Dodany: 06.03.2007 20:55|Autor: hburdon
Stracona Bellona
Pierwszy kontakt ze "Straconymi zwycięstwami" generała Ericha von Mansteina może wywołać u nieprzygotowanego czytelnika szok. Czy to możliwe, by tak pięknie wydana przez Bellonę książka napisana była tak potworną polszczyzną? Wszak według stopki dzieło to przeczytane zostało - po przetłumaczeniu - przez co najmniej trzy osoby: redaktora, redaktora technicznego i korektora.
Wkrótce jednak zszokowany czytelnik dochodzi do jedynego możliwego wniosku: książka ta jedynie z pozoru stanowi kolejny tom z serii wspomnień generałów. W istocie jest to zeszyt ćwiczeń dla początkujących redaktorów. Tłumacz - pan Jan Bańbor - musi być postacią fikcyjną, nikt nie chciałby przecież firmować swym nazwiskiem tego ewidentnie spreparowanego w celach szkoleniowych tekstu. Dwa trzystustronicowe tomy zawierają bowiem każdy błąd, jaki można sobie wyobrazić, jak i wiele takich, których wyobrazić sobie po prostu nie sposób.
Po wyrywkowym przejrzeniu obu tomów postanowiliśmy skoncentrować się na pierwszym rozdziale. Pobieżna lektura wykazała, że na jedenastu stronach pomysłowy i twórczy autor podręcznika dla redaktorów zawarł około 50 rzucających się w oczy błędów stylistycznych, ponad 20 oczywistych błędów gramatycznych, co najmniej drugie tyle niewątpliwych błędów interpunkcyjnych, do tego dorzucił po garści literówek i błędów ortograficznych, wreszcie wtrącił parę zdań kompletnie niezrozumiałych.
Przyjrzyjmy się bliżej problemom, przed jakimi stawia autor młodych redaktorów. Zauważą oni przede wszystkim, że fikcyjny tłumacz lubi formułować zdania z użyciem możliwie największej liczby słów. Jest to zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę, iż tłumaczom płaci się od ilości przetłumaczonego tekstu. Przykładowe zdania:
"Od początku kwietnia 1938 r. mogłem się raczej jedynie poświęcić mojemu zadaniu w roli dowódcy dywizji"[1].
"Moim zdaniem nie odebrałem kwestii Hitlera poświęconej ewentualnej wojnie z Polską w znaczeniu polityki eksterminacji, jak stwierdziło to oskarżenie w procesie norymberdzkim [sic!]"[2].
Fikcyjny pan Bańbor w ogóle ma ogromne problemy z poprawnym stosowaniem polskich spójników oraz interpunkcji, co owocuje wyjątkową niezdarnością sformułowań i brakiem zrozumiałości (nie wspominając już o ścinającej krew w żyłach gramatyce):
"Według naszego poglądu, jeśli nawet pracowaliśmy właśnie nad »Fall Weiss« i który miałby zostać wprowadzony w życie, nie oznaczało to jeszcze wojny"[3].
"Lepszym rozwiązaniem było istnienie Polski między Związkiem Sowieckim a nami, bezwzględnie czy obecnie darzymy ją szacunkiem czy też nie. (...) Zrozumiale, że wraz ze wszystkimi Niemcami, żywiliśmy nadzieję na dokonanie kiedyś rewizji granicy wschodniej, zamieszkałej w przeważającej części przez ludność niemiecką i posiadającej naturalne prawo powrotu do Rzeszy Niemieckiej"[4].
Tłumacz lubuje się szczególnie w zdaniach prostych rozpoczynających się od słowa "wprawdzie":
"Wprawdzie krótki epizod »wojny kwiatowej«, związanej z zajęciem Sudetów przez Rzeszę Niemiecką, przeżyłem na stanowisku szefa sztabu armii, dowodzonej przez gen. płk. Wilhelma von Leeba"[5].
"Wprawdzie gwarancje brytyjskie były kontrargumentami, stojącymi w sprzeczności wobec wywodów Hitlera"[6].
Wśród przyimków prym wiedzie "dla":
"Jeśli w ówczesnej sytuacji budowa »wału wschodniego« miała jakiś sens, to chyba jedynie tylko dla dokonania większej koncentracji wojsk nad granicą polską dla wywarcia nacisku na Warszawę"[7].
Do niezbyt trudnych do poprawienia, acz niejednokrotnie zaskakujących, należą typowe błędy kolokacyjne:
"Postrzegałem to za szczęśliwy zbieg okoliczności (...)"[8].
"W każdym razie czołowe osobistości wojskowe nie ziściły wygórowanych marzeń"[9].
"Żądanie (...) stało w sprzeczności z interesem Polski do posiadania własnego portu morskiego"[10].
"Bezwzględne zdecydowanie Hitlera w rozstrzygnięciu obecnego problemu polsko-niemieckiego, także za cenę wojny"[11].
"Hitler podkreślił o przyznaniu Związkowi Sowieckiemu znacznych ustępstw (...)"[12].
Inny częsty błąd gramatyczny to dublowanie cząstki "by":
"(...) gdyby jednak Polska (...) uległaby naciskowi Niemiec"[13].
Mylą się panu Bańborowi rodzaje gramatyczne i liczby:
"Cały dywizjon Stukasów z powodu niewłaściwych danych o wysokości podstawy chmur spadła w locie nurkowym do lasu"[14].
"Wciąż poszukiwała sojuszników na tyłach Niemiec. Gdyby takiego znalazła (...)"[15].
Trudniejsze - zwłaszcza dla początkującego redaktora - mogą być występujące całymi stadami niezręczności i potworki stylistyczne:
"Tym bardziej było to satysfakcjonujące zważywszy także na rezultat tej pracy. W szczególności dla mnie, po długoletniej działalności w Berlinie, ponownie odczuwałem radość z bezpośredniej łączności z wojskiem"[16].
"Dymisja ta zerwała także więzi łączące mnie jeszcze z centralą dzięki darzonemu zaufaniu Becka"[17].
"W zasadzie jego argumentami były: (...) praktyczna niemożliwość udzielenia skutecznej pomocy Polsce przez mocarstwa zachodnie, a jedyna możliwość wiązała się z wykonaniem uderzenia przeciwko wałowi zachodniemu, co pociągało za sobą ryzyko wysokiej daniny krwi przez oba narody; (...)"[18].
"To z pewnością następowało dlatego, że te wszystkie przedsięwzięcia nie mogły pozostać ukryte przed Polakami i służyły one całkowicie celowi nacisku politycznego (...)"[19].
Jako podręcznik dla redaktorów książka ta jest niewątpliwie bezcenna. Zarzucić autorowi można jedynie zbyt gęste nagromadzenie błędów, co może przerazić początkujących. Przypominamy, że powyższe przykłady stanowią jedynie skromny wybór z wielu okropności zawartych na 11 (słownie: jedenastu) stronach pierwszego rozdziału. A nie cytowaliśmy jeszcze fragmentów kompletnie niezrozumiałych, które wymagałyby porównania z niemieckim oryginałem. Nie ma bowiem innego wyjścia, gdy trafia się na podobny akapit:
"Jak niekiedy słabostki charakteru człowieka mogą wzbudzać u nas szacunek, to niezłomny fanatyzm telefonowania u płk. Blumentritta oddziaływał na mnie rozweselająco"[20].
"Pod względem operacyjnym był wyśmienicie uzdolnionym żołnierzem. Natychmiast ujmował wszystkie najistotniejsze problemy i także zajmował się wyłącznie najważniejszymi. Wszystkie towarzyszące okoliczności były mu całkowicie obojętne. Pod względem osobistym było to, co stara się pielęgnować dżentelmen starej szkoły"[21].
"Ta rezygnacja wynikała z nadzwyczaj prostej podstawy militarnej, pominąwszy zwłaszcza pozostałe"[22].
W zasadzie należałoby zwrócić się do Bellony z zażaleniem, nabyliśmy bowiem niniejsze dzieło w przekonaniu, że jest to zwyczajny, dwutomowy pamiętnik, nie zaś zeszyt ćwiczeń dla redaktorów. Wyrywkowa lektura dalszych stron książki dostarczyła nam jednak tak rzadkich wzruszeń, że zrezygnujemy chyba z reklamacji. W najlepszym kabarecie rzadko bowiem zdarza się słyszeć coś równie śmiesznego:
"Budynki zakładu dla głuchoniemych nie były w sposób logiczny wyposażone w izolację przeciwdźwiękową. Wskutek tego dominował nawet daleko w polu głos naszego szefa oddziału wywiadowczego, który nie mogła przytłumić żadna perswazja"[23].
"Jej piękne włosy okalały interesującą twarz, z nazbyt osadzonymi oczami i wybujałą czupryną"[24].
"Obraz batalionu idącego do szturmu w nocy z rozwiniętym sztandarem, przerywanego ogniem z luf karabinów, wśród nieprzyjemnego huku nieprzyjacielskich pocisków, uderzających o twardą drogę przed naszymi nogami"[25].
"Wojak (...) ubrany o wiele za dużą kurtkę i obładowany paczuszką prezentował nie za bardzo figurę żołnierza"[26].
"[Dwie papużki faliste] od tej pory zawsze radośnie fruwały w pokoju naszego szefa wydziału operacyjnego. Zresztą przeszkadzały one zresztą tam w mniejszym stoniu [sic!] aniżeli niezliczone muchy, mające zamiłowanie do koloru czerwonego, z takim skutkiem, że nieprzyjaciel, zakreślany na czerwono na mapach wiszących dłużej na ścianie, stawał się coraz bardziej mniejszy. Niestety w rzeczywistości było odwrotnie!"[27].
"Grupa Armii »A« w ogóle nie miała własnego dowódcy. Nawiasem mówiąc była ona dowodzona przez Hitlera"[28].
"Marszałek, jak wynika z namiętnego listu skierowanego do mnie (...)"[29].
"Jest wprawdzie możliwe, że taki sposób działania kosztowałby gen. Paulusa m.in. głowę"[30].
"(...) gen. Paulus popadł w rozterkę odnośnie rozwiązania dylematu (...)"[31].
"Mój oficer łącznikowy, por. Stahlberg starał się skierować naszą uwagę na inne problemy, stwarzając nam niewielkie przyjemności poprzez słuchanie dobrej muzyki z płyt gramofonowych czy prowadzenie rozmów"[32].
"OKL (...) powinno dokładnie sprawdzić (...) czy było w stanie wydzielić natychmiast wymaganą zdolność transportową (...)"[33].
Suma summarum - polecamy "Stracone zwycięstwa" zarówno młodym redaktorom, jak i wszystkim osobom obdarzonym poczuciem humoru. Bellonę zachęcamy zaś do rozpoczęcia nowej serii wydawniczej, poświęconej dostarczaniu czytelnikom znakomitej rozrywki, jaką jest pastwienie się nad tłumaczem kompletnie nieznającym ojczystego języka.
---
[1] Erich von Manstein, "Stracone zwycięstwa. Wspomnienia 1939–1944", Warszawa 2001, Lampart S.C., Dom Wydawniczy Bellona. Tłumacz: Jan Bańbor. Redaktor: Krzysztof Zalewski. Redaktor techniczny: Cezary Sienicki. Korekta: Krzysztof Zabłocki. Tom I, str. 7.
[2] Ibid., str. 15.
[3] Ibid., str. 10.
[4] Ibid., str. 12.
[5] Ibid., str. 8.
[6] Ibid., str. 15.
[7] Ibid., str. 13.
[8] Ibid., str. 9.
[9] Ibid., str. 11.
[10] Ibid., str. 12.
[11] Ibid., str. 15.
[12] Ibid., str. 16.
[13] Ibid., str. 15.
[14] Ibid., str. 13.
[15] Ibid., str. 11.
[16] Ibid., str. 8.
[17] Ibid.
[18] Ibid., str. 15.
[19] Ibid., str. 17.
[20] Ibid., str. 9.
[21] Ibid.
[22] Ibid., str. 11.
[23] Ibid., str. 35.
[24] Ibid.
[25] Ibid., str. 41.
[26] Ibid., str. 56.
[27] Ibid., str. 205.
[28] Ibid., tom II, str. 9.
[29] Ibid., tom II, str. 10.
[30] Ibid., tom II, str. 18.
[31] Ibid., tom II, str. 23.
[32] Ibid., tom II, str. 24.
[33] Ibid., tom II, str. 32.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.