Dodany: 06.03.2011 13:33|Autor: zsiaduemleko

O dwóch księżycach, co ukradły taką jedną


Do zapoznania się ze skośnookim Murakamim przymierzałem się od pewnego czasu. Bo sporo dobrego o nim czytałem. Bo miałem ochotę na literaturę o azjatyckim kolorycie. Bo dlaczego nie? Okazja przyszła do mnie sama, gdy ukazał się świeży „1Q84″, pierwszy tom intrygująco zapowiadającej się powieści, która w samej Japonii osiąga imponujące nakłady, a małe, żółte ludziki czytają jak opętane. Nie dziwota więc, iż po dodatkowym zapoznaniu się z notką z okładki (wyd. Muza, 2010) oczekiwałem, że będę miał do czynienia z fascynującą treścią. Teraz, będąc już daleko po lekturze, jestem jednocześnie równie daleko od zachwytu. Trudno mi w tej chwili oceniać, na podstawie jednej powieści (a w zasadzie jej fragmentu, bo to trylogia), co takiego widzą czytelnicy w twórczości Murakamiego. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby „1Q84″ otrzymywał niskie noty, a wszelacy recenzenci byli dalecy od podniety, ale dotychczas spotykałem się jedynie z pozytywnymi opiniami. Inna sprawa, że zazwyczaj autorstwa kobiet. Może wymagałem zbyt wiele, może problemem jest moja płeć i inny rodzaj podejścia do literatury, jednak to nie zmienia faktu, że srodze się rozczarowałem. Inicjację z Murakamim mógłbym porównać jedynie do pierwszego stosunku (nie, żebym go już miał za sobą, ale dużo o nim czytałem) – niecierpliwe oczekiwanie na mistyczne przeżycie, a w rezultacie dwa, trzy pchnięcia, plum!, ciężkie westchnięcie, zakładam spodnie i ze spuszczoną głową wychodzę.

A potencjał był. Streszczając się: mamy dwoje bohaterów, alternatywną teraźniejszość i nie do końca rozgryzioną (takie prawo pierwszego tomu) tajemnicę pewnego kultu. Aomame (kobieta, bo z tymi japońskimi imionami to nigdy nie wiadomo), dba o swoje żółte, jędrne ciało, popołudniami ćwiczy kopanie facetów w genitalia, wieczorami daje się podrywać w barze łysawym facetom, a w dodatku czasami zdarzy jej się dokonać zbrodni doskonałej i zabić jakiegoś nikczemnika. Tengo, już nie taki stereotypowo mały i chudy, ale wciąż żółty facio, to wykładowca matematyki, niespełniony pisarz i redaktor, któremu trafia się szansa nie do końca legalnej korekty nieźle zapowiadającej się powieści, napisanej przez najwyraźniej lekko upośledzoną (trauma?) nastolatkę. Naszą parkę bohaterów łączą pewne niejasne powiązania, których natury nie poznamy w pierwszym tomie i które zapowiadają się na pozornie proste, jednak nie byłbym taki o tym przekonany, mając na uwadze wątek alternatywnej rzeczywistości.

Wszystko to rozwija się w treści wolno, zbyt wolno, jak na mój gust. Szczególnie wątek Tenga, którego atrakcje codzienności snują się mozolnie między korektą w domowym zaciszu a szarymi spotkaniami ze znajomymi w kawiarni. Historia Aomame też nie zachwyca, bo po początkowym zrywie tempo wyraźnie siada i ślimaczy się smętnie od rozmów ze starymi ludźmi do puszczania się w barze i rozmów o cyckach z koleżanką. Urozmaicenie biegowi wydarzeń próbują nadać fragmenty dotyczące przeszłości bohaterów, ale wkrada się tutaj stylistyczny banał. I to już jest problem, bo nie doświadczyłem w prozie Murakamiego niczego unikatowego. Czyta się go łatwo, ale lekturę dominuje nuda. A nie, przepraszam, jest pewien wyróżniający się element – swoiste powtórzenia. Ile razy Murakami informował nas, na przykład, że kochanka Tenga jest dziesięć lat starsza, a jego ojciec był inkasentem, to nie zliczę. Być może to celowy zabieg, zapamiętanie poprzez powtórzenia, może Japończyk zawsze tak pisze, ale do mnie to nie przemawia i sprawia wrażenie „lania wody”, które absolutnie nic nie wnosi do treści. Nawet gadanie o cyckach, które teoretycznie powinno zainteresować męskiego czytelnika, jest pozbawione uroku i żenujące niczym pijana w sztok, zarzygana kobieta.

Pewnie, można doszukiwać się w treści licznych aluzji (przede wszystkim Orwell), metafor, mądrości życiowych i trafnych uwag. Dla mnie byłaby to jednak pewna nadinterpretacja. Oczekiwałem przede wszystkim wciągającej fabuły, która przykułaby mnie do lektury, a nie zawoalowanego zbioru aforyzmów, dla którego tło stanowią człapiący ze spotkania na spotkanie bohaterowie. Narzuca mi się na myśl gdzieś wyczytane porównanie z twórczością Coelho, ale nie jestem na tyle podły, by takim określeniem Murakamiego znieważyć. Miałem nadzieję na intensywniejszy finał, natężenie mistyki, okultyzmu oraz fantastyki, która występuje raczej symbolicznie i chciałoby się więcej. Nic z tego. Brakuje mi też nieco niepowtarzalnej aury Japonii (w japońskiej przecież powieści!), a liczyłem, że poczuję ją tak wyraźnie, iż będę mógł się nią otulić podczas czytania.

Pierwszy tom kończy się niemrawo, zwiastując dalszy ciąg nudy w tomie drugim. Niestety, najprawdopodobniej po niego nie sięgnę, bo Murakamiemu nie udało się narobić mi apetytu na dokładkę. Już prędzej zapoznam się z jakąś zgoła odmienną powieścią z jego dorobku.
Istnieje także możliwość, że po prostu nie zrozumiałem tej książki, ale nie zrobię z tego problemu. Czasem tak bywa i nie warto rozdzierać kimona. Jednak jeśli jesteś kobietą, to spróbuj śmiało, bo jeszcze nie spotkałem się z negatywną opinią o „1Q84″ z żeńskiej perspektywy. No i Muza zasługuje na klapsa za stado kłujących w oczy literówek. Wypadałoby, aby kolejne wydania były ich pozbawione.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogasku]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6453
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: do0ora 24.03.2011 22:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Do zapoznania się ze skoś... | zsiaduemleko
Bardzo przyjemna recenzja, na razie nie powiem, czy się zgadzam, czy nie, bo z czytaniem 1Q84 poczekam chyba aż ukażą się wszystkie tomy. Natomiast jeśli chcesz spróbować innej książki Murakamiego, to polecam "Tańcz, tańcz, tańcz" lub "Koniec świata i hard-boiled wonderland" :) Mnie się bardzo podobało też "Norwegian wood", ale ostrzegam, że możesz uznać je za babskie - choć niekoniecznie, znam osobników płci męskiej, której się to podobało.

Pozdrawiam :)
Użytkownik: zsiaduemleko 24.03.2011 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo przyjemna recenzja... | do0ora
Póki co raczej skłaniałbym się ku "Kronikom ptaka nakręcacza", ale "Tańcz x3" też wygląda zachęcająco. Senna narracja Murakamiego, tak chwalona przez fanów, jakoś do mnie w tym przypadku nie dotarła, może z perspektywy pełnych trzech tomów wyglądałoby to inaczej, ale istnieje zaledwie nikła szansa, że przeczytam pozostałe dwa.
Pożyjemy, zobaczymy, póki co robię sobie przerwę od Murakamiego.

Cześć ;]
Użytkownik: addicted436 08.05.2011 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Do zapoznania się ze skoś... | zsiaduemleko
Dzięki za recenzję - postanowiłam sobie jakiś czas temu nie sięgać po "1Q84" choćby nie wiem co, a Twoja recenzja mnie w tym przekonaniu utwierdziła. I pisze to jako była fanka Murakamiego, jeszcze z czasów, kiedy był mało znanym w Polsce pisarzem. Mnie do Murakamiego zniechęcił fakt, że jego książki są nie tyle nawet nudne (bo czytało się je lekko i przyjemnie, ot taka mało skomplikowana lektura dla zabicia czasu), co powtarzające się, jedna podobna do drugiej, aż miałam wrażenie, że czytam wciąż tę samą powieść, lekko tylko zmienioną.
Jeżeli miałabym cokolwiek polecić Murakamiego, to na pewno "Przygodę z owcą". Dla mnie najlepsza z jego książek.
Użytkownik: zsiaduemleko 08.05.2011 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za recenzję - post... | addicted436
Swoiste zlewanie się powieści Murakamiego w jeden nierozróżnialny ciąg potwierdza moja siostra - niby książki o czym innym, a po jakimś czasie trudno stwierdzić, który wątek w której powieści zaistniał. Wszystko się miesza w głowie, a to już nieprzyjemna i zniechęcając rzecz.
Z tym, że to nie moja opinia, bo ja przeczytałem zaledwie jedną powieść Murakamiego i co ja tam mogę wiedzieć, ale póki co mam dość ;]
Użytkownik: sid.vicious 06.07.2011 18:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Do zapoznania się ze skoś... | zsiaduemleko
Przede wszystkim - błędem było sięganie po Murakamiego, jeśli chciał Pan czysto "japońskiej" książki. Haruki Murakami jest bardzo zamerykanizowanym pisarzem, często z Japonii uciekał (pod naciskiem fanów lub dziennikarzy), a w młodości dużo uwagi poświęcał amerykańskiej lekturze, czytał m.in Raymonda Carvera czy F.Scotta Fitzgeralda, tym samym ignorując japońską klasykę (co nie pozostało bez wpływu na jego pisanie). Ta amerykanizacja jest właśnie jedną z przyczyn jego wielkiej popularności w ojczyźnie.

Jeśli chce pan przeczytać taką naprawdę japońską (nie skośnooką ani żółtą, tylko japońską, do diaska!) książkę opisującą barwną kulturę Japonii, z teatrem kabuki, ceremoniami parzenia herbaty, gejszami i tak dalej, to polecam w pierwszej kolejności Yukio Mishimę, jego przyjaciela Yasunari Kawabatę, laureata nagrody Nobla Kenzaburo Oe (który zresztą z początku krytykował prozę Murakamiego; z czasem się przekonał), literackiego giganta okresu meiji Jun'ichiro Tanizakiego i może jeszcze Kobo Abe. Niestety, liczba tłumaczeń klasyki literatury japońskiej, zwłaszcza w porównaniu do tłumaczeń Murakamiego, jest mizerna.

Po przeczytaniu pańskiej wypowiedzi zamiast literatury japońskiej sugerowałabym jednak jakąś powieść sensacyjną. I muszę dodać, że pozostał mi niesmak po Pańskim nazewnictwie Japończyków. Czy aby na pewno dojrzał Pan do wyjścia poza ograniczoną, jak widać, Polskę?
Użytkownik: zsiaduemleko 06.07.2011 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Przede wszystkim - błędem... | sid.vicious
Tak się niefortunnie składa, że Japończyków podziwiam, cenię, a ich kulturę darzę wielkim sentymentem od wielu lat. Choć nie czytałem wszystkich klasyków ich literatury. Natomiast nazywam ich tak pieszczotliwie z zazdrości, że potrafią być tacy fajni, a sam bywam takim burakiem w zapyziałej Polsce. Inna sprawa, że nie zastanawiałem się nad kontrowersyjnością tych określeń, bo nie pisałem też dla oficjalnego magazynu o literaturze, gdzie obowiązują pewne normy językowe, a jedynie na własny, "słitaśny" blogasek, toteż uznałem, że przysługuje mi trochę swobody.
W ogóle, to dawno nikt nie pisał do mnie w Internecie per "Pan" i czuję się ździebko onieśmielony.
Wracam do powieści sensacyjnych :(
Użytkownik: sid.vicious 06.07.2011 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak się niefortunnie skła... | zsiaduemleko
..ups, chyba minęłam się z celem. Bo chciałam ..cię przekonać, żebyś zamiast Murakamiego przeczytał coś z tej klasyki japońskiej właśnie, ale chyba wyszło zbyt niemiło. Wybacz.
A ta uprzejmość dlatego, że nie czuję się tu jeszcze swobodnie, bo za bardzo się czuję gówniarą na portal o książkach, czyli humanistyczny - a sama długo jeszcze się humanistką nie nazwę.
Użytkownik: zsiaduemleko 06.07.2011 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: ..ups, chyba minęłam się ... | sid.vicious
Przekonałaś, przekonałaś, tak tylko się droczę, ale na pewno skorzystam z sugestii, za które dziękuje.
Użytkownik: agnieszak 06.07.2011 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Przekonałaś, przekonałaś,... | zsiaduemleko
To może jeszcze ja podrzucę sugestię :) - Nadepnęłam na węża (Kawakami Hiromi) . Niby magiczna jak Murakami, ale zupełnie inna, właśnie taka bardziej japońska. U mnie już w kolejce czeka kolejna książka autorki "Manazuru".
Użytkownik: benten 06.07.2011 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: To może jeszcze ja podrzu... | agnieszak
O! Pozwolisz, że dorzucę sobie tę pozycję jako Kamili plan czytelniczy 2012. Ostatnio przestałam być w temacie jeśli chodzi o literaturę japońską, a to brzmi ciekawie.
Użytkownik: benten 06.07.2011 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak się niefortunnie skła... | zsiaduemleko
Ja też wcale nie uważam tego określenia za pejoratywne. Pół orientalistyki mówi o Azjatach "skosy", a o Koreańczykach "korki" - zwłaszcza robiąc notatki, tak jest szybciej.
Wydaje mi się, że słowa same w sobie nie mają negatywnego czy pozytywnego określenia. Zależy, jakie nada mu użytkownik.
Użytkownik: Urodzony 31 czerwca 07.11.2011 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też wcale nie uważam t... | benten
Pokaż mi swoją recenzję, a powiem ci kim jesteś. Niestety, w recenzji "zsiaduego" jest masa, glansowanej luzackim stylem, pogardy i ksenofobii. Być może właśnie tym luz-stylem spreparował sobie trochę prostacką "gębę". I tak jakoś nieładnie wyszło... Ma rację "vicious", że szukać u Murakamiego japońskich klimatów, to jakby wyciągać wnioski o filmie japońskim na podstawie roli Jeta Lee w "Zabójczej Broni 4". Myślę, że trochę pokory i doświadczenia, a z pana "zsiaduego" będą ludzie. Gdyż potencjał jest zauważalny. Powodzenia!
P.S.
Chętnym poznania klimatów prawdziwie japońskich polecam genialną (moim zdaniem) książkę Jolanty Tubielewicz "Japonia zmienna czy niezmienna?"
Użytkownik: kinga_marika 14.12.2012 11:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Do zapoznania się ze skoś... | zsiaduemleko
Przeczytałam Tom I, potem przeczytałam powyższą recenzję i przyznaję autorowi recenzji rację - książka rozpoczyna się z impetem a potem masz wrażenie, że telepiesz się starym autobusem kolejny raz po tych samych wioskach. Nie wiem ile razy napisane jest, że Tengo przepisał książkę Fuka-Eri. Nawet jeśli czytasz książkę do granic nieuważnie nie ma szans, że ucieknie ci ten wątek. Dla uważnego czytelnika jednak książka traci przez to swoją lekkość, zaczyna nudzić i przytłaczać.
Murakami umie opisać sytuacje, uczucia, otoczenie tak, że czytając bezwiednie zaczynasz wtapiać się w świat przez niego stworzony. Nawet nie mając zbyt wybujałej wyobraźni. Ale gdy kolejny i kolejny raz trafiasz na opis tych samych okoliczności to tak jakbyś siedział przy stole z rodziną na święta i słyszał te same historie, powtarzane od lat w niezmienionej formie.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: