Dodany: 20.02.2011 22:16|Autor: dot59
Stylowa zupa na gwoździu
Ciężka, solidna oprawa, kredowy papier, masa ilustracji (ponad setka kolorowych zdjęć i fotomontaży plus kilka filmowych fotosów; większość zajmuje od pół do całej strony, mniejsze można policzyć na palcach). I entuzjastyczne opinie znanych osób, przekonujących, że dzieło byłej Pierwszej Damy to „długo oczekiwana pozycja na rynku wydawniczym. To książka dla córki, siostry, matki”[1], która „pomoże Ci stać się kobietą z klasą”[2], „stworzyć własny niepowtarzalny image”[3] i „być prawdziwą damą”[4]. Któraż czytelniczka po takich zachętach oparłaby się pokusie dowiedzenia się, „jak to zrobić, żeby mieć WŁASNY STYL”[5]? I ja się nie oparłam, ale na szczęście przezornie zaczekałam, aż będzie można książkę wypożyczyć z biblioteki. No i dobrze się stało, bo gdybym wydała 50 zł na taki zbiór ogólników w wytwornym opakowaniu, mogłabym nie zasłużyć „na miano kobiety stylowej”[6], biorąc pod uwagę słówka, które mogłyby mi się wymknąć na wspomnienie takiego marnotrawstwa…
Zamiast bowiem zyskać odpowiedź na pytanie, czego jeszcze brakuje mi, bym mogła wypracowany przez lata swój image nazwać
w ł a s n y m stylem, dowiedziałam się, że:
- „dobrze urządzona garderoba to skarb w każdym domu”[7],
- „starannego złożenia wymagają też spodnie, nawet te wieszane na wieszaku”[8],
- „dobrze dobrany stanik to prawdziwy skarb w naszej garderobie”[9],
- „żakiet to coś więcej niż ubranie”[10],
- „nowoczesna kobieta po prostu nie może się obejść bez białej koszuli[11] (nawet jeśli w bieli wygląda jak śmierć na urlopie??? - przyp. mój),
- „garnitur (…) w każdej sytuacji zapewnia poczucie, że jesteśmy stosownie ubrane”[12] (na koncercie Metalliki też? - przyp. mój),
- „w bogactwie modeli łatwo wybrać ten, który zatuszuje niedoskonałości figury, a podkreśli jej atuty”[13],
- „piorąc delikatne zestawy, warto użyć łagodnych środków”[14],
- „prawdziwa elegantka nie pojawi się nad wodą bez kapelusza”[15],
- „młode damy powinny jak najczęściej nosić szpilki w domu, by nauczyć się poruszać z wdziękiem”[16],
- „dobrze dobrane nakrycie głowy mówi o naszym stylu, indywidualności i p r z e d e w s z y s t k i m (podkreślenie moje) chroni przed przeziębieniem”[17],
a następnie, że:
- „cennym źródłem informacji o przyszłym pracodawcy są fora internetowe”[18],
- „nie należy plotkować o współpracownikach”[19],
- „wąska spódnica utrudnia eleganckie opuszczenie pojazdu, ale wciąż jest to możliwe z pomocą partnera”[20],
- „skompletowany zestaw urlopowy należy zapakować do walizki lub torby”[21],
- „każdą suknię, zarówno tę wieczorową, jak i balową, trzeba najpierw w domu przymierzyć i sprawdzić, jak prezentuje się np. wtedy, gdy siadamy”[22] (swoją drogą, praktyczniej chyba przymierzyć jeszcze w sklepie? - przyp. mój), i tak dalej, i tak dalej…
Z całym szacunkiem dla autorki, mam wrażenie, że udało jej się zaserwować czytelniczkom przysłowiową zupę na gwoździu w wytwornej wazie. W zasadzie podobny poradnik mogłaby skonstruować każda kobieta sprawnie władająca piórem, przerzuciwszy uprzednio parę roczników damskich czasopism, i to nawet niekoniecznie tych z najwyższej półki; jedyne, czego by w nich nie znalazła, to kilka zdań odwołujących się do własnych doświadczeń autorki z czasów, gdy obowiązki służbowe wymagały od niej spędzania czasu w towarzystwie różnych ważnych osobistości z koronowanymi głowami włącznie…
W obronie tej publikacji można wysunąć argument, że zebranie wszystkich użytecznych informacji w jednym miejscu oszczędzi czytelniczkom czasu, który musiałyby poświęcić na wertowanie prasy czy przeszukiwanie stron internetowych. No, może i tak. Ale gdy kobieta ma aż tak mało czasu, to i z pomocą garstki ogólnikowych porad nie zagwarantuje sobie zmiany własnego image’u na stylowy. Zwłaszcza jeśli w białej bluzce jest jej wybitnie nie do twarzy, a w butach na wysokim obcasie czuje się jak tresowana niedźwiedzica na szczudłach. Albo jeżeli nieśmiało podejrzewa, że własny styl to niekoniecznie tylko elegancja rodem ze sfer dyplomatycznych, lecz na przykład konsekwentne dopasowanie ubiorów i dodatków do osobowości i zamiłowań (vide Maryla Rodowicz i wiele innych znanych pań). A te 50 złotych może spokojnie wydać na przykład na dwa Pratchetty; od niani Ogg ani Rincewinda nie nauczy się stylu - przynajmniej nie takiego, jaki miała na myśli pani prezydentowa - ale za to chociaż dobrze się ubawi…
---
[1] Beata Tyszkiewicz, w: Jolanta Kwaśniewska, „Lekcja stylu”, wyd. Media Pascal, Bielsko-Biała 2009, tekst z okładki.
[2] Krystyna Kaszuba, tamże.
[3] Tomasz Ossoliński, tamże.
[4] Jan W. Piekarski, tamże.
[5] Krystyna Kaszuba, tamże.
[6] Jolanta Kwaśniewska, „Lekcja stylu”, dz. cyt., s. 9.
[7] Tamże, s. 26.
[8] Tamże, s. 31.
[9] Tamże, s. 84.
[10] Tamże, s. 43.
[11] Tamże, s. 50.
[12] Tamże, s. 65.
[13] Tamże, s. 74.
[14] Tamże, s. 78.
[15] Tamże, s. 95.
[16] Tamże, s. 109.
[17] Tamże, s. 121
[18] Tamże, s. 127.
[19] Tamże, s. 154.
[20] Tamże, s. 189.
[21] Tamże, s. 201.
[22] Tamże, s. 226.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.