29.01.2011 Wspomnienia z Poznania, Wrocławia i nie tylko...
W ramach tegorocznego urlopu postanowiliśmy z Lutkiem01 jechać do Poznania. Jak się okazało, był to niezwykle trafny wybór. Już pierwszego dnia kiedy dojechaliśmy po kilkugodzinnej podróży pociągiem byliśmy pod wrażeniem tego pięknego miasta. Ja jako namiętny (choć nie bezkrytyczny) czytelnik Jeżycjady co i rusz piałem, kiedy natrafiłem na jakiś ślad przywodzący mi na myśl książki Musierowicz (o tak, biedny był Lutek, który jeszcze nie czytał jeżyckiego cyklu, a musiał tego z detalami wysłuchiwać). Kiedy wieczorem po rozgoszczeniu się w przytulnym schronisku wyszliśmy na spacerek zachwyciliśmy się Poznaniem po raz pierwszy. Rynek był pięknie oświetlony, tętnił życiem i chyba tylko nasilający się chłód przegnał nas w schroniskowe progi.
Jednak nawet najgorsza pogoda nie ma znaczenia, kiedy ma się tak wspaniałe towarzystwo! Nazajutrz spotkaliśmy się z Paren, która oprowadziła nas po Poznaniu. Świetnie się w trójkę bawiliśmy, oglądając urokliwe poznańskie zakątki, monumentalne kościoły (Farę, skromny, ale piękny dominikański), ciekawe pomniki czy słynne poznańskie koziołki. Obiad zjedliśmy w pysznej pierogarni. Jeszcze raz Ci dziękuję, Paren, za wspólnie spędzony czas - będę na pewno go jak najmilej wspominał. Potem - już samodzielnie - zwiedziliśmy jeszcze Stary Browar i kilka antykwariatów. Nazajutrz do listy zwiedzonych obiektów mogliśmy dopisać jeszcze Muzeum Narodowe (ze słynnym Monetem - choć przyznam się szczerze, że nie czułem żadnego katharsis - mnie bardziej zachwycili Wróblewski, Matejko, Witkacy, Wyspiański i Gierymski). Niemniej muzeum bardzo polecam.
Później Paren zabrała nas na spacer po Jeżycach pod kątem książek Małgorzaty Musierowicz. W praktyce wyglądało to tak, że Lutek zamieniał co chwilę mapę na aparat, Paren pokazywała kolejne obiekty, które miały (bądź mogły mieć) swoje odbicie w Jeżycjadzie, a ja się zachwycałem. Przypomniały mi się miłe godziny, jakie spędziłem nad "Kwiatem kalafiora", "Idą sierpniową" czy "Opium w rosole". Mam słabość do tzw. miejsc literackich. I postanowiłem, że zrobię sobie powtórkę z Jeżycjady*. Właściwie patrząc na siebie krytycznie z boku muszę powiedzieć, że przez cały wyjazd zachowywałem się tak, jak bym tuż za rogiem miał spotkać Gabrysię, Pulpecję, Pyziaka czy Robrojka...
Później było spotkanie biblionetkowe, o którym wiecie już z forum. Powtórzę, że było wspaniale, świetnie się obaj bawiliśmy. Knajpeczka jest bardzo przytulna i pomysłowo urządzona, menu oferuje same smakołyki (nie patrzmy na kalorie), a stare fotografie i bibeloty dodają temu miejscu sporo uroku. Cieszę się, że mogłem poznać wszystkich osobiście i tak miło spędzić czas. Rozmowa się nie urywała ani na chwilę, było dużo śmiechu i spostrzeżeń nie tylko literackich. Później Syrenka zabrała mnie i Lutka w nieznane nam jeszcze zakątki Poznania (zobaczyliśmy między innymi Starego Marycha) i zjedliśmy kolację w Subwayu (niech się poznaniacy nie dziwią, że o tym piszę - Katowice nie dorobiły się jak dotąd takiego przybytku).
W przedostatnim dniu naszego pobytu zwiedziliśmy Ostrów Tumski (nie wiem czemu nazwałem to przez pomyłkę Tumem Ostrowskim) ze zjawiskową Złotą Kaplicą. Wcześniej byliśmy również na targu na rynku łazarskim, gdzie kupiliśmy sobie kilka niepotrzebnych - ale za to jakże uroczych - rzeczy (to nasza wspólna słabość). Dziękuję, Syrenko, bo to dzięki Tobie tam trafiliśmy. Udaliśmy się jeszcze do Muzeum Iłłakowiczówny na Gajowej i wyszliśmy stamtąd zachwyceni. To zaledwie jeden pokój ze zgromadzonymi pamiątkami, ale pani przewodniczka należała do tych osób, które potrafią swoją pasją zarażać innych. Bardzo ciekawie opowiadała o Iłłakowiczównie, która - wstyd mi, poloniście, się przyznać - stanowiła dla mnie zupełną zagadkę. W tym skromnym muzeum spędziliśmy przeszło godzinę, pani pokazała nam również niewywieszone zdjęcia, a nawet regulamin korzystania z ogólnodostępnej mieszkańcom łazienki napisany przez autorkę przekładu "Anny Kareniny".
Naprawdę szkoda było opuszczać Poznań, choć pozostają nam zawsze piękne zdjęcia i wspaniałe wspomnienia. Wymienialiśmy ostatnie słowa z Paren na peronie, a ja już myślałem, kiedy odwiedzimy Poznań powtórnie. Nie tylko dlatego, że sporo jeszcze zostało do zwiedzenia - Muzeum Instrumentów Muzycznych, Makieta Dawnego Poznania (była nieczynna), Muzeum Sztuk Użytkowych (zamknięte z powodu remontu), słynna palmiarnia, okoliczne zamki w Rogalinie i Kórniku. Chcielibyśmy tu wrócić nie tylko do miejsca, ale i do ludzi - Paren, Syrenka, wszyscy biblionetkowicze "spotkaniowi", a także uprzejmi pomocni poznaniacy przyjęli nas bardzo ciepło - a tam gdzie nas chcą, po prostu chce się wracać. A więc kochani, nie mówię żegnaj, lecz do zobaczenia znów!:)
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się również we Wrocławiu, gdzie spędziliśmy trochę czasu z Marginesem. Kiedy się już w końcu odnaleźliśmy (wrocławskie perony były dość zatłoczone) spędziliśmy równie wspaniale czas. Te trzy godziny upłynęły nie wiadomo kiedy na śmiechach i rozmowach. Margines podarował nam tyle książek, że chłopcy musieli mi przepakować walizkę, aby wszystko się zmieściło. Szkoda było się rozstawać i mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy.
Syrenko, miałaś rację - pociągi w piątki są wyjątkowo zatłoczone. Na szczęście udało nam się znaleźć wolne miejsce:)
Dziękuję Wam wszystkim za to, że ten urlop był taki cudowny!
---------------------------------------------------
*Po wizycie w lecie na zamku w Chęcinach obiecałem sobie, że wreszcie sięgnę po "Polskę Piastów" Jasienicy. Nie sięgnąłem do tej pory.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.