Dodany: 17.03.2011 20:08|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

1 osoba poleca ten tekst.

O „Bolesławie Chrobrym” Gołubiewa


Puszcza (Gołubiew Antoni)

16.01.
Chciałem napisać parę słów o Pazurze, jednej z postaci powieści.
Gdy go poznałem, pomyślałem, że jest jedną z tych nijakich, drugoplanowych postaci – ot, zwykły, szary, mało wyraźny człowiek. Później stał się ciekawą, pełną i złożoną postacią – jak wielu innych bohaterów tej wielkiej i wspaniałej powieści.
Przed cytatem słowo wprowadzenia: w młodości Pazur brał udział w wojnie domowej, by użyć współczesnego określenia częstych wtedy walk między książętami, a w czasie tych walk po równo napadano na zbrojnych i na wieśniaków. Szukając swojego oddziału, Pazur trafił na pogorzelisko i trupy, a jedyną ocalałą osobą była zmaltretowana, zgwałcona dziewczyna. Patrząc na nią, doznał przemiany.
Ten fragment kojarzy się mi z pamiętnym, wyjątkowym fragmentem z ostatnich stron „W stronę Swanna” Prousta, chyba przez podobną zmianę perspektywy, wyjście poza siebie narratorów, ale podczas gdy tam bohater powieści niknie, zastąpiony autorem mówiącym „ja”, tutaj bezosobowy zwykle narrator staje się obserwatorem Ziemi i ludzkości – wiecznym, ale nie bezstronnym, bo emocjonalnie zaangażowanym; staje się uosobieniem ludzkich marzeń o ziemskim raju – tym, do którego ciągle dążymy w mozole wielkim – wolno, z okresowymi cofnięciami się, ale w dobrą stronę, bo cel jest coraz bliżej.


„Ziemio miła… Okryta płaszczem chmur, szumiąca zielenią lasów, ziemio moja, zadumana i cicha. Trzcina szeleści pod wiatrem i woda pluska o piaszczysty brzeg. Wejść w leszczynowy gąszcz, włochaty liść pogładzi po policzku i gronko niedojrzałych orzechów lekko uderzy po skroni. A od skoszonych łąk odurzająca woń i rzeka rozrzuconymi sierpami srebrzy się w skrętach śród olszyn. Jakżeś piękna, zadumana i cicha…
Czas był letni, wesoły, sosny ociekały żywicą. W oczach blask roziskrzonego pola. A jednocześnie żal – niepojęty żal za wszystkim, co niecofnięte i złamane; jakby i o to, że rzucony w głąb stawu kamień nie wypłynie na powierzchnię i że przebity strzałą ptak nie uleci nad pola i lasy; żal bezpłodny i próżny, a rosnący coraz mocniej, nie do przezwyciężenia. Od wieków patrzę w twe oczy – srebrzysty błękit urzekł mię i dźwięczy we mnie niby pieśń spływających wód. I buntuję się: bo wcale nie musi tak być – i ty możesz dojrzeć roziskrzony blask, lecieć radośnie i ufnie. Ptakiem jesteś.
Od wieków patrzę w twe oczy – i widzę w nich odblask pożogi. Widzę przerażenie i wstręt, strugi krwi i blask spadającego żelaza. Nauczyłaś mnie miłości i buntu, gdy spotkałem cię niespodzianie w sierpniowy ciepły dzień – i nigdy nie pogodzę się z przerażeniem w twych oczach.
Dzikie jest moje serce, ale najdziksze nawet – jest ludzkim sercem: może drgnąć miłością i buntem, nie godzić się na krzywdę i łzy. Zrobiłaś, że dojrzałem blask lasów i chmur, ciężkiej piosenki trzmiela nad kwiatem ostromlecza i srebrnych sierpów na łąkach. I dlatego tylko pragnę: byś mogła lecieć jak ptak.
Żeby mniej było krzywdy i łez, a jęk nie płynął chmurą nad dymami zrujnowanych miast. Żeby nie ogarniała cię trwoga na widok człowieka i żeby słowo brat nie było naigrywającą się drwiną. By wolno nam było iść miedzą i źdźbło brudu nie mąciło nam wzroku.
Ziemio miła, dla ciebie chcę żyć. Okryta płaszczem chmur, zadumana i cicha. Gdybym mógł chociaż jednym oczom ukazać, że człowiek jest więcej niż ptakiem. Gdybym mógł wziąć chociaż za rękę, pokazać na iskrzący się kraj i powiedzieć ci jedno słowo wyzwolenia:
-Idź…
I dlatego patrzę w oczy dziewki na skraju lasu i na dzikiego woja przed nią: z nadzieją, że niekoniecznie musi być tak. Najdziksze nawet serce jest jednak ludzkim sercem – i każde może usłyszeć piosnkę lecącego trzmiela.
Ziemio miła…

Powiódł oczami po roziskrzonej ścierni, jakby chciał je obmyć tym blaskiem. Wciąż przesączał się w nim gryzący żal o dolę tej obcej dziewki, rosnący coraz mocniej, nie do przezwyciężenia. Po prawdzie głupi to był żal, niemęski, niewojacki. Lecz zrodził się nie wiadomo skąd – i wciąż wzrastał. Już Pazur nie próbował jej objąć ni przytulić do siebie – nic już nie miało znaczenia. Podniósł się – ciężko, jak stary – i powiedział nie bardzo wiedząc, co zrobił:
-Chodź!”

Strony 153-155.

Są tutaj też słowa przywołujące pamięć hymnu „Święty Boże” Kasprowicza, utworu kiedyś znanego mi niemal na pamięć – a jest to przejmująca skarga człowieka bolejącego nad ludzkim życiem pełnym udręki – ale narrator u Kasprowicza nie ma nadziei, jest zrozpaczony, Boga i Szatana wyzywa, podczas gdy Gołubiew wierzy w dobroć człowieka i w dobroczynny na niego wpływ piękna ziemi. Słowa pierwszego są przejmujące, drugiego ujmujące.
Dziwne są nasze skojarzenia…

„Jesień nadciągała z wolna chłodem, wilgocią, ostrym zapachem upadłego listowia. Ptaki już odleciały. Rankiem na rudniejących trawach zimno srebrzyła się rosa. Chmury wisiały nisko, przytłaczały ciężkimi, ledwo przesuwającymi się zwałami ponurej szarzyzny, zda się – wraz opadną na ziemię, zgniotą dech w piersi. Nocami las podsuwał się pod samą chatę ciemnością i lękiem. Życie zamierało. (…)
Cichymi mgłami, zapachem butwienia i chłodu, coraz dłuższym trzaskaniem ognia w czasie wlokących się niby nić smolna wieczorów – nadciągała jesień. Natężysz ucho: zda się, słychać jej szeleszczące w liściach kroki za sennymi ścianami.” Strona 183.

Co jest wyjątkowego w tym cytacie? Nic, jest przykładem. To ładny, obrazowy i poetycki opis przyrody, jeden z wielu, jeden z bardzo licznych opisów w całym cyklu powieściowym; wyjątkowość tych opisów nie tylko w urodzie, ale i w ich spokoju, w zgodzie na naturalne przemiany pór roku; nie ma w nich marudzenia, krzywienia się na jesień, na zimę, albo pienia zachwytów nad majem - jak to bywa u mnie. Czytając te fragmenty, znajduje się przedziwny, rzadko uświadamiany urok nie tylko pięknych dni wiosny czy lata, ale w całego roku, każdej jego pory.
Parę dni temu doświadczyłem czegoś podobnego na sobie, gdy o zmierzchu wyszedłem z warsztatu. Było mglisto, mżył drobny deszcz, świat miał odcień szarego granatu, tylko pod lampami jarzyły się stożki światła podkreślające swą jasnością szarość zmierzchu, a mnie… mnie spodobał się ten wieczór. Zapragnąłem znaleźć się w górach, zobaczyć przed sobą ledwie majaczącą drogę, poczuć jedność z przyrodą i zależność od niej, ale najważniejszy był właśnie ten brak buntu we mnie.

„Piwo…
Jesienią baby rzucają rozpalone kamienie do cebrów, woda bulgoczy, bucha kłębami pary. Pogniecione przerośnięte ziarno jest słodkie, mdłe. Później brunatna ciecz chodzi w cebrze jak żywa, gęstą rzęsą narasta kożuch piany. Cała izba pełna ciężkiego zapachu. Piwo… - wyrosło to piwo wąsatym jęczmieniem, szorstkim wijącym się chmielem. A potem szumi w głowie, budzi wesele. Miło jest siąść po wieczerzy z kubkiem piwa na ławie, oczy przymknąć, nogi wyciągnąć, zatopić się w ciszy – i nie spać; żyć radosną ukojną czujnością, że oto słońce się chyli i wieczór nadchodzi, gwar wszelkiej krzątaniny osiada jak mgła nad jeziorem, ptaki lecą do gniazd i zorza powoli zagasa – a nynie jedno jest ważne: unieść kubek do ust i poczuć cierpki swojski smak na podniebieniu, lekki poszum w głowie; i błogość, i ukołysanie. Piwo… - czyliż złem jest to piwo, dane człowiekowi ku ukojeniu, ku zgodzie z życiem, ku radości?” Strona 239.

Nie, nie jest złem:)

Wszystkie cytaty pochodzą z drugiego tomu „Rozdroży” Antoniego Gołubiewa.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4449
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: norge 17.03.2011 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Puszcza 16.01. Chciał... | Krzysztof
Krzysztofie, jak miło znów móc przeczytać fragmenty z Gołubiewa! Poczuć ten jego charakterystyczny, bogaty, kwiecisty styl, który mimo całej swojej staroświeckości nigdy się chyba nie zestarzeje, bo tak przecież pasuje do tamtych opisywanych czasów.
Minęło już tyle lat, odkąd czytałam te powieści, hm... chyba ze 20 lat. Pamiętam, że nie mogłam się oderwać. Zatapiałam się w lekturze w metrze, w autobusie, a nawet nieraz jak szłam ulicą. Myślałam o nich podczas nudnej i nieciekawej pracy. I chyba już na zawsze będzie mi się kojarzył z tymi książkami cudownie piękny, letni Sztokholm. Tam właśnie, w polskiej bibliotece dziwnym jakimś trafem wpadły mi one w ręce, choć wcześniej nie miałam nawet pojęcia, ze taki autor jak Antoni Gołubiew w ogóle istnieje.
Mam nadzieję, że odezwią się i inni miłośnicy tego autora, a ci którzy nie znają, nabiorą ochoty, zeby poczytać to, co stworzył. Naprawdę warto!
Użytkownik: koko 19.03.2011 16:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, jak miło znó... | norge
I ja nie wiedziałam, że Gołubiew istnieje, aż znalazłam go na półce w domu mojego przyszłego męża. Tomy "Puszcza", "Szło nowe" i "Złe dni". Długo tam stał, ale w końcu przyszedł na niego czas. Od tamtej pory przeczytałam już chyba trzy razy pierwsze trzy tomy, a teraz czytam "Rozdroża", czwarty tom.
Uwielbiam tą powieść. Najbardziej urzeka mnie w niej chyba to, co Krzysztofa, cicha kapanina dni, mijanie miesięcy i pór roku, ludzkiego życia, opisy ludzkich spraw, dążeń i pragnień, tak podobnych, do naszych. Pragnienie wybicia się, życia u boku ukochanego człowieka, posiadania więcej, ambicje, plany - czy to się zmieniło od wieków?
Podoba mi się język, którym jest pisana. Nie jest on prawdziwą, archaiczną polszczyzną, ale jego brzmienie jest doskonale dopasowane. Jest taki... autentyczny.
Cieszę się, że stoi u mnie na półce. Mogę sięgnąć, kiedy chcę. I na pewno nie raz jeszcze sięgnę.
Użytkownik: Krzysztof 20.03.2011 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja nie wiedziałam, że G... | koko
Witaj, Olu.
O, o!: kapanina dni, przemijanie czasu i nasze poddaństwo prawom i skutkom tego czasu. Cała powieść jest nasycona czasem, z którego przemijaniem ludzie zgadzają się w sposób najzupełniej naturalny.
Kiedyś tak fajnie pisałaś moje imię: Krzyś.. Ty pierwsza tak tutaj napisałaś, a teraz tak oficjalnie:(
Czyżbym coś przeskrobał?
Użytkownik: koko 21.03.2011 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Olu. O, o!: kapan... | Krzysztof
E, nie, nie przeskrobałeś, skądże. Tak mi się napisało. Wszyscy tak do Ciebie piszą :)
Kapanina dni i poddanie prawom i skutkom czasu. Chyba z tym współczesny człowiek ma największy problem. Wciąż gnający do przodu, za jakimiś mirażami, ułudami, wciąż poszukujący i niesyty wrażeń, wciąż czekający na coś nowego.
Powtarzam sobie to, bo i ja pędzę naprzód. Pędzę naprzód, ale i czekam. Paradoks. Pędzę, przez dni pracy, żeby osiągnąć weekend, święta, urlop. Czekam na wyjazd w góry, gdzie usłyszę ciszę i własne myśli. Na bezkres morza i świadomość jego niezmienności i trwania. Na wiosenne zasłuchanie w szpacze głosy dobiegające z budki na gruszy i na jesienny las z grzybami. Czekam na możliwość oderwania się od pracy. To tak, jak Kędziorek:
"Poczuł, że mierzi go wszystko na tej durnej porębie: gwałt zadawany sobie co rano, wyłażenie spod ciepłej duchny, brmięcie przez śnieg, śpiewanie niepojętych słów w obcej mowie, codzienne mącenie ukojnej ciszy życia - życie samo płynie, nie trzeba go biczem pędzić. Po co?"
Rozumiem Kędziorka: i mnie mierzi wstawanie każdego ranka, droga do pracy, przekładanie papierów z kupki na kupkę. Rozumiem Kędziorka: ukojna cisza życia ma największą wartość. Mogłabym siedzieć z Kędziorkiem i patrzeć, jak kot zlizuje z podłogi rozlane mleko.
Użytkownik: Krzysztof 22.03.2011 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: E, nie, nie przeskrobałeś... | koko
To dobrze, Olu, że nie przeskrobałem:)

Cytatem odpowiem Tobie i Kędziorkowi zaszytemu w lasach pod Międzyrzeczem:
„Nie wiedział, że do siebie tak tęskni, do dawnego siebie z owych krakowskich dni, do ówczesnej umiejętności odnalezienia ciszy i leniwego ciepła w każdej chwili życia...”

„...cały um to pogodzić się z życiem. Jakie jest.”

Nie, na księdza to on się nie nadawał:)
I jeszcze te cytaty, pasujące mi tutaj. Jest w nich spokój płynących czasu, ale nie ma w nich pustki - są wypełnione uczuciami.

„Cichy lot jaskółek nad odbitymi w stawie białymi obłokami, wolno płynącymi po niebieskości sennej wody.”
„Wisi przejrzysta cisza. Zda się – pogoda przystanęła w biegu, zadumała się.”

„Tak, wszystko tu teraz szło na opak – lecz Latorosłka rada była, że Czarna ciągle się śmieje, miło było patrzeć na jej przelewające się wesele, na nie kończącą się radość. Że kury tchórz podusił i jęczmień wysypie się z kłosów?.., a no, może ważniejsze to zachłyśnięcie się szczęściem niż nieustanna, drepcząca, stroskana zapobiegliwość – o byle wiór, o każde źdźbło. Niechajże śmieje się bratowa tym porywistym, pienistym śmiechem, niechże się raduje, kiej ma z czego, kiej jej życie płynie skaczącym potokiem, chlusta radością – Latorosłka przymyka oczy, bezwiednie gładzi łeb psa, na wargi spływa jej nikły uśmiech, wyrozumiały i pełen życzliwości. Ach, czyliż warto się szarpać, uparcie z Dolą wojować – może ci wygrywają, którzy za niczym nie tążą, nigdy do niczego się nie rwą? Może tak właśnie trzeba – ze śmiechem brać wszystko, co dzień niesie, wielkie czy małe? A jeśli tak?… - Latorosłka wciąż ma powieki przymknięte, na twarzy uciszenie i nieuchwytny cień – zadumy? smutku? jakiegoś wyrzutu za minione lata?”

W swoich notatkach do napisanej recenzji powieści znalazłem takie zdanie:
Częste powtarzanie słowa „ukojny” w odniesieniu do pogody i życia.

Olu, nam czasu brakuje nie tylko dla bliskich, ale i dla siebie. Nie potrafię dokładnie uzasadnić tego twierdzenia, ale o jego prawdziwości jestem dogłębnie przekonany: człowiek musi mieć czas tylko dla siebie. Nie dla załatwienia swoich spraw, odkurzania czy piłowania paznokci, ale dla nicnierobienia. Potrzebujemy czasu dla leniwego posłuchania swoich myśli biegnących tam, gdzie same one chcą, poleniuchowania, dla rozkosznego uśnięcia z książką w ręku i obudzenia się bez odruchu sięgania po zegarek. Jest to nam potrzebne dla zachowania równowagi ducha, optymizmu i braku niechęci do dalszego wypełniania swoich obowiązków.
I tego Ci życzę, Olu.

Użytkownik: koko 23.03.2011 18:48 napisał(a):
Odpowiedź na: To dobrze, Olu, że nie pr... | Krzysztof
Dzięki. Może kiedyś...
Wiele obiecuję sobie po dniach, gdy będę już tak stara, że nie będę musiała pracować a moje dzieci pójdą swoją drogą, ale podejrzewam, że i wtedy coś stanie na przeszkodzie, żeby wyluzować tak zupełnie i dokładnie.
Nie ma lekko :)

Brak niechęci do dalszego wypełniania obowiązków... ładnie powiedziane...
Użytkownik: Krzysztof 09.06.2011 21:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki. Może kiedyś... W... | koko
Olu, z okazji Twojej dzisiejszej rocznicy życzę:
sobie - częstych słów Koko do mnie,
Tobie - małego schroniska gdzieś daleko w górach. Żeby jego ściany były z grubego kamienia, a pięterko z drewna; żeby schody skrzypiały w nim, kuchnia pachniała, a gumowce stały w sieni ubłocone jak trzeba.
Życzę Ci znalezienia tam swojego miejsca.
Użytkownik: koko 10.06.2011 13:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Olu, z okazji Twojej dzis... | Krzysztof
Dziękuję Ci, Krzysiu.
Wiesz, znów byłam na Horze. Patrzałam na zagraconą bacówkę mojego bacy i myslałam "jeszcze można by było zrobić z tego wspaniałe, ciepłe miejsce". W jadalni na ścianie wisi napis? motto? "Każde miejsce potrzebuje kogoś, kto by je kochał". Zagraconą bacówkę kochają entuzjaści, widzę u niektórych ludzi grymas na twarzy, że tak może tam wyglądać i wiesz, chyba bym ją chciała. Powoli doprowadziłabym ją do wymarzonego stanu, ściany co prawda nie są z kamienia, ale schody skrzypią obiecująco, no i jest sionka na kalosze... Z tyłu widok na Kotarz. I Muńcuł. A przed bacówką ogromna, rozłożysta lipa, pewnie bardzo stara.
Nie masz pomysłu, jak sprawić, żeby baca dał mi ta bacówkę?
:)
Dziękuję za życzenia. Trafiłeś w sedno.
Użytkownik: Krzysztof 10.06.2011 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Krzysiu. Wi... | koko
Nie ma sprawy. Gdy będzie Ci ich brakowało, wal do mnie jak w dym:)
Pamiętasz niewielkie schronisko w budowie na szczycie Wysokiego Kamienia w Izerskich? Zdaje mi się, że pisałaś gdzieś o swojej wędrówce tymi górami, więc może widziałaś.
Buduje go rodzina, nie jakaś organizacja czy spółka z dwoma o. Wolno im to idzie, bo koszta są ogromne, a wiadomo, że dochodowość nie jest wielka, to w końcu nie jest moloch do klepania kasy jak ten z pod Morskiego Oka. Będąc w tym małym schronisku czułem troszkę zazdrości - jakbym i ja chciał mieszkać i pracować tam, ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę ze swoich ciągotek do włóczęgostwa; po roku lub dwóch pewnie chciałbym pojechać gdzieś…
Tak czy inaczej rozumiem Cię. Praca i życie w zgodzie z rytmem pór roku, bez bzdetnych , wybujałych potrzeb, blisko natury. Właściwie to o tej pracy i życiu tam należałoby powiedzieć, iż jest naturalne, prawdziwe w zapomnianym już niemal sensie.
Niestety, nie mam pomysłu na bacę, Olu, ale obiecuję, że gdy coś przyjdzie mi do głowy, napiszę:)
Użytkownik: koko 11.06.2011 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ma sprawy. Gdy będzie... | Krzysztof
Nie byłam na Wysokim Kamieniu będąc w Izerach w ubiegłym roku. Widziałam go jedynie z Chatki Robaczka powyżej Szklarskiej Poręby, gdzie miałam kilka noclegów. O, Chatka Robaczka. Nie jest takim schroniskiem, o jakim myślę, jest nieco komercyjne a właściciel jest nieco... kontrowersyjny, ale i on znalazł sposób na złotą polską jesień swojego życia. Kupił ruderę, stary dom (widziałam zdjęcia z przebiegu remontu - był naprawdę w strasznym stanie) i zrobił z niego schronisko. Ładne, w drewnie, z dużą jadalnią. Tylko, żeby móc mieć takie ładne schronisko, tak różne od bacówki na Horze, trzeba łapać się różnych sposobów, żeby dorwać kasę. A ja wolałabym powoli. Z dnia na dzień. Z pewnością na takiej Horze weszłabym w układ z pobliskim gospodarstwem i do spółki uszczęśliwiałybyśmy turystów domowymi wypiekami... drożdżowymi... sernikami z krówskim serem... kruchymi z własnymi owocami...
Też myślę o tym, co zrobiłabym, gdybym chciała choć na dwa tygodnie urwać się z mojego schroniska i powlec gdzieś. Chyba miałabym na to sposób. Mam znajomego, który chętnie i bardzo skutecznie gazduje w schroniskach, lubi to, ma do tego smykałkę i myślę, że mnie trochę lubi... Może zastąpiłby mnie mnie na takie dwa tygodnie urlopu?
Bzdetne, wybujałe potrzeby... Ładnie powiedziałeś. Czasem jednak odczuwam pewnien niepokój, kiedy myślę o tym, bo człowiek zawsze chce wygodniej, szybciej, z mniejszym wysiłkiem. Stąd biorą się te zmiany, które owocują życiem takim, jakim teraz mamy. Czytam teraz "Księgę Tatr", opisuje ona powstanie Zakopanego od połowy XIX wieku. Czytam i aż mnie boli, że tak się wszystko zmieniło, że tak odeszli od tego, co było, a przecież to zupełnie naturalne, prawda? To, co dla nas, mieszczuchów cenne, dla tubylców jest po prostu upierdliwe i nie należy się dziwić, że dążą do zmian, że chcą lepiej, wygodniej i nie narobić się tak.
Każdy kij ma dwa końce.
Użytkownik: Krzysztof 20.03.2011 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, jak miło znó... | norge
Witaj, Diano.
Tak warto:) Moja przygoda z powieścią ma krótszą historię, ledwie kilkuletnią. O książce powiedział mi przyjaciel, a dodatkowo popchnął mnie w jej stronę Antecorda, który tutaj, w B., wprost napisał, iż jest to najpiękniejsza powieść, jaką czytał. Oba te polecenia zrobiły na mnie na tyle duże wrażenie, że tomy powieści kupiłem. Po lekturze „Puszczy” oceniłem powieść na dobrą, ale później zmieniłem zdanie, uznając ją za bardzo dobrą. To było 4 czy 5 lat temu, a miesiąc temu skończyłem czytać ją po raz drugi. Nadal jest bardzo dobrą powieścią. Cenię w niej urok opisów przyrody, oraz złożoność i psychologiczną głębię przedstawianych w powieści ludzi. Fascynuje mnie ogrom pracy włożonej przez autora w napisanie powieści.
Uważam, że Gołubiew jest niedocenianym pisarzem, tak jak inni są oceniani zbyt wysoko.
Wydaje mi się, że czytelnicy zbyt często idą za modą, a wtedy jej słuchają, nie siebie.
Dziękuję Ci, Diano.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: