Podróż wzdłuż trzydziestego siódmego równoleżnika...
..tak mógłby brzmieć alternatywny tytuł
Dzieci kapitana Granta (
Verne Jules (Verne Juliusz))
. Wszystko zaczyna się od znalezienia w brzuchu ryby-młota butelki z listami o tej samej treści, ale w trzech językach: angielskim, niemieckim i francuskim. Tylko część słów pozostała czytelna i przy wspólnych wysiłkach znalazcom butelki- załodze jachtu Duncan i jego właścicielowi lordowi Glenarvanowi - udaje się odczytać wołanie o pomoc kapitana Granta-jednego z rozbitków statku Brytania. Co do miejsca pobytu zaginionych marynarzy na podstawie listu można być pewnym tylko jedno: są gdzieś w okolicach 37 równoleżnika na półkuli południowej, reszta to domysły.
"Dzieci kapitana Granta" jest to klasyczna powieść podróżniczo-przygodowa. Fabule i zwrotom akcji nie mam nic do zarzucenia, w zasadzie pragnienie rozwiązania zagadki, jaką było miejsce pobytu kapitana, było dla mnie główną motywacją do przeczytania książki do końca. Jednakże nie jestem wielbicielką obszernych opisów, a te tutaj na domiar złego przypominały mi do złudzenia fragmenty z podręcznika do geografii. Ponad to postacie momentami wydawały mi się boleśnie jednowymiarowe, a słowa padające z ich ust niekiedy wręcz ociekały patosem, choć być może ludzie 150 lat temu tak właśnie mówili.
Pomimo wymienionych wad, pomimo narzekań jakie niekiedy z siebie wyrzucałam, gdy ludzie wskazując na książkę pytali czy ciekawa i w końcu pomimo zarzekania się w myślach, że to moja ostatnia lektura tego autora, to czuje, że i tak za jakiś czas sięgnę po kolejną. Czemu? W sumie nie wiem, może to jakaś forma czytelniczego masochizmu? Nie, raczej fakt, że dzieła Verne'a są po prostu inne niż książki autorów współczesnych, które zwykle czytam i właśnie ta odmienność mnie pociąga, jest w tym coś odświeżającego.
W każdym razie polecam każdemu chętnemu samemu spróbować, bo w książkach tego autora można się rozsmakować.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.