Tekst Tymoteusza Wronki, który z ramienia redakcji "Literadaru" był na specjalnym pokazie dla prasy dwóch pierwszych odcinków "Gry o tron".
Przybyłem, zobaczyłem… i zostałem zdobyty. Serialowa „Gra o tron”, wyprodukowana przez HBO, jest dokładnie tym, co chciałem zobaczyć. Po dwóch odcinkach obejrzanych na dużym ekranie w pokazie przedpremierowym już przebieram nóżkami w wyczekiwaniu, aż w telewizji zostanie pokazana trzecia część. Ciężkie jest życie fana – niestety będę musiał czekać ponad dwa tygodnie. Z drugiej strony nic nie stoi na przeszkodzie, by w najbliższy poniedziałek nie obejrzeć sobie jeszcze raz pierwszego odcinka. Poniżej na gorąco kilka uwag dotyczących serialu:
Fabuła
Fabularnie jest to gratka dla wszystkich fanów, bo scenarzyści wiernie trzymali się powieści George’a R.R. Martina. Oczywiście z racji ograniczonego czasu nie mogli zamieścić wszystkiego, więc konieczne były cięcia: czasem dosyć drastyczne (drugi odcinek to już podróż z Winterfell do Królewskiej Przystani), ale to co pozostało jest spójne i zawiera wszystkie najważniejsze sceny. Podczas oglądania stają przed oczami sceny z książki, bo chociaż film jest innym medium niż literatura i ma inne potrzeby, to bardzo rzadko pojawiały się na ekranie sceny dodane przez scenarzystów: jeśli już dochodziło do modyfikacji, to raczej na zasadzie łączenia lub przeniesienia w inne miejsce. Ortodoksyjni fani będą więc zadowoleni: scenarzyści nie dali się porwać wyobraźni, lecz trzymali się dostarczonego przez Martina materiału.
Dobór aktorów
Poza nielicznymi wypadkami, o których później, role zostały obsadzone bardzo dobrze. Moi faworyci to Arya, Ned, Tyrion i Jaime – dokładnie tak sobie wyobrażałem te postacie, a i gra aktorska w tym przypadku idealnie oddaje charakterystykę znaną z książki. Sporo innych postaci też jest dobrze dobranych, chociaż nie robią aż tak dużego wrażenia – albo też pojawiają się na tyle rzadko i na razie nie odgrywają znaczącej roli, że ciężko coś więcej o nich powiedzieć. Niemniej ci co mają budzić sympatię, budzą – a ci, których zadaniem jest budzenie morderczych instynktów, spełniają swoje zadanie w stu procentach.
Jedyna postać, która nie przypadła mi do gustu, to Jon – jest to o tyle dziwne, że w książkach była to jedna z moich ulubionych postaci. Wina pewnie leży po stronie aktora, który jak na mój gust jest zdecydowanie zbyt lalusiowaty. Cóż, nie wszystko może być idealnie, ale jest szansa, że Mur da mu w kość, trochę się przybrudzi i dopasuje się do książkowego pierwowzoru.
Na koniec jeszcze mała uwaga – młodsi bohaterowie, a przede wszystkim Starkowie, zostali trochę postarzeni. W sumie jest to uzasadnione, bo w realiach średniowiecznych ludzie szybciej dojrzewali – no i dzięki temu ma się możliwość zatrudnienia nieco bardziej doświadczonych aktorów. W oglądaniu to nie przeszkadza, a może nawet jest zaletą.
Scenografia
Akcja serialu koncentruje się w czterech głównych lokacjach: na Murze, w Winterfell, w Królewskiej Przystani i na stepach Dothraków, gdzie śledzimy losy Daenerys. Największe wrażenie robi Mur – monumentalny i ponury, aż ciarki przechodzą. Na razie widać było głównie jego widok z oddali, ale liczę, że będzie również szansa przyjrzeć mu się z bliska. Miasta natomiast odbiegają nieco od średniowiecznych wzorców, zostały podrasowane na fantastyczną modłę – głównie jednak wtedy, gdy patrzy się na nie z daleka, bo w środku jest już typowo: raczej brudno i nieco chaotycznie. Jak na razie najlepiej było widać Winterfell, które odbiega nieco od moich wyobrażeń, ale aż tak bardzo mi to nie przeszkadza.
Oprócz tego widoczne są głównie plenery – dosyć sielankowe, chociaż opustoszałe – ot, cała północ. Wygląda to ładnie, chociaż niewielkie grupki postaci przemierzające rozległe przestrzenie wyglądają nieco dziwnie. Z drugiej strony to nie wielka kinowa superprodukcja, więc wielkich środków na statystów i efekty specjalne.
Drobne szczegóły, kostiumy etc. również pasują (chociaż nie zawsze, ale są to raczej wyjątki) do wyobrażeń wyrobionych na podstawie lektury – sporo jest detali, które umkną osobom nieznającym książki, ale dla fanów będą stanowić dodatkową wartość.
Varia
Podobnie jak we wcześniejszych serialach realizowanych przez HBO, tak i tutaj obraz jest dosyć realistyczny. Krew się leje, robactwo zżera ścierwo, a postaci się nie patyczkują. Do tego sporo jest scen erotycznych i golizny, prawdopodobnie proporcjonalnie więcej niż miało to miejsce w książce. Mnie nie przeszkadza, a puryści mają już o serialach HBO zdanie wyrobione, jak przypuszczam.
Ocena ogólna
Cóż dużo mówić, byłem zachwycony i chyba wszyscy fani serialu też będą. Pierwszy odcinek co prawda jeszcze nie porywa, ale głównie za sprawą konieczności przedstawienia głównych bohaterów dla widzów nieznających książki. Jego końcówka jest jednak mocna, a dalej jest już tak, jak być powinno: wiernie, z napięciem i pikanterią. Fani „Pieśni Lodu i Ognia” z pewnością nie poczują się zawiedzeni.
Zastanawiam się tylko czy aż tak mocne zakorzenienie fabuły w książce nie będzie wadą dla osób nieznających twórczości Martina. Oglądając byłem świadom licznych podtekstów, jakie są ukryte pod zachowaniem postaci, a których moim zdaniem nie da się wyłapać wyłącznie na podstawie informacji przekazanych w dwóch pierwszych odcinkach. Mam nadzieję, że nie będzie to przeszkoda i nie zaszkodzi popularności serialu – tym bardziej, że i bez wyłapywania smaczków przebieg fabuły powinien być czytelny i zajmujący. Oby tak było, bo chcę zobaczyć całość „Pieśni Lodu i Ognia” przeniesioną na ekran. Pomijam już, że byłby to być może dodatkowy czynnik mobilizujący dla autora, by szybciej pisać.
Tyle wrażeń na gorąco: chyba jest jasne, że mi się podobało. Połączenie cyklu Martina z elementami typowymi dla seriali realizowanych przez HBO tworzy bardzo przyjemną mieszankę; jeśli są nawet jakieś wady, to zupełnie nie przeszkadzają w odbiorze całości. Przedpremierowy pokaz rozbudził mój apetyt: chcę więcej. No i znów mam ochotę na lekturę „Gry o tron”… może nawet to zrobię?
Tymoteusz "Shadowmage" Wronka
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.