Kiedy dostałem nagrodę za najlepszą recenzję, ucieszyłem się niemożebnie. Najbardziej zaś ucieszyło mnie, że mogę ją sobie właściwie sam wybrać. Już kiedyś wygrałem w konkursie fotograficznym grube, historyczne tomiszcze, które mocno mnie nie ucieszyło. Tylko co teraz wybrać?

Prozę do czytania na pewno nie. Zbyt szybko czytam abym miał sobie kupować lektury. Więc coś użytkowego, na przykład książkę popularnonaukową.

Parę tygodni wcześniej widziałem w księgarni w moim mieście świetny, jak oceniłem podczas przeglądania, "Ilustrowany leksykon mitologii skandynawskiej". Zastanawiałem się czy by sobie nie kupić, bo takie tematy mnie trochę interesują a książka wydawała się przydatna. W tej samej bibliotece znalazłem "Historię naturalną gwiazdozbiorów" która również mnie zainteresowała, bo ogólnie takie ciekawostki o tym i owym bardzo mnie... ciekawią.

Niestety w księgarni Biblionetki ich nie było.

"No dobra, to może coś z Chemii?" Niestety dostępne podręczniki przekraczały maksymalną wartość nagrody, więc nie mogłem ich brać. Gdyby choć jeden tom Mc. Murry'ego był dostępny, i jeszcze w cenie, to bym wziął, bo podobno zawiłości chemii organicznej są tam dobrze objaśnione, a ostatni tom tłumaczył mój wykładowca i gdybym się mu pochwalił że mam, to by pewnie jakoś życzliwiej okiem spojrzał.

A Goldacre? Dużo słyszałem o tym autorze, a na blogach sceptycznych, które często odwiedzam (de Bart chociażby) często się do niego odnoszą.
Sprawdziłem:
Był!
A
więc
mogłem wziąć.

Ogółem zatem zamówiłem:
Lekarze, naukowcy, szarlatani: Od przerażonego pacjenta do świadomego konsumenta (Goldacre Ben)
i
Kanon: Wyprawa galopem przez piękne podstawy nauki (Angier Natalie)

Tą ostatnią dobrałem na chybił trafił, kierując się znajomością serii i opisem. Zamówiłem i czekałem.
A wczoraj doszły!

Więc teraz siedzę i czytam i widzę, ży wybór nie był zły.