Dodany: 23.02.2007 20:03|Autor: 00761
Młyńskie koła totalizmów
Czy można historyczną książkę, pełną dat, faktów, odnośników, pisaną językiem rzeczowym i wyważonym, czytać emocjami? Można, pod warunkiem, że traktuje o sprawach tak niezwykłych i frapujących, że sami szukamy potwierdzenia w komentarzach i źródłach, bo pokazywana prawda nie mieści się po prostu w głowie. Tak czyta się książkę o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, człowieku, którego angielski historyk, Michael Foot, uznał za jednego z sześciu najdzielniejszych ludzi XX wieku.
Książka „Ochotnik do Auschwitz” składa się z dwóch części. Pierwsza to zrekonstruowana biografia Witolda Pileckiego autorstwa historyka i pracownika Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, Adama Cyry. Część druga to unikatowy dokument - raport z pobytu w Auschwitz więźnia nr 4959, Tomasza Serafińskiego, bo pod takim nazwiskiem Pilecki figurował w dokumentach obozu. Obie części książki świetnie się nawzajem uzupełniają – najpierw dostajemy solidnie udokumentowaną biografię, dopełnioną szeregiem zdjęć, potem mamy możność „posłuchania głosu” samego bohatera.
Biografią Witolda Pileckiego można by hojnie obdzielić wiele życiorysów. Uczestnik walk o granice wschodnie w latach 1918-21, działacz społeczny w okresie dwudziestolecia, uczestnik wojny obronnej 1939, współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, żołnierz AK, dobrowolny więzień Auschwitz-Birkenau, twórca szeroko rozgałęzionej siatki konspiracyjnej, której celem miało być przygotowanie powstania na terenie KL Auschwitz, uciekinier z kacetu, uczestnik Powstania Warszawskiego, więzień oflagów, żołnierz Andersa, wreszcie jego tajny wysłannik do Polski, mający zbierać informacje o sytuacji w kraju. Aresztowany wiosną 1947 roku przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, po nieludzkich przesłuchaniach, torturach, w pokazowym procesie skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 25 maja 1948 roku. Miejsce pochówku nieznane.
Ta charyzmatyczna i barwna zarazem postać, którą z pietyzmem ocala od zapomnienia Adam Cyra, jest niezwykła nie tylko ze względu na losy, mogące stanowić wspaniały materiał dla wielu scenariuszy filmowych. Uderza w postawie Pileckiego skromność, głęboki patriotyzm, honor, niezłomność i człowieczeństwo. Ten doskonały żołnierz był także świetnym konspiratorem, który podejmując najbardziej karkołomne zadania, zawsze na pierwszym miejscu stawiał dobro i bezpieczeństwo ludzi, za których czuł się odpowiedzialny. Zadziwia fakt, że nigdy nie złożył broni, nawet po trwającym ponad dwa lata pobycie w obozie koncentracyjnym i trudach ucieczki (zagrożenie dekonspiracją) natychmiast powrócił do walki. Nie był nigdy rozpieszczany awansami, sam zresztą o nie nie zabiegał. Tragicznym paradoksem jest to, że jeden z największych polskich patriotów okresu wojny został oskarżony o zdradę, okrzyknięty sprzedawczykiem i z zimną krwią zamordowany w majestacie prawa. Uniknął jego losu inny Niezłomny tego okresu, nieodparcie kojarzący mi się z Pileckim, Kazimierz Moczarski, który po miesiącach spędzonych w celi śmierci, po odwilży został zwolniony z więzienia i zrehabilitowany. Rodzina rotmistrza Pileckiego musiała czekać na pośmiertną rehabilitację aż do roku 1991.
„Raport rotmistrza Witolda Pileckiego z 1945 roku” to druga część książki „Ochotnik do Auschwitz”. Nie jest to raport w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo pisząc o pobycie w obozie śmierci nie udało się autorowi uniknąć osobistych komentarzy czy emocji. Niemniej wyraźna jest tendencja do sprawozdawczości i koncentracji na faktach. Pilecki niezwykle wnikliwie analizuje rytm życia lagru, metody terroru, doskonalenie metod eksterminacji, tworzenie zrębów konspiracji obozowej, tzw. „piątek”. Czasami zatrzymuje się na detalu, doskonale charakteryzującym wrażliwość tego człowieka – oczach dziecka czekającego na śmierć, wychudłej postaci więźniarki wlokącej się do pracy, krematoryjnym dymie. Kreśli sylwetki tych, z którymi stworzył siatkę konspiracyjną, ale dokumentuje także los całej zbiorowości, ukazuje postawy: od heroicznej i dumnej – po haniebną i zbrodniczą. Dodać należy, że tu linie podziału nie są tożsame z narodowością; mamy porządnych Polaków, Żydów czy Niemców, mamy też największe kanalie wśród wymienionych nacji. Raport rejestruje także szereg ucieczek, niektórych zorganizowanych z iście ułańską fantazją (samochodem w mundurach gestapo), innych zakończonych tragicznie – dla uciekinierów lub dla więźniów rozstrzelanych w ramach odpowiedzialności zbiorowej. Pilecki ukazuje także ewolucję warunków bytowych i stopniowe zyskiwanie praw przez więźniów – do paczek ubraniowych, żywnościowych, wreszcie odejście od karania zbiorowości po ucieczkach.
Raport napisany jest dość sprawnym piórem, a ciekawe, często wstrząsające fakty pozwalają nam zapomnieć o drobnych mankamentach narracji - autor w zamierzeniu tworzył przecież zapis zbrodni i dokument podziemnej walki. Niewątpliwie jest on niezwykły – pamiętniki więźniów, zwłaszcza pisane przez osoby niezwiązane z literaturą, niemające zatem i pretensji do szerokich ujęć i uogólnień, ukazują zwykle mocno subiektywny i wąski wycinek rzeczywistości. Pilecki dzięki swojej siatce miał ogromną wiedzę o obozie, o wszystkich komandach i blokach. Być może miał jednak wiedzę zbyt ubogą, skoro nie zapamiętał rzekomo aktywnego działacza podziemia w Auschwitzu, Cyrankiewicza? Taka hipoteza pojawia się w książce. Faktem jest, że Cyrankiewicz prośby o ułaskawienie nie poparł.
Witold Pilecki kończy swój raport, pisany w coraz większym pośpiechu w 1945 roku, znamiennymi słowami:
„Lecz to jeszcze nie wszystko... Zbyt widocznym stało się teraz powszechne jakieś krętactwo. Biła wyraźnie w oczy jakaś praca niszcząca nad zatarciem granicy między prawdą a fałszem. Prawda stała się tak rozciągliwa, że naciągano ją, przysłaniając wszystko, co ukryć było wygodniej. Skrzętnie zatarto granicę pomiędzy uczciwością a zwykłym krętactwem.
Nie to jest ważne, co napisałem dotychczas na tych kilkudziesięciu stronach, szczególnie dla tych, co będą je czytać li tylko jako sensację, lecz tutaj chciałbym napisać tak wielkimi literami, jakich nie ma, niestety, w maszynowym piśmie, żeby te wszystkie głowy, co pod pięknym przedziałkiem mają wewnątrz przysłowiową wodę i matkom chyba tylko mogą podziękować za dobrze sklepione czaszki, że owa woda im z głów nie wycieka – niech się trochę głębiej zastanowią nad własnym życiem, niech się rozejrzą po ludziach i zaczną walkę od siebie, ze zwykłym fałszem, zakłamaniem, interesem podtasowanym sprytnie pod idee, prawdę, a nawet wielką sprawę”*.
Pełne gorzkiej ironii słowa tego uniwersalnego (niestety!) testamentu nie wymagają komentarza. Rotmistrz Pilecki musiał zostać starty przez młyńskie koła stalinizmu – dla człowieka tego formatu w ponownie zniewolonej Polsce nie było miejsca.
Z tą niezwykłą postacią zetknęłam się po raz pierwszy w roku 2006, oglądając spektakl telewizyjny „Śmierć rotmistrza Pileckiego” w reżyserii Ryszarda Bugajskiego. Akcja rekonstruuje najbardziej tragiczne lata bohatera, okres pobytu w Auschwitz i w katowni na Rakowieckiej, gdzie przesłuchuje go okryty najgorszą sławą major UB, Różański. Oglądamy godną postawę rotmistrza (świetna rola Marka Probosza) na sali sądowej i haniebne realia procesu. Jest w tym spektaklu wiele scen wstrząsających, nie tylko retrospekcji z obozu czy przesłuchań. Największe (poza śmiercią rotmistrza) wrażenie wywarł na mnie obraz napisu „Arbeit macht frei” przesuwający się po siatkówce oka skatowanego przez „swoich” patrioty, który nigdy tak nieludzko nie został potraktowany za drutami.
Polecam gorąco książkę Adama Cyry i spektakl Bugajskiego - ocalmy od zapomnienia tego Niezłomnego XX wieku!
- - -
* Adam Cyra, „Ochotnik do Auschwitz. Witold Pilecki 1901-1948”, wyd. Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich, Oświęcim 2000, s. 410.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.