Dodany: 28.01.2011 18:21|Autor: Sabriel
Kto mieczem wojuje...
Z przykrością muszę poinformować, że nadszedł czas by pożegnać się z Mordimerem. Szykowałam się do teg, już przy poprzednim zbiorze (hmm... zbiorku) ,"Wieże do nieba". Ale jak każdy naiwny i zatroskany czytelnik, postanowiłam doczekać lepszych czasów. Toż każdemu może się zdarzyć uboższy w twórczość rok. Niestety, tom "Dotyk zła" posłał wszelkie nadzieje prosto do literackiego grobu. I to potężnym kopniakiem.
Pan Piekara, nie pierwszy i nie ostatni, pochlastał się własnym ostrzem.
Mam dość. Nadszedł czas, by pozbyć się nagromadzonej żółci. Szafranowej babeczki nie jestem w stanie strawić. No nie mogę i już (nie jestem przecież inkwizytorem).
Miało być śmiesznie? Mnie wprawiło w zakłopotanie. Sama już nie wiem, czy to z czytelnika, czy z siebie autor robi idiotę.
Nic nowego, świeżego ani porywającego nie znajdziecie w tym tomie, mili moi. Nawet specyficzny język stał się już nużący. Nie wspominając o irytującej manierze autora, polegającej na entym tłumaczeniu, dajmy na to, wędrówki do nie świata i jej konsekwencji...
Pora zakończyć tę bajkę, wrzucić wiedźmę do pieca i odesłać Jasia z Małgosią do domu. Bez historii o tym, kim była wiedźma za młodu i kim byli jej rodzice.
Bo o ile chatka z piernika nie przejadła mi się, o tyle odmłodzony Mordimer jest nie do przełknięcia. Być może to szafranowa babeczka jest tego przyczyną...
Dlatego też po kolejny tom już nie pobiegnę, ba, ja nawet po niego nie pójdę. Przeczytam z grzeczności, jeśli ktoś sprawi mi go na Gwiazdkę.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.