Dodany: 13.02.2011 01:09|Autor: kocio

Cyberpunkowy kryminał


Gdyby Gamedec nie istniał, ktoś by go stworzył - wcześniej czy później. Przynajmniej takie mam wrażenie, od kiedy usłyszałem o Torkilu Aymore, gierczanym detektywie z przyszłości. Wielbicieli gier komputerowych (tych, w których gracz wciela się w postacie, bo nie o elektroniczne bierki przecież tu chodzi) jest całkiem sporo, a skoro gry coraz wierniej odzwierciedlają ludzkie wyobrażenia, to jest jasne, że gdzieś granica między fikcją a życiem zatrze się na dobre.

Nie żeby to się już czasem nie działo, ale dla lepszego wymieszania substancji nie zaszkodzi dodać trochę fikcji do życia, dlatego akcja "Gamedeca" nie dzieje się współcześnie, tylko w następnym stuleciu. Autor nie zrywa całkiem związków z XXI wiekiem, bawi się w liczne skojarzenia, stąd na przykład Aymore mieszka w Warsaw City albo wpada do nowoczesnego baru mlecznego... Przyszłość za to zapełniana jest nowymi pomysłami, nieraz o odpowiednio skrojonych nazwach, jak dewitalizacja czy motomby.

Po tę książkę sięgnąłem trochę dlatego, że poznałem Marcina lata przed debiutem w "Fantastyce" i ciekawiło mnie, jak sobie poradził w roli pisarza, ale także dlatego, że kiedyś pochłaniałem fantastykę nałogowo i była to świetna okazja, żeby nieco odkurzyć moją znajomość z tym gatunkiem.

Wyszło naprawdę fajnie. Okazało się, że autor doskonale czuje cyberpunkowy styl i wpasował się weń mocno. Chwilami przecierałem oczy ze zdumienia, jak bardzo klasycznym stylem popłynął! Torkil jest facetem jak z komiksu lub z powieści Chandlera - forsy zawsze brak, więc zlecenia przyjmuje nawet szemrane i nie wybrzydza, stres zapija, kobiety do niego lgną masowo, przy czym nie jest takim sobie gamedekiem, tylko od razu najlepszym...

Taki natłok stereotypów i skrajności grozi pokazową katastrofą, ale Przybyłek zdołał jej uniknąć, między innymi za pomocą humoru, a nawet więcej - zbudować różnorodny świat. Gry dają szansę na bezkarne skakanie między lotami kosmicznymi, nawiedzonym domem a rajską plażą czy zawodami w zdobywanie bazy, więc wypada to wiarygodnie. W każdej tkwi jakaś zagadka dla bohatera i te intrygi nie stają się przewidywalne - co opowiadanie to nowy, zwykle niebanalny problem.

"Gamedec. Granica rzeczywistości" jest zbiorem opowiadań, ale widać, jak zaczynają się one układać w większą opowieść - może poza pierwszym ("Małpia pułapka"), które ma dość zamkniętą i zbyt szkicową formę. Debiuty mają swoje prawa, należy do nich pewna nierówność związana z wykluwaniem się pomysłu i jego stopniowym opierzaniem. Przejawem tego jest nieuniknione eksperymentowanie z wątkami - który się uda, a który lepiej porzucić. Takim trochę pechowym wątkiem jest wykorzystywanie inspiracji starożytnych i współczesnych czytelnikowi. Autor używa ich czasem na zasadzie łomu, który wprawdzie coś wyjaśnia, ale w cyberpunkowym kontekście pojawia się od czapy.

Potrafi to nawet "usztucznić" dialogi, choć trzeba oddać autorowi sprawiedliwość: zwykle są one zupełnie "ludzkie". Tak samo jak opisy akcji - bohater nie porusza się sztywno z punktu A do punktu B, tylko czasem znienacka pomyśli coś głębokiego, zauważy jakiś niezwiązany z akcją detal albo zrobi coś jeszcze po drodze. Słownictwo też bogate, więc język wciąga.

Choć filozofowanie czasem szkodzi tekstowi, to w lepszych momentach stanowi wyrafinowane główne danie. Przypomniało mi się Lemowskie opowiadanie "Ananke", gdzie zagadka dotycząca maszyny jest tylko pretekstem, żeby odsłonić coś arcyludzkiego. Sztuka w tym, żeby zrobić to niejako mimochodem, przy okazji akcji, nie podważając jej łomem przed finałem. Bo dobra puenta pozwala nawet na luksus wyjścia poza historię i podania odautorskich refleksji.

Sam Torkil przypomina mi i Stalowego Szczura, i Pirxa, bo potrafi być niesamowicie wytrzymały i sprytny, ale też zmaga się nieraz z emocjami, swoimi lub cudzymi. Podobnie jak wiedźmin Geralt, gamedec Torkil ma też poważne rozterki moralne. Nie jest to specjalnie odległe porównanie, ponieważ akurat czytałem debiutancki tomik Sapkowskiego i u niego widać te same problemy - nierówność, niepewność, w którą stronę się to dalej rozwinie, szkicowość opowiadania. Tam także pojawiła się nowa profesja bohatera, sugerująca jego uniwersum.

Ogólnie książka wyszła dobra, a jak na gatunek ironicznego cyberpunka i debiut - bardzo dobra. Marcina jako pisarza docenili też inni czytelnicy, ponieważ powstały już trzy kolejne tomy tej serii.

Chętnie się któregoś dnia przekonam, jak rozwinął się świat Gamedeca i czy autor nie wyprztykał się z pomysłów. Skoro już w pierwszej części pojawiły się kwestie człowieczeństwa programów symulujących ludzką osobowość, tytułowe granice percepcji rzeczywistości, wpływy wielkich firm, problemy ludzi odciętych od "realium", osoba Gamedekini czy stwarzanie - tak to trzeba nazwać - nowej istoty ludzkiej, to co jeszcze zostało na później?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2786
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: