobicki, Galaś, Wieteska, Kurcewicz - czyli kwartet, który decydował o rewelacyjnym wręcz humorze pierwszej części. Po pięciu latach życia na obczyźnie Galaś razem z inżynierem amerykańskim odkrywa sposób naprawienia urządzenia MDS (dla niewtajemniczonych: jest to urządzenie, które przeniosło w czasie batalion Grobickiego) i, tym samym, powrotu do przyszłości. Żeby to jednak osiągnąć, muszą pojawić się ponownie w okupowanej Polsce i odzyskać ten sprzęt. No i zaczynają się przygody.
Więcej nie będę zdradzał, jednakże to, co się dzieje później nie jest już, niestety, tak atrakcyjne jak w "1939". Kapitalny humor i luzackie podejście bohaterów w stylu "Złota dla zuchwałych" po kilkudziesięciu stronach wyparowują, zostaje thriller wojenny z tragedią osobistą jednego z bohaterów na pierwszym planie. Zaczynają się dziać POWAŻNE RZECZY (tematyka powstania) w związku z czym nie można mówić o tym inaczej niż POWAŻNIE. Mnóstwo walk, śmierć na poważnie, poważne podejście, to wszystko sprawia, że nawet okoliczność, że Szwaby dostają jeszcze fajniejszego łupnia niż w "1939" nie poprawia mi nastroju i nie zmienia świadomości (jako historykowi z zamiłowania), że powstanie warszawskie jest symbolem głupoty i tragizmu polskiego narodu. Pewnie dlatego, że autor do walk w "1944" nie podchodzi z luzackim nastawieniem charakterystycznym dla "1939". Tam nawet gdy walka była przegrana, ludzie ginęli, bohaterowie dostawali łupnia - unosił się jakiś taki duch "kina nowej przygody"w stylu "Indiany Jonesa", i to powodowało, że lektura była nie tyle może przyjemna, co satysfakcjonująca. W "1944" tego nie ma. Nie wiem, czy powstanie warszawskie już zawsze będzie tematem tabu, o którym nie wypada mówić inaczej jak poważnie. Nie można się z tego choć trochę pośmiać, jak zrobił to swego czasu Roberto Benigni w "La vita è bella" w odniesieniu do holocaustu? Benigni przegiął, ale co z tego. Nic tak bardzo nie pomaga w zrozumieniu siebie, swojego charakteru, w katharsis, jak doza dystansu w odniesieniu nie tylko do siebie, do jednostek, ale także do zbiorowości, do narodów. A przecież w "1939" autorowi udało się sprawić, że czułem się lepiej myśląc o czasach, kiedy odrodzona po zaborach Polska straciła kolejną szansę na niepodległość, przegrywając kampanię wrześniową.
Stąd też to, co zrobił autor po pierwszych kilkudziesięciu stronach najpierw mnie zaczęło irytować, a później wkurzać. No bo po co mi kolejna poważna historyjka o naparzaniu się z Niemcami w okupowanej Warszawie. Jeżeli ma to być na poważnie, to wystarczy, że pójdę do Muzeum Powstania Warszawskiego albo sięgnę po dobrą książkę naukową na ten temat (albo wspomnienia np. Władysława Bartoszewskiego). No i jeszcze opisy tortur hitlerowskich. Brrr.
Moje mocno osobiste nastawienie do "1944" nie zmienia faktu, że obiektywnie rzecz biorąc jest to kawał porządnej, solidnej literatury wojennej z wątkiem fantastycznym w tle. Ciszewski dysponuje bardzo dobrym warsztatem pisarskim, jego książki są dynamiczne, wartkie, opisy wyjątkowo plastyczne i wciągające, bohaterowi żywi i przeważnie sympatyczni. Szkoda, że tak wiele miejsca poświęcił w "1944" opisom batalistycznym (które są oczywiście bardzo dobre) kosztem relacji pomiędzy bohaterami (które wychodzą mu naprawdę świetnie). Pod tym względem "1944" jest niestety również gorsza od "1939".
Ponadto Ciszewski świetnie konstruuje intrygę, ma ewidentnie talent, łatwość w tworzeniu kompletnych, logicznych i powiązanych przyczynowo-skutkowo zdarzeń, dzięki czemu czytelnik może być pewien, że nawet najbardziej karkołomne wątki zostaną logicznie rozwiązane. Nawet chwyty "deus ex machina" Ciszewski potrafi na tyle zgrabnie wpleść w fabułę, że czytelnik nie ma wrażenia, iż autor poszedł drogą na skróty.
Na osobną uwagę zasługuje kapitalna, klimatyczna okładka książki. Po prostu rewelacja. 6+. Pod tym względem "1944" zdecydowanie bije na głowę "1939", nie mówiąc już o innych okładkach książek, typu pstrokate "dzieła", z wydawnictwa Fabryka Słów.
Reasumując, z powodu moich dosyć zawyżonych osobistych wymagań, "1944" mnie zawiodła, co nie zmienia faktu, że jest to porządnie, sprawnie napisana opowieść, którą czyta się dobrze. Ciszewski ponadto potwierdza, że jest bardzo dobrym, utalentowanym pisarzem, który w tym momencie powinien podarować sobie już historie wojenne, skupiając się bardziej na relacjach pomiędzy bohaterami.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.