Dodany: 01.05.2011 18:24|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Zło obnażone A.D. 1909


Nie licząc lekturowej „Moralności pani Dulskiej”, którą zresztą nadal oceniam wysoko, oraz widzianych w teatrze TV kilku innych dramatów, moje spotkanie z Zapolską trwało jakoś krótko; w ciągu kilku miesięcy przeczytałam trzy czy cztery powieści, które udało mi się wypożyczyć w bibliotece – na pewno „Sezonową miłość”, „Córkę Tuśki” i „Kaśkę Kariatydę” – i na długo o nich zapomniałam. I pewnie ten stan trwałby dłużej, gdyby nie moja słabość do polskiego przedwojennego filmu, którego nieznane okazy od czasu do czasu udaje mi się wyłapać na jednym z telewizyjnych kanałów. Ostatnim z tych okazów był obraz „O czym się nie mówi” z roku 1939, przedstawiający dzieje tragicznie zakończonej miłości urzędnika bankowego i pięknej dziewczyny „z ludu”, która prowadzi podwójne życie: na użytek swego ukochanego jest biedną szwaczką, a za jego progiem… zgoła kim innym. Zorientowawszy się, że jest to ekranizacja nieznanej mi dotąd powieści Zapolskiej, postanowiłam zakosztować klimatu przedwojennego (właściwie nawet podwójnie przedwojennego, bo jeszcze z czasów zaborów) Lwowa, ukazanego z nieco innej strony, niż we wspomnieniach kresowiaków. Wrażenie okazało się mocniejsze, niż się spodziewałam. Ale nie z powodu samego Lwowa...

Powieściowy Krajewski nie ma w sobie zbyt wiele z tego romantycznego idealisty - w przerwach między wypełnianiem formularzy piszącego wiersze i tęskniącego do najczystszej pod słońcem miłości - jakiego zrobili zeń twórcy filmu. Owszem, zależy mu, by „miały choć pozory  z w i ą z k ó w, te chwile zapomnienia”[1], więc wzdraga się przed korzystaniem z płatnych usług kobiet upadłych i szuka dziewcząt „uczciwych” – to znaczy takich, które będą go tulić i całować, jakby świata poza nim nie widziały, nie za pieniądze, lecz tylko za jakieś drobne prezenciki i poczęstunki… Skoro nie można mieć miłości prawnie i sakramentalnie usankcjonowanej – bo „panna z dobrego domu nie pójdzie za mąż, gdy nie wie, że jej ognisko rodzinne nie składa się z tylu pokoi-pudełek, z takich i takich łachów – portyer, z tylu i tylu dań mięsa poduszonych i pokłutych bydląt”[2], a na takie luksusy się nie ma - trzeba „uganiać po ciemniach i zakamarkach, gdzie jeszcze cicho i smutnie wyczekują bezbronne swej kolei”[3], wystarczy jedynie słuchać rady cynicznego kolegi Konitza: „B y l e   t y l k o  n i e  b y ć   p i e r w s z y m.  Bo to rzeczywiście troszkę tego coś na sumieniu. Ale niby potem?”[4].

A jednak od czasu do czasu nachodzi go jakaś refleksja: no bo co się dzieje z taką szwaczką czy sklepową, gdy po raz ostatni przekroczy próg kawalerskiego pokoiku kolejnego kochanka? Daje się skusić „faktorowi”, który ją podsunie odpowiedniemu klientowi, bo zrozumiała, że „ta miłość, którą tacy Krajewscy jej dają, nie jest miłością, ale nędzną grą i oszukaństwem. - N i e c h 
p r z y n a j m n i e j  m a m  c o  z a  t o!
Oto pierwsza myśl. I idą tam, gdzie oczywiście  m a j ą  c o  z a  t o.
Idą tam, ale właściwie kto je pchnął »tam«?”[5].

Spotkana w tramwaju Frania ma być kimś całkiem innym. Ma wnieść w jego puste życie radość i ciepło, jak wiosenny poranek. Oczywiście, nie ma zamiaru się jej oświadczać. Oczywiście, wie, że „nie jest pierwszym”, ale w błękitnych oczach ślicznej dziewczyny widzi nieprzebrane pokłady uczciwości. Nawet wtedy, gdy po raz pierwszy odkrywa, że Frania-Poranek nie mówi mu całej prawdy. Nawet wtedy, gdy jej kolejne wymówki okazują się oczywistymi kłamstwami, gdy ze wszystkich stron ścigają go ironiczne spojrzenia ludzi pośredniczących w jego gonitwie za iluzją…

Filmowi, choć całkiem udatnie zrobiony, brakuje tej demaskatorskiej wymowy, od której powieść aż kipi. Ot, nieszczęśliwe zrządzenie losu – spodobała mu się dziewczyna, wręcz się zakochał, a ona okazała się kim innym, niż mniemał, i lękała się przyznać do uprawiania tak pogardzanej przez niego profesji. U Zapolskiej esencję stanowi nie samo odkrycie mistyfikacji, lecz właśnie te rozważania Krajewskiego nad losem porzuconych kochanek i nad mechanizmami powodującymi, że tyle kobiet schodzi na złą drogę, a co gorsza, że taka kolej rzeczy jest wręcz sankcjonowana przez władze. Ileż goryczy jest w stwierdzeniu Frani: „za złodziejstwo wsadziliby mnie do kozy, za łajdactwo nie”[6] i w jej późniejszej opowieści o „starcie zawodowym”: „Może ja byłaby inna, gdyby oni zanim mnie zapisali zapytali mnie czy ja sie niechce zmienić na lepszą i kazali wybierać. (...) Ale oni nie zapytali ino wzieni 12 halerzy i dali mnie te czarne podłe książke i ja wtedy padła twarzą do ziemi bo jusz wiedziałam co dla mnie nima na świecie mieńsca”[7]! A gdyby nawet jakimś cudem miejsce się znalazło, to właścicielce „czarnej książki” policja zaraz przypomni, czym się ma zajmować…

Temat już prawie zupełnie zdezaktualizowany – prawie, bo wystarczy zobaczyć całkiem współczesny film „Galerianki”, by zaraz odezwało się jak echo: „N i e c h  p r z y n a j m n i e j  m a m  c o  z a  t o!”[8] – ale wciąż jeszcze porusza ta pasja, z jaką Zapolska protestuje przeciw uprzedmiotowieniu kobiet, przeciw spłaszczeniu i zwulgaryzowaniu czegoś, co może być najpiękniejszą na świecie relacją między dwiema osobami. To robi wrażenie, którego nie jest w stanie zepsuć nawet przesadna, miejscami wręcz kiczowata frazeologia i stylistyka. Nie mogę się powstrzymać od zacytowania paru przykładów:
- „Była to  k o b i e t a, więc to źródło konieczne, jakkolwiek ledwo dosłyszalne czasem i ledwo dostrzegalne w aksamicie mchów i srebrze stalowem skał.
Była to  k o b i e t a, więc cała głąb cierpienia i smutku jęków dławionych, płomieni, gaszonych łzami, namiętności starganych i szarpanych jak wieńce bezużyteczne w święto, które mróz i wicher warzy. (...)
Była  k o b i e t ą, której pocałunek otwiera drogę do życiowego nieba i przez której ciało prześwieca delikatny, niezrównany blask różanej jutrzenki – zwłaszcza gdy oblewa ją płomień rozkoszy i szczęścia z możności wyjawienia tej rozkoszy.
Była  k o b i e t ą, więc tym ideałem najsubtelniejszym, a najbardziej despotycznym, złożonym z drobiazgów i przeogromnych uderzeń skrzydłem w błękity eterów, jeszcze nie znanych. Była to korona, tryskająca z kaskady wyobrażeń tęczowych, olśniewających, i do której wzrok unormowany dążyć może z trudnością (...)”[9];
- „ona cała tryumfująca potęgą niezwalczoną swej płci zwycięskiej, ona cała sprzedana, jak niewolnica, w cichym półszepcie plugawego targu”[10];
- „profanacyę miłosnego cudu spełnia, licząc zysk, i oto gotowa błotna deprawacya, którą przepaja się istota jej przygodnego towarzysza”[11];
- „wypełzał ten jęk i przy rękach mu skonał”[12]
- „broni się od letargu i kropli potu, które później od wysiłku ocknienia nadaremnego krwawymi stygmatami mu na trupie czoło wystąpią”[13].
Jednakże czytelnika, który wziął do ręki pierwsze wydanie tej powieści, takie sformułowania zapewne ani nie drażniły, ani nie śmieszyły. Treść za to musiała nim wstrząsnąć – tak, jak dziś nami wstrząsają utwory Axelsson, Jelinek czy Ostrowskiej. Obnażyć zło – o to chodzi od zawsze…



---
[1] Gabriela Zapolska, „O czem się nie mówi: Powieść współczesna” , G.Gebethner i Spółka, Kraków 1909, s. 12. I w tytule, i w cytatach zachowana pisownia oryginału.
[2] Tamże, s. 52.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 22.
[5] Tamże, s. 14.
[6] Tamże, s. 327.
[7] Tamże, s. 368.
[8] Tamże, s. 14.
[9] Tamże, s. 41-42.
[10] Tamże, s. 271.
[11] Tamże, s. 286
[12] Tamże, s. 306.
[13] Tamże, s. 324.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5158
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: epikur 04.05.2011 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie licząc lekturowej „Mo... | dot59Opiekun BiblioNETki
Film oglądałem, oczywiście spodobał mi się jak większość innych filmów przedwojennych. Jeżeli książka robi jeszcze mocniejsze wrażenie, to trzeba ją przeczytać. Także jestem ciekawy jak wypadnie książka Nałkowskiej na tle filmu, poza "Moralnością..." nie miałem okazji zapoznać się z twórczością Zofii. Nie przeraża mnie ten "romansowaty" styl, byleby nie był przejaskrawiony. Jeżeli chodzi akurat o taki kiczowaty język, to mnie on nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, dodaje uroku i oryginalności, mam wtedy poczucie, że obcuję z kims z naprawdę innej epoki. Są to naprawdę fascynujące podróże. No i jeszcze ta podróż na kresy...:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.05.2011 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Film oglądałem, oczywiści... | epikur
No więc właśnie mnie w tej chwili bardzo korci, aby w następnej kolejności sięgnąć po nieznane jeszcze powieści Zapolskiej (np. "Frania Poranek - jej dalsze losy", "O czem się nawet myśleć nie chce"), a potem odświeżyć sobie te już przeczytane. Bardzo lubię takie wycieczki w przeszłość. I na wschód też.
P.S. A czemu myślałeś o Nałkowskiej, pisząc o Zapolskiej?
Użytkownik: epikur 04.05.2011 20:26 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc właśnie mnie w te... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przepraszam, pomyłka. :) Nie mam pojęcia z czego ona wynikała, cały czas myślałem o Zapolskiej. Może to jakiś znak, ażeby zabrać się także za lektury Zofii Nałkowskiej? :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.05.2011 20:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam, pomyłka. :) ... | epikur
Też warto, choć ona już nie taka bardzo "z myszką". Chociaż gdyby sięgnąć po wczesną jej twórczość -jak "Książę" czy "Narcyza" to wrażenia byłyby chyba dość podobne, jak przy Zapolskiej; ja zaczęłam od późniejszych i jeszcze się nie zdecydowałam sięgnąć po te pierwsze :).
Użytkownik: misiak297 04.05.2011 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Też warto, choć ona już n... | dot59Opiekun BiblioNETki
A czytałaś "Niecierpliwych" Nałkowskiej? Wstrząsająca książka.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.05.2011 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: A czytałaś "Niecierpliwyc... | misiak297
A, akurat nie; w bibliotece jest, więc pewno kiedyś na nią trafię; pamiętam, że już mi ją ktoś kiedyś - nie Ty czasem? - polecał na forum...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: