Dodany: 07.02.2011 23:59|Autor: A.Grimm

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Popiół i diament
Andrzejewski Jerzy

4 osoby polecają ten tekst.

Nowy ład i zbuntowane pacholęta


Koniec II wojny światowej. Spiker nieustannie zapowiada akt kapitulacji, który Niemcy mają podpisać w najbliższych dniach. Przed zmęczonymi ludźmi otwiera się przyszłość bez cierpienia i nieustannego strachu. Polacy stają przed ogromną szansą. Oto dzięki braterskiej pomocy Związku Radzieckiego mogą rozpocząć odbudowę zniszczonej Polski. Wystarczy tylko trochę dobrej woli, wysiłku i rozsądku, aby wykrzesać z ludzi stłumione siły i aktywność. Niestety! Nie wszystkim zależy na tworzeniu społecznego ładu i demokratycznego państwa. Wciąż obecni akowscy pogrobowcy, mąciciele i szaleni jeźdźcy bez głowy zapomnieli, że wojna już się skończyła. Opętani ideą nieustannej walki występują przeciw nowym władzom. Komuniści pełni dobrych intencji i woli padają trupem, a Andrzejewski pisze o tym powieść. Nie, zaraz... Andrzejewski tworzy powieść. I rzeczywistość. Bowiem w "Popiele i diamencie" mamy pierwsze ślady żywiołu magiczności tak charakterystycznego dla nowomowy.

Powieść przedstawia historię wybranych osób z lokalnej społeczności Ostrowca. Akcja dzieje się zaś w pierwszych latach po wojnie. Zgodnie z tym, co napisałem we wstępie, Andrzejewski podzielił bohaterów utworu na, z grubsza rzecz ujmując, dwa obozy - tych, którzy chcą normalnie żyć (w tym - wszystkich wyznawców nowego porządku) oraz niebezpiecznych młodocianych donkiszotów. Wszyscy ci ludzie powiązani są siecią wzajemnych zależności interpersonalnych i na tej karkołomnej nieco konstrukcji zbudowanej z szeregu przypadkowych spotkań autor tworzył fabułę. Słusznie Andrzejewski pisał w swoim dzienniku, że lepiej wychodzi mu odmalowywanie przeżyć bohaterów aniżeli przedstawianie tła społecznego czy przestrzeni, w jakiej przyszło im żyć[1]. Napisanie epickiej powieści (a z takim zamiarem nosił się pisarz) spełzło na niczym. Czytelnik obserwuje mikrokosmos ostrowiecki, w którym każdy jest elementem układanki w ścisłym związku z innymi elementami - od babci klozetowej po komunistycznego notabla. Żaden z bohaterów nie istnieje w pewnej przestrzeni czy też na tle społecznym, a jedynie w sieci wzajemnych relacji.

Czołowymi postaciami "Popiołu i diamentu" są Szczuka (wysoko postawiony urzędnik komunistyczny) i rodzina Kosseckich. Antoni Kossecki wrócił właśnie z obozu, w którym przebywał również wspomniany Szczuka. Jak się okazuje, ten ostatni zna pewną mroczną tajemnicę z obozowych czasów Antoniego. Synowie Kosseckiego, Andrzej i Alek to młodzi gniewni, chociaż ten pierwszy jest już trochę wypalony. Nie jest przekonany co do słuszności wykonywanych rozkazów, ale podąża raz obraną drogą i działa jako antykomunista. Tym razem, wraz z przyjacielem, o którym zaraz wspomnę, ma za zadanie zlikwidować Szczukę. To właśnie ten wątek i konfrontacja postaw komunisty i młodych konspiratorów stanowi oś fabularną i fundament powieści. Alek natomiast jest nastoletnim zapaleńcem, który wraz z kolegami pragnie pragnie pójść w ślady starszego brata. Ostatnią ważną postacią tego walczącego podziemia jest Maciej Chełmicki, kolega Andrzeja, który chce rozpocząć nowe życie u boku ukochanej kobiety, co stoi w sprzeczności z pełnionymi przez niego obowiązkami, a także poleceniem zlikwidowania Szczuki.

Przewodnia myśl "Popiołu i diamentu" daje się łatwo uchwycić. Andrzejewski opowiedział się za akceptacją powojennej rzeczywistości, przedstawiając wszelkich jej przeciwników jako groźnych, mniej groźnych lub groźnych i śmiesznych jednocześnie (Jerzy Szretter) młodziaków. Ideą dla tych ludzi staje się w pewnym momencie sama walka. Trudno jest już mówić o celu. Rzecz nie w osądzeniu, co jest dobre, a co nie, ale w wyborze między jedną opcją a drugą; między działalnością konspiracyjną a komunizmem. Młodymi rządzi wyłącznie cyniczne prawo walki. Nie bez przyczyny narrator tak często przytacza komunikat o zakończeniu wojny. Ma on wyjaskrawiać bezsens działań młodych, którzy chcą zburzyć swoją donkiszoterią ciężko okupiony pokój. Nie jedyny to kontrast w powieści mający na celu uwydatnienie głupoty młodych. Pomijam tutaj postać Jerzego Szrettera, bo w jego przypadku Andrzejewskiego poniosła wyobraźnia. Autor stworzył z kilkunastoletniego chłopca zimną maszynę. Jest on, co prawda, pewnym ekstremum, ale także wpisuje się w ogólny schemat. Ci młodzi ludzie nie są bowiem źli. Andrzejewski przedstawił ich jako ofiary machiny, w którą dali się wciągnąć. Machina ta czyni z nich ludzi bezwolnych i niezdolnych do ucieczki. Idea walki jest celem samym w sobie i ma niezwykłą moc perswazyjną. No i pozostaje to, co najbardziej rzuca się w oczy. Otóż motorem napędowym działań młodych jest najzwyklejszy w świecie nastoletni bunt. Chyba nie trzeba mówić, że takie postawienie sprawy niezwykle deprecjonuje ideę walki antykomunistycznej?

Interesująca jest niekonsekwencja Andrzejewskiego w podejściu do historii i etyki. Momentami aż wątpię, czy sam autor nie miał jakiegoś celu w tej niekonsekwencji. Nie będę go jednak rozgrzeszać. Już wyjaśniam, w czym rzecz. Duża część powieści poświęcona jest Antoniemu Kosseckiemu, jego obozowej przeszłości i pytaniom o człowieczeństwo i jego granice; czy jest stałe i czy należy oceniać je niezmiennie, bez względu na perspektywę, z jakiej się patrzy, czy też powinno cechować się podejściem pragmatycznym, tzn. czy inną miarą powinniśmy mierzyć człowieczeństwo w czasach wojny, a inną w czasach pokoju. Oczywiście pod ten nośny termin należy podstawić sobie znane wszystkim wartości etyczne. Narrator nie ma złudzeń. Jest to wartość stała i nie należy jej czynić płynną, a człowiek, który daje się urabiać jak glina, nie zasługuje na rozgrzeszenie. Te wnioski są wyprowadzone w kontekście doświadczeń obozowych. Sęk w tym, że stoją one w jaskrawej sprzeczności z wnioskami wyprowadzonymi bezpośrednio i jawnie z rozmowy Szczuki z Kalickim, przedwojennym PPS-owcem, który bardzo niechętnie odnosi się do zastanej rzeczywistości i komunizmu. Przede wszystkim nie ufa Związkowi Radzieckiemu, dostrzegając w jego postępowaniu te same imperialne zakusy, co i w przypadku jego carskiej poprzedniczki. Narracja prowadzona jest oczywiście z perspektywy Szczuki i to na jego modłę narrator formułuje dobrotliwy komentarz, wyrażający współczucie dla Kalickiego z powodu jego nieznajomości praw historii. Otóż wynika z nich jedna myśl: czasy się zmieniają i trzeba się do nich dostosować i je wykorzystać. To, co dawniej miało swoją rację bytu, dzisiaj jest passé (ten wniosek daje się wyczytać na wielu innych stronach powieści, czasami w formie ordynarnie radykalnej, jak u lekarza Drozdowskiego). I w tym miejscu pytam, jak to się ma w zestawieniu z negatywną - i słuszną jak najbardziej - oceną obozowego życia jednego z bohaterów. Okazuje się, że napiętnowanie konformizmu i oportunizmu ma charakter względny, a przecież i w jednym, i w drugim przypadku chodzi o etykę. No, ale widocznie w powojennej rzeczywistości wartości mogą już stać się płynne, a etyka rozbija się tylko o mgliste pojęcie człowieczeństwa. Czy w ten sposób chciał Andrzejewski rozgrzeszyć siebie z tego, że w pewnym okresie życia pozwolił urobić się jak glina i podporządkować prawom historii?

"Popiół i diament" broni się tym, co stanowiło mocną stronę prozy Andrzejewskiego (z czego sam autor zdawał sobie sprawę), mianowicie przekonującym zarysowaniem napięć i konfliktów między postaciami. Już jednak autentyzm ich przeżyć trochę nie mieści się w sztywnych i wyraźnie narzuconych przez autora ramach fabularnych. Jaskrawym przykładem jest tutaj Szretter, ale i inni bohaterowie charakteryzują się sztucznością. Tak bywa, kiedy autentyzm trzeba poświęcić na rzecz idei przewodniej, a ta chyba nie znajdzie dzisiaj zbyt wielu zwolenników. Czy kogoś przekona jeszcze ta jawna manifestacja politycznego oportunizmu, co więcej - okraszona wyraźnymi niekonsekwencjami w samej treści powieści? Wątpię.



---
* Jerzy Andrzejewski, "Fragmenty z „Dziennika”" [w:] tegoż "Popiół i diament", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1983, s. 5-6.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9732
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: Tajson 12.02.2011 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Koniec II wojny światowej... | A.Grimm
W niektórych rejonach Polski więcej AL-owców ginęło od kuli wystrzelonej z polskiego karabinu niż niemieckiego.
 
Do głównych zajęć prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej należy tropienie wszelkich przypadków prześladowania żołnierzy podziemia AK-owskiego przez ich komunistycznych przeciwników. Zapomniano przy tym zupełnie o licznych zbrodniach i denuncjacjach na działaczach PPR oraz żołnierzach GL i AL, których często zwalczano energiczniej niż hitlerowskiego okupanta. IPN woli jednak podtrzymywać wrażenie, że ofiary ponosiła tylko jedna strona.
 
Trudno dziś policzyć wszystkich działaczy lewicowego podziemia zamordowanych w czasie wojny nie z rąk niemieckich, ale polskich. Wiadomo jednak, że liczbę bojowców Polskiej Partii Robotniczej, Gwardii Ludowej i Armii Ludowej poległych w zasadzkach i starciach z Narodowymi Siłami Zbrojnymi, a także niektórymi oddziałami Armii Krajowej można liczyć w setkach.
 
Głównym wrogiem powstałych na początku 1942 r. PPR i GL okazali się obok hitlerowskich okupantów członkowie NSZ. Jedni i drudzy zresztą często ściśle ze sobą współpracowali przy likwidacji struktur komunistycznego podziemia. Ignacy Oziewicz, dowódca NSZ w oficjalnym rozkazie polecał traktować PPR jako wroga, którego należy likwidować. „Czas ocknąć się i przystąpić do do systematycznej likwidacji ośrodków dyspozycyjnych komuny. (...) PPR, GL i różni czerwoni partyzanci muszą zniknąć z powierzchni polskiej ziemi" - czytamy w jednym z wydań „Szańca", NSZ-owskiego organu.
 
Zalecenia szybko wprowadzano w czyn. W październiku 1943 r. oddział NSZ napadł na grupę Jakuba Aleksandrowicza „Alka" operującą w okolicach Łukowa i Białej Podlaskiej. W wyniku strzelaniny poległ dowódca i 10 żołnierzy GL. 24 kwietnia 1944 r. oddział Edwarda Gronczewskiego „Przepiórki" we wsi Marynopole w powiecie kraśnickim dostał się pod ogień trzech oddziałów NSZ - w tym Leona Cybulskiego „Znicza" i Stanisława Piotrowskiego „Cichego", w wyniku czego zginęło 9 bojowców AL.
 
Od kul NSZ zginął w kwietniu 1944 r. pierwszy dowódca 1. Brygady AL im. Ziemi Lubelskiej Władysław Skrzypek „Grzybowski". Eneszetowcy dopadli go, gdy jechał na naradę z lokalnym komendantem AK. Pięć miesięcy wcześniej oddział NSZ z powiatu radzyńskiego wystrzelał odpoczywający we wsi Kąkolewnica oddział GL pod dowództwem Jana Daduna „Janusza".
 
W wielu przypadkach NSZ używały podstępu w rozprawie z lokalnymi AL-owcami. Tak doszło do jednego z najbardziej okrutnych morderstw na 26 bojowcach GL z oddziału im. Kilińskiego z powiatu kraśnickiego dowodzonego przez Stefana Skrzypka „Słowika". 9 sierpnia 1943 r. oddział NSZ Aleksandra Zdanowicza „Zęba" nawiązał kontakt z GL odwiedzając nawet obóz gwardzistów i deklarując współpracę. „Słowik" na tyle zaufał „Zębowi", że wysłał czterech swoich ludzi z rewizytą. Dzięki temu uratował im życie. Sam bowiem, razem z żołnierzami został nagle otoczony przez oddział Zdanowicza. Gwardzistów rozbrojono, a potem zamordowano. Podobnie jak czterech świadków zbrodni - chłopów z pobliskiego Borowa. O zbrodni pod Borowem zrobiło się głośno w całej Polsce. Do tego stopnia, że od „wyczynu" NSZ-owców odcięło się dowództwo AK nazywając je „ohydnym mordem".
 
W lutym 1944 roku w zasadzkę NSZ-u pod wsią Biała k. Janowa Lubelskiego wpadł oddział Feliksa Kozyry „Błyskawicy". Tym razem atak odparto - GL-owcy nie ponieśli strat, za to ranili kilku nacjonalistów i wzięli czterech jeńców. Dwa miesiące później Kozyra miał mniej szczęścia - zginąłępodczas akcji odbicia kilku rannych AL-owców z rąk Stanisława Piotrowskiego „Cichego" (NSZ).
 
W niektórych przypadkach z NSZ współpracowali lokalni dowódcy AK. Doświadczył tego choćby oddział AL Bolesława Kowalskiego „Cienia", który podczas odpoczynku nocnego we wsi Stefanówka w powiecie kraśnickim został zaatakowany przez jednostki AK Kwiecińskiego „Kła" i Bolesława Frontczaka „Argiela". Sześciu bojowców AL zginęło, reszcie oddziału udało się uciec z okrążenia.
 
GL-owcy często nie puszczali ataków na swoich ludzi płazem. Gdy w styczniu 1943 r. z rąk NSZ-owców zginęło w Drzewicy w Opoczyńskiem 7 znanych działaczy PPR, Józef Rogulski „Wilk" w odwecie zastrzelił 7 działaczy NSZ.
 
Czarną kartą w historii NSZ była sprawa kolaboracji tej organizacji z Niemcami. W lipcu 1943 r. „Szaniec" zalecał wstrzymanie akcji wymierzonych w okupanta: „Niemcy przegrały wojnę, chwila ich nieuchronnej katastrofy zbliża się. (...) Dlatego też musimy się chwilowo powstrzymać od szerszej akcji przeciw Niemcom, która by ułatwiała zadanie Czerwonej Armii". W zamian oddziały NSZ miały się zająć „oczyszczeniem terenu Polski ze stanowiących drugą okupację partyzanckich oddziałów i band komunistycznych".
 

 
W powiecie pińczowskim i włoszczowskim współpracę z okupantem nawiązał szef tamtejszego oddziału NSZ Władysław Kołaciński „Żbik". Niemiecka żandarmeria dostała zakaz zwalczania „Żbika", a ten pomagał Niemcom zwalczać komunistyczne podziemie. Dowódca miejscowej żandarmerii kpt. Huste dostarczał nawet NSZ-owcom broń, amunicję, odzież i żywność. Przy okazji oddział Kołacińskiego likwidował nie tylko PPR-owców i AL-owców, ale także ludowców.
 
W lutym 1944 r. generał SS i dowódca sił bezpieczeństwa w Generalnej Guberni, Walter Bierkamp, chwalił się sukcesami w walce z „polskimi bandami", co przypisywał właśnie współpracy z NSZ-em: „Przyczyną wielu morderstw, dokonanych na całym szeregu Polaków, nie była ich praca dla Niemców, lecz przekonania polityczne. Ten stan rzeczy wykorzystuje się, oszczędzając w ten sposób niemiecką krew. Do walki z bandami używa się band".
 
Niemal modelowym przykładem współpracy NSZ z Niemcami było okrążenie we wrześniu 1944 roku przez Brygadę Świętokrzyską NSZ i niemieckie jednostki policyjne niedaleko wsi Rząbiec koło Włoszczowej oddziału AL im. Bartosza Głowackiego i radzieckiego oddziału Iwana Karawajewa. Polscy partyzanci odnieśli dotkliwe straty, a wielu radzieckich partyzantów dostało się do niewoli. 67 spośród nich wymordowano, innych przekazano Niemcom. Wkrótce potem nacjonaliści otrzymali silne wzmocnienie (do 3 tys. osób), by lepiej mogli zwalczać komunistyczną partyzantkę. Mimo to nie udało im się dopaść kilku działających w tamtym rejonie oddziałów AL. Lokalni dowódcy AL zmienili bowiem taktykę działań dzieląc się na mniejsze, kilkuosobowe grupy, które trudniej było wytropić. Wyróżnił tu się m.in. oddział Stanisława Olczyka „Garbatego", który półtora roku wielokrotnie wymykał się pułapkom zastawianym przez NSZ.W Częstochowie niemiecki komendant policji i służb bezpieczeństwa Paul Fuchs uzgadniał szczegóły współpracy wymierzonej w lewicowe podziemie z tamtejszymi oddziałami NSZ. Nacjonaliści otrzymali od hitlerowców do dyspozycji m.in. willę w Częstochowie, w której piwnicy znajdowało się niewielkie więzienie do przetrzymywania złapanych AL-owców i PPR-owców i 3 mln złotych „dotacji". Wszystko pod przykrywką firmy budowlanej, której papiery wystawili zresztą sami Niemcy. Gestapo otrzymało też polecenie wypuszczania wszystkich pochwyconych podczas swoich akcji członków NSZ.
 
Choć już w grudniu 1943 r. dowódca AK gen. Tadeusz Bór-Komorowski podkreślił w depeszy do naczelnego wodza, że NSZ „ostrze swej działalności kierują przeciwko PPR i partyzantce sowieckiej, i swymi nieprzemyślanymi wystąpieniami sprawiają wiele kłopotów czynnikom oficjalnym, a ułatwiają propagandę PPR", to jednocześnie Komenda Główna AK prowadziła - z przerwami - rozmowy scaleniowe z NSZ-em. Umowę zjednoczeniową podpisano 7 marca 1944 roku, a Bór-Komorowski wydał rozkaz przeprowadzenia scalenia. Nie wszystkie oddziały NSZ podporządkowały się Armii Krajowej, a wśród nacjonalistów doszło do rozłamu.
 
W meldunku z maja 1944 r. Bór-Komorowski przyznał, że w wielu kręgach AK połączenie z NSZ wywołuje protesty: „Wejście NSZ w skład AK traktowane jest jako realizacja niezbędnej jednolitości wojska. Głosy krytyczne, szczególnie Trójkąta (konspiracyjne określenie Stronnictwa Ludowego - przyp.red.), wyrażają zastrzeżenia podnosząc, że oddziały NSZ współdziałały z Niemcami w walce z komuną i tępiły Żydów, a nieraz czynnie występowały przeciwko lewicowym działaczom". W innym meldunku zwrócił uwagę na „wrogi stosunek" AL do AK, który wynikał „w pewnym stopniu z nieodpowiedzialnej agresywności NSZ przeciwko AL".
 
Meldunek Bora-Komorowskiego do Londynu z 21 czerwca 1944 r.: „Oddziały NSZ, mimo zakazu, napadają sowieckie oddziały partyzanckie. W łukowskim NSZ zabiły 11 żołnierzy sowieckich. (...) W powiatach włoszczowskim, pińczowskim i stopnickim niżsi dowódcy NSZ współpracują z Niemcami przy likwidacji Żydów. NSZ kontynuuje wszędzie napady na PPR i ludzi z lewicy polskiej".
 
Zresztą także w samej AK zdarzały się przypadki likwidacji przez lokalne oddziały komórek partyzantki komunistycznej. Do najbardziej znanych należy m.in. mord na 5 członkach PPR w Mogielnicy dokonany na rozkaz komendanta AK w Grójcu. Pod koniec 1943 roku AK powiatu radzyńskiego wykonała wyroki na 10 partyzantach GL. W tym samym czasie w lubartowskiem oddziały Armii Krajowej zastrzeliły kilkunastu gwardzistów i PPR-owców.
 
Do dziś nie odpowiedziano na pytanie, na ile żołnierze AK wykonywali rozkazy „góry", a na ile były to ich własne inicjatywy. Stefan Dąmbski, żołnierz AK w Hyżnem, we wspomnieniach opublikowanej w ostatnim numerze „Karty" opisał przesłuchanie przez oficera NKWD w 1944 r.: „Z początku wszystko szło nieźle, dopóki nie dojechaliśmy do dwóch punktów: dlaczego należałem do AK, a nie do PPR oraz -ęgdzie dokładnie ukrywa się reszta mojego oddziału w rejonie rzeszowskim. Próbowałem mu tłumaczyć, że nie mam pojęcia, gdzie znajduje się obecnie reszta mojego oddziału - prawdopodobnie wyjechali też na pomoc Warszawie - oraz, że należałem do AK tylko dlatego, że w naszym rejonie PPR nie istniała. Oczywiście, to nie była prawda, bo spotkaliśmy okazjonalnie małe patrole PPR-owców i we wszystkich wypadkach rozstrzeliwaliśmy ich na miejscu, wykonując ściśle rozkazy Komendy Głównej AK".
 
Dąmbski nie uściślił, o który rozkaz chodzi. Tym bardziej, że w dokumentach Armii Krajowej nie ma bezpośredniego rozkazu rozstrzeliwania działaczy PPR i bojowców AL. Światło na tę sprawę może jednak rzucić fragment wspomnień płk. Jana Rzepeckiego, jednej z najważniejszych postaci AK-owskiego podziemia i szefa Biura Informacji i Propagandy: „Dnia 15 września (1943 roku - przyp.red.) szydło ukazało swoje ostrze po raz drugi przy okazji omawiania napływających skarg na szerzący się bandytyzm. Bandytyzm zwykły i podszywający się pod różne firmy ideowe był wtedy rzeczywiście plagą, gnębiącą ludność. W wielu miejscach wprost zwracano się do dowódców AK, by ją przed nim bronili. Teraz szef sztabu zredagował rozkaz o Čwalce z bandytyzmemÇ. (É.) Nakazywał on komendantom okręgów tępienie bandytyzmu, a kończył się znamienną wskazówką: Čprzywódców i agitatorów likwidować!Ç. Zadzwoniło mi w uchu: łatwo sobie wyobrazić, jakich to bandytów będą tępić prowincjonalni kacykowie, z których każdy ponadto uprawia swoją własną politykę! Wstawało widmo Borowa (gdzie NSZ wymordował 50 GL.-owców - przyp.red.)!". Jan Stanisław Jankowski, delegat rządu na kraj informował z kolei w lipcu 1943 roku premiera Stanisława Mikołajczyka, iż polecił „rozbijać bandy dywersantów bolszewickich".
 
Bór-Komorowski pisał zaś w liście z sierpnia 1943 r. do komendanta głównego Batalionów Chłopskich gen. Franciszka Kamińskiego: „Z Niemcami zrobią porządek alianci, ale z komunistami wewnątrz u siebie musimy zrobić my sami. (...) W tej chwili wszystko nastawia się na walkę z komunistami i należy oczekiwać, że w najbliższym czasie zostanie podjęta akcja na szeroką skalę".
Piotr Skura
Użytkownik: A.Grimm 23.02.2011 01:04 napisał(a):
Odpowiedź na: W niektórych rejonach Pol... | Tajson
Niepotrzebnie się pan fatygował. Wystarczyło podać link do tej zacnej strony: http://www.1917.net.pl/?q=node/2534

Dobrze wszyscy wiemy, że wy robiliście swoje, a my swoje. Wy kierowaliście się wytycznymi obcego państwa i nie widzę potrzeby, żeby nad wami się rozczulać, toteż nie dam się złapać w pułapkę taniej licytacji - i tak każdy rozsądny człowiek wie, że najwięcej krwi mają na rękach wasi ideologowie. Rzecz ma się w fundamentach ideologii, sposobie postrzegania świata i utopijnych (czyt. opresyjnych - bo "utopijne" zawsze znaczy "opresyjne") planach. Prowadziliście działalność antypaństwową i dywersyjną i co? Ktoś miał wam bić brawo? Krótka piłka: byliście i jesteście wrogiem Polski, dlatego trzeba było walczyć nie tylko z niemieckim okupantem, ale i z wami. Po co więc Pan przytaczał te statystyki i przypadki? To samo mogę zrobić ja i niby do czego to będzie zmierzać? Do niczego. Hipokryzja jest niepotrzebna i nie wiem, czemu nią Pan epatuje.

Współpraca z Niemcami? I tak byliśmy za mało pragmatyczni, ale czego wymagać od Chrystusa narodów? My się sami biczujemy, a wokół wszyscy - nauczeni tym naszym masochizmem - to wykorzystują i tylko wynajdują okazje, żebyśmy mieli się jak obwiniać . Finów podaje się za przykład narodu, który bohatersko poradził sobie z ofensywą waszych braci w czerwonej wierze i nikt nie wypomina im ich jawnej współpracy (do czasu, oczywiście) z nazistowskimi Niemcami. Mądry, pragmatyczny naród. Tylko ten Chrystus rozpięty na krzyżu pomiędzy Niemcami a wschodem zawsze był niemądry. I taki już pozostanie.
Użytkownik: Tajson 23.02.2011 15:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Niepotrzebnie się pan fat... | A.Grimm
Gdzie epatuję hipokryzją? Podanie faktów nazywa Pan hipokryzją?
Z Pana wypowiedzi przebija zoologiczny antykomunizm, który Pana zaślepia. Bojownicy PPR i GL walczyli o Polskę Ludową, a nie burżuazyjno-obszarniczą, jak Pana „patrioci” z reakcyjnego podziemia. Pan usprawiedliwia nawet współpracę z nazistowskimi zbrodniarzami, którzy odpowiadają za śmierć około 6 milionów Polaków. Oto Pański patriotyzm! Naziści dążyli do biologicznego unicestwienia Polaków. Z rzezi wyzwoliła Polskę Armia Czerwona kosztem około 600 tysięcy swoich żołnierzy, na których groby teraz się pluje.
Po wojnie powstała Polska Rzeczpospolita Ludowa, która nie była państwem idealnym, ale miała swoje wielkie osiągnięcia, jak uprzemysłowienie kraju, powszechna edukacja i ochrona zdrowia, pełne zatrudnienie. Wszystko to w miejsce II RP czyli półkolonialnego, zacofanego kraju rolniczego, w którym panowała bieda z nędzą i analfabetyzm oraz policyjny zamordyzm sanacji. Pogrobowcy tej Polski, którzy uciekli z pola walki 17.09.1939 roku, z bezpiecznej odległości podżegali naród do walki o swój powrót do władzy w kraju i przywrócenie kapitalistyczno-obszarniczej Polski, spowodowali masakrę Warszawy w 1944 roku. Upatrywali swojej szansy w wojnie domowej, ale przegrali. Tym razem zwyciężył postęp.
Użytkownik: A.Grimm 24.02.2011 00:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdzie epatuję hipokryzją?... | Tajson
Drogi Panie - Pan wybaczy mi tę burżuazyjną tytulaturę - dokonał Pan rzeczy niebywałej: w komentarzu zawarł Pan autokomentarz i niech on będzie podsumowaniem.
Użytkownik: Tajson 24.02.2011 09:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Drogi Panie - Pan wybaczy... | A.Grimm
Gdzie niby ten autokomentarz?
Nie masz Pan argumentów. Zostają Panu tylko inwektywy albo milczenie. Proponuję to drugie.
Użytkownik: Admin 24.02.2011 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdzie niby ten autokoment... | Tajson
Dyskutujemy o książkach, nie o czytelnikach!!!
Użytkownik: janmamut 23.02.2011 16:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Niepotrzebnie się pan fat... | A.Grimm
Eee tam, wystarczyłoby. Komunista byłby chory, gdyby czegoś nie ukradł. Już nawet myślałem, żeby założyć stronę: "tu możesz ukraść wirtualny zegarek". :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: