Dodany: 09.02.2011 21:27|Autor: lirael

Książka: W komnatach Wolf Hall
Mantel Hilary

3 osoby polecają ten tekst.

"Człowiek człowiekowi wilkiem"


"Wydaje mi się, że wilki wyginęły, kiedy wycięto większość puszczy. To wycie, które słyszysz, to tylko londyńczycy"[1].


Nie pamiętam już, kiedy książka zmęczyła mnie tak okrutnie jak powieść Hilary Mantel. "W komnatach Wolf Hall" to istny wampir energetyczny. Mimo wszystko heroicznie wytrwałam do końca.

Deszcz nagród, jakie spłynęły na tę pozycję - a są to wyróżnienia bardzo prestiżowe (Booker 2009, National Book Critics Circle Awards, Walter Scott Prize) - i jej triumfalny pochód przez blogi angielskojęzyczne to ważne przesłanie dla wydawców i pisarzy marzących o zaszczytach i popularności: otóż czytelnicy wciąż są spragnieni ciekawych opowieści o ludziach trawionych namiętnościami. Przypuszczam, że jurorzy chcieli też docenić wkład pracy autorki - napisanie tej powieści poprzedziło zapewne wiele miesięcy spędzonych w bibliotekach.

Moje wrażenia z lektury "W komnatach Wolf Hall" można przedstawić w formie sinusoidy. Zdarzały się chwile kryzysu, kiedy byłam bliska rzucenia książki w kąt, i momenty znużenia, połączone z drzemką, do czego przyznaję się pałając rumieńcem wstydu. Były też fragmenty świetne, dla których warto przeżyć tę drogę przez czytelniczą mękę. Zmagania z powieścią Mantel przypominają wędrówkę górską. Mozolnie posuwamy się do przodu, walcząc ze zmęczeniem. Nagle zachłystujemy się pięknem tego, co widzimy, w jednej chwili zapominamy o trudach wspinaczki i podążamy dalej.

Zdziwiło mnie to, że autorka wybrała okres w historii Anglii, który był tak często wykorzystywany w dziełach beletrystycznych i filmowych (przykłady z ostatnich lat to brytyjski serial o Tudorach i powieści Philippy Gregory oraz ich adaptacje), że wywołuje znużenie. Wprawdzie u Mantel światło reflektorów pada głównie na postać mniej znaną, ale mimo wszystko odnosimy wrażenie, że spotykamy się ze starymi znajomymi. Zaskakuje właściwie tylko portret Anny Boleyn, która zwykle przedstawiana jest jako uciśniona niewinność i ofiara sprośnego monarchy. Natomiast tu niemile rozczarowuje nas swoim chłodem, umiejętnością manipulowania ludźmi, chorobliwą zazdrością i przebiegłością.

Przez karty powieści przewijają się dziesiątki postaci. Wprawdzie na początku książki umieszczono ich spis, który ma czytelnikowi ułatwić orientację, ale mimo to ogarnięcie tego tłumu bywa kłopotliwe. Identyfikacji osób nie ułatwia fakt, że niektóre imiona (na przykład Maria, Henryk, Tomasz) często się powtarzają.

Tomasz Cromwell jest postacią najciekawszą. Wywodzący się z nizin społecznych człowiek, który doprowadził do perfekcji umiejętność miękkiego lądowania nawet w najgorszych okolicznościach. Dzięki sprytowi robi olśniewającą karierę. Droga jego życia prowadzi z rynsztoku w Putney, przez Hampton Court, wprost do prywatnych komnat dworu królewskiego.

Żadna z postaci nie wywołała we mnie większej sympatii. Nawet w bohaterach, których losy budzą współczucie, jest coś odpychającego. Bije od nich lodowaty chłód, są przebiegli i wyrachowani. Jedyna sfera życia, która wymyka się im spod kontroli, to seks. Zastanawiam się, czy na dworze nie było ani jednej szczerej, życzliwej osoby? Domyślam się, że Mantel chciała pokazać otoczenie króla jako stado bezwzględnych egoistów i karierowiczów, ale we mnie wszelkie uogólnienia zawsze budzą wątpliwości.

Przypuszczam, że miłośnik wartkiej, trzymającej w napięciu akcji z irytacją przerwie lekturę "W komnatach Wolf Hall" po kilkunastu stronach. Bardzo mylący jest dramatyczny i gwałtowny początek. W powieści dominują bowiem "gadające głowy", w tym koronowane. Rozmów jest mnóstwo. Powieść Hilary Mantel jest książką klaustrofobiczną. Większość scen (czytaj: rozmów) rozgrywa się w pomieszczeniach zamkniętych.

Książka przypomina sztukę teatralną lub scenariusz filmu. Otwiera ją spis bohaterów z rozbiciem na sceny. Narracja jest oszczędna, prowadzona w czasie teraźniejszym, niczym didaskalia. Choć nieustanne rozmowy czasami drażnią, to w naszych czasach, gdy często porozumiewamy się z najbliższymi za pomocą karteczek na lodówce, trochę zazdrościmy Anglikom z epoki Tudorów ciągłej, niespiesznej wymiany myśli.

Odebrałam "W komnatach Wolf Hall" jako dzieło przytłaczające, pozbawione polotu i wdzięku. Odchudzanie przydałoby się nie tylko sfrustrowanej Katarzynie Aragońskiej (nawiasem mówiąc, wnuczce Izabeli Katolickiej, a córce Joanny Szalonej), ale również samej powieści. Czy potrzeba aż 656 stron, aby uświadomić czytelnikom, że świat polityki i władzy opiera się na fałszu?

Blogowi recenzenci anglojęzyczni często mieli za złe autorce używanie enigmatycznej formy "on". Przez chwilę nie wiadomo wtedy, o kogo chodzi, zwłaszcza na początku nowego akapitu. Zwykle w takich sytuacjach pisarka miała na myśli Cromwella. Sądzę, że jest to zabieg celowy. Tomasz Cromwell to "everyman", każdy. Bo tak naprawdę na historię mają wpływ nie osoby, których imiona tłustym drukiem są wyróżniane w podręcznikach, a zwykli ludzie i ślepy los. "Co tam koronacje, konklawe i celebra. Świat zmienia się wskutek ruchu pionka na szachownicy, muśnięcia pióra przeformułowującego ostatnie zdanie i zmieniającego siłę jego wymowy, kobiecego westchnienia, ulotnej woni kwiatu pomarańczy lub wody różanej, niewieściej dłoni zaciągającej draperie łożnicy, cichego szelestu stykających się ciał"[2].

Ważną rolę w powieści odgrywają wilki. Kojarzą się z niebezpieczeństwem, wrogością, agresją. Obraz "wilka w owczej skórze" pasuje do bohaterów powieści Mantel, którzy często maskują prawdziwe intencje i uczucia, są hipokrytami. Kardynał Wolsey przestrzega: "Zawsze próbuj (...) dowiedzieć się, co ktoś nosi pod wierzchnim odzieniem, gdyż nigdy nie jest to tylko skóra"[3]. Wilki symbolizują też rozwiązłość i uleganie instynktom. Lupanar, wilcza nora, to przecież synonim domu publicznego[4].

Przywoływany kilkakrotnie Wolf Hall - siedziba rodu Seymourów - w oczach współczesnych jest siedliskiem rozpusty. Co ciekawe, cierpkie uwagi na jego temat wygłasza Anna Boleyn, która nie do końca stanowi wzór cnót niewieścich: "Boccaccio mógłby się wiele nauczyć od tych grzeszników z Wolf Hall"[5]. "Oni tam, w Wolf Hall, nie mają pojęcia co to powściągliwość"[6].

Dość często pojawiają się też w powieści psy. Rodzina Cromwella zawsze ma czworonożnego pupila o dziedzicznym imieniu Bella. Wolsey porównuje Tomasza do psa bojowego. W owych czasach pies symbolizował wierność, co, biorąc pod uwagę upadek obyczajów na dworze królewskim, odczytać można w sposób ironiczny.

Nie zauważyłam, żeby książka Mantel zrobiła zawrotną karierę w naszym kraju. Przypuszczam, że polską wersję tytułu wymyśliła osoba, która nie przeczytała książki. "W komnatach Wolf Hall" wyraźnie sugeruje miejsce akcji, podczas gdy wzmiankowana rezydencja pojawia się zaledwie kilka razy i nie przenosimy się do niej nigdy. Uważam, że "Wolf Hall" brzmi znacznie lepiej i bardziej metaforycznie.

Podziwiam ogrom pracy tłumaczki. Przekład powstał błyskawicznie. Jedyny mankament to imiona, które tłumaczone są niekonsekwentnie. Część poznajemy w wersji polskiej, część w angielskiej. Z Jane Seymour zrobiono Joannę (jeśli już upierać się przy tłumaczeniu, bliższa prawdy byłaby chyba Janina).

Książka wydana jest starannie i efektownie (twarda oprawa, obwoluta, złocenia). Mam jednak zastrzeżenia do okładki: moim zdaniem, wprowadza w błąd. Graficzna stylistyka i sfotografowane rekwizyty sugerują, że będziemy mieć do czynienia z opowieścią sensacyjną. Na pewno gwarantuje to powieści większą poczytność, ale mija się z prawdą. Szkoda też, że nie zatroszczono się o przypisy. Osoba nieznająca języka angielskiego nie zrozumie na przykład gry słów na stronie 270 (Mody/Muddy).

Tradycyjnie polowałam na polonica: autorka wspomina o samotnych handlarzach futer z Polski, którzy chcieli sprawdzić, czy ktoś przypadkiem nie mówi w ich języku. Tomasz Cromwell nie ma najlepszego zdania o naszej mowie ojczystej: "To gorszy język od walijskiego"[7]. Mimo to postanawia się go uczyć.

Sándor Márai pisze w "Księdze ziół": "Książka potrafi być również wrogiem; trzeba stoczyć z nią pojedynek do samego końca"[8]. Zastanawiam się, czy w przypadku powieści Hilary Mantel nie należało jednak wywiesić białej flagi kilkaset stron przed zakończeniem.



---
[1] Hilary Mantel, "W komnatach Wolf Hall", przeł. Urszula Gardner, wyd. Sonia Draga, 2010, s. 506.
[2] Tamże, s. 615.
[3] Tamże, s. 115.
[4] J.C. Cooper, "Zwierzęta symboliczne i mityczne", tłum. Anna Kozłowska-Ryś i Leszek Ryś, Dom Wydawniczy Rebis, 1998, s. 294-296.
[5] Hilary Mantel, dz. cyt., s. 308.
[6] Tamże, s. 449.
[7] Tamże, s. 118.
[8] Sándor Márai, "Księga ziół", tłum. Feliks Netz, wyd. Czytelnik, 2006, s. 85.


[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3812
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: sowa 10.02.2011 13:55 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wydaje mi się, że wilki ... | lirael
"że świat polityki i władzy opiera się na fałszu": to zdanie natychmiast przypomniało mi (bo teraz wszystko kojarzy mi się z jednym :-D), co powiedział (w moim ulubionym serialu) Mycroft Sherlockowi przy okazji pewnej sprawy (cytuję z pamięci):
"- Dam ci braterską radę. Ponieważ będziesz miał do czynienia nie ze środowiskiem przestępczym, lecz ze światem polityki - nie wierz nikomu i w ani jedno słowo". :-)
Użytkownik: lirael 10.02.2011 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "że świat polityki i wład... | sowa
Rzeczywiście, cytat zdecydowanie w duchu porady kardynała Wolseya o niespodziankach pod wierzchnim odzieniem. :)
Użytkownik: zahara 14.10.2013 15:20 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wydaje mi się, że wilki ... | lirael
Z redakcyjnego obowiązku wniosę małą korektę do tej bardzo dobrej i ciekawej recenzji: Katarzyna Aragońska była córką Izabeli Katolickiej i siostrą Joanny Szalonej :)
Użytkownik: lirael 15.10.2013 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Z redakcyjnego obowiązku ... | zahara
Bardzo dziękuję Ci za sprostowanie i przepraszam, że się dynastycznie zakałapućkałam. :)
Użytkownik: misiak297 18.11.2013 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wydaje mi się, że wilki ... | lirael
Mam podobne zastrzeżenia - to ciężka książka, choć jej lektura daje sporo satysfakcji. Samo uczynienie Cromwella głównym bohaterem jest naprawdę ciekawym zabiegiem. Gorzej z tą dziwaczną narracją - mam dziwne wrażenie, że to nie było niezbędne dla tej powieści.

A nawiasem mówiąc, naprawdę uważasz, że Anna Boleyn "zwykle przedstawiana jest jako uciśniona niewinność i ofiara sprośnego monarchy"? W "Kochanicach króla" jest wyrachowana, podobnie w "Dynastii Tudorów" (choć tutaj może budzić współczucie). Nie pamiętam, jak było w "Krwawym tyranie Henryku VIII" - ale coś mi się kojarzy, że Helena Bonham Carter przedstawiona jest - tak jak piszesz - w roli ofiary.
Użytkownik: Rbit 01.12.2014 09:25 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wydaje mi się, że wilki ... | lirael
Zgadzam się, że dzieło jest przytłaczające i pozbawione wdzięku. Co nie oznacza, że nie ma zalet. Przede wszystkim, jako przykład "nowej" powieści historycznej, nie skupia się wyłącznie na losach koronowanych głów (choć jest ich bardzo blisko), a przybliża postacie drugiego i trzeciego planu. Oceniam ją powyżej przeciętnej. Minusem, oprócz ciężkiego stylu, jest jej arcyangielskość. Gdybym był Anglikiem podczas lektury nie raz intonowałbym "God Save the King". Zgrabnie, prawie niezauważalnie tłumaczy rację stanu Henryka VIII, której reperkusje trwają do dziś.

Książka może nie zrobiła w Polsce zawrotnej kariery, jednak grono jej czytelników jest spore. Trochę szkoda w tym kontekście, że nie dorobiliśmy się w kraju jeszcze tak licznego grona pisarzy traktujących historię jako materiał na powieść, jak ma to miejsce w Wielkiej Brytanii. A byłoby o czym pisać. Tomasz Cromwell takiemu Janowi Dantyszkowi mógłby buty czyścić ;)

Nawiasem mówiąc wiele ich łączy. Byli rówieśnikami (obaj urodzili się w 1485r.) podobnego, niskiego pochodzenia (jeden syn kowala, drugi wnuk powroźnika, syn kupca), pełnili podobne funkcje urzędnicze przy swych królach. Byli mecenasami sztuki. Jednak Cromwell nie odznaczył się niczym, poza lokalnym politykierstwem i urzędniczeniem. Dantyszek natomiast - nie dość, że kobieciarz (rodzina "na boku" w Hiszpanii) i opój (miłośnik piwa, założyciel Towarzystwa Opilców i Oźralców (bibones et comedones)) - był uznanym poetą, zręcznym dyplomatą, korespondentem największych sław ówczesnej Europy (m.in. Erazma z Rotterdamu, Hernana Cortesa, Lutra, Kopernika, zachowało się do dziś tysiące jego listów). Szkoda, że nie mamy dotąd powieści wydobywającej jego postać z otchłani czasu i prac historyków znanych nielicznym pasjonatom. Pozostaje zaledwie postacią trzecioplanową w niedocenionej powieści o Królowej Bonie: Smok w herbie: Królowa Bona (Auderska Halina)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: