Nakręcana marionetka
Pisarstwo Burgessa w znacznej mierze było zainspirowane twórczością Orwella. Przykładów na poparcie tej tezy jest kilka, jednak istotną kwestią jest próba opisania zła tkwiącego w naturze człowieka. Orwell pisał o złu wynikającym z żądzy władzy, Burgess zaś skupił się na bezrefleksyjnej i zwierzęcej tendencji do niszczenia.
Dialog pomiędzy tymi dwoma pisarzami jest bardzo szeroki i nie ogranicza się tylko do kwestii moralno-estetycznych, obydwaj eksperymentowali z językiem; po jednej stronie mamy nowomowę, po drugiej zaś udziwnioną mieszankę angielskiego z rosyjskim. A to, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to fakt, że "Nakręcana pomarańcza" jest zaraz po "1984" - najbardziej przerażającą powieścią, z jaką się spotkałem.
Po prostu horror szoł.
Historia Alexa i jego trzech pomagierów jest bardzo sugestywna i bliska realiów panujących na ulicy. Inne utwory, filmy traktujące o brutalności wśród młodzieży są, co tu dużo mówić, naiwne. Wszechogarniający "hepi end", siła miłości, przyjaźni to mrzonki. Każdy, kto myśli, że życie w gettach, blokowiskach lub jakichkolwiek innych ciekawych miejscach wygląda jak w "Młodych gniewnych", powinien sięgnać po "Nakręcaną/Mechaniczną pomarańczę". Burgess przedstawił historię, w której ulica rządzi się twardą, niemal plemienną zasadą - prawem siły. Chuligani, bandyci, łobuzy etc. mają jeden mankament, o ile ich opinia wśród ludzi spoza "kasty" mało ich obchodzi, o tyle wewnątrz grupy opinia, "rispekt" i inne bzdury są najwyższymi cnotami.
Pobicia, "dziesiony", gwałty, rozboje, napaści są dla czwórki "friendsów" Alexa, George'a, Pete'a i Jołopa codziennością. Opisy są naturalistyczne, a narracja pierwszoosobowa, pozwalająca wczuć się w myśli zbrodniarza, niezmącone wyrzutami sumienia.
Bohaterowie są do szpiku kości źli i zepsuci, nawet banda Jacka z "Władcy much" Goldinga wydaje się przy nich jedynie domowym przedszkolem. Każda postać w powieści, o ile ma nazwę własną, obdarzona jest pewną rolą, główny bohater budzi skrajne emocje, z jednej strony - swój człowiek, meloman i esteta, nieznoszący buractwa i chamstwa, ale z drugiej - nie przeszkadza mu to wyjąć brzytwy i przystawić komuś do gardła.
Jednak celem książki nie jest ukazania zła, fabuła zmierza do finału z pytaniem "czy warto ludzi uszczęśliwiać wbrew nim samym?". Czy dobro wymuszone również jest złem? A zło w tej dewiacyjnej sytuacji byłoby dobrem. A wszystko to w imię miłościwie panującego nam systemu. Temat, myślę, wart uwagi wszystkich tych, którzy są zwolennikami traktowania więźniów w podmiotowy sposób.
Książka nie jest długa, liczy sobie tylko 200 stron. Jednak bądźcie przygotowani na dłuższą lekturę, wszystko za sprawą wspomnianego na początku języka. Przez pierwsze 20-30 stron trudno będzie wczuć się w tekst, jednak z czasem jest to możliwe. Nasze rodzime tłumaczenia, autorstwa Roberta Stillera, są kapitalne, trzymają klimat, a dzięki temu postać Alexa na pewno nie zostanie zapomniana. Mamy do wyboru dwie wersje eksperymentu językowego, w zależności od znanego nam języka obcego, mieszankę polskiego z rosyjskim - "Mechaniczna pomarańcza wersja R", oraz polsko-angielską "Nakręcaną pomarańczę wersja A".
Jak interpretować ten dziwaczny tytuł? Wg posłowia autora, jest to stare londyńskie przysłowie opisujące groteskę: "Cudak z niego jak nakręcana pomarańcza"*. Jednak i w tekście pojawia się interpretacja tytułu.
Jedyną rzeczą, jaka nie współgra z cała resztą, jest zakończenie. Doceniam fakt, że opowieść jest o naturze zmian w człowieku, jednak, mimo wszystko, sprowadzenie zła do roli błędów młodości jest dużym niedomówieniem.
Na koniec uwaga! Książka nie jest odpowiednią lekturą dla młodszych czytelników. Wymaga mocnych nerwów i żelaznego żołądka.
---
* Anthony Burgess, "Nakręcana pomarańcza", przeł. Robert Stiller, Wydawnictwo vis-a-vis/Etiuda, Kraków 2008, s. 198.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.