Dodany: 11.04.2011 19:26|Autor: zsiaduemleko

O idiocie, po prostu


Gdyby Karol Strasburger któregoś razu w „Familiadzie” wydał uczestnikom komendę: „wymień nazwisko rosyjskiego pisarza”, to z pewnością jedną z najwyżej punktowanych odpowiedzi byłby Dostojewski. Tak rozpoznawalny i popularny to pisarz. Ale Karol o to nigdy nie zapyta, bo TVP byłaby posądzona o zaprzedanie się ruskim. Dodatkowej pikanterii dodałby temu zapewne fakt, iż sam Fiodor nie pałał do Polaków specjalną sympatią. To uraz wyniesiony z katorgi w Omsku (gdzie był skazany na towarzystwo naszych rodaków) i trudno mu się dziwić, gdy człowiek sam był świadkiem i wie, w jaki sposób nasi krajanie potrafią być przykrzy dla bliźniego, jeśli tylko w jakiś sposób mogą na tym zyskać. Ta niechęć Dostojewskiego znajduje odbicie w wielu jego dziełach, gdzie Polacy są epizodycznym ucieleśnieniem pychy, fałszu, cwaniactwa i zachłanności. Przypomina się choćby uwodziciel Gruszeńki („Bracia Karamazow”), jej pierwsza miłość z młodości, oszukujący w karty i małostkowy amant. W „Idiocie” autor także nie odmówił sobie nieznacznych uszczypliwości pod adresem „polaczków”, ale jakoś nie potrafię mieć mu tego za złe. Cała twórczość Dostojewskiego jest w znacznym stopniu projekcją jego przeżyć, odbiciem własnego doświadczenia i światopoglądu. Przemycał on do treści mnóstwo akcentów i analogii z własnym życiem. Choćby epilepsja – choroba, która trapi głównego bohatera „Idioty”, a później dosięgnie również Smierdiakowa (znów „Bracia Karamazow”, uwielbiam) – to problem, z którym sam Fiodor zmagał się od śmierci ojca. Napady padaczki odegrały niebagatelną rolę w kształtowaniu się pisarza, a ich piętno odznacza się w utworach, gdzie również nie sposób epilepsji odmówić istotnego znaczenia. Tego typu zabiegi samego autora nie czynią unikatem, ale też nie w tym tkwi potęga prozy Dostojewskiego, bo to zaledwie jej element. Jednak gdy spojrzysz na czekającą przy łóżku książkę Fiodora i na samą myśl o kontynuowaniu lektury Twoje serce momentalnie zwalnia (nie przyśpiesza!), zalewając ciało uczuciem błogiej, nieszkodliwej chciwości, niecierpliwości i satysfakcji, to już powinieneś wiedzieć, że ubieranie w słowa i rozkładanie na kolejne określenia tej nierozerwalnej całości nie ma głębszego sensu. Na pytanie, co jest takiego ujmującego w prozie Dostojewskiego, mógłbym odpowiedzieć jedynie: proza Dostojewskiego. Po prostu sprawia, że pikawa mi zwalnia.

Lektura „Idioty” momentalnie wciąga i otula czytelnika swoim urokiem. Oto bowiem poznajemy Lwa Nikołajewicza Myszkina, wracającego do Petersburga (z leczenia w Szwajcarii) epileptyka, który już w pociągu nawiązuje znajomość z Rogożynem. Komitywa ta doprowadzi do powstania osobliwego trójkąta miłosnego, w którym udział weźmie także Nastazja Filipowna, kobieta fatalna, rozdzierana przez uczucia do obu mężczyzn. Oczywiście to zaledwie jeden z mnogości wątków pociągniętych przez Dostojewskiego w powieści, bodaj najistotniejszy, ale błędem byłoby nazywanie „Idioty” romansem. Autor w swoim stylu wprowadza do treści multum motywów i barwnych postaci, szczegółowo nas zapoznając z ludzkimi losami, w pewnym stopniu nawet o nich plotkując. Przytaczane opowieści, chwilami niemal rozwlekłe, posiadają jednak ten niezaprzeczalny powab hipnotyzujący czytelnika, a długie, obszerne oracje bohaterów z charakterystycznym zacięciem i wtrętami, w jakiś niesprecyzowany sposób obezwładniają. Niby to wszystko już znamy z innych dzieł Dostojewskiego, ale to właśnie ta maniera paraliżuje czytelnika, nie pozwalając mu się oderwać od lektury.

Czego nie mamy w tej powieści! Emocjonujące sceny, w których sumienie czytelnika może mieć spory dylemat co do pojęcia słuszności. Modelowy przykład XIX-wiecznego romansu, a co za tym podąża, rywalizację kobiet i wszechogarniającą namiętność. Menażerię wielowymiarowych postaci, bohaterów żywych, nieprzewidywalnych, ani czarnych, ani białych i, zgodnie z tendencją Dostojewskiego, nawiedzających ich demonów, doprowadzających nawet do obłędu. Będziemy świadkami ambarasu w związku z pewnym spadkiem i dotkniemy przy tej okazji duszy chciwości oraz honoru. Poruszona zostanie problematyka kary śmierci i pogodzenia się z nią (znów odzwierciedlenie poglądów autora, któremu groziło rozstrzelanie). Widmo śmierci, jednego z ulubionych tematów Dostojewskiego, coraz wyraźniej zawisa nad wydarzeniami wraz z natężającym się mrokiem powieści. Choć „Idiota” początkowo może sprawiać wrażenie utworu o lekkim klimacie, momentami nawet o zabarwieniu komediowym, to jednak atmosfera z czasem wyraźnie gęstnieje, choćby dzięki wprowadzeniu postaci Hipolita, gruźlika, któremu lekarze dają dwa tygodnie życia. Zaskakująca kulminacja dzieła jedynie utrwaliła moją słabość do twórczości Dostojewskiego i podniosła wartość samej powieści.

Tymczasem postać Myszkina jest esencją „wykoślawionego człowieka”, w ukazywaniu którego tak lubował się Fiodor. Książę, przysłonięty cieniem nieuleczalnej choroby, jest traktowany przez wszystkich niczym upośledzony umysłowo. Sam przyłapywałem się na tym, że tak go postrzegam. Myszkin jest dziecinnie naiwny, nie ma napadów gniewu, jest niezdolny dostrzec w ludziach zła i podłości, jego opanowanie, pokora oraz prostoduszność pozwalają określić go mianem „ciepłej kluchy” i właśnie idioty. Wszak w czasach autora tym mianem zwano nie tylko człowieka ograniczonego umysłowo, ale także pozbawionego gwałtowności i przesadnie łagodnego. Trudno opanować chęć wykorzystania do swoich celów takiego naiwniaka i z równie niecnego założenia wychodzą otaczające bohatera postaci. Jedni pragną na nim zarobić, drudzy znajdują przyjemność w wystawianiu go na pośmiewisko, ale nikt nie traktuje Myszkina do końca poważnie. Milczące przyzwolenie księcia na tego typu zachowania jedynie nakręca spiralę kpin, a to nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Całość jest śmiałą próbą Dostojewskiego ukazania człowieka nieskończenie dobrego, bez przywar i skaz. Zadanie iście karkołomne, bo bohaterowi idealnie pozytywnemu zatrważająco blisko do bohatera idealnie nudnego i bezpłciowego. Nikt nie zachwyca się postaciami dobrodusznych altruistów. Zapewne dlatego, że są tacy nierealni i niespotykani na co dzień. Schowajmy jednak sceptycyzm głęboko do kieszeni i pozwólmy Dostojewskiemu pokazać, jak trudny oraz przykry może być żywot człowieka nieskazitelnego. Nie dziwota więc, że jeśli w ogóle istnieją, to jest ich niewielu.

Nie czuję się wystarczająco mocny, by w jakikolwiek sposób oceniać synonim literatury rosyjskiej, którym z pewnością jest Dostojewski. Wymienianie przeze mnie nazwiska Fiodora w pytaniu o ulubionych pisarzy też nie niesie ze sobą jakichkolwiek znamion oryginalności i niebanalności, a nawet może być postrzegane jako swego rodzaju snobizm.

Trudno, będę musiał z tym jakoś żyć, choć nie czuję się tym szczególnie przygnieciony.


[opinię zamieściłem wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10067
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: MELCIA 08.12.2011 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby Karol Strasburger k... | zsiaduemleko
"trudno mu się dziwić, gdy człowiek sam był świadkiem i wie, w jaki sposób nasi krajanie potrafią być przykrzy dla bliźniego, jeśli tylko w jakiś sposób mogą na tym zyskać"
W przeciwieństwie do Francuzów, Włochów, Niemców, Holendrów, obywateli RPA, Hiszpanów etc., którzy zawsze są uprzejmi dla bliźniego, nawet jeśli mogą na tym stracić ;) Celowo nie podałam w tej wyliczance Rosjan, aby nie być posądzoną o chorobliwą antyrosyjskość (antyruskość?).
I jeszcze jedno: co według Ciebie mogli "zyskać" Polacy, traktując niegrzecznie Dostojewskiego na katordze w Omsku? Z czystej ciekawości się pytam...

Czepialstwo czepialstwem i złośliwość złośliwością, niemniej dzięki za ciekawą recenzję genialnego "Idioty" (ale interesujący oksymoron mi wyszedł!).

Pozdrawiam,
Melusia - miłośniczka prozy Dostojewskiego, jego antypolskością niezmiennie zasmucona
Użytkownik: zsiaduemleko 08.12.2011 22:41 napisał(a):
Odpowiedź na: "trudno mu się dziwić, gd... | MELCIA
No tak, pewnie masz rację i nie jest to jakaś wyjątkowa przywara jedynie Polaków, ale z nimi miałem do czynienia, w przeciwieństwie do Francuzów, Włochów, itd., więc to taki luźny wniosek z autopsji (w szczegóły wchodził nie będę, bo nikogo nie interesują) i ciężko mi się odnieść do innych narodów (no, może poza Niemcami, ociupinkę). Trudno, żebym pisał o czymś, z czym do czynienia osobiście nie miałem, ale jestem otwarty na uwagi kogoś bardziej światowego.
Co do Dostojewskiego i jego przejść w Omsku, to opieram się jedynie na posłowiu pani Justyny Gładyś, autorki mojego przekładu "Idioty".
Zacytuję:
"Pobyt tam [mowa o Syberii] dał też Dostojewskiemu podstawy do wyrobienia sobie negatywnej opinii o Polakach, których spotkał na katordze. Byli dla niego ludźmi pełnymi zadufania, pychy, nieuzasadnionego poczucia misji i wybrania wśród innych narodów. Takie mniemanie niejednokrotnie znajdzie swój wyraz w utworach rosyjskiego pisarza, w których Polak będzie nie tylko reprezentantem katolicyzmu, do którego Dostojewski miał krytyczny stosunek, ale wcieleniem samouwielbienia, napuszoności i pseudopatriotyzmu"*

Brak tu konkretów, ale wychodzi na to (uwaga, uogólniam), że Polacy podpadli Dostojewskiemu faktem, że byli po prostu bucami :)

Pozdrawiam też, również.


*Idiota, Fiodor Dostojewski, tłum. Justyna Gładyś, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2009, str. 461
Użytkownik: MELCIA 09.12.2011 00:17 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, pewnie masz rację... | zsiaduemleko
Mnie również ciężko się odnieść, bo światowa nie jestem i za granicą najdalej byłam w Czeskim Cieszynie :D Wydaje mi się jednak, że w każdym kraju znajdą się buce (ładne słowo, takie dobitne). Wszyscy jesteśmy najpierw ludźmi, dopiero potem narodami (to cytat, ale nie pamiętam skąd) i mamy swoje niedoskonałości, jak wiadomo. Przypisywanie pewnych wad w szczególności Polakom jest chyba równie zabawne, jak uznawanie nas za Naród Wybrany. Tym bardziej, jeśli ocenia się wszystkich na podstawie grupki ludzi poznanych w Omsku. Dlatego uważam, że Dostojewski pomylił się, wydając tak surowy wyrok i trzymając się go konsekwentnie przez całe życie.

Z drugiej strony, istnieje oczywiście coś takiego jak charakter narodowy, wynikający z tegoż narodu historii, kultury itp. Ja tego nie neguję. Myślę jednak, że nie należy go mylić ze zbiorem stereotypów na temat danego narodu, negatywnych najczęściej. Bo wtedy wyjdzie na to, że wszyscy Francuzi to amatorzy żabich udek, Rosjanie - półdzicy alkoholicy, a Polacy - buce właśnie, w dodatku napuszone i pełne samouwielbienia. Wygodne i proste? Na pewno. Ale czy prawdziwe?

Jeśli jest się uprzedzonym, to patrzy się na nasz charakter narodowy pod określonym kątem i widzi tylko negatywy. A przecież, jeśli istnieje coś takiego jak "narodowe wady", to są też chyba i "narodowe zalety"? Brak tu konkretów i ja też będę uogólniać, ale uwadze zawziętych krytyków polskości umyka chyba nasze:
- umiłowanie wolności
- przywiązanie do tradycji i tradycyjnych wartości, zasad moralnych
- zdolność do poświęceń w imię ideałów
- tolerancja (tak! Polska przez wieki była "krajem bez stosów", w którym schronienie znalazło wielu różnowierców i Żydów, prześladowanych w "oświeconej" Europie Zachodniej; II Rzeczpospolita była państwem, w którym karierę robili ludzie różnego pochodzenia bez wielkich utrudnień, teraz też tak jest; wiem, że mój pogląd kłóci się z opiniami wielu osób, może jestem zbyt wielką optymistką, ale jednak, śledząc historię Polski i porównując ją z dziejami innych państw europejskich, uważam nas za dość tolerancyjny naród)
- poczucie humoru (dla mnie może się równać tylko z angielskim :))
Aha, i jeszcze mamy wspaniałą literaturę. Może nie na miarę Dostojewskiego, ale Mickiewicz, Słowacki, Potocki, Gombrowicz, Lem to też geniusze. I docenieni za granicą (niektórzy z nich bardziej niż w kraju). To tyle na razie o tych powodach do dumy...

Jeszcze raz podkreślam: nie chodziło mi o to, by nasze wady narodowe ignorować, ale o to, by dostrzegać i zalety. Bo inaczej zupełnie niepotrzebnie wpędzamy się w kompleksy (my - znaczy Polacy).

Na koniec dodam, że żaden ze mnie retoryk. Tak sobie piszę, jak potrafię, jak myślę i jak czuję. Zabolało mnie po prostu to "bucowanie"... Ale może to nie ma sensu, takie oburzanie się w imię narodu...

Strasznie się rozgadałam i doszłam już w tej bezładnej gadaninie nawet do własnych kompleksów ;) Podziwiam Cię, dziękuję i współczuję, jeśli doszedłeś aż do tej części moich wypocin. Wiesz, ja zupełnie nie potrafię dyskutować o Sprawach Ważnych. Jestem strasznie nieuporządkowaną osobą.

Również czytałam "Idiotę" w tym zielonym wydaniu ze złoconymi literkami :)

Użytkownik: MELCIA 09.12.2011 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie również ciężko się o... | MELCIA
Aha, i pozdrawiam! :-)
Użytkownik: Bozena 09.12.2011 12:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie również ciężko się o... | MELCIA
Oj, Melusiu z wiatrem w śmigłach, potrafisz!
Uśmiechnęłam się, i postanowiłam dać temu wyraz. Spodobał mi się Twój komentarz, mądry i wyważony, tyle tylko że tutaj wtrącę uwagę, albowiem „zdolność do poświęceń w imię ideałów” może przeradzać się i często przeradza w fanatyzm, co już nie jest zaletą...

Tak się ostatnio „rozgadałaś” :), że aż poznałam Twoje upodobania,
i muszę powiedzieć, że co do J. Lechonia – podzielam Twą uwagę...

Niegdyś czytałam też Twoją recenzję „Raju utraconego” – chyba Ty pierwsza zwróciłaś uwagę na mizoginizm autora, bo choć co do artyzmu utworu obie nie mamy wątpliwości, to jednak co do stosunku autora do kobiet jesteśmy raczej zdumione. A moim zdaniem nie ma usprawiedliwienia nawet to, że Milton żył i tworzył w tak odległej epoce.

Jeśli R. Graves oparł się na wiarygodnych źródłach, to obraz Miltona, jego stosunek do własnej żony wprawia w wielkie zakłopotanie, budzi niestety odrazę. Książka, jak na Gravesa, nie zachwyciła mnie także ze względu na formę pamiętnika, oddając głos kobiecie napisał ją jakoś tak... infantylnie. Tylko epilog, potwierdzający treść pamiętnika, ma formę „zjadliwą” :). Chcąc poznać J. Miltona bliżej – może zechcesz ją przeczytać: „Żona pana Miltona”.

A że „wszyscy jesteśmy najpierw ludźmi, dopiero potem narodami” (jasne, Melusiu, bardzo słuszne podkreślenie) są to chyba (głowy nie dam) słowa A. Einsteina. I na pytanie jakiej jest narodowości – odpowiadał: „rasa ludzka”.

W jednym miejscu aż tyle, ale też nie pominę recenzji: zatrzymałam się przy niej, zadumałam, dobra; i mówi to osoba także lubiąca, tak jak Recenzent, prozę F. Dostojewskiego.
Użytkownik: zsiaduemleko 09.12.2011 18:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie również ciężko się o... | MELCIA
Żebyśmy się nie zagalopowali. W tekście uwaga odnosiła się do Polaków "na emigracji", nie zaś narodu jako ogółu. I niech się Polacy na emigracji nie oburzają, bo miałem na myśli pewne konkretne osoby, ale nie widziałem sensu przytaczania całej historii. Mój błąd, że wyszło z tego lekkie uogólnienie, przyznaję, ale ten sam błąd popełnił przecież Dostojewski, więc nieco mi ulżyło w takim towarzystwie. Bo ja Polaków i Polskę kocham, kocham miłością bezwarunkową, "taką pijaną i zmęczoną wciąż" (Grzesiu Ciechowski) i pomimo wielu okazji na wyrwanie się stąd, nadal tu tkwię, odrzucając kolejne nalegania rodziny i znajomych na wyjazd.
Oczywiście, że doceniam i uwielbiam nasz charakter narodowy, a nawet nasz fanatyzm, zazwyczaj raczej śmieszny, niż stanowiący dla kogokolwiek zagrożenie. I również mnie boli, że Fiodor wyciągnął wnioski dotyczące całego narodu na podstawie jednostki, czy jednostek, ale musimy już z tym bólem żyć, bo sam Dostojewski raczej okazji do zmiany zdania już nie będzie miał.

A najlepszym podsumowaniem byłaby fraza samego Józefa Piłsudskiego: "Naród wspaniały, tylko ludzie ch*je" :)

Pozdrawiam Cię Melusio z wiatrem w śmigłach.
Użytkownik: MELCIA 09.12.2011 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Żebyśmy się nie zagalopow... | zsiaduemleko
Dziękuję za odpowiedź. I za cytat z Piłsudskiego :)

Masz rację, że z niechęcią Dostojewskiego trzeba nam jakoś żyć :-) Cóż, dobrze, że przynajmniej Apollinaire (półkrwi Polak, jako i Fiodor) Polskę lubił. Zawsze to jakieś pocieszenie.

Nie martw się uogólnieniami, bo ja też trochę "ponaogólniałam", acz w drugą stronę. I nie mam do towarzystwa Dostojewskiego w moich błędach... Co najwyżej Lechonia albo takiego np. Sienkiewicza ;) Patriotyzm trudny temat, ja sobie z nim nie radzę. W dodatku taki jeszcze trochę dzieciak jestem, dopiero mi się światopogląd kształtuje (w pewną stronę - skąd mam wiedzieć, czy dobrą, czy złą?). Dlatego szukam okazji do dyskusji na tematy ważne, żeby się czegoś przy okazji nauczyć. Od Ciebie nauczyłam się również, bo dałeś mi swą odpowiedzią do myślenia, za co dziękuję raz jeszcze. No i na pożegnanie kłaniam się czapką w pas, po polsku ;)


Użytkownik: Bozena 10.12.2011 12:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Żebyśmy się nie zagalopow... | zsiaduemleko
Skamieniałam, toteż takich podsumowań - fraz
"samego Józefa Piłsudskiego" - nie polecam.
Bawią one niektórych, innych nie!

A fanatyzm - to fanatyzm - i jest jak najbardziej szkodliwy.
Użytkownik: vega62 24.10.2017 21:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Żebyśmy się nie zagalopow... | zsiaduemleko
"...sam Fiodor nie pałał do Polaków specjalną sympatią. To uraz wyniesiony z katorgi w Omsku (gdzie był skazany na towarzystwo naszych rodaków) i trudno mu się dziwić..."
Głęboka myśl. Nie jestem znawcą biografii mistrza ale wnioskuję że to chyba najstraszniejsza forma represji jaka mogła go w carskiej Rosji spotkać.
Idąc tym tropem zamierzam czym prędzej sięgnąć do np. literatury zesłańczej i w końcu wyrobić sobie opinię czy naszych przodków wywożono tam żeby nabrali choć odrobinę ogłady i otarli się o prawdziwą cywilizację czy tylko po to by uprzykrzali życie miejscowym. Straszne czasy... straszny los (myślę o tych ostatnich).
Dziękuję za otwarcie mi na to oczu.
Z góry dziękuję też za ewentualne dodatkowe wyjaśnienia. Drętwieję na samą myśl o kolejnych podniosłych deklaracjach patriotyzmu i jakże celnie dobranych w tym kontekście cytatów.
Tym bardziej że w każdym kolejnym komentarzu i z każdą próbą wybrnięcia z tych "myśli złotych" nogi coraz bardziej się plączą.
Trzymajmy się po prostu oczywistej tezy że Dostojewski ze swoim poczuciem wielkoruskiej prawosławnej misji był godnym podziwu myślicielem. Natomiast jako katolik, przedstawiciel zniewolonego narodu (to chyba istotne, nieprawdaż ?) a w szczególności Polak okazałby się typowym "pyszałkowatym bucem". Włos się po prostu jeży na samą myśl że musiał takich ludzi na swojej drodze spotkać. Nie mogli ich zesłać gdzie indziej ?

To uczciwe postawienie sprawy. Życzę dalszych podobnych analiz i patriotycznych erupcji :)
Użytkownik: VERA25 08.03.2023 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: "...sam Fiodor nie pałał ... | vega62
Nic ująć.
Użytkownik: VERA25 08.03.2023 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby Karol Strasburger k... | zsiaduemleko
Tytuł „Idiota” mówi sam za siebie.
Co ma do powiedzenia książę Myszkin?
„Pokażcie mu przyszłe odrodzenie całej ludzkości i jej zmartwychwstanie, co może sprawić tylko myśl rosyjska, rosyjski Bóg i Chrystus (одною только русскою мыслью, русским Богом и Христом)”
tak dosłownie!
„a zobaczycie, jaki olbrzym potężny i szczery, mądry i łagodny powstanie przed zdumionym światem, zdumionym i strwożonym, gdyż oni spodziewają się od nas tylko miecza, miecza i gwałtu, gdyż oni, sądząc po sobie, mają nas za barbarzyńców.”
Co za głębia, mają za barbarzyńców, gdyż „sądzą po sobie” …
„Trzeba, by na odparcie Zachodu zajaśniał nasz Chrystus, którego myśmy zachowali, a którego oni nie znali nigdy! (Надо, чтобы воссиял в отпор Западу наш Христос, которого мы сохранили и которого они и не знали!)”
Że jak? „Nasz Chrystus” ?
„niosąc im naszą rosyjską cywilizację, powinniśmy stanąć teraz przed nimi (нашу русскую цивилизацию им неся, мы должны теперь стать пред ними)” i temuż podobnież.

Fiodor Michajłowicz tym samym bądź przynajmniej zbliżonym pomysłom hołdował. W „Biesach” Szatow twierdzi „jedyny naród "mający w sobie Boga" to naród rosyjski” (единый народ «богоносец» это русский народ), podobnie w „Braciach Karamazow” nawija Zosima „lud ów to bogonośca” (ибо сей народ богоносец). Pisarz Polaków nazywał „Polaczkami” i tworzył połączenia w rodzaju „Polska, wyzwolona przez cara” („Польша, освобожденная царем”), zaś w 1880 w mowie o Puszkinie oznajmił: Rosjanin jest „wszechczłowiekiem” (всечеловеком).

Czemu te, oględnie mówiąc, uogólnienia mają służyć?

Roman Brandstaetter w powieści „Jezus z Nazarethu” tak wyobrażał sobie Piłata „jak każdy prostak, ułatwiający sobie myślenie i ocenę zjawisk, zawsze bezkrytycznie uogólniał każdą wartość, właściwości jednostki przypisując całemu ogółowi”. Mutatis mutandis jakby pasuje.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: