Dodany: 22.04.2011 00:10|Autor: misiak297

Ostrożnie z miłością


Wydaje się, że Masłowska zawsze będzie się kojarzyć z „Wojną polsko-ruską”, a Witkowski z „Lubiewem”. Dehnel będzie przywodził na myśl „Lalę”, a Kowalewska „Zawrocie”. Podobnie chyba jest z Grocholą – mimo znacznej liczby książek, przede wszystkim zawsze będzie się ją wiązać z „Nigdy w życiu”. I często będzie się ją degradować, jakby samo nazwisko znamionowało tandetną literaturę popularną. Czy słusznie? Nie wiem. Po lekturze „Trzepotu skrzydeł” jestem pewien, że to krzywdzące.

Kto by się spodziewał po autorce cukrowanych, zabawnych chick-litowych historyjek służących pokrzepieniu niewieścich serc takiej książki? Kto by się spodziewał opowieści tak okrutnej i tak życiowej jednocześnie, że raczej mogłaby wyjść spod pióra Ewy Ostrowskiej? Kto by pomyślał, że Grochola jest w stanie wykreować postać słabej, nawet nieco bezbarwnej kobiety określonej tylko poprzez lęk? Kobiety, która wpadła w pułapkę – jakże częstą w tych czasach, a jakże niewdzięczną z punktu widzenia dzisiejszej literatury nastawionej na lekkie, łatwe i przyjemne czytadła – toksycznego związku. A wszystko da się sprowadzić do tego, że Hania poślubiła potwora w masce przyjemnego, dobrego człowieka - i on znęca się nad nią.

Bo polędwica jest za twarda.
Bo niedobra kolacja smakuje.
Bo mleko jest nie takie jak zwykle.
Bo powiedziała.
Bo nie powiedziała.
Bo chciała.
Bo nie chciała.

A miało być tak pięknie. Hanka wreszcie znalazła swoją miłość – człowieka, który ją kochał, który oduczył ją wstydu, pokazał, jak doceniać samą siebie. I przede wszystkim miał ją chronić. Jednak ta bajka nie trwała długo. Mąż Hanki okazał się człowiekiem toksycznym, a ona w małżeństwie przeszła przez wszystkie możliwe etapy niepewności, poniżenia i strachu, po drodze tracąc samą siebie, przy okazji przestając już liczyć na szczęście.

„Skąd miałam wiedzieć, że tak potoczy się moje życie? Że jak szukasz kogoś, kto cię ma chronić i opiekować się tobą to wysyłasz sygnał – jestem słaba”[1].

Fabuła jest szczątkowa i chyba stanowi tylko pretekst dla ukazania mechanizmów zniewolenia w złej miłości – a to Grochola robi perfekcyjnie. Przyznaję – nie ceniłem jej pisarstwa zbyt wysoko. Jednak tak idealne odtworzenie stanów towarzyszących osobie zastraszonej w związku, żyjącej w wiecznej niepewności – cóż, wydawało mi się, że to nie jest możliwe w formie zwyczajnej powieści (inna książka o tej tematyce – równie poruszająca „Kochać zbyt mocno” Rosalind Penfold - jest komiksem). Grochola udowodniła mi, że się mylę.

Wszystko zostało ubrane w formę listu czy może strumienia świadomości. Ta historia składa się z krótkich – acz wymownych - scenek. Wydaje się, że takie rozwiązanie jest najlepsze – autorce udało się uniknąć rozwlekłości, wikłania się w wątkach czy zabójczego dla takich książek sentymentalizmu. Całość sprawia wrażenie serii z karabinu wymierzonej w czytelnika. Bo ta literatura zwyczajnie boli, jej odbiorca zostaje potraktowany bez znieczulenia (tak jak znieczulenia nie otrzymała Hanka). Przy czym nie jest to prosta pisanina (charakterystyczna choćby dla „Nigdy w życiu”) – Grochola zdumiewa (tak! zdumiewa!) kunsztem, każdy fragment kończy wstrząsająca, dobrze podsumowująca go pointa, która wydaje się policzkiem wymierzonym czytelnikowi.

Zresztą nie chciałbym się rozpisywać, skoro właściwie książka broni się sama. Posłużę się kilkoma cytatami, dobrze obrazującymi uzależnienie i zaszczucie Hanki. Grochola przedstawia szereg zupełnie - zdawałoby się – absurdalnych sytuacji:

„Teraz można robić, co się chce. Pojechał. Można włączyć telewizor i oglądać jakiś miły film. Ale w telewizji nie ma miłego filmu, można poczytać, ale może włączę pralkę, nie ma co prawda dużo rzeczy do prania, ale będzie lepiej, jeśli nawet to zostanie wyprane. Więc pralka na krótki program. On tak lubi porządek. (…)
Już siódma.
Może zadzwonić do Joasi?
Lepiej, żeby telefon nie był zajęty, on może zadzwonić.
- Miałaś siłę, by gadać, nie byłaś chora, a wyjść to ci się nie chciało – nie lepiej nie”[2].

„Na kolacji imieninowej, zabrał mnie na kolację, nigdy gości, przecież chcemy być sami, prawda? Nikogo nam do szczęścia nie potrzeba, jeśli mamy siebie (…).
- Średnia bardzo średnia [kolacja].
- A mnie smakuje – mówię nieopatrznie.
Nielojalnie.
Przeciwko niemu.
A przecież mogłam przytaknąć, co mi szkodziło?”[3].

„- Źle się czujesz?
- Okres – kłamię. – Boli mnie brzuch.
- Może chcesz, żebym sam pojechał do Jurka.
Uwaga!
Jaka odpowiedź będzie dobra?
Co go zadowoli?
Czy jeśli powiem tak, to go znowu zdenerwuję?
Czy jeśli powiem nie, to on się wścieknie?
Uwaga! Uwaga! Uwaga!
- Nie wiem, kochanie, chciałabym iść z tobą, ale bardzo źle się czuję. Boję się, że zepsuję wam wieczór.
Dobra odpowiedź, dzisiaj ta odpowiedź jest dobra”[4].

Niestety, to nie horror – tylko sposób życia – koszmarny, ale obowiązujący w wielu związkach. Grochola opisuje sposób myślenia ofiary tak, jakby to była autopsja, a nie kreacja literacka. Tak jest na przykład w sytuacji, w której mąż, wściekły, porzuca Hankę i nie wraca na noc – bo przyjaciel żony zwrócił mu uwagę, że za bardzo Hanką dyryguje:

„Najpierw usiłowałam zgadnąć, co się z nim dzieje,
potem złościłam się,
potem złościłam się na męża Joasi. Dlaczego się wtrąca w cudzy związek? Niech zajmie się swoim! Prosił go ktoś o interwencję? Tak było miło…
A potem umierałam ze strachu, że mojemu mężowi coś się stało, że może ktoś go napadł, może ktoś go przejechał, może już nie żyje.
A potem umierałam ze strachu, że nic mu się nie stało, że wróci”[5].

Hanka, włączając mechanizmy obronne, zaczyna wpadać w obsesję – wchodzi w rolę osoby, która wie, że czeka ją cios, tylko nie ma pojęcia, kiedy i z której strony padnie:

„Od razu po przebudzeniu zaczynałam się bać.
Jak spojrzy?
Czy w ogóle spojrzy?
Czy zauważy mnie? (…)
Przestawałam być. I musiałam coś zrobić, żeby zaistnieć.
Znikałam”[6].

„Nie wiem, co mam zrobić, nie ma drzwi ani okien. Jestem w schronie przeciwatomowym, mogę oddychać, jeść, spać, ale nie mogę wyjść.
Nie mam gdzie wyjść. Nie mam dokąd pójść. Mogę się tylko coraz bardziej starać. Mogę się tylko starać. Starać przetrwać”[7].

„Bo musiałam się zmienić.
Nie stawać okoniem. Nie upierać się przy swoim zdaniu. Kompromis jest konieczny w dobrym związku.
Wtedy wszystko będzie dobrze.
Zawsze lepiej mieć nadzieję niż jej nie mieć”[8]

Możecie mówić, że Hanka sama jest sobie winna – widziały gały co brały, a jeśli już się zdecydowało na małżeństwo, należało zwrócić się po pomoc, nie kryć się ze swoim bólem i przerażeniem - ale to nie jest takie proste. Grochola pisze o tym otwarcie i po prostu nie kłamie:

„Świata nie ma, kiedy ktoś cię upokarza. Świat zewnętrzny przestaje istnieć. Nie ma rodziców, nie ma prawników, nie ma terapeutów, nie ma przyjaciół. Jesteś tylko ty i on. Oprawca. Od niego zależy, czy się wyśpisz, czy nie, czy zatrzyma samochód na stacji benzynowej, jeśli chce ci się siusiać czy nie, i będziesz musiała cierpieć do samego domu, czy dzień będzie udany, czy nie. Czy przeżyjesz ten dzień, czy nie.
O tym wszystkim wiesz dopiero wtedy, kiedy z nim żyjesz. Nie wcześniej. To jest tak, jak doświadczenie śmierci, o tym, jaka ona jest, wiedzą tylko ci, co już umarli”[9].

Myślę, że – jak ktoś już w innej recenzji zauważył - stosunkowo łatwo jest napisać chick-litową opowiastkę pokroju „Nigdy w życiu”: jeden schemat, prosty język, szczypta humoru, bajkowe zakończenie i czytelnik już ma poprawiony nastrój, wiarę w lepsze jutro. Trudniej już przekonująco opisać autentyczne problemy, które chyba nawet literatura zamiata pod przysłowiowy dywan. Myślałem, że Katarzyna Grochola potrafi pisać książki tylko tego pierwszego rodzaju. Jak to dobrze, że się myliłem - i ostatecznie mogę napisać: czapki z głów!



---
[1] Katarzyna Grochola, „Trzepot skrzydeł”, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2008, s. 58.
[2] Tamże, s. 105.
[3] Tamże, s. 116-117.
[4] Tamże, s. 100-101.
[5] Tamże, s. 107.
[6] Tamże, s. 114-115.
[7] Tamże, s. 144
[8] Tamże, s. 117.
[9] Tamże, s. 139.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10185
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: norge 22.04.2011 16:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje się, że Masłowska ... | misiak297
Michale, jakoś mi tak wpadła w oko twoja recenzja (jak zwylke ciekawa i inspirująca) i postanowiłam dać pewną szansę K. Grocholi, co do której byłam nieco uprzedzona, chyba z podobnych co ty względów.

W końcu po co człowiek ma czytnik, jak nie po to, aby po nabraniu ochoty na jakąś książke natychmiast ją ściągnąć i przeczytać? Tak zatem zrobiłam, w ciągu kilku godzin się z nią uporałam i powiem ci, że się nie zawiodłam, choć mam garść zastrzeżeń (małych). Ale ogólnie mi się podobała. Cenię zwłaszcza te puenty podsumuwujące poszczególne fragmenty. Naprawdę robią wrażenie!

Mam tylko jedno pytanie, bo chyba nie do końca wszystko zrozumiałam. Jak to było z tymi rodzicami Hanki? Czy to była rodzina w pewnym stopniu dysfunkcyjna? Nie kochali jej? Popelnili jakieś poważne błedy sprawiające, że bohaterka miała tak olbrzymi brak poczucia bezpieczenstwa? Jakoś mi to umknęło, więc gdybyś mógł napisz coś na temat (w schowaniu).

Użytkownik: misiak297 22.04.2011 17:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Michale, jakoś mi tak wpa... | norge
Bardzo się, Diano, cieszę, że książka Ci się podobała. Dobrze mieć czytnik - ja jestem jeszcze na etapie dreptania do biblioteki w nadziei, że znajdę upatrzoną pozycję:)

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Mnie Grochola też zaskoczyła i to bardzo. Wstrząsnęła mną. Jako osoba, która ma niemal identyczną - na szczęście należącą już do przeszłości - historię (podobny związek) na swoim życiowym koncie, mogę z przekonaniem powiedzieć: ona nie kłamie. Co więcej, musiała sama coś takiego przeżyć.
Użytkownik: norge 22.04.2011 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się, Diano, cieszę... | misiak297
No, tak, Hanka taka właśnie była, ale w dalszym ciągu nie znam odpowiedzi na moje pytania odnośnie jej relacji z rodzicami. W związku z czym mam lekkie pretensje, że ten temat jest w powieści Grocholi jakoś taki niewyraźny.

Jestem też na etapie rozmyślań, czy jest to możliwe, że wychowywane w nazwijmy to "normalnej" rodzinie, kochane, przytulane, chwalone, wspierane, z poczuciem swojej wartości dziecko itd. moze dać się "wkręcać" w takie toksyczne związki jak ten powieściowej Hanki? Czy też będzie to niemożliwe, bo w ww. dziecko stające się osobą dorosłą nie poczuje w sobie tego typu potrzeby, zeby być z kimś za wszelką cenę... z lęku przed przyznaniem się do porażki... ze strachu przed samotnoscią... w poszukiwaniu bezpieczeństwa (paradoks, prawda?), które bezpieczeństwem absolutnie nie jest...
Użytkownik: misiak297 23.04.2011 07:59 napisał(a):
Odpowiedź na: No, tak, Hanka taka właśn... | norge
Co do Twoich rozmyślań... hm, cóż mogę dodać? Wydaje mi się, że właśnie tak to jest, aczkolwiek psychologiem nie jestem, więc mogę się mylić. Jeżeli ktoś wyrasta w takim domu - z przytuleniami, dowartościowaniem, szacunkiem i w poczuciu własnej siły, raczej nie wplącze się w toksyczny związek. Hanka była słaba i niepewna - to idealna ofiara.
Użytkownik: Annvina 26.04.2011 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: No, tak, Hanka taka właśn... | norge
Masz Diano absolutna rację, Tak jak napisałam wcześniej pod inną recenzją, to było moje główne zastrzeżenie do tej książki – za mało powiązań z przeszłością. Nie mówię, żeby połowa książki to były opisy nieszczęśliwego dzieciństwa Hanki, ale mogło go być nieco więcej. Nie pamiętam teraz zbyt dobrze, czytałam jakiś czas temu i naprawdę nie mam ochoty czytać tej książki po raz drugi, nie mam na to siły, ale przypominam sobie, że ojca Hanki często i długo nie było w domu, a nawet jeśli był, to był emocjonalnie nieobecny. Jedna scena, którą pamiętam (poprawcie mnie jesli się mylę) Hania miała posprzatać pokój, bo ojciec skądś wracał, kiedy chciała, żeby to zobaczył usłyszała „nie przeszkadzaj, ojciec jest zmęczony” czy coś podobnego. To tylko jeden epizod, ale coś niecoś pokazuje.

Trochę siedzę w tym temacie z racji mojego zaintersowania tematyka DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) oraz szerzej DDD (Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych). Nie trzeba jakiejś strasznej patologii, przemocy czy alkoholu, żeby skrzywić psychikę dziecka. Wystarczy na przykład właśnie nieobecność emocjonalna albo fizyczna. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć - cóż z tego, że miałam (i mam) fantastyczną Mamę, która mnie chwaliła, przytulała, wspierała, szanowała moje decyzje itd, itd, skoro nie było przy mnie, przy nas ojca, mężczyzny? I co? Ja też wpadłam w pułapkę bycia z mężczyzną za wszelką cenę i cudem się z niej wydostałam.

Piszesz Diano :
„czy jest to możliwe, że wychowywane w nazwijmy to "normalnej" rodzinie, kochane, przytulane, chwalone, wspierane, z poczuciem swojej wartości dziecko itd. może dać się "wkręcać" w takie toksyczne związki”

Owszem, moim zdaniem, takie dziecko, dorosłe już, może dać się wkręcić w toksyczny związek, ale będzie miało tyle pewności siebie, instynktu samozachowawczego, siły i odwagi, aby taki związek zakończyć w miarę szybko.

Całkiem sympatycznie jest ten temat poruszony w innej książce Grocholi – Kryształowy Anioł, choć niektóre wątki są nieco naciągane, a i fabuła jest znacznie lżejsza, bardziej zbliżona do serii Nigdy w życiu, to jednak dzieciństwo głównej bohaterki i jego wpływ na jej dalsze życie, decyzje i związki jest opisany bardzo dobrze.

Uff, całe święta myślałam o Waszej dyskusji i nie miałam czasu usiąść i porządnie odpisać dlatego teraz taki długi post :)
Użytkownik: norge 26.04.2011 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz Diano absolutna racj... | Annvina
Milo mi Annvino, ze sie odezwalas. Jesli chodzi o ta tematyke (toksyczne zwiazki, wplyw dziecinstwa na dorosle wybory), to "mistrzynia swiata" jest tu Majgull Axelsson. Chcac nie chcac, zawsze wszystkie tego typu ksiazki porownuje do napisanych przez nia i mam wrazenie, ze poziomem zaden autor nawet sie do niej nie zblizyl. Tez myslalam nad zadanym przez sama siebie pytaniem i masz racje, ze w miare "zdrowa emocjonalnie" osoba w miare szybko bedzie potrafila zakonczyc taki zwiazek.

Doszlam tez do ogolniejszego wniosku, ze w tym wszystkim nie ma chyba 100-procentowej reguly. Kazdy moze dac sie "wkrecic" w taki zwiazek, ale niestety o wiele, wiele czesciej zdarza sie to tym osobom ze "zle funkcjonujacych rodzin". Tak samo dziala chyba w odwrotna strone. To, ze komus nie wyksztalcono jako dziecku poczucia wlasnej wartosci, nie znaczy, ze MUSI ono skonczyc w toksycznym zwiazku, choc szanse na to sa jak wiadomo olbrzymie...
Użytkownik: Annvina 26.04.2011 23:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Milo mi Annvino, ze sie o... | norge
Ależ Diano, Axelsson to osobna kategoria, to klasa sama w sobie! Jest absolutnie nieporównywalna z niczym i nikim. Nawet nie próbuję porównywać.
Tylko, że Axelsson opisuje przypadki skrajne - zarówno dzieciństwo, jak i jego konsekwencje.
Oczywiście masz rację, że nie ma 100-procentowej reguły... Zawsze są wyjątki. Wydaje mi się jednak, że osoba z takiej dysfunkcyjnej rodziny musi włożyć więcej wysiłku, żeby stworzyć zdrowy szczęśliwy związek i jeśli to się uda, to chyba bardziej taki związek docenia. Jasne, że nie można generalizować, ale zasadniczo jeśli dom rodzinny jest w miarę zdrowy, to łatwiej jest stworzyć zdrowy związek a w konsekwencji rodzinę w przyszłości. Niestety moje obserwacje to potwierdzają...
Nie można jednak "zwalać" wszystkich swoich niepowodzeń na trudne dzieciństwo. Znajoma psycholog mówiła (cytując czy parafrazując kogoś tam) "nie ważne jest to, co nam zrobiono; ważne jest to, co my zrobiliśmy z tym co nam zrobiono".
Użytkownik: Verissa 07.11.2011 19:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się, Diano, cieszę... | misiak297
Misiaku :) świetna recenzja!! Ja akurat książkę przeczytałam zanim spojrzałam na recenzję, usłyszałam o tytule od InKoguto ;) a przypadkowo akurat siostra wypożyczyła tę pozycje z biblioteki więc jej podebrałam..i co więcej była to pierwsza książka Grocholi jaką przeczytałam.. i ja też przyznaję,że znałam ją tylko z "Nigdy w życiu" ( tej ksiązki nie czytałam) i jeszcze jak sobie film skojarzyłam, którego nie oglądałam,,to jakoś nie miałam ochoty sięgać po Grochole w ogóle.. A wracając do książki mną "trzepnęła" mocno.. Parę cytatów co wymieniłeś tez je sobie wypisałam :d ale chyba najbardziej własnie utkwił mi ten co masz w przypisie 9..
Drugi raz raczej nie wrócę do tej książki..zbyt mocna rzecz..
Użytkownik: koczowniczka 04.06.2011 17:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje się, że Masłowska ... | misiak297
Książka nie podobała mi się, ale ja nie o tym. Ciekawa jestem, dlaczego Grochola robi aluzje do utworów literackich, których treści nie zna? Chce zaimponować czytelnikom i zabłysnąć erudycją? Oto przykład:

"Podeszłam do kanapy, siedział nieruchomo i milczał. Siadłam obok niego, położyłam dłoń na jego ręce.
Odwócił się już Mr Jekyll. Zwłaszcza ten wzrok, ten grymas...
Jakby tych trzech tygodni nie było".

"Więc cztery ściany i niemożność przywołania do życia pana Hyde'a. On co prawda zjawia się, ale tylko na chwilę".

Grochola wyraźnie myli te dwie postacie. W pierwszym fragmenciku opisuje, jak miły mąż w dobrym nastroju zmienia się nagle w męża pełnego nienawiści, powinno więc być "odwrócił się już Mr Hyde"... Tak? W drugim fragmenciku mowa jest o tym, że jej mąż przez cały czas zachowywał się jak podły potwór, powinno więc być "niemożność przywołania do życia Jekylla". Dziwi mnie, że pisarka nie zna opowiadania Stevensona. Jeśli nie zna, nie powinna do niego nawiązywać.

A "poszatkowany" tekst i krótkie, jednozdaniowe akapity nie świadczą moim zdaniem o kunszcie pisarskim. Oj, czapki przed Grocholą nie zdejmę! A recenzję napisałeś bardzo ładną, tyle tylko, że nie zgadzam się z nią :)
Użytkownik: Villandra 12.11.2011 19:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje się, że Masłowska ... | misiak297
Będzie krótko. Trzepnęły mną cytaty, gdy czytałam recenzje. Trzepnęła mną książka, gdy pochłonęłam ją dosłownie w całości i od razu. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się... że się popłakałam po książce...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: