Dodany: 12.04.2011 22:30|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

5 osób poleca ten tekst.

Nie dla estetów


12.04.2011
W niedzielę busem jechało nas dziewięciu, a każdy miał duży bagaż. Było ciasno i śmierdząco. Któryś zapalił papierosa, ale tak na niego naskoczyłem, że wyrzucił go.
- Zabierz ze sobą rzeczy na kilka dni. W Szczecinie złożysz strachy, w Lesznie je rozłożysz, a później pojedziesz po Lubinia – powiedział mi szef. Wziąłem dużą torbę z ubraniem, komputerem, ładowarkami, przyborami toaletowymi i czymś tam jeszcze, oraz dwa wielkie toboły – jeden ze swoją pościelą, drugi z ubraniem roboczym. Gdy znosiłem te rzeczy ze swojego pokoju w bazie, ktoś przeniósł moją torbę do drugiego busa, a ten już odjechał.
Bojąc się o całość mojego netbooka, wywołałem kierowcę przez CB prosząc o nie przyciskanie torby. Spoko – usłyszałem, ale wcale spokojny nie byłem. Kierował nieznany mi Ukrainiec, na S3 jechał 140 bojąc się zostać w tyle za pierwszym busem; na początku miałem obawy co do jego umiejętności kierowcy, ale jechał nieźle. Dojechaliśmy. Wieczorem wytarłem kurz na półkach przydzielonego mi campingu, porozkładałem swoje rzeczy, i dość wcześnie położyłem się spać, jako że nazajutrz czekała mnie ciężka, całodniowa praca i nocna jazda ponadgabarytowym zestawem pojazdów do Leszna, 350 kilometrów. Pod wieczór, krótko przed wyjazdem dowiedziałem się, że mój camping nie jedzie do Leszna, więc muszę zabrać z niego swoje rzeczy. Gdzie? Do kabiny mojej scanii. Że mam ich dużo? No to po co tyle ich brałem? – usłyszałem zadane mi przez szefa pytanie.
I znowu, jak w niedzielę, gdy pakowałem się do wyjazdu, łzy stanęły mi w oczach, bo ponownie poczułem się, żyjąc na walizkach, jak bezpański pies przenoszony gdzieś, bez swojego kąta i swojej woli. W Lesznie miałem pojechać na bazę i spać w swoim pokoju. Po co więc wiozłem te wszystkie graty? – zadawałem sobie bezradne pytanie. Już w czasie jazdy uświadomiłem sobie, że wszystkie klucze z bazy, cały ich pęk, zostawiłem na półce w campingu, a wśród nich klucz do mojego pokoju…
Bałem się tej drogi: po całym dni pracy jeszcze nocna jazda, ale szło mi nieźle – „senny” kryzys miałem dość krótki, a zwalczyłem go klepiąc teksty afirmacji. Ledwie dziesięciotonowa przyczepa nie obciążała zbytnio ciężarówki, dość nowej scanii, mogłem więc utrzymywać sporą szybkość jazdy, częstokroć przekraczającą osiemdziesiątkę. Na placu byłem pierwszy, o czwartej nad ranem, po dwudziestu jeden godzinach pracy non stop, a tak szybko dlatego, że zaryzykowałem, przekraczając limit dozwolonych czterech i pół godzin jazdy bez przerwy - wszystko dla dłuższego snu.
Byłem w roboczym, brudnym ubraniu, cały byłem brudny, bo nawet rąk i twarzy nie miałem gdzie ani kiedy umyć przed wyjazdem, więc postanowiłem nie korzystać z mojej pościeli: na leżance w kabinie położyłem zwiniętą kurtkę roboczą pod głowę, a przykryłem się moją starą, postrzępioną kufajką. Oczywiście nie zdejmowałem ubrania, a nawet założyłem na siebie dodatkowy sweter – ogrzewanie postojowe nie działało. Nie mogłem usnąć, zimno mi było w stopy. Wstałem, wygrzebałem z torby zapasowe skarpetki, zdjąłem stare, a założyłem dwie pary świeżych. Nie pomogło, więc owinąłem nogi płaszczem przeciwdeszczowy. Było lepiej, ale mimo takiego ogacenia zimno budziło mnie, więc w końcu wstałem raz jeszcze (a w tym rodzaju kabin trudno mówić o wstaniu, w nich wszystko robi się w kucki, albo na siedzącą), rozwiązałem tobół z pościelą i wziąłem mój prywatny śpiwór używany zwykle jako narzuta, więc niezbyt czysty, ponieważ w moim służbowym pokoju w bazie kurzy się niesamowicie. Pęcherz wypełniony wypitym na sen piwem budził mnie w nocy, sikałem na ziemię przez otwarte drzwi klęcząc na fotelu kierowcy, ale w sumie przespałem około siedmiu godzin. Gdy w południe założyłem buty i wyszedłem na dwór, wymięty i cholernie nieświeży, ktoś krzyknął do mnie, że jest śniadanie. Oczy mnie piekły, dłonie miałem brudne – jak iść do kuchni w takim stanie? Pod kranem wyprowadzonym na zewnątrz z kuchennej instalacji mającej własny zbiornik wody, umyłem twarz i dłonie. Bez mydła dłonie ślizgały mi się po zatłuszczonej twarzy. Czym wytrzeć? W kieszeni namacałem zwitek papieru toaletowego i nim wytarłem twarz – zrobił się czarny jak stara onuca. Na śniadanie jak zwykle była paskudna kiełbasa z wody, kupowana z przeceny po pięć złotych za kilo.
Przypomniały mi się słowa szefa odmawiającego nam podwyżki i tłumaczącego swoją odmowę „podwyżką kuchenną”, jak się wyraził; że musi więcej wydawać na nasze wyżywienie, bo cukier podrożał. Zakipiałem bezsilną złością. Kiełbasy nie jadłem, nigdy jej nie jem, na szczęście kucharka miała troszkę marmolady. Obok przy stole siedział właściciel tak cholernie śmierdzących skarpetek, że ledwie przełknąłem dwie kromki chleba.
Po śniadaniu jeden z kolegów wziął ode mnie klucze od scanii, bo musiał gdzieś nią jechać; prosiłem go o zamykanie kabiny na klucz, o zwrócenie uwagi na mój bagaż, w którym, oprócz ubrań, był telefon, komputer i portfel z dokumentami i pieniędzmi. Obiecał pilnować, a ja znowu poczułem się jak ten pies.
Szef, jak to on, zdaje się, że podejrzewał moją złośliwość – on wszystkich ocenia według siebie – z powodu tych zapomnianych kluczy. Dał mi na najbliższą noc inny camping. Siedzę w nim, komputer postawiwszy na brzegu stolika, obok mojej nie rozpakowanej torby, i piszę tę relację z początku mojego lunaparkowego sezonu. Brud tutaj i bałagan. Drzwi od szafy są bez zamka, siedzenie przy stoliku rozlatuje się, drzwi od niedziałającej lodówki nie dają się zamknąć, na podłodze i w szufladach śmieci. Nie mam czym sprzątnąć tutaj, a poza tym… po co, skoro jutro może znowu będę się przenosić? Na obu łóżkach kompletna pościel, wygląda na nieużywaną, po praniu. Wącham ją. Czuję zapach taniego proszku przebijający ponad zapach stęchlizny. Ujdzie. Koledzy podłączyli wodę i prąd do wozu sanitarnego, więc nareszcie mogłem zmyć z siebie brud dwóch dni. Jutro zaczynamy pracę o siódmej, kończymy o dziewiętnastej.
Do emerytury mam dziewięć lat.




(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4133
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: epikur 12.04.2011 22:45 napisał(a):
Odpowiedź na: 12.04.2011 W niedzielę b... | Krzysztof
Jakbym czytał Marka Hłaskę... :)
Użytkownik: Krzysztof 13.04.2011 20:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakbym czytał Marka Hłask... | epikur
Witaj, Hurlinie.
Nie znam Hłaski, więc zajrzałem na jego strony tutaj. Książka „Baza Sokołowska” zapewne opisuje znane mi z autopsji sytuacje, bo w niektórych firmach czas zatrzymał się dawno, mimo widocznych zmian. Nie jestem zawodowym kierowcą ciężarówek, jeżdżąc w mojej pracy raz na kilka dni, ale bywa, że prawdziwymi „wynalazki”, jak mówią koledzy z pracy.
Nie wiem, na ile realistycznie opisywał Hłasko swoje historie – mój opis nie jest realistyczny, jest złagodzony, ucywilizowany, i to znacznie. Ktoś wspomniał, że ta książka Hłaski opisuje walkę o przetrwanie, męskie sytuacje, coś takiego. A ja w swojej pracy widziałem ludzi chyłkiem uciekających po jednym dniu, widziałem ludzi z napuchniętymi oczami, z krwawiącymi z przemęczenia nosami, po prostu wykończonych fizycznie.
Są szkoły przetrwania, w których nie trzeba nic płacić za kurs, a jeszcze kursantom zapłacą.
Dziękuję, Hurlinie.

Gdy trzy tygodnie temu byłem w górach, zgubiłem szlak. Po godzinie „odnalazłem się”, a gdy szukałem drogi, przypomniało mi się Twoje pytanie o obycie z górami:)

Użytkownik: epikur 13.04.2011 21:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Hurlinie. Nie zna... | Krzysztof
Witaj.:)

Jeżeli chodzi o Hłaskę, to miałbym wielką ochotę, aby zobaczyć Twoją opinię na temat twórczości tego właśnie pisarza. Chciałbym skonfrontować Twoje przeżycia z tymi opisanymi przez Hłaskę, chciałbym przeczytać jak się zapatrujesz na styl pisarski Hłaski i historie, które opisuje w swoich książkach. Hłasko nie pisze oczywiście tylko powieści czy opowiadań związanych z przygodami kierowców, ale "Baza Sokolowska" czy "Następny do raju" przywołują tę tematykę. Zdaję sobie sprawę, że doświadczenia, które opisuje H. są zupełnie inne, od tych z którymi zapewne Ty, Krzysztofie, miałeś styczność. Jednak Twoja opinia bardzo by mnie zaciekawiła...
Może więc kiedyś, jak znajdziesz trochę czasu, zatopisz się w lekturze książek Pana Marka.

A co do gór, to jak widać, nawet wytrawni podróżnicy mają problemy ze szlakami. Tak, góry zdecydowanie wzbudzają mój szacunek.
Użytkownik: Krzysztof 16.04.2011 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj.:) Jeżeli chodzi... | epikur
Stanowczo nie jestem wytrawnym podróżnikiem, Hurlinie. Wiele lat temu byłem parę razy w Świętokrzyskich, naście lat temu zdarzyło mi się pracować przez dwa miesiące w Zakopanem, poszedłem wtedy na kilka jednodniowych wypraw, a następne wyprawy były dopiero w 2009 roku, w Sudety. W ciągu dwóch lat byłem w tych górach kilkanaście razy – ot, i całe moje górskie doświadczenie. A góry powinny wzbudzać szacunek, chociażby dla naszego bezpieczeństwa.
Nie mogę obiecać poznania twórczości Hłasko, chociaż „Baza” zaciekawiła mnie, chyba przez chęć porównania swoich i jego doświadczeń. Wiesz, ten czas…
Obiecuję jednak napisać do Ciebie o swoich wrażeniach z lektury, jeśli książkę przeczytam.
Użytkownik: Lenia 28.10.2011 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakbym czytał Marka Hłask... | epikur
Niedawno czytałam "Bazę Sokołowską" i przypomniały mi się wtedy twój tekst, Krzysztofie, i twój komentarz, Hurlinie. Rzeczywiście, jest tu dużo podobieństwa.
Użytkownik: Krzysztof 29.10.2011 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno czytałam "Bazę S... | Lenia
Witaj, Leno.
Ciekaw jestem własnej oceny tej powieści, bo może wtedy wiedziałbym jak Ty i inni widzą ten tekst. Kilku osobom podobał się, fajnie, problem jednak w tym, że ja nie cenię go zbytnio. Dla mnie to tylko poprawnie napisana relacja (ale w czasie pisania przejęła na siebie część mojej goryczy, która jakby spłynęła z palców na klawiaturę; pisałem ten tekst wiedząc o takim mechanizmie), i gdy pomyślałem nad pisaniem podobnych tekstów…. Raczej nie.
Cóż… teksty, które ceni autor, niekoniecznie będą cenione przez czytelników.
Dzięki za słowo, za zajrzenie na moje strony.
Użytkownik: norge 13.04.2011 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: 12.04.2011 W niedzielę b... | Krzysztof
O, matko! Bardzo poruszający tekst. Szkoda tylko, Krzysztofie, że to nie powieść, a najprawdziwszy w świecie dokument :(
Napisany rewelacyjnie i jak słusznie zauważono powyzej, przypomina swoim poziomem prozę Hłaski (czytałam tylko Bazę Sokołowską), Stachury i już sama nie wiem kogo... i nie są to puste komplementy. Moim skromnym zdaniem masz niesamowity talent do przelewania swoich myśli na papier. Już wcześniej podobały mi się twoje teksty, ale ten jest według mnie najlepszy, choć oczywiście jego przesłanie powoduje bezsilne "zgrzytanie zębów" :(
Użytkownik: Krzysztof 13.04.2011 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: O, matko! Bardzo poruszaj... | norge
Diano, jesteś dla mnie nazbyt łaskawa, naprawdę.
Tekst napisałem a vista, w niecałą godzinę, co u mnie jest szybkim tempem, bo piszę dwoma, w porywach trzema palcami, pozostałe jakoś nie chcą przyłączyć się do tej czynności, plącząc się i zaczepiając o siebie, a i myśli miewam oporne. Napisałem, przeczytałem, w paru miejscach poczyniłem jakieś drobne poprawki, chwilę zastanawiałem się, czy ma on zostać w moich dopiskach, czy opublikować go tutaj. Zdecydowałem to zrobić, ale na początku pisany był tylko dla mnie, do dopisków. Teraz parę miejsc zmieniłbym, ale niech już tak zostanie.
Nie wiem, co może podobać się czytelnikom, ja mam kilka ulubionych miejsc w swoich tekstach, ale wcale nie jestem pewny, czy tak samo oceniają te fragmenty inni; ten powyższy nie oceniam wysoko, także z powodu tematu niezbyt ładnego. Tak, Diano, u mnie i temat musi być ładny, aby tekst był naprawdę dobry. Dlatego wiele uznawanych książek jest dla mnie niestrawnych, ale może teraz, poznawszy jeden obrazek z mojej pracy, będzie Ci łatwiej zrozumieć powody. Tekst zamieściłem pod wpływem chwili, ale także z powodu „egzotyki” mojej pracy, chociaż, jak wspomniałem Hurlinowi, gdybym miał opisywać wszystko całkowicie realistycznie, mógłbym niektórych czytelników zaszokować. Nie, nie jakością tekstu, a realiami.
Dziękuję Ci, Diano. Czy w Twoje strony dotarła wiosna?
Użytkownik: norge 13.04.2011 21:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Diano, jesteś dla mnie na... | Krzysztof
Wiosna jeszcze za bardzo nie dotarła. Jedyne jej ślady to wzmożona aktywność róznych ptaszków, w oczach topniejace hałdy śniegu na poboczach i przede wszystkim słońce, które operuje już o wiele dłużej za dnia, niz ma to miejsce w Polsce. Dziś o 18 jeszcze można było się opalać (na zacisznym tarasie). Pozdrawiam i życzę spokojniejszego tygodnia w pracy :))))
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: