Dodany: 04.04.2011 17:29|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Wszystkiego po trochu i trochę „po łebkach”


Od czasu, kiedy (nie powiem, w jakim wieku, bo i tak mi nikt nie uwierzy!) przeczytałam „Marię i Magdalenę” Samozwaniec, nie omijam żadnej okazji, by poczytać o życiu artystów na przełomie wieków i w pięknym, choć wcale nieidyllicznym okresie dwudziestolecia międzywojennego. Takiej eksplozji sztuki – i wszelkich dziedzin literatury, i malarstwa, i piosenki estradowej, i filmu – nigdy wcześniej nie było; jeśli chodzi o film, można to wytłumaczyć przyczynami technicznymi, ale nagromadzenie dzieł innej kategorii i odsetek między nimi dzieł wybitnych, a przynajmniej wartościowych, sprawiło, że ten przedział historyczny fascynuje mnie bardziej niż którykolwiek inny. Oprócz rzeczonej „Marii i Magdaleny” przeczytałam pewnie ze 30 książek wspomnieniowych i biograficznych, dotyczących osób żyjących i tworzących w tamtych latach. Ale i tak nie mam dość, w związku z czym dostrzeżenie na bibliotecznej półce kolejnej pozycji o tej tematyce automatycznie zaowocowało jej wypożyczeniem.

Przyznać trzeba, że czyta się błyskawicznie i jest to na pewno duży plus tej książki. Ale z innymi kwestiami sprawa nie jest już taka prosta. Bo zważywszy liczbę postaci udzielających się artystycznie na poziomie ponadprzeciętnym w samym dwudziestoleciu międzywojennym, opracowanie mające ambicję choćby pobieżnego podsumowania ich kolei losu musiałoby liczyć nie czterysta, ale pewnie cztery tysiące stron – z konieczności więc musi być wybiórcze. A skoro tak – niejeden czytelnik poczuje się zawiedziony, znalazłszy na temat swego ulubionego artysty ledwie zdawkową wzmiankę albo nawet i tego nie. No bo czemu na przykład Stryjeńska, a nie Waliszewski, czemu Szymanowski i Rubinstein, ale nie Paderewski, czemu tylko Ordonka i Járosy, bez Zimińskiej czy Sempolińskiego, gdzie twórcy muzyki popularnej i tekstów piosenek - Wars, Petersburski, Hemar, gdzie uwielbiani aktorzy – Smosarska, Bodo? Ale nawet założywszy, że akurat postać, którą jesteśmy bardziej zainteresowani, znalazła swoje miejsce w tym opracowaniu – pytanie, czy dowiemy się o niej czegoś więcej niż wiedzieliśmy do tej pory?

W moim przypadku odpowiedź brzmi przecząco. Tak się akurat składa, że o prawie każdej z szerzej omówionych postaci miałam okazję czytać w jeszcze obszerniejszym opracowaniu czy wspomnieniu – tak więc nieznanych mi faktów nie znalazłam tu zbyt wielu: nowością dla mnie były masochistyczne i fetyszystyczne upodobania Schulza, nazwiska amerykańskich partnerów Lechonia, parasolkowe sceny w wykonaniu żony Dymszy i córki Leśmiana... ale właściwie nic, co rzucałoby nowe światło na któregokolwiek z prezentowanych artystów. Odniosłam więc wrażenie, że rzeczywistą korzyść poznawczą z lektury może odnieść raczej czytelnik, dla którego świat artystyczny II RP jest obszarem jeszcze słabo wyeksplorowanym.

Ale jeśli pozycja jest dla takowego przeznaczona, tym większa powinna być jej rzetelność, tymczasem tutaj spotykamy garstkę mniej lub bardziej poważnych błędów rzeczowych:
- Dołęga-Mostowicz napisał „Pamiętnik pani (a nie „panny”[1]) Hanki”,
- Lilka Kossakówna po raz pierwszy wyszła za mąż za Władysława, nie „Wojciecha”[2] Bzowskiego, a imię siostry drugiego jej męża, Jana Pawlikowskiego, zdrabniano „Nusia”, nie „Siusia”[3],
- nazwisko Anny, córki warszawskiego prawnika, z którą chciał się żenić Witkacy, brzmiało Oderfeld, a nie „Oberfeld”[4], zaś nazwisko rodowe poślubionej kilka lat później Jadwigi - Unrug, nie „Unrung”[5 ] (to ostatnie to już nie literówka – powtarza się kilka razy w całym rozdziale),
- portretowany przez Witkacego lekarz–oficer nosił nazwisko Teodor Białynicki-Birula, a nie „Bidula”[6 ]!
Ponadto pojawiają się również błędy ortograficzne – mamy w tekście np. „Buhenwald”[7] i „himeryczną”[8], ale za to „Piatychory”[9] – niezręczności stylistyczne („Utrzymanie rodziny pochłaniało ogromne pieniądze. Kossakowie zawsze żyli na wysokiej stopie, utrzymanie (…) pochłaniało ogromne kwoty”[10]), i wspominanie o tym samym fakcie w dwóch różnych rozdziałach (np. „Kuczyński (…) zniszczył nawet specjalny egzemplarz »Sklepów cynamonowych« ofiarowanych pisarce przez Schulza”[11]; „(…) wybuch zazdrości Bogusława Kuczyńskiego (…). Zniszczył on wówczas specjalny egzemplarz »Sklepów cynamonowych« dedykowany Nałkowskiej”[12]). Jeśli autorowi zdarzyły się wpadki, bo i on wszak człowiek, od czego, u licha, jest korektor i redaktor wydania!? Wstyd – do „Bellony” miałam większe zaufanie...

Ponadto w publikacji tego typu zdecydowanie wolę, gdy przytaczane cytaty zaopatrzone są w odnośniki do pozycji piśmiennictwa. Oto przykład - wróćmy znowu do rozdziału poświęconego Kossakom: pisze tam autor, że „większość informacji pochodzi wyłącznie z jednego źródła – wspomnień Magdaleny Samozwaniec”[13]. Zgoda, większość, ale nie wszystkie – i jeśli czytelnik chciałby dociec, skąd się wziął cytat z (najpewniej) listu Pawlikowskiej: „(…) wam jeszcze powiem, co o was myślę, panowie pułkownicy i wielbiciele kariery… za utrącanie dzielnego Loteczka, za przeniesienie nas z Krakowa do Dęblina i niedopuszczanie do Warszawy”[14], musi się sam zabawić w detektywa…

Reasumując, nie uważam lektury za stratę czasu – choćby dlatego, że w zebranej na końcu bibliografii znalazłam co najmniej 10 tytułów wartych przeczytania – ale też nie widzę powodów, by ocenić ją wyżej niż jako przeciętną.



---
[1] Sławomir Koper, „Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej”, wyd. Bellona SA, Warszawa 2010, s. 354.
[2] Tamże, s. 116.
[3] Tamże, s. 120.
[4] Tamże, s. 221.
[5] Tamże.
[6] Tamże, s. 229.
[7] Tamże, s. 74.
[8] Tamże, s. 129.
[9] Tamże, s. 191.
[10] Tamże, s. 107.
[11] Tamże, s. 46.
[12] Tamże, s. 256.
[13] Tamże, s. 105.
[14] Tamże, s. 130.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5251
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: jakozak 05.04.2011 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Od czasu, kiedy (nie powi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję za recenzję, Dot.
Dodałam sobie do schowka, ponieważ bardzo lubię tę epokę i czytam o niej wszystko co mi w ręce wpadnie.
Użytkownik: chuda 14.04.2011 22:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Od czasu, kiedy (nie powi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Droga Dot, mam identyczne odczucia.

Dla mnie największy minus tej książki to brak przypisów! :( Jest bardzo wiele cytatów (często długich), które w jakiś sposób mnie zaciekawiły, chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej, a tu... szukaj wiatru w polu. Owszem, na końcu jest bibliografia, ale to nie wystarcza do zlokalizowania owych cytatów. :(

Jeśli chodzi o wybór postaci, to mam wrażenie, że Koper postawił na osoby (kręgi) hmm... najbardziej znane, ale i omawiane w szkole. Będzie to ciekawa lektura dla osób mających niewielkie albo po prostu ogólne pojęcie o czasach II RP. Informacje, jakimi ta książka mnie zaskoczyła, mogłabym policzyć na palcach jednej ręki, niestety. Choć można "Życie prywatne elit..." potraktować też jako kompendium, które pomoże utrwalić posiadane wiadomości. Tym bardziej że (jak już słusznie zauważyłaś) autorowi zdarza się kilkakrotnie powtarzać niektóre wiadomości. Pomimo różnych powtórek i błędów rzeczowych książkę czyta się naprawdę szybko. Język jest bardzo przystępny.

Szkoda też, że Koper nie podzielił książki bardziej (że się tak wyrażę) "sprawiedliwie". Postawił na ludzi pióra, traktując muzyków, aktorów, malarzy itp. bardziej marginalnie. No, ale miał do tego prawo - w końcu to jego subiektywny wybór...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.04.2011 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Dot, mam identyczne... | chuda
No właśnie, wybór musiał zostać dokonany i (chyba) musiał być kwestią subiektywną; ja bym pewnie wolała mniej Kossaków, Ordonki, Tuwima - nie dlatego, żebym ich nie lubiła, ale dlatego, że właśnie lubię i już sporo o nich czytałam - a więcej postaci mniej znanych, ale z drugiej strony, jakże mówić o elitach artystycznych II RP bez tych nazwisk?
Natomiast ten brak odnośników zrobił na mnie wrażenie, jakby czytelnik był z góry potraktowany jako taki, co się głębiej nie zainteresuje; przeleci przez tych parę sensacji, ale mu zwisa, czy to i tamto powiedział X, czy Y, i kto powiedział, że on to powiedział - no to po co sobie zawracać głowę przypisami?...
Użytkownik: wyssotzky 24.07.2011 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie, wybór musiał ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mnie zainteresował tytuł, więc wzięłam w ciemno. Po przeczytaniu jednak pierwszego rozdziału książka wydaje mi się jakaś taka infantylna, pewnie po trosze z powodu wspomnianego przez Was braku przypisów, ale też przez zabawę w anegdoty często mało wiarygodne i nie wiadomo z jakiego źródła. A ja właśnie także myślałam, że skoro Bellona, to będzie rzetelnie.
Użytkownik: hburdon 22.05.2012 01:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie zainteresował tytuł,... | wyssotzky
Dla mnie rzetelność Bellony skończyła się na tej książce: Stracona Bellona
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.05.2012 07:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie rzetelność Bello... | hburdon
Łoooo! Wrzuć to do wątku "właśnie przeczytałem/-am gniota"!
Użytkownik: hburdon 22.05.2012 01:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Od czasu, kiedy (nie powi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zdaje się, że wiarygodność tego autora w ogóle stoi pod dużym znakiem zapytania - został oskarżony o plagiat, między innymi fragmentów o Kossakach:
http://www.24kurier.pl/W-Kurierze/Plagiator-wsrod-elit
http://www.24kurier.pl/Archiwum/2011/11/30/Kultura​/Plagiat-czeka-na-wokande
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.05.2012 07:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaje się, że wiarygodnoś... | hburdon
No, cóż... Czyli być może niepodanie źródeł nie było zaniedbaniem, tylko zatajeniem...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: