Dodany: 04.05.2011 15:55|Autor: OLi_10

Jung w świecie fantasy


Fantasy. Większości ludzi ten gatunek literatury kojarzy się z raczej prostymi opowieściami spod znaku pseudo-średniowiecza, papierowych bohaterów i nieskomplikowanej fabuły w stylu „wielki rycerz idzie zabić strasznego króla goblinów i jego kompanów, po drodze ratuje świat i zdobywa przyjaciół”. Jednym słowem można powiedzieć, że w świadomości przeciętnego zjadacza chleba fantasy jest literaturą dla młodszego czytelnika, gdzieś do piętnastego roku życia. Literaturą, z której się wyrasta.

Idźmy dalej. Nawet wśród ludzi zainteresowanych fantastyką znam wielu takich, którzy fantasy uznają za młodszą, może nieco ładniejszą, ale na pewno o wiele głupszą siostrę fantastyki naukowej. Swój sąd argumentują tym, iż większość historii z tego gatunku to przecież proste, młodzieżowe powieści przygodowe, tyle że zakotwiczone w świecie znanym nam z baśni, legend albo różnych mitologii. Wskazują również na brak ambicji autorów tworzących książki spod znaku „magii i miecza” - większość z nich ogranicza się do oklepanego konfliktu dobra ze złem (a wiele z fikcyjnych światów nawet na tej dychotomii się zasadza), nieciekawych bohaterów, kiczowatości i długiej, nudnej bijatyki, przywodzącej na myśl filmy akcji „made in USA”.

W niektórych przypadkach muszę przyznać rację moim rozmówcom. Trudno wszakże porównywać niektóre wypociny autorów fantasy z wieloma dziełami literatury SF. Oczywiście można znaleźć tutaj całkiem przyjemną rozrywkę, pozwalającą na krótkie porzucenie otaczającej nas szarej rzeczywistości na rzecz fantastycznych, ładnych krajobrazów krain, gdzie mieszkają piękne smoki i głodne księżniczki (albo na odwrót). Z drugiej jednak strony brakuje w tym wszystkim jakiejś myśli, jakiegoś głębszego przesłania. A wielu książkom spod znaku SF nie można tego odmówić. Weźmy Lema, Dicka, Asimova – lektura większości ich książek zmusza czytelnika do zastanowienia. Nad kondycją ludzkiego rodzaju, nad przyszłością naszego gatunku, naszej planety czy istotą ludzką w ogóle. Trzeba przyznać, że dzięki temu SF zbliża się do literatury „z wyższej półki”. Ale...

No właśnie. Bo czy można z całą uczciwością powiedzieć, że na jedno dzieło Lema nie przypada setka utworów prostych, schematycznych, często infantylnych, po prostu słabych? Czy w łonie SF nie powstają historie o dzielnych amerykańskich kosmonautach, którzy laserami tępią wszelkie obce ustrojstwo zagrażające naszej pięknej, niebieskiej planecie (albo coś w ten deseń)? Dlaczego więc – mimo tego, że i tutaj mamy do czynienia z utworami mniej lub bardziej udanymi – ludzie są skłonni zaliczyć SF do literatury dla „dorosłych” a fantasy do tej „dla dzieci i młodzieży”?

OK, może fantasy ma mniejsze szczęście do autorów. Może cierpi trochę z powodu wspomnianej wcześniej baśniowości, która na pierwszy rzut oka kojarzy się z historiami dla dzieci („Mówisz, że to książka o krasnoludach? Takich, jak w »Sierotce Marysi«?”). Może rzeczywiście brakuje tutaj przesłania, myśli, które zmuszałyby do zastanowienia i wywarły jakiś wpływ na czytelnika? Może. Ale czy na pewno?

Weźmy ojca fantasy, Tolkiena. Nie można mu zarzucić, że był grafomanem, produkującym swoje książeczki ku uciesze mas. Tolkien był świetnym pisarzem, miał wspaniały warsztat i styl, i dobrze odnalazłby się w każdym gatunku. Jednakże wolał pisać o „elfikach i krasnoludkach” zamiast o nowych szlakach gwiezdnych, odkrywanych przez naszych dzielnych chłopców, czy kolejnych wynalazkach myśli ludzkiej. Dlaczego?

Kwestia gustu. Chyba tylko to. Bo na dobrą sprawę trudno dzielić gatunki na te „lepsze i mądrzejsze” i te „głupiutkie i dla dzieci” tylko na podstawie praw rządzących daną konwencją. Jestem zdania, że nie ma złych gatunków, bowiem z każdego da się coś ciekawego wycisnąć – są tylko źli autorzy. Nasz wielki, wspomniany już przeze mnie, twórca, Stanisław Lem, też chyba tak uważał, skoro zainteresował się fantasy. Zainteresowanie przemieniło się w sympatię do konkretnej książki - „Czarnoksiężnika z Archipelagu” Ursuli K. Le Guin, jednej z najbardziej znanych (obok Tolkiena i Lewisa) figur w „branży” fantasy i tej, która udowadnia, że nie jest to gatunek tylko dla smutnych młodzieńców marzących o żywocie potężnego paladyna.

Powieść przedstawia historię Krogulca (Geda), młodego człowieka obdarzonego talentem magicznym. Pod swe skrzydła bierze go czarnoksiężnik Ogion i bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że nasz młodzieniec jest nieoszlifowanym diamentem, który w przyszłości mógłby prześcignąć w sztuce rzucania zaklęć nawet niektórych mistrzów Roke, szkoły dla magów. Ostatecznie więc Ged rusza do Roke, by tam rozwijać swój niemały talent. Jednakże – jak to zwykle bywa – wraz z wielkimi umiejętnościami przychodzi również duma, wręcz pycha, i nasz bohater, chcąc pokazać innym uczniom szkoły, jaki jest potężny, dokonuje czynu na tyle nieroztropnego, że sprowadza sobie na głowę cień. Od tej pory ta przerażająca istota nie da Krogulcowi spokoju; będzie go ścigać po całym Archipelagu, póki nie dopadnie i nie zniszczy....

Z pozoru mamy tutaj typową opowiastkę fantasy. Jest czarodziej (albo raczej młody adept sztuk magicznych), fantastyczna lokalizacja (szkoła magii), wredny antagonista (cień), wreszcie intrygujący świat (Ziemiomorze). Lecz czy „Czarnoksiężnik” w istocie jest historią, jakich wiele? Nie. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście może się tak wydawać. Jest tutaj wszystko to, czym powinna charakteryzować się dobra powieść przygodowa (czy też fantasy) – bohater wędruje po tajemniczym świecie, spotyka ciekawych ludzi, odwiedza fantastyczne miejsca i przeżywa coraz to nowe przygody. Mniej więcej w połowie książki pojawiają się nawet smoki. Całość czyta się bardzo przyjemnie, nie ma tu miejsca na nudę, perypetie Geda-Krogulca są zajmujące, a do tego wszystkiego mamy jeszcze wspaniały styl Le Guin, przywodzący na myśl dawne mity i legendy. Ale to nie wszystko. „Czarnoksiężnik” jest bowiem powieścią o dwóch, a nawet trzech obliczach – obliczu specyficznej baśni, powieści fantasy, i tym najgłębszym, o którym napiszę za chwilę.

Na razie może skupmy się na pierwszych dwóch. Jako fantasy „Czarnoksiężnik” sprawdza się – jak już wspomniałem wyżej – bardzo dobrze. Fabuła, choć dosyć prosta, jest na tyle interesująca, by zapewnić godziwą rozrywkę czytelnikowi. Dodatkowo perypetie Krogulca w dość zauważalny sposób różnią się od perypetii innych bohaterów tego gatunku – ma na to wpływ nie tylko nietypowy świat (o którym później), ale przede wszystkim to, że jego podróż jest tak samo podróżą „z przygodami”, jak wędrówką w głąb własnej duszy. Co więcej, fabuła nie zasadza się na typowym dla wielu utworów fantasy schemacie „pojawia się zło – pojawia się bohater – zło zagraża światu – bohater rusza, by się mu przeciwstawić – epicka bitwa – tryumf dobra”. Można powiedzieć, że „Czarnoksiężnikowi” brakuje epickości; zapomnijcie o wielkich armiach, wojnie między setkami państw, ohydnych mutantach, starciach na miecze i latających nisko kulach ognia. Krogulec ratuje przede wszystkim siebie – a świat żyje dalej, nie zdając sobie sprawy ze zmagań młodzieńca...

Co więcej, postać Geda jest całkiem intrygująca. Młodzieniec bowiem ma więcej osobowości, niż wielu innych herosów fantasy razem wziętych, a co ważniejsze – w czasie akcji „Czarnoksiężnika” dorasta, zmienia się i zaczyna patrzeć na świat z innej perspektywy, niż na samym początku swej wędrówki. Na uwagę zasługuje też jego pierwszy mentor, Ogion, który - pomimo raczej krótkiego „czasu antenowego” - wywiera na czytelniku odpowiednie wrażenie i spokojnie można zaliczyć go do ciekawszych postaci całego cyklu.

Zauważyliście też zapewne, że naszego młodego czarnoksiężnika raz nazywam Krogulcem, a raz Gedem. Nie jest to żaden błąd z mojej strony, żadne niedopatrzenie, a i nasz heros nie cierpi wcale na rozszczepienie osobowości. Chodzi o to, że wszyscy mieszkańcy Ziemiomorza otrzymują po dwa imiona – prawdziwe oraz przybrane, pod którym znają ich inni ludzie. Ten zwyczaj związany jest z obowiązującymi na Ziemiomorzu prawami i systemem magii. Otóż każda rzecz we wszechświecie ma swoje imię, a ten, kto je pozna, zdobędzie również władzę nad samą rzeczą. Jeżeli więc Twoje prawdziwe imię dostałoby się w „ręce” Twojego wroga – jesteś ugotowany. Stąd też ludzie ukrywają swoje rzeczywiste miana pod przybranymi (zwróćcie tu również uwagę na odwołanie do naszego świata i wierzeń, jakoby imię determinowało los człowieka).

Na tej właśnie zasadzie pracuje magia. Nauka na Roke to nie radosne „życie studenckie” i przyswajanie krótkich, prostych inkantacji, lecz żmudne, nudne i męczące poznawanie wszystkich znanych imion – imion wiatru, liścia, kamienia. Dopiero zapamiętawszy prawdziwe miano rzeczy można jej rozkazywać, przemieniać, przekształcać – czyli, potocznie mówiąc, rzucać zaklęcia. Co gorsza, nie można uczyć się imion „kolektywnie” - tzn. jeżeli zechciałbyś wpłynąć na plażę (w Sopocie?), musiałbyś poznać nazwę KAŻDEGO ziarenka piasku! Nic więc dziwnego, że nie każdy może zostać czarnoksiężnikiem, nie każdy ma też odpowiednią, wrodzoną moc, by zapanować nad składnikami świata, a niektórzy po prostu nie dają rady tego wszystkiego ogarnąć i zapamiętać. Jak więc widać, Le Guin stworzyła ciekawy i oryginalny system magii, który na dobrą sprawę porównać można raczej do pewnego rodzaju technologii, nie zaś tajemnych rytuałów. A jak wygląda sam świat Ziemiomorza? Czy jest równie oryginalny?

Jeżeli spodziewaliście się typowej fantasy, pseudo-średniowiecza z rycerzami, zamkami, trollami i pięknymi damami, to się zawiedziecie. Le Guin zrywa całkowicie ze schematem tego typu literatury. Poziom technologiczny Ziemiomorza przypomina raczej naszą epokę brązu, nie średniowiecze. Co więcej, cały świat jest wielkim Archipelagiem – nie ma tutaj większych struktur państwowych (poza Kargardem), na większości wysp ludzie pobudowali niewielkie, niezależne osiedla rybackie (są oczywiście pewne wyjątki od reguły). Brakuje też typowych dla fantasy ras – nie ma krasnoludów, elfów, gnomów itp. (choć są smoki). Mamy do czynienia tylko z ludźmi, a co ciekawsze – większości populacji Archipelagu nie stanowią wcale osobnicy o białej cerze. Niemalże całe Ziemiomorze zamieszkane jest przez pokojowo nastawionych, miedzianoskórych (Indianie?) rybaków, pędzących proste i spokojne życie... przynajmniej do czasu ataku agresywnych, spragnionych krwi i łupów mieszkańców Kargardu. Tylko ci ludzie są niejakim odwołaniem do naszej Europy – to świetni żeglarze, sprawni wojownicy i mają białą skórę. Przypominają Wam kogoś? Tak, to przecież wikingowie jak się patrzy! A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ten klimat – jedyny w swoim rodzaju, nietypowy, raczej kameralny, kojarzący się z mgłami, które otaczają wyspy Archipelagu...

Jak więc widać, fani fantasy powinni być usatysfakcjonowani (poza oczywiście tymi, którzy lubią epickie opowieści). Jednakże „Czarnoksiężnika” można też spokojnie czytać dzieciom i w tym momencie powieść przestawia się w „tryb” baśni. Książka będzie dla malucha wspaniałą historią o dorastaniu, o odpowiedzialności, przyjaźni i godzeniu się z rzeczywistością. Krogulec, ten sam, który uważał, iż dzięki swym nieprzeciętnym zdolnościom może zawojować cały Archipelag, w toku powieści uczy się, że człowiek nie istnieje w oddaleniu od świata, nie jest samodzielnym bytem żyjącym w próżni. Czyny każdej żywej istoty wpływają na materię rzeczywistości, każda akcja wywołuje reakcję, a nieprzemyślane działanie może przynieść wiele szkód. Natura nie jest czymś, co istnieje poza człowiekiem; człowiek jest częścią natury – i zawsze powinien o tym pamiętać.

Jednakże najciekawsza jest warstwa trzecia – ta, którą łatwo można przeoczyć, choć cień to dość wyraźny trop, iż ona tam jest, ukryta gdzieś pod powierzchnią. Bo można tę potężną istotę rozpatrywać tylko w kategoriach stwora z bestiariusza fantasy, monstrum, które trzeba usiec, lecz przecież cień jest przede wszystkim symbolem. O nim pisał Jung, charakteryzując go jako ciemną stronę osobowości, dziką pozostałość po świecie zwierzęcym, w której gromadzą się wszystkie negatywne emocje – te wyparte i te, z których istnienia człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy. Czy nie widać tutaj podobieństwa między koncepcją Junga a tworem Le Guin? Nie chcę tutaj za bardzo się rozwodzić, przede wszystkim dlatego, żeby nie zepsuć Wam przyjemności z czytania, jednakże wydaje mi się, że nawiązanie jest całkiem wyraźne. Cień jest tak naprawdę Gedem, jego mroczną stroną, która – oddzielona od niego w chwili rzucenia zaklęcia – zaczyna go prześladować. Cała wędrówka Krogulca jest więc alegorią zmagań każdej ludzkiej istoty z jej własną ciemną stroną. W książce wspomniani są ludzie, którzy również musieli walczyć z cieniem – nikomu jednak się to nie udało. Ci, którzy próbowali ucieczki, zostali dopędzeni i pożarci. Cień podążał za nimi krok w krok. Ged, z początku próbujący zbiec na kraniec świata, orientuje się, że nie może tego uczynić – ponieważ cień jest nim samym. Może wypierać ze świadomości istnienie swojej mrocznej strony, lecz w ostateczności nie może zakłamać rzeczywistości. Tak samo jest z każdym z nas – całkowite zaprzeczenie do niczego nie prowadzi, bowiem to też część naszej istoty. Nawet jeżeli wstydzimy się naszej „mrocznej strony”, nie możemy jej się wyprzeć – ponieważ to także my. Ci, którzy próbują z nią walczyć, często zostają przez nią pożarci – a raczej pożarci przez obsesję, przez bezsensowne działanie, niemające szans na powodzenie. Inni, starając się nad nią zapanować i udając, że mają ją pod kontrolą, przekonują się, że to nie oni trzymali swoje popędy, swoje wewnętrzne „zło” na smyczy – lecz że stali się niewolnikami swej zwierzęcej strony. I o tym pisał Jung – o tym, że cień może w końcu przejąć kontrolę nad człowiekiem. Aby wygrać ten nierówny bój (tutaj jednak ukryję dalszą część akapitu, by nie psuć radości tym, którzy jeszcze „Czarnoksiężnika” nie czytali)Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Oczywiście cień można rozpatrywać też jako prawdziwe zło (jako moc istniejącą we wszechświecie), jako śmierć (jak chciał Stanisław Lem), a także szereg innych rzeczy, co oczywiście działa tylko na korzyść powieści. Pozwala ona bowiem każdemu czytelnikowi na własną interpretację. Ja najbardziej skłaniam się ku patrzeniu na tę sprawę „oczami Junga” - lecz nie znaczy to, że moje spojrzenie jest tym jedynym prawdziwym. Spróbujcie sami rozwikłać tajemnicę cienia... i dobrze bawcie się, czytając „Czarnoksiężnika”. I nieważne, w jakim jesteście wieku – bo jest to książka, która dorasta wraz z czytelnikiem. Można czytać ją dzieciom, a te nauczą się wielu wartościowych rzeczy; można czytać ją jak powieść fantasy i dobrze się przy tym bawić. A w końcu dostrzega się tę trzecią warstwę – warstwę, która wynosi dzieło Le Guin wysoko ponad krainę „literatury komercyjnej” czy literatury dla dzieci i młodzieży i umieszcza je na wyższej półce... półce, która nie jest wcale tak daleko od półki Junga. Bo w istocie postrzegam przygodę Geda jako alegorię tego, o czym pisał Jung – alegorię człowieka i jego cienia.

Serdecznie zapraszam więc do Ziemiomorza!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 26872
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 35
Użytkownik: wujek_deusz 05.05.2011 22:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Fantasy. Większości ludzi... | OLi_10
Bardzo dobra recenzja, zachęca do przeczytania księgi. Dziwi mnie jednak małe zainteresowanie ową recenzją.
Użytkownik: OLi_10 05.05.2011 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dobra recenzja, za... | wujek_deusz
Serdeczne dzięki za opinię i równie serdecznie pozdrawiam :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.05.2011 22:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dobra recenzja, za... | wujek_deusz
Ajaj, no bo człowiek nie zawsze ma czas czytać wszystkie recenzje na bieżąco! Ale jak znajdzie czas, to czyta i docenia :).
Mnie też się recenzja bardzo podoba, i gdybym jeszcze nie miała za sobą przygody z LeGuin, to by mnie nawet Jung nie wystraszył - zaraz by się książka znalazła w schowku :).
Użytkownik: OLi_10 06.05.2011 22:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Ajaj, no bo człowiek nie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Oczywiście, bardzo dziękuję i doceniam, iż komuś chciało się tę przydługą recenzję czytać - tym bardziej, że trzeba się do niej "dokopać" i jednak trochę czasu na nią poświęcić. Prawdę powiedziawszy nie sądziłem, że dostanę jakąkolwiek "polecankę" od użytkowników - a tu proszę :)

Wielkie dzięki i pozdrawiam :) A Jung nie jest taki straszny - też serdecznie polecam :)
Użytkownik: Marylek 07.05.2011 07:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Fantasy. Większości ludzi... | OLi_10
Problem z postrzeganiem fantasy jako gatunku "gorszego" jest dla mnie dość bolesny, bo w większości wynika z niewiedzy i myślenia sztampowego - dokładnie tak jak piszesz. Z odgórnie przyjętego a niezweryfikowanego założenia, że to jest dla dzieci i szkoda na to czasu. Wiele książek fantasy przeczy temu stereotypowi, ale żeby to wiedzieć, trzeba po nie sięgnąć, a nie odrzucać z góry.

"Czarnoksiężnik" to jedna z moich ukochanych książek, bardzo się cieszę, że tak pięknie o dogłębnie o niej napisałeś. Dziękuję. :)
Użytkownik: agatatera 07.05.2011 08:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Problem z postrzeganiem f... | Marylek
Mogłabym napisać to samo - zarówno a propos widzenia fantasy, jak i umiłowania do książki. Cały Cykl Ziemiomorza zachwycił mnie i polecam go każdemu, kto chce poznać czegoś nawego :)
Użytkownik: OLi_10 07.05.2011 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Mogłabym napisać to samo ... | agatatera
Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami :) Cały cykl jest świetny (choć może ostatnie książki trochę gorsze) i wszystkich zachęcam do przeczytania Ziemiomorza.

Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!
Użytkownik: agatatera 07.05.2011 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Podpisuję się pod tym wsz... | OLi_10
We mnie tkwi ciekawość jakie to będą kolejne książki tej autorki, które przeczytam. Kilka mam nawet na półce, ale nie nadeszła jeszcze ich pora ;)

Również pozdrawiam!
Użytkownik: OLi_10 07.05.2011 15:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Problem z postrzeganiem f... | Marylek
Tak właśnie jest. Oczywiście, że zdarzają się w fantasy książki gorsze - niektóre to nawet niezdatne do czytania ;) - ale w którym gatunku jest inaczej? A w fantasy znaleźć też można perełki - takie jak Le Guin.

Dziękuję za bardzo miłe słowa :) "Czarnoksiężnik" również jest jedną z moich ukochanych książek i dla mnie jest to tak głęboka i piękna pozycja, że stawiam ją obok utworów innych moich ulubionych autorów - Nietzschego, Castanedy, Słowackieg... Wszakże jest to wspaniała alegoria ludzkiej wędrówki i dopatruję się tu odwołań do wielu koncepcji filozoficznych i psychologicznych. Le Guin łatwo można też porównać do Lema - tyle tylko, że ona jest królową fantasy, on królem SF (choć Le Guin pisała też bardzo dobre utwory SF, to jednak moim zdaniem to Ziemiomorze jest jej największym osiągnięciem), ale obydwoje kładli nacisk przede wszystkim na człowieka, a ich utwory są właśnie refleksją nie tyle nad stanem całego gatunku ludzkiego (choć oczywiście i ten temat podejmują), lecz przede wszystkim nad jednostką. Niestety na razie większość ludzi nie kojarzy z literaturą wysoką - a szkoda - lecz może kiedyś się to zmieni ;)

Pozdrawiam serdecznie!
Użytkownik: Marylek 09.05.2011 15:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak właśnie jest. Oczywiś... | OLi_10
Tak, tak, po wielokroć tak!

Trzeba o tym mówić i podkreślać, że fantasy to tak samo wartościowy gatunek jak każdy; i tak samo zdarzają się w jego obrębie i perły, i gnioty, i popłuczyny. Taki, dla przykładu, Tolkien, którego Śródziemie często wciskane jest na siłę w krainę baśni i bajeczek - a to przecież gigantyczny konstrukt myślowy, dopracowany w każdym szczególe, wraz z własną mitologią i własnymi językami, genealogią rodów i odwołaniami do całego bogactwa światowej mitologii.

Dobre książki zawsze mają drugie, czasami trzecie i czwarte dno. Przyjemnością jest doszukiwanie się ich. Choć przyjemnością może też być czytanie "po wierzchu", a czasem dociekliwy czytelnik potrafi dokopać sie wątków i motywów, o których autorowi nawet się nie śniło. ;)

Takie recenzje jak Twoja powyżej są cenne i potrzebne również dlatego, że pomagają to któreś tam dno dostrzec. :)
Użytkownik: OLi_10 11.05.2011 14:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, tak, po wielokroć ta... | Marylek
Tolkien był oczywiście bardzo mądrym człowiekiem, do którego historii czasem lubię wracać (szczególnie do "Silmarillionu") i należy rzeczywiście skłonić przed nim głowę, jako tym, który to wszystko zaczął i zrobił to w sposób mistrzowski. Pospolity grafoman na pewno by tak tego nie uczynił ;) Tolkien opracował wszakże świat, kultury, rasy, a nawet cały język! W ciekawy sposób połączył wierzenia, legendy i mitologie dawnych kultur z realiami naszych średnich wieków. Jego książki nie tylko stworzyły cały gatunek, lecz również ustanowiły zasady, którymi rządzi się do tej pory większość tworów fantasy (pseudośredniowiecze, orkowie, krasnoludy, elfy), a nawet schemat większości historii (drużyna herosów rusza zniszczyć Mrocznego Władcę - choć oczywiście nie można winić Tolkiena za to, że wielu leniwych autorów postanowiło skopiować sobie fabułę jego książki i udawać, że poza niego wyjść nie można, bo to wszakże mistrz fantasy ;) ). W jego utworach dostrzegam także pewnego rodzaju alegoryczność (choć nie taką, jak u Le Guin), lecz jest to temat na inną okazję. Jednakże - pomimo całej sympatii dla Tolkiena - uważam jego utwory za nieco mniej ciekawe i z mniejszą ilością "denek" ;) niż u Urszuli... Lecz Mistrz John jest bardzo dobrym przykładem na to, że fantasy nie jest tworzone przed idiotów dla dzieciuchów - a co ważniejsze, chyba najlepiej nadający się do zaprezentowania ludziom, którzy dopiero zaczynają przygodę z tym gatunkiem - ze względu na mistrzostwo stylu, wspaniały warsztat, ogrom pracy włożony w budowę Śródziemia i rozległą wiedzę autora. Jedyne, co może zgrzytać, to jego postaci... ale to znów temat na inną okazję ;) A jeżeli chodzi o innych autorów - cóż, tutaj początkujący czytelnik będzie musiał trochę się potrudzić, by dotrzeć do pereł gatunku, ale trud się opłaci i być może się przekona, że to gatunek jak każdy inny...

Jeżeli chodzi o interpretacje - tak, to święta prawda, czasami sam autor pewnie jest zdziwiony tym, co według czytelników zakamuflował w swych utworach :P Sam mam lekkie skrzywienie na szukaniu wszędzie różnych sensów i ukrytych przekazów. Jednak w przypadku "Czarnoksiężnika" treść tak pasuje do koncepcji Junga, że postanowiłem się tym podzielić z użytkownikami Biblionetki i sądzę, że nie jest to nadinterpretacja ;) A i pewnie jeszcze wiele interpretacji będzie pasować - i to świadczy o mistrzostwie Le Guin :)

Dziękuję bardzo za miłe słowa, cieszę się, że recenzja się podoba i jakoś spełnia swoje zadanie ;) Takie książki jak "Czarnoksiężnik" zasługują na to, by je "wałkować" i próbować spojrzeć na nie z innej strony. Bowiem moim zdaniem za sto lat niewielu będzie pamiętać o dzisiejszych hitach fantasy, a Ziemiomorze ciągle będzie tym cyklem, który jest jednym ze szczytowych osiągnięć gatunku...

Serdecznie pozdrawiam!
Użytkownik: mivael 13.03.2013 21:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Tolkien był oczywiście ba... | OLi_10
Recenzja ciekawa choć stylistycznie młodzieżowa. Nie mogę się za to zgodzić z stwierdzeniem jakoby u mistrza Tolkiena było mniej symboliki i warstw interpretacyjnych. Powiem więcej u mistrza Tolkiena jest ich tak dużo i tak dobrze ukrytych, że potrzeba wielu wielu lat aby je wszystkie odnaleźć. Mistrz Tolkien nie skupiał się na psychologii jednej postaci ( dlatego bez zasadne wydaje mi się porównywanie jego twórczości z twórczością U. Le Guin) mistrz Tolkien napisał EPICKIE dzieło na temat kondycji ludzkości zawierające w sobie cały dorobek "zachodniej cywilizacji". To co stworzył jeden człowiek spokojnie może służyć za mitologię dla całego narodu ( zresztą taka myśl przyświecała twórcy ) jest to mitologia na wskroć przepełniona przede wszystkim katolickim mistycyzmem. Motyw podróży, poświęcenia życia w zamian za odkupienie win całego świata, motyw najmniejszej jednostki, która zaważyć może na losach wszystkich innych, motyw prawdziwej przyjaźni zrodzonej w wspólnej niedoli oraz poświęcenie wszystkiego w jej imię, przepiękny motyw wiecznej, zakazanej, ale ostatecznie spełnionej miłości, mój ulubiony motyw wędrówki jako procesu odnajdywania siebie i swojego przeznaczenia. Czego jak czego ale prostolinijności mistrzowi Tolkienowi zarzucić nie można. Należy przy tym pamiętać, że tworzył on do szuflady, dla siebie i najbliższych, całe życie brzydził się pisaniem komercyjnym na zamówienie. Dlatego właśnie Władca Pierścieni to JEDNA powieść podzielona do celów wydawniczych na 3 części, dlatego właśnie jest tak wewnętrznie spójna ponieważ była pisana przez ponad 10 lat czyli czas przez który wielu pisarzy jest w stanie "wypluć" całą sagę jak np. J.K.Rowling.

P.S. Widać, że nie jesteś fanem mistrza Tolkiena jako osoby ponieważ mówisz o nim per "John" a dość powszechnie wiadomo, że znany przede wszystkim był pod drugim imieniem Ronald :)
Użytkownik: aleutka 14.03.2013 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja ciekawa choć sty... | mivael
Mozliwe spoilery - ale delikatne.

Twoim zdaniem LeGuin skupiala sie na psychologii jednej postaci? Naprawde? Wiec twoim zdaniem Ziemiomorze jest tylko o Gedzie?
A moim zdaniem Tolkien nie skupial sie na psychologii ZADNEJ postaci. Wszystkie jego postacie sa bardzo schematyczne (niewinny bohater wyruszajacy zniszczyc zlo, bezwglednie lojalny przyjaciel, tajemniczy sojusznik, Nieskonczenie Piekna, Nieuchwytna Zakochana (bo wlasciwie niewiele wiecej o niej wiadomo) Elfia Ksiezniczka. I wszyscy oni mowia takim samym jezykiem. Naprawde. Hobbici i elfy uzywaja takich samych sformuowan. Zadnej indywidualizacji. Ktos kiedys argumentowal do mnie ze to jest wlasnie natura eposu, cena za ten epicki rozmach. Nie ma tu jakiejs poglebionej psychologicznej analizy. No to w takiej wersji epickiego rozmachu nie znosze.

Motyw podrozy, poswiecenia zycia w zamian za odkupienie win calego swiata przedstawione jest w Ziemiomorzu znacznie ciekawiej. Ofiara Geda jest znacznie glebsza poniewaz nie odrzucal czegos zewnetrznego i jednoznacznie zlego. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu I LeGuin nie konczy w tym momencie, nie idzie na latwizne kazac mu odejsc z jakimis elfami. Pokazuje co sie dzialo dalej.

Motyw prawdziwej przyjazn zrodzonej we wspolnej niedoli i poswiecenie wszystkiego w jej imie - a coz innego robia Ged, Lebannen i Tenar? Znowu jest to przedstawione ciekawiej, poniewaz wszyscy oni bardzo gleboko sie zmieniaja.

Motyw zakazanej ale ostatecznie spelnionej milosci - a coz innego dzieje sie miedzy Gedem a Tenar? Powiedzialabym znowu, ze Le Guin przedstawia to prawdziwiej i glebiej. Paradoksalnie przedstawia bardzo ciekawy eksperyment. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu(malo epickie zapewne, ale na mnie robi glebsze wrazenie niz te podniosle teksty Tolkiena).

Motyw wedrowki jako jako procesu odnajdowania siebie - w kazdym tomie cyklu o Ziemiomorzu odbywa sie wlasnie taka wedrowka - za kazdym razem w inny sposob. U Tolkiena jest linearnie i prosto. Musimy isc do Mordoru i wrzucic pierscien do otchlani. Problem rozwiazany. Ged wyrusza aby uciec przed Cieniem, jak najbardziej fizycznie, Tenar wyrusza w glab labiryntu - zarowno doslownie jak i symbolicznie, bo musi cala swoja psychike przedefiniowac, wyprawa Lebannena i Geda do granic krainy smierci znowu typowa wedrowka; podroz Tehanu, zdecydowanie bardziej symboliczna ale rowniez doslowna konczaca sie tym straszliwym i pieknym pozegnaniem z Kalessinem i Inny wiatr, w ktorym cale Ziemiomorze musi odnalezc nowe znaczenia i zaadaptowac nowe elementy... tego jest tu znacznie wiecej niz w Srodziemiu powiedzialabym i jest ciekawiej zrealizowane. Nie zauwazylam na przyklad, zeby wedrowka jakos zmienila Sama albo Legolasa a i Gimli pozostaje taki sam, Obiezyswiat takoz. Nawet Frodo naprawde sie nie zmienia i nie zauwazylam zeby jakos odnajdowal siebie. Zmiany jakie w nim zachodza wywolane sa przez czynnik zewnetrzny jakim jest pierscien i usuniecie pierscienia przywraca go po prostu do stanu Frodowego.

Jak juz mowilam dla mnie Tolkien wlasnie jest bardzo prostolinijny i linearny w wielu aspektach. Trzeba sie pozbyc pierscienia. Idziemy na koniec swiata wrzucic go do jakiejs otchlani. Fabularnie proste jak konstrukcja cepa. Te wade bardzo widac w adaptacji - zwlaszcza w drugiej i trzeciej czesci, gdzie sporo ujec to po prostu bohaterowie przemieszczajacy sie z jednego konca ekranu na drugi. Te pozostale znaczenia wypunktowane przez ciebie sa rowniez w Ziemiomorzu i sa wlasnie zrealizowane glebiej i ciekawiej. A przy tym swiat Urszuli Le Guin - to juz moje zdanie - jest o wiele bardziej konkretny. Zamieszkany przez tlumy prawdziwych ludzi, ktorzy nie stanowia po prostu tla dla Dzielnej Druzyny, Pieknych Nieziemska Uroda Elfow i innych Wojownikow Swiatla, bardzo bardzo epickich niewatpliwie. W Ziemiomorzu tkaczki, rolnicy, marynarze, mlodsze siostry smazace ryby, handlarze niewolnikow i inne podejrzane indywidua - wszyscy oni dziela ten swiat i sa niezbedni. I Le Guin nie potrzebuje grubasnych tomow i dziesiatek aneksow zeby ten swiat byl realny, znacznie realniejszy niz Srodziemie.

Inny czynnik ktory przemawia do mnie znacznie glebiej niz wszystkie pierscienie zla - to wlasnie przedstawienie walki czlowieka z mrokiem. Zlo u LeGuin nie jest jakims zewnetrznym czynnikiem, ktory wystarczy wyeliminowac wrzucajac do otchlani aby swiat powrocil do pelni harmonii. Problem jest znacznie bardziej zlozony i u niej wiele warstw wlasnie do tego nawiazuje.
Użytkownik: mivael 15.03.2013 00:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Mozliwe spoilery - ale de... | aleutka
Spokojnie to tylko książki :)

"Twoim zdaniem LeGuin skupiala sie na psychologii jednej postaci? Naprawde? Wiec twoim zdaniem Ziemiomorze jest tylko o Gedzie?"

Nic takiego nie powiedziałem, a już na pewno nie miałem na myśli jestem dopiero w trakcie czytania sagi Ziemiomorza ( połowa I tomu ) i nie mam w zwyczaju wypowiadać się na temat czegoś czego nie znam.

"A moim zdaniem Tolkien nie skupial sie na psychologii ZADNEJ postaci. Wszystkie jego postacie sa bardzo schematyczne (niewinny bohater wyruszajacy zniszczyc zlo, bezwglednie lojalny przyjaciel, tajemniczy sojusznik, Nieskonczenie Piekna, Nieuchwytna Zakochana (bo wlasciwie niewiele wiecej o niej wiadomo) Elfia Ksiezniczka."

Warto pamiętać o tym, że primo to miały być archetypy, secundo w fantastyce jako takiej właśnie mistrz Tolkien zastosował je po raz pierwszy. poza tym stwierdzenie takie jest bardzo krzywdzące, choć oczywiście Władca Pierścieni to nie jest powieść psychologiczna a epicka to jego postacie z pewnością nie są jednowymiarowe.

"I wszyscy oni mowia takim samym jezykiem. Naprawde. Hobbici i elfy uzywaja takich samych sformuowan. Zadnej indywidualizacji."

Tak wszyscy oni mówią wspólną mową ( co u siebie wprowadziło bardzo wielu późniejszych pisarzy )
prócz tego wszyscy mówią swoimi własnymi językami. A to że stylistycznie mówią podobnie... cóż może to głupio zabrzmi, ale większość z postaci w Władcy Pierścieni to elita danego plemienia, choć to też do końca tak nie wygląda ( chyba masz trochę filmowy obraz :) )

"Ktos kiedys argumentowal do mnie ze to jest wlasnie natura eposu, cena za ten epicki rozmach. Nie ma tu jakiejs poglebionej psychologicznej analizy. No to w takiej wersji epickiego rozmachu nie znosze."

Nie można napisać powieści doskonałej pod każdym względem, psychologia postaci u Tolkiena to nie jest jego najmocniejsza strona.

"U Tolkiena jest linearnie i prosto. Musimy isc do Mordoru i wrzucic pierscien do otchlani. Problem rozwiazany."

Właśnie z takiego myślenia o WP biorą się pytania typu "Czemu nie polecieli na orle do Mordoru?" Polecam doczytać jeszcze raz pierwszą część tam bardzo dokładnie rozpisane są rozterki związane z odnalezieniem jedynego pierścienia i pomysły na jego anihilację

"I LeGuin nie konczy w tym momencie, nie idzie na latwizne kazac mu odejsc z jakimis elfami."

Nie wiem jak jest u LeGuin ale się dowiem. Natomiast w WP to nie jest żadna łatwizna, tylko bardzo trudny wybór jakiego musiał dokonać powiernik pierścienia.


"tego jest tu znacznie wiecej niz w Srodziemiu powiedzialabym i jest ciekawiej zrealizowane. Nie zauwazylam na przyklad, zeby wedrowka jakos zmienila Sama"

Sam akurat rzeczywiście jest przykładem postaci jaka powierzchownie przeszła najmniejsze zmiany, stał się pewniejszy. Lecz dla przykładu Pippin i Merry a w szczególności Pippin zmieniają się całkowicie Pippin staje się mężczyzną, dojrzałym, stanowczym, odważnym ( porządki w Shire ) godnym swego rodu. To właśnie wędrówka ich zmienia a to że widać to po zachowaniu a nie wnikliwych przemyśleniach to już styl pisarki Tolkiena.

"albo Legolasa a i Gimli pozostaje taki sam,"

To akurat strzał w stopę, bowiem Legolas i Gimli zmieniają się bardzo przede wszystkim rezygnują z uprzedzeń zostając przyjaciółmi, ich przyjaźń przetrwała wyprawę wszystkie uprzedzenia a los jest nikomu nieznany czyż to nie piękne?

"Obiezyswiat takoz."

Przede wszystkim u Obieżyświata zmienia się wszystko od imienia ( zostaje już tylko Aragornem Elessarem ) po wygląd ( zyskuje sobie powagi a jego oblicze przypomina dawnych królów - szczegółowo opisane w ostatniej księdze ), kończąc na zachowaniu, gestach i mowie. Aragorn wyzbywa się roli strażnika, wygnańca i zaczyna kroczyć przeznaczoną mu ścieżką, zasiada na należnym tronie, król tułacz wraca na stolicę. Jeśli ktoś doznaje przemiany w WP to właśnie Aragorn. Poznajemy go jako już dojrzałego mężczyznę a jednak zachodzi w nim ogromna przemiana. Podejmuje na nowo ścieżkę którą przestał kroczyć. Jest to przepiękny motyw.

"Nawet Frodo naprawde sie nie zmienia i nie zauwazylam zeby jakos odnajdowal siebie. Zmiany jakie w nim zachodza wywolane sa przez czynnik zewnetrzny jakim jest pierscien i usuniecie pierscienia przywraca go po prostu do stanu Frodowego."

Frodo, który po powrocie do Shire zaczyna rozumieć, że dłużej już nie pasuje do tego świata, Frodo który bardzo symbolicznie dźwigał na swoich barkach całe zło tego świata, wie że w tym świecie nic już na niego nie czeka. Frodo, który wyrusza na wyprawę jako dość beztroski hobbit ( ale nie gówniarz jak w filmie ) wraca rozerwany i zniszczony, bowiem zadanie jakiego się podjął kosztowało go wiele cierpienia.

"Jak juz mowilam dla mnie Tolkien wlasnie jest bardzo prostolinijny i linearny w wielu aspektach. Trzeba sie pozbyc pierscienia. Idziemy na koniec swiata wrzucic go do jakiejs otchlani. Fabularnie proste jak konstrukcja cepa."

Właśnie o to chodzi o powierzchowną prostolinijność o to, że powieść miała nieść ze sobą uniwersalistyczny charakter. Jak już wspominałem pozbycie się pierścienia to wcale nie była taka łatwa i oczywista sprawa ( w filmie wyjątkowo to spłycili )



"Te wade bardzo widac w adaptacji - zwlaszcza w drugiej i trzeciej czesci, gdzie sporo ujec to po prostu bohaterowie przemieszczajacy sie z jednego konca ekranu na drugi."

Nie dyskutujemy tutaj o skądinąd znakomitej adaptacji, a o książce, masz podobny problem jak wielu innych krytyków mistrza Tolkiena patrzysz na WP przez pryzmat filmowej trylogii a to zupełnie inne dzieła.

"Te pozostale znaczenia wypunktowane przez ciebie sa rowniez w Ziemiomorzu i sa wlasnie zrealizowane glebiej i ciekawiej. A przy tym swiat Urszuli Le Guin - to juz moje zdanie - jest o wiele bardziej konkretny. Zamieszkany przez tlumy prawdziwych ludzi, ktorzy nie stanowia po prostu tla dla Dzielnej Druzyny, Pieknych Nieziemska Uroda Elfow i innych Wojownikow Swiatla, bardzo bardzo epickich niewatpliwie."

Znowu wieje filmową wizją, która rzeczywiście stara się być bardziej epicka niż książka. Znowu radzę wrócić do książek do postaci karczmarza z Bree, rodziny Bilba, "zwykłych" elfów jakich Frodo spotyka w I księdze, Beregondowi i całej masie innych postaci przewijających się przez karty trylogii.


"W Ziemiomorzu tkaczki, rolnicy, marynarze, mlodsze siostry smazace ryby, handlarze niewolnikow i inne podejrzane indywidua - wszyscy oni dziela ten swiat i sa niezbedni. I Le Guin nie potrzebuje grubasnych tomow i dziesiatek aneksow zeby ten swiat byl realny, znacznie realniejszy niz Srodziemie."

Jak przeczytam to ocenie dla mnie każda ilość stron z Śródziemia nie jest zbyt mała.

"Inny czynnik ktory przemawia do mnie znacznie glebiej niz wszystkie pierscienie zla - to wlasnie przedstawienie walki czlowieka z mrokiem. Zlo u LeGuin nie jest jakims zewnetrznym czynnikiem, ktory wystarczy wyeliminowac wrzucajac do otchlani aby swiat powrocil do pelni harmonii. Problem jest znacznie bardziej zlozony i u niej wiele warstw wlasnie do tego nawiazuje."

Za pewne tak jest. U mistrza Tolkiena nie każde zło jest zewnętrzne, doskonale oddaje to kazus mojej ulubionej postaci czyli Boromira. Poza tym ponownie odwołam się do książki zniszczenie pierścienia nie rozwiązało wszystkich problemów jak za dotknięciem magicznej różdżki ( tak jak jest to w filmie ).

Jedna mała prośba ... ortografia ...

pozdrawiam :)
Użytkownik: aleutka 15.03.2013 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Spokojnie to tylko książk... | mivael
Napisales ze Tolkien nie skupia sie na jednej postaci i dlatego wlasnie nie warto go porownywac z LeGuin. Wysnulam wniosek, ze dla ciebie LeGuin skupia sie na jednej postaci i jest to zasadnicza roznica miedzy nia a Tolkienem. To bledne zalozenie.

Nie jestem pewna czy Tolkien rzeczywiscie jako pierwszy zastosowal archetypy w fantastyce. A po drugie - Le Guin tez stosuje klasyczne sytuacje archetypiczne i archetypy, a jednak potrafi im nadac pietno jakiejs indywidualnosci i uniwersalizmu rownoczesnie. Tolkien tu zawodzi. Uniwersalistyczny charakter powiesci wcale nie oznacza ze pisarzowi wolno upraszczac i isc w nadmierna prostolinijnosc. Archetyp nie jest tozsamy ze stereotypem. Zwlaszcza w powiesci epickiej:) Nie mozna powiedziec ze brak miejsca lub swiadome zalozenie zwiezlosci stanely autorowi na drodze :)

Nie chodzi o to ze postacie maja wspolna mowe (zreszta elfy maja wlasne jezyki przeciez) tylko wlasnie o to, ze mowia tym samym stylem. Glowne postacie to mlodzi bardzo hobbici z pewnoscia nie jakas super wyksztalcona elita swojego plemienia. Nadal nie potrafie zrozumiec, ze ci mlodzi hobbici mowia jak elita elfow i krolowie. Tu chwala filmowi, bo swiadom tej slabosci powiesci probowal przynajmniej nadac im rozne akcenty. Ach Pippin i jego szkocki zaspiew. Pysznosci.

Co do zakonczenia wybor jest trudny dla Froda niewatpliwie, natomiast dla pisarza jest to pojscie na latwizne. Tego wlasnie nie zrobila Le Guin.

Pisze o wadzie powiesci, ktorej to wady po prostu nie zdolala przeskoczyc adaptacja. A adaptacja nie zdolala jej przeskoczyc poniewaz jest to zbyt gleboko wbudowane w strukture powiesci aby sie dalo obejsc. Zupelnie nie rozumiem, w jaki sposob moze to oznaczac, ze patrze na ksiazke przez pryzmat adaptacji. Jest raczej odwrotnie. Sklonna jestem rozgrzeszyc adaptacje, bo problem lezy w materiale zrodlowym wlasnie :)

Przemiana Aragorna jest opowiedziana zewnetrznie dla mnie. Zmiana imienia i ubioru to rzeczy czysto zewnetrzne. Jesli bedziemy sie opierac na archetypie w stylu "pogodzenie z wlasnym przeznaczeniem" to w moim odczuciu zostaje to opowiedziane takze zewnetrznie a nie pokazane w przemianie bohatera. Ale mozliwe ze tu sie zapetlam bo strasznie trudno mi to ujac w slowa. Mam wrazenie ze Tolkien opowiada bajke o ukrytym rycerzu czy krolu w przebraniu(gdzie uproszczenia sa nieuniknione,psychologia sladowa a wynik z gory znany) a nie snuje epicka opowiesc o czlowieku ktory musial sie odbudowac na nowo. Wolno Tolkienowi oczywiscie uzyc takiego archetypicznego zabiegu ale w powiesci tych rozmiarow mogl jej nadac troche glebszy wymiar indywidualny. Frodo podobnie. Stereotypem mi leci i juz. Nie mam nic przeciwko znanym schematom fabularnym, sa powody dla ktorych te schematy tak gleboko na nas oddzialywuja, ale wiecej indywidualnosci mi potrzeba w wykonaniu kogos, kto jest pisarzem a wiec moze uzywac jezyka na roznych poziomach i budowac postacie na roznych poziomach.

Jak bardzo rozne mozna miec wrazenia. Jesli juz porownujemy z adaptacja to w moim odczuciu wlasnie film desperacko probuje dodac "zwyczajnych ludzi" w tle (w Bree na przyklad i w calej sekwencji o Rohanie, zwlaszcza tej otwierajacej. Te dzieci dosiadajace wielkiego ogiera bez zadnego strachu i mala dziewczynka, wyklocajaca sie ze bratu przeciez nie wolno jezdzic na tym akurat koniu. Od razu mozna sobie wyobrazic dziesiatki eee... dyskusji na ten temat jakie sie odbywaly w tym domu... a przy tym bardziej niz dziesiatki epickich poscigow i pieknych tyralier taka scena pokazuje jak bardzo konie i jazda konna sa oczywista czescia zycia ludzi Rohanu). W ksiazce zupelnie tego nie znalazlam i dlatego wlasnie Ziemiomorze bylo dla mnie duza ulga.

Az przeczytalam post od nowa. Gdzie popelnilam blad ortograficzny? Naprawde nie widze. No chyba ze znowu zostaje mi wypomniany brak polskich znakow. To sie juz robi przykre. Chcialabym zauwazyc ze zgodnie z regulaminem forum polskie znaki nie sa wymagane w dyskusjach, a mieszkajac poza granicami kraju nie zawsze mam dostep do polskiej czcionki. Pisze glownie w przerwach w pracy i nie dostane od naszych adminow wszystkich tych kreseczek i kropek na potrzeby biblionetkowania. Domniemania niewinnosci sie domagam Wysoki Sadzie :)

Pozdrawiam.
Użytkownik: mivael 17.03.2013 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisales ze Tolkien nie ... | aleutka
"Nie jestem pewna czy Tolkien rzeczywiscie jako pierwszy zastosowal archetypy w fantastyce"
Zastosował jako jeden z pierwszych jako ojciec współczesnej fantastyki.

"A po drugie - Le Guin tez stosuje klasyczne sytuacje archetypiczne i archetypy, a jednak potrafi im nadac pietno jakiejs indywidualnosci i uniwersalizmu rownoczesnie. Tolkien tu zawodzi.
Uniwersalistyczny charakter powiesci wcale nie oznacza ze pisarzowi wolno upraszczac i isc w nadmierna prostolinijnosc. Archetyp nie jest tozsamy ze stereotypem. Zwlaszcza w powiesci epickiej:) Nie mozna powiedziec ze brak miejsca lub swiadome zalozenie zwiezlosci stanely autorowi na drodze :)"

Nie wiem, w którym miejscu w WP jest prostolinijność i jakieś uproszczenia. Po prostu mój prosty rozum nie potrafi sobie wyobrazić napisania bardziej złożonej wielowątkowej wielopłaszczyznowej powieści.

Trzeba również zrozumieć, cel i charakter w jakim mistrz Tolkien napisał WP miała to być opowieść z większej mitologii cała książka zresztą pisana jest jakby z perspektywy historii przypowieści. ( vide Czerwona księga Marchii Zachodniej ) trudno więc, żeby epicka historia zawierała w sobie złożone psychologicznie postaci. Podobnie jak trudno sobie to wyobrazić w poemacie o Rolandzie, Cydzie, Beowulfie czy królu Popielu

Tak jak wspomniałem wcześniej nie ma większego sensu porównywanie LeGuin z Tolkienem bo poza tym, że oboje tworzyli fantastykę i to nawet jej kanon niewiele ich łączy. W moim pierwszym poście chodziło o coś zupełnie innego. Ale do tego wróce.

"Nie chodzi o to ze postacie maja wspolna mowe (zreszta elfy maja wlasne jezyki przeciez) tylko wlasnie o to, ze mowia tym samym stylem. Glowne postacie to mlodzi bardzo hobbici z pewnoscia nie jakas super wyksztalcona elita swojego plemienia. Nadal nie potrafie zrozumiec, ze ci mlodzi hobbici mowia jak elita elfow i krolowie. Tu chwala filmowi, bo swiadom tej slabosci powiesci probowal przynajmniej nadac im rozne akcenty. Ach Pippin i jego szkocki zaspiew. Pysznosci."

Jeszcze raz tylko teraz proszę o uważne czytanie. Wszystkie postaci z drużyny w sumie oprócz SAMA to ELITY społeczne swoich plemion. Widzę, że muszę rozpisać. Pippin Tuk i Merry Brandybuck to dziedzice dwóch potężnych o ile nie najpotężniejszych rodów w Shire, trudno żeby mówili jak małorolni chłopi. O wykształcenie Froda zadbał Bilbo przypominam również że w momencie wyruszenia drużyny Frodo był po PIĘĆDZIESIĄTCE !!! Był dojrzałym Hobbitem starszym od Faramira, Boromira i kilku innych do tego znał język elfów. Legolas jest synem króla z Mrocznej Puszczy a jego wiek nie został określony mówi jak elf. Gimli pochodzi z królewskiego rodu jest spokrewniony z Thorinem. Gandalf jest Istarii jak sam powiedział znał kiedyś wszystkie zaklęcia w wszystkich językach, bywał na wszystkich dworach w Śródziemiu. Boromir jest dziedzicem namiestniczego tronu Gondoru wykształconym i dobrze wychowanym ale na przykład jemu zdarza się prostackie zachowanie i głupie pytania. Aragorn ... bez komentarza. To nie jest zbieranina jakiś prostaków a elit, najlepszych z najlepszych dlatego właśnie mówią tak jak mówią a nawet jeśli o to chodzi to ... mogę tylko odesłać do książki do zgryźliwego humoru Gandlfa, ironizowania Aragorna w Domu Uzdrowień itp.

"Co do zakonczenia wybor jest trudny dla Froda niewatpliwie, natomiast dla pisarza jest to pojscie na latwizne. Tego wlasnie nie zrobila Le Guin."

Nie do końca rozumiem co więc miał napisać Tolkien? Że na koniec przyleciały latające wiewiórki i pozabijały wszystkich ?


"Pisze o wadzie powiesci ktorej to wady po prostu nie zdolala przeskoczyc adaptacja. A adaptacja nie zdolala jej przeskoczyc poniewaz jest to zbyt gleboko wbudowane w strukture powiesci aby sie dalo obejsc."

W tym akapicie nie wiem o jaką wadę chodzi

"Zupelnie nie rozumiem, w jaki sposob moze to oznaczac, ze patrze na ksiazke przez pryzmat adaptacji. Jest raczej odwrotnie. Sklonna jestem rozgrzeszyc adaptacje, bo problem lezy w materiale zrodlowym wlasnie :)"

Między innym przez to że uważasz że hobbici byli młodzieńcami, kto był ten był. Twierdzisz, że to było takie proste w zdecydowaniu żeby pójść i zniszczyć pierścień w Mordorze i wiele innych. To typowe spoglądanie na WP przez pryzmat filmowej trylogii a ja jeszcze raz zaznaczam, że to są dwa zupełnie inne dzieła.

"Przemiana Aragorna jest opowiedziana zewnetrznie dla mnie. Zmiana imienia i ubioru to rzeczy czysto zewnetrzne. Jesli bedziemy sie opierac na archetypie w stylu "pogodzenie z wlasnym przeznaczeniem" to w moim odczuciu zostaje to opowiedziane takze zewnetrznie a nie pokazane w przemianie bohatera. Ale mozliwe ze tu sie zapetlam bo strasznie trudno mi to ujac w slowa. Mam wrazenie ze Tolkien opowiada bajke o ukrytym rycerzu czy krolu w przebraniu(gdzie uproszczenia sa nieuniknione,psychologia sladowa a wynik z gory znany) a nie snuje epicka opowiesc o czlowieku ktory musial sie odbudowac na nowo. Wolno Tolkienowi oczywiscie uzyc takiego archetypicznego zabiegu ale w powiesci tych rozmiarow mogl jej nadac troche glebszy wymiar indywidualny."

Nie jestem w stanie napisać nic nowego więc mogę tylko raz jeszcze gorąco zachęcić do przeczytania książki. Aragorn Najwyższy król Gondoru Arnoru i wódz wszystkich wolnych ludzi przebywa fascynującą drogę od zapomnianego dziedzica do najwspanialszego króla. A to że Tolkien nie pisze o tym co tam sobie Aragorn myślał wcale tego nie umniejsza.

Frodo podobnie. Stereotypem mi leci i juz. Nie mam nic przeciwko znanym schematom fabularnym, sa powody dla ktorych te schematy tak gleboko na nas oddzialywuja, ale wiecej indywidualnosci mi potrzeba w wykonaniu kogos, kto jest pisarzem a wiec moze uzywac jezyka na roznych poziomach i budowac postacie na roznych poziomach.

Prosiłbym o skonkretyzowanie co za stereotyp przedstawia sobą Frodo ponieważ ja nie znam żądnych stereotypów o Hobbitach ponieważ nie znam żadnych Hobbitów.

"Jak bardzo rozne mozna miec wrazenia. Jesli juz porownujemy z adaptacja to w moim odczuciu wlasnie film desperacko probuje dodac "zwyczajnych ludzi" w tle (w Bree na przyklad i w calej sekwencji o Rohanie, zwlaszcza tej otwierajacej. Te dzieci dosiadajace wielkiego ogiera bez zadnego strachu i mala dziewczynka, wyklocajaca sie ze bratu przeciez nie wolno jezdzic na tym akurat koniu. Od razu mozna sobie wyobrazic dziesiatki eee... dyskusji na ten temat jakie sie odbywaly w tym domu... a przy tym bardziej niz dziesiatki epickich poscigow i pieknych tyralier taka scena pokazuje jak bardzo konie i jazda konna sa oczywista czescia zycia ludzi Rohanu). W ksiazce zupelnie tego nie znalazlam i dlatego wlasnie Ziemiomorze bylo dla mnie duza ulga."

Cóż ja właśnie uważam, że to film stara się być bardziej epicki pomijając takie przyziemne rzeczy jak problem z zaprowiantowaniem, z zapłatą za kucyka w ogóle nie ma bardzo przyziemnej postaci jak Billy, gospodarz Magot, dziadzunio i wiele wiele innych. Nie ma całego piękna Minas Tirith strażników i kompana Pippina. Szkoda że nie mam przy sobie swoich książek podrzuciłbym Ci fragmenty.

Generalnie jak wspomniałem porównanie nie ma sensu. Tolkien to twórca epopei, LeGuin z tego co na razie widzę to bardziej Heroiczne fantasy ( Eru! co za słaba kalka językowa) stworzyli zupełnie inne światy i zapełnili je zupełnie inną historią.

Żeby wszystko było jasne napisałem pierwszy post ponieważ poczułem, że trzeba obronić mistrza Tolkiena. W ŻADNYM MIEJSCU NIE SKRYTYKOWAŁEM LEGIUN!!! Primo nie skończyłem czytać Secundo bardzo mi się podoba. Po prostu nie lubię i uważam za niesprawiedliwe kiedy ktoś rzuca hasła w stylu, że WP to prosta historyjka. Można danego autora i jego twórczość lubić lub nie, każdy ma do tego prawo ale szacunek jesteśmy winni komu trzeba. Ja nie lubię Ferdydurke przeczytałem tę książkę i nie jestem w stanie nawet powiedzieć o czym była ale rozumiem jakie zajmuje miejsce i mam ogromny szacunek do Gombrowicza za jej napisanie.

"Az przeczytalam post od nowa. Gdzie popelnilam blad ortograficzny? Naprawde nie widze. No chyba ze znowu zostaje mi wypomniany brak polskich znakow. To sie juz robi przykre. Chcialabym zauwazyc ze zgodnie z regulaminem forum polskie znaki nie sa wymagane w dyskusjach, a mieszkajac poza granicami kraju nie zawsze mam dostep do polskiej czcionki. Pisze glownie w przerwach w pracy i nie dostane od naszych adminow wszystkich tych kreseczek i kropek na potrzeby biblionetkowania. Domniemania niewinnosci sie domagam Wysoki Sadzie :)"

Kilka by się znalazło ale to byłoby już czepialstwo. Bardziej niż o ortografie chodziło chyba o stylistykę i brak polskich znaków ( tak wiem wiem, obczyzna i te sprawy, ale dla mnie zawsze to i tak jest błędna ortografia tak zostałem wychowany :P ale już się nie czepiam)

P.S.1 Wypisałem się do cna, nie każ mi pisać kolejnego takiego posta. :)

P.S.2 Walka Geda z smokami ... mmmmm ... pyszności

Pozdro :)

Użytkownik: aleutka 19.03.2013 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nie jestem pewna czy Tol... | mivael
Dobrze wiec juz tylko krotko:

Bede sie upierac ze odeslanie bohatera w sina dal w strone zachodzacego slonca na koniu czy w innej lodzi to schematyczne rozwiazanie i pojscie na latwizne. Unikanie tego jest zadaniem pisarza. Nie jest natomiast zadaniem czytelnika sugerowanie rzeczonemu pisarzowi jak tego uniknac i wpychanie gdziekolwiek latajacych wiewiorek czy innych krwawych krolikow.

Stereotypowosc Froda to klasyczny motyw fantasy - ach ja, taki oporny i zwyczajny nagle obciazony losami swiata calego. Wybraniec Przeznaczenia itp.

I jeszcze tylko - nie wiem do jakiej kategorii zaliczyc LeGuin w ramach fantasy, ale z pewnoscia nie jest to fantasy heroiczne (jesli juz to anty-heroiczne. Przez caly pierwszy tom Ged ucieka przed zlem ktore sam wyzwolil. Przez reszte tomow tez stara sie unikac wielkiej polityki, wielkich bitew i heroicznych rozwiazan. Chociaz kiedy jest to jedyne wyjscie (najlepiej to widac w Najdalszym brzegu) robi to). Fantasy heroiczne to bohater rzucajacy sie z mieczem na czolgi, przepraszam, smoki czy inne stwory. Nie przypominam sobie czegos takiego w Ziemiomorzu. Starcie ze smokiem odbywa ise tam na innej zasadzie o ile pamietam. Ged jest rownie odlegly od Conana jak kurczak od zaluzji ze tak powiem.

Ale ja mam ogromny szacunek dla dziela Tolkiena jesli o kreacje swiata jako takiego chodzi. Sagi nawet czytalam i Edde z rozbawieniem sledzac ile posciagal. Kreacyjnie to mistrz natomiast pisarsko jest kiepski dla mnie i juz.
Użytkownik: OLi_10 25.03.2013 14:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobrze wiec juz tylko kro... | aleutka
Uf, dopiero teraz dałem radę naskrobać coś w tej dyskusji, chociaż winienem był to uczynić na początku, lecz - sami rozumiecie - potem trochę trudno było mi za Wami nadążyć :D Dysputę przeczytałem jednakowoż z zaciekawieniem i postaram się do całości odnieść właśnie tutaj...

"( dlatego bez zasadne wydaje mi się porównywanie jego twórczości z twórczością U. Le Guin)"

Nie dokonałem porównania dzieł tych twórców - ja jedynie przywołałem imię mistrza, bo przecież jeśli porusza się temat fantasy, to grzechem byłoby o nim nie wspomnieć - po drugie, opowiedziałem o moich doświadczeniach czytelniczych. To, że napisałem, iż wolę Le Guin, nie oznacza, że dokonuję porównania na niekorzyść Tolkiena, tudzież daję do zrozumienia, że czytelnik nie ma u niego czego szukać. To zresztą dwa odmiennie różne style pisania i typy fantasy (Le Guin przecież nie chciała odtwarzać schematu toklkienowskiego fantasy, chciała czegoś nowego) Po prostu wolę Urszulkę ;)

"Żeby wszystko było jasne napisałem pierwszy post ponieważ poczułem, że trzeba obronić mistrza Tolkiena"

Ale nie ma takiej potrzeby! Na wszelki wypadek zaznaczę - gdyby ktoś jednak źle odczytał moje intencje - NIE KRYTYKUJĘ Tolkiena. Nic do niego nie mam i darzę go pewną sympatią i sentymentem, po prostu już do mnie nie przemawia tak jak kiedyś. Jednakże jeśli już piszę recenzję, to przedstawiam MÓJ WŁASNY, SUBIEKTYWNY punkt widzenia. To, że napisałem, że wolę Le Guin od Tolkiena, nie znaczy, że uważam Tolkiena za nieudacznika literackiego. Wolę banany od truskawek, ale truskawki też są smaczne :P

"Nie mogę się za to zgodzić z stwierdzeniem jakoby u mistrza Tolkiena było mniej symboliki i warstw interpretacyjnych. Powiem więcej u mistrza Tolkiena jest ich tak dużo i tak dobrze ukrytych, że potrzeba wielu wielu lat aby je wszystkie odnaleźć."

Symbolikę dostrzegam, a jakże! Jeśli już odrzucimy otoczkę mitologiczną, to ujrzymy jak na dłoni symbolikę chrześcijańską (szatan siedzi w swej piekielnej warowni i wykuwa pierścienie, tj. pokusy, którymi nęci ludzi, a ci wpadają w szpony grzechu, czarodzieje to aniołowie, Eru to Jahwe, Moria, zejście Gandalfa do piekieł etc. etc.). I odwołania do chrześcijaństwa rzuciły mi się w oczy już wtedy, gdy będąc dziecięciem po raz pierwszy sięgnąłem po J. J. R. . Swego czasu zastanawiałem się nawet, czy nie można by "Władcy" interpretować jako metafory II Wojny, ale sam Tolkien napisał, że nic takiego nie miał na myśli, więc to jest mylny trop. Z drugiej jednak strony (przyznaję, "Władcę" czytałem daaaaaaaawno temu, rzeczywiście, wielu lat nie poświęciłem na szukanie sensów ukrytych, mniej zastanawiałem się nad Tolkienem niż nad Le Guin i być może dlatego nie pamiętam) nie bardzo wiem, jaka jeszcze alegoria się tu kryje, więc z ciekawością przeczytałbym Twoje interpretacje dzieła mistrza.

"mistrz Tolkien napisał EPICKIE dzieło"

Ciężko byłoby temu stwierdzeniu zaprzeczyć ;)

"dzieło na temat kondycji ludzkości zawierające w sobie cały dorobek "zachodniej cywilizacji"."

Aha - dostrzegasz więc tutaj interpretację, nazwijmy to, socjologiczną. Tak, zgodzę się z tym, choć uważam, że w przypadku Tolkiena komentarz socjologiczny nierozerwalnie wiąże się z symboliką chrześcijańską. Bo ok, jest korupcja, są wojny, są nieprawości, ale 99% zła na świecie to dzieło Morgotha-szatana i jego popleczników. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby usunąć ze Środziemia moce ciemności, to nie byłby to może raj, ale miejsce prawie (PRAWIE) sielankowe. Pierwsza Era - cały czas mrocznie, bo Morgoth nikomu nie daje wytchnienia. Druga Era - raczej cisza i spokój (w podstawówce określałem to dosadniej - nudy :P ), aż w końcu pojawia się Sauron i korumpuje Numeron. Trzecia Era - walki z orkami (też pomiotami zła), aż do momentu powrotu Saurona, gdy rozpętuje się burda na pełną skalę. Ale w momencie, gdy ulubiona biżuteria Ohydnego zostaje przetopiona, wszyscy z nadzieją patrzą w świetlaną przyszłość. Można by przecież interpretować Numeron i jego upadek przez szekspirowsko-makbetowskie "okulary" - władza korumpuje. I byłaby to bardzo uniwersalna interpretacja, tyle tylko, że znowu wkrada się tutaj symbolika chrześcijańska. Nie sama władza korumpuje, bo przecież Numeron był potężnym, acz całkiem spokojnym narodem (no chyba że jakieś ich podłości mi umknęły, jak już wspominałem, ze Śródziemiem mam od dawna marny kontakt, mogłem coś zapomnieć), dopóki nie pojawił się Sauron i nie nauczył ich grzeszyć (znowu wszystkiemu winny jest szatan, który tylko czyha na duszyczki ludzkie). Z tych powodów bardzo mi trudno doszukiwać się we "Władcy" innych interpretacji lub - nazwijmy to - uniwersalnych treści (albo dostrzegam ich raczej niewiele), bo ciągle - w każdym ważniejszym punkcie fabularnym - widzę odwołania do Biblii.
Nie do końca jednak wiem, co masz na myśli, pisząc "dzieło zawierające w sobie cały dorobek "zachodniej cywilizacji"". Mógłbyś to rozwinąć?

"jest to mitologia na wskroć przepełniona przede wszystkim katolickim mistycyzmem"

Że chrześcijańską symboliką, to się zgodzę, ale że chrześcijańskim mistycyzmem - nie do końca. Domyślam się, że użyłeś tego słowa nie w tym konkretnym sensie, raczej jako zastępnika dla symboliki, ale na wszelki wypadek - gdyby ktoś chciał szukać tam odwołań do chrześcijańskich mistyków - napiszę, że takowych tam nie ma. Akurat tak się składa, że zapoznałem się z tym tematem i Tolkien to "kanoniczne chrześcijaństwo" (Eckharta, Jana od Krzyża czy Loyoli nie widzę u Tolkiena...).

"Motyw podróży, poświęcenia życia w zamian za odkupienie win całego świata, motyw najmniejszej jednostki, która zaważyć może na losach wszystkich innych, motyw prawdziwej przyjaźni zrodzonej w wspólnej niedoli oraz poświęcenie wszystkiego w jej imię, przepiękny motyw wiecznej, zakazanej, ale ostatecznie spełnionej miłości, mój ulubiony motyw wędrówki jako procesu odnajdywania siebie i swojego przeznaczenia."

Wydaje mi się, że te motywy są bardzo dobrze wyeksponowane, dlatego nawet o nich nie wspominam :) Nie można się z tym nie zgodzić, widać to gołym okiem. Są to zresztą motywy przetwarzane i przywoływane od początku istnienia literatury, fundamenty, kanon, baza etc. Ale te same motywy można znaleźć i u Le Guin... Aleutka bardzo dobrze i dokładnie przedstawiła ten problem, nie ma więc sensu, bym ja powtarzał to samo - odsyłam do jej postu.

"Czego jak czego ale prostolinijności mistrzowi Tolkienowi zarzucić nie można."

Wg mnie to bardzo dobry pisarz - technicznie.

"Należy przy tym pamiętać, że tworzył on do szuflady, dla siebie i najbliższych, całe życie brzydził się pisaniem komercyjnym na zamówienie."

E, może "brzydził się" to za mocne określenie ;) Gdyby tak bylo w istocie, to nigdy by nie wydał żadnej książki, a przecież wydał... i to nie jedną.

"
P.S. Widać, że nie jesteś fanem mistrza Tolkiena jako osoby ponieważ mówisz o nim per "John" a dość powszechnie wiadomo, że znany przede wszystkim był pod drugim imieniem Ronald :)"

Byłem wielkim fanem niegdyś (o, nawet po elfowemu potrafiłem coś wydukać! :) ), ale prawdą jest, że już nie jestem :P


A teraz, parafrazując wieszcza, idźmy dalej! :D

Zgadzam się z Aleutką, iż psychologia postaci Tolkiena nieco kuleje. Wydaje mi się, że Ronald ( ;) ) skupiał się przede wszystkim na wielkich wydarzeniach i alegorii chrześcijańskiej, a na ciekawsze postaci po prostu zabrakło miejsca. Gdy ktoś jest zły, to jest zły do szpiku kości i nie ma dlań żadnego usprawiedliwienia i odkupienia (przypomnijmy sobie, co Sam mówił o Golumie, a nawet Gandalf pochwalił Bilba za to, że nie zabił Smeagola nie dlatego, że było to moralnie uzasadnione, lecz dlatego, że Smeagol miał w jakiś sposób przysłużyć się sprawie Wolnych Ludów), jeśli ktoś jest dobry, to jest dobry, a jeśli kogoś zamroczy i pozwoli sobie na jakiś grzech, to dlatego, że Pierścień go do tego zmusił (mimo wszystko - Boromir).

Tak pół żartem i pół serio napiszę teraz, że można by w ogóle miejscami interpretować Tolkiena bardzo amoralnie - wygrywają tam bowiem najsilniejsi lub najbardziej cwani, a słabi, nędzni i głupi są w najlepszym razie wykorzystywani przez innych, w najgorszym - wpadają z biżuterią w dłoniach w Szczeliny Zagłady (o kim mowa? ;) ).

Tolkien to moim zdaniem taki epos bohaterski w nowoczesnym wydaniu i nie jest to nic złego - ot, po prostu taka konwencja i nie znaczy to, że krytykuję i biczuję za to biednego Ronalda. Nie, po prostu wolę Le Guin, bo ta konwencja bardziej mi pasuje. Nie mówię, że Le Guin miała większy wpływ na fantasy od Tolkiena, nie twierdzę, że jest lepsza stylistycznie od Tolkiena, ale też nie doszukuję się w Śródziemiu psychologii na miarę Dostojewskiego... widzę raczej archetypy niż pełnokrwiste postaci (z czym się wszyscy zgadzamy). Nawet wspomniani Pippin i Merry przechodzą raczej standardową dla literatury wędrówkę bohatera (ryt przejścia), nihil novi. I to nie jest zarzut.

Tylko z tym Aragornem się nie zgodzę... Aragorn z pierwszego tomu to biedny Aragorn, który nie ma środków, by stać się tym, kim jest mu przeznaczone, tymczasem ten z ostatniego tomu to Aragorn, który te środki zdobył, ale to ciągle ten sam Łazik (akurat to tłumaczenie wolę od Obieżyświata ;)). On zawsze taki był, tylko nie miał szansy, by to "uzewnętrznić".

I znowu zgodzę się z Aleutką. Ofiara Geda bardziej przemawia do mnie niż ofiara Froda, ale nie znowu dlatego, że Tolkien jest przecenianym nieudacznikiem, tylko po prostu dlatego, że są to dwie różne ofiary, o zupełnie innej symbolice. Frodo to alegoria Jezusa - cierpi za cały świat, niesie na swoich barkach grzechy innych, a Ged walczy z samym sobą i o samego siebie, nie o wszystkich. Gdy dzieckiem będąc bałem się tego, że świat kryje w sobie potwory, które w każdej chwili mogą zrobić mi krzywdę, Tolkien do mnie przemawiał. Gdy dorosłem i zorientowałem się, że potworów nie ma na zewnątrz, istnieją w nas - wtedy bardzo bliski stał mi się Ged. Ale to kwestia preferencji. Grzech można traktować jako część ludzkiej duszy (Cień) albo dzieło szatana (Pierścień). U Le Guin każdy z nas musi zmierzyć się ze złem w swym wnętrzu, u Tolkiena - zaufać Chrystusowi, bo przecież każdy człowiek jest z gruntu dobry, został tylko skażony, a skazę ową może zmazać jedynie Jezus. Każdy wybiera, co mu odpowiada ("mam w sobie dobro, które pozwoli mi pokonać mrok" vs. "mam w sobie dobro i mrok i muszę nauczyć się z tym żyć").

"Po prostu mój prosty rozum nie potrafi sobie wyobrazić napisania bardziej złożonej wielowątkowej wielopłaszczyznowej powieści. "

A może James Joyce? :P



PS. "Recenzja ciekawa choć stylistycznie młodzieżowa. "

Nie wiem, czy jeszcze można mnie nazwać młodzieżą, ale racja, jestem młody duchem! :P Oczywiście mógłbym napisać elaborat "azaliż-jednakowoż-destruktywna kontaminacja wiedzie nas ku semantycznej abnegacji i derridowskich aberracji - in spe dekonstrukcji", ale to rzeczywiście nie w moim stylu :P

PPS. A filmowej adaptacji WP nie trawię :P Wolę - uwaga! ;) - Tolkiena! :)

PPPS. Ja bym zaliczał Le Guin do "fantastyki filozoficznej", gdzie znajduje się również Lem. Rekwizyty, tj. świat przedstawiony, nie mają znaczenia, bo jest to tylko pretekst do przedstawienia przemyśleń autora.
Użytkownik: OLi_10 25.03.2013 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Uf, dopiero teraz dałem r... | OLi_10
Heh, a wiadomo, że jak subiektywny, to mój własny, ach, chciałem tak podkreślić, że subiektywny, że wyszedł pleonazm, wybaczcie ;)

Pozdrawiam!
Użytkownik: misiak297 15.03.2013 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Spokojnie to tylko książk... | mivael
Mivael, Aleutko - nie trawię "Władcy Pierścieni", nie czytałem le Guin i pewnie nie będę - a jednak z zainteresowaniem czytam Waszą wymianę postów. Chciałem tylko napisać, że uwielbiam takie dyskusje - kulturalne, długie, szczegółowe, pisane z czytelniczą pasją.
Użytkownik: agatatera 19.03.2013 13:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Mivael, Aleutko - nie tra... | misiak297
Cykl Le Guin to naprawdę wyśmienita klasyka gatunku. Ja bym tam żałowała nieznajomości ;)
Użytkownik: misiak297 19.03.2013 13:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Cykl Le Guin to naprawdę ... | agatatera
Tyle że ja za tym gatunkiem to nie przepadam:) A więc nieznajomości cyklu nie będę zbytnio żałował:D
Użytkownik: agatatera 19.03.2013 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Tyle że ja za tym gatunki... | misiak297
Jak wolisz.
Użytkownik: hburdon 19.03.2013 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Cykl Le Guin to naprawdę ... | agatatera
A mnie pierwsza część strasznie rozczarowała. Może za dużo się po niej spodziewałam. Strasznie wydała mi się sucha i powierzchowna, do tej pory nie udało mi się zabrać za drugą część, chociaż czeka na półce...
Użytkownik: aleutka 19.03.2013 15:44 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie pierwsza część str... | hburdon
Moze to przeklad? Czy czytalas w oryginale? Ja pierwszy raz czytalam w wieku bodaj dwunastu lat w przekladzie Baranczaka i strasznie sie zachwycilam. Cos magicznego w tym bylo rzeczywiscie.

Zaczelam sie wrecz zastanawiac, czy wiek moze miec tu cos do rzeczy. Wladce przeczytalam w calosci jako osoba dorosla i trudno mi bylo dac sie porwac tej historii. Czytalam duzo podobnych fabularnie a styl mnie nie porywal. Moze gdybym miala lat czternascie czytalabym pod koldra z plonacymi uszami? Nie wiem i sie nie dowiem.

Ziemiomorze bardzo sie rozwija moim zdaniem i kolejne tomy sa coraz ciekawsze. Moim ulubionym jest ostatni:) Moze jednak sie skusisz?
Użytkownik: hburdon 19.03.2013 16:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Moze to przeklad? Czy czy... | aleutka
Czytałam w oryginale. Znając Barańczaka, niewykluczone, że tłumaczenie jest lepsze. ;) W kwestii wieku też masz prawdopodobnie rację. Postaram się przeczytać pozostałe dwa tomy, bo po pierwsze mam, a po drugie krótkie. :)
Użytkownik: misiak297 19.03.2013 17:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Moze to przeklad? Czy czy... | aleutka
Ja Władcę przeczytałem jako nastolatek (2 tomy) i nie udało mi się wciągnąć. Dręczył mnie przyciężkawy styl i dokładnie ta powierzchowność bez pogłębienia psychologicznego, o której pisałaś wyżej. A po obejrzeniu filmu (zacząłem od tego) spodziewałem się więcej.
Użytkownik: agatatera 19.03.2013 16:13 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie pierwsza część str... | hburdon
Jak dla mnie, to jest to specyficzny styl tej autorki. Mnie bardzo pasował, nie odwracał uwagi od tego, co ważne. A te książki są wg mnie bardzo mądre.
Użytkownik: Natii 07.05.2011 10:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Fantasy. Większości ludzi... | OLi_10
Wspaniała recenzja.
Użytkownik: OLi_10 07.05.2011 15:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja. | Natii
Bardzo, bardzo dziękuję :)

Pozdrawiam!
Użytkownik: Jabłonka 08.05.2011 17:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Fantasy. Większości ludzi... | OLi_10
Tak! :) książka świetna, recenzja świetna, cały cykl świetny, ale przyznajcie że i Lewa ręka ciemności - też świetna :)
Użytkownik: OLi_10 08.05.2011 17:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak! :) książka świetna, ... | Jabłonka
A jakże! "Czarnoksiężnik" i "Lewa ręka" to najlepsze książki Le Guin. :)


Bardzo dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam!
Użytkownik: MKMR 01.07.2011 19:11 napisał(a):
Odpowiedź na: A jakże! "Czarnoksiężnik"... | OLi_10
Bardzo dobra recenzja i oby więcej takich! Propagować trzeba dobrą fantastykę, a książki pani Le Guin do takich bez wątpienia należą! I oby ludzie czytali właśnie to, a nie ''Eragona'' który jest schematyczny i ściąga pomysły kreacji świata od innych utworów.
Użytkownik: OLi_10 01.07.2011 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dobra recenzja i o... | MKMR
Serdeczne dzięki. :)

Tak, zgadzam się, dobra fantastyka warta jest propagowania. Co prawda nie znam "Eragona" (i raczej już go nie poznam ;) ), ale też zetknąłem się z kilkoma autorami, którzy zdobyli uznanie, gdy w istocie pisali przeciętnie. No cóż, jak już wspominałem - słabszych utworów zawsze będzie więcej, niż tych dobrych - ale za to jaka potem radość, gdy się jakąś perełkę znajdzie! :D

Pozdrawiam!
Użytkownik: Apfelbaum 10.11.2011 08:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Fantasy. Większości ludzi... | OLi_10
Wydaje mi się, że dychotomiczny podział na "dobro i zło", jest równie oklepany, co motyw monizmu w którym zło i dobro, to dokładnie to samo. Z przesłaniem książki można się zgodzić, ale również można się z nim nie zgodzić. Ważne jest coś innego. Zdolność autorki do zbudowania, a raczej odkrycia mitu. Taki mit pokazuje nam pewną prawdę.

Podobny wymiar moralny i mitologiczny miał "Władca Pierścieni", choć w nim dychotomia dobro, zło była wyraźna.

Trzeba również dodać, że "Czarnoksiężnik z Archipelagu", to mała książeczka, będąca mimo, to zamkniętą całością i zawierającą wiele drobnych sugestii, które są uniwersalnymi spostrzeżeniami autorki, prawdopodobnie z podroży i wiedzy z zakresu antropologii społecznej.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: