1) Znasz li ten kraj?
To kraj pogranicza. Leży pomiędzy Wschodem i Zachodem, w wiecznym rozdarciu. Tak bardzo chciałby być zachodni, a nie jest. Dla ludzi Zachodu zawsze będzie leżeć na Wschodzie, nic na to nie poradzisz. Głupia geopolityka. Ten kraj zamieszkuje Wielki Naród. Wielki Naród ma Wielką Przeszłość. Kraj pogranicza był niegdyś Wielkim Krajem. Już nie jest. Od dawna. Teraz jest krajem mało poważanym. Raczej biednym w porównaniu z pławiącym się w dobrobycie i zepsuciu Zachodem. Ale jest krajem pogranicza, więc zjeżdżają doń biedacy ze Wschodu, chcący przedostać się na Zachód. Zanim się przedostaną zaludniają miejscowe bazary. Wielki Naród gardzi biedakami ze Wschodu. Wielki naród wciąż pamięta dni swojej chwały. Nie może pojąć, dlaczego jest w tym odosobniony. To pewnie przez zazdrość. Wszyscy wiedzą, że Wielki Naród jest najlepszy. I zazdroszczą. I nienawidzą. Ci ze Wschodu i ci z Zachodu. Wielki Naród ma też wrogów wewnętrznych. To spisek. Kto spiskuje przeciw Wielkiemu Narodowi? Ano Żydzi oczywiście, którzy w ukryciu knują przeciw krajowi pogranicza i panującej w nim religii. Żydzi rządzą krajem, każdy to wie. Trochę może to dziwne, bo w kraju Żydów prawie już nie ma. Zostali wybici albo wyjechali. Nie mniej rządzą i szkodzą, i nie szanują Wielkiego Narodu. Wielki Naród nie lubi, jak się go krytykuje. Najbardziej nie lubi, gdy mu burzyć narodowe mity. Wielki Naród nie pozwala opluwać swoich bohaterów. Dlatego nikt nie ma prawa źle mówić o Ojcu Narodu. I nie mówi. Że nazbyt autorytarnie rządził? Kogo to obchodzi. Był Ojcem Narodu i basta. Kto tego nie pojmuje, nie jest godzien być synem Wielkiego Narodu. Wielkiego Narodu nie należy obrażać. Wielki Naród ceni swój Honor i nie pozwoli go szargać. Nikomu.
2) Zagadka rozwiązana?
Dla ułatwienia dodam, że Wielki Naród w 1683 roku odniósł historyczne zwycięstwo pod Wiedniem. *
Tak, tak, to Turcja oczywiście, opisana brawurowo przez Witolda Szabłowskiego w cyklu reportaży, zebranych w tomiku
Zabójca z miasta moreli: Reportaże z Turcji (
Szabłowski Witold)
. Te reportaże są znakomite, mało - one są rewelacyjne! Połyka się to jednym tchem. Broń Boże nie czytać w autobusie lub pociągu, bo można zapomnieć wysiąść. Witold Szabłowski wyraźnie wie, o czym pisze. Zna Turcję, w Turcji studiował, mówi po turecku. Turcja jest jego przygodą, jego fascynacją. Nie wystarcza mu powierzchowny ogląd, on chce tę przygodę przeżyć dogłębnie, zbadać wszystko od podszewki. W efekcie dostajemy arcyciekawą relację autorstwa wszędobylskiego dziennikarza, który w poszukiwaniu tematu nie boi się zejść w podejrzane uliczki, przeciera nieprzetarte ścieżki. Tymi ścieżkami dociera do przestępczego półświatka, który czerpie krocie z przemytu uchodźców na Zachód, z handlu kobietami. Dociera do niezwykłych rozmówców, takich jak rodzina Ali Agcy, eks-prostytutki, niedoszłe ofiary zemsty rodowej lub żona Ataturka. Przemierza Turcję w towarzystwie kierowcy tirów, pije piwo nocną porą w knajpie pełnej Kurdów o mrocznych duszach (jakoś to homerycko zabrzmiało), rozmawia z lewicującymi lub nacjonalistycznie zorientowanymi studentami, rozmawia z imamami, którzy uczą pobożnych muzułmanów, jak zakładać prezerwatywę i dokonują wizualizacji za pomocą bakłażana, rozmawia z różnymi oryginałami, Mesjaszami, których los postawił na jego drodze. I opisuje to w sposób błyskotliwy, niekiedy zabawny (o ile temat na to pozwala), a przede wszystkim wyważony. Mimo wyczuwalnej sympatii do Turcji i Turków, Szabłowski nie wybiela rzeczywistości, wręcz przeciwnie, odsłania jej bolączki, czasem jątrzy ropiejące rany.
3) Każdy Turek jest mostem
"Nasz prom odpłynął na środek cieśniny. Z daleka patrzymy na dwa mosty, które spinają brzegi Bosforu. Poeta Tayfun patrzy to na europejski, to na azjatycki brzeg. Wreszcie wzdycha:
- Każdy Turek jest takim mostem."
Turcja to kraj o dwóch twarzach, niczym rzymski Janus, opiekun drzwi, bram i mostów, przeszłości i przyszłości, wojny i pokoju. Z której strony byśmy nie patrzyli, twarze są zawsze dwie: europejska i azjatycka, muzułmańska i laicka, imperialna i republikańska, miejska i prowincjonalna. Taki już los krajów pogranicza, skazanych na rozdarcie. Nieuchronna dwoistość wywołuje niesłychany zamęt w tureckiej duszy, jakby ktoś wziął wielką chochlę i zaczął mieszać w kotle pełnym sprzeczności. W efekcie otrzymujemy koktajl złożony ze skłonności do postaw skrajnych, narodowych kompleksów, ksenofobii, syndromu przedmurza, kompensacyjnej megalomanii, ambiwalentnego stosunku do tradycji i własnej historii, nadwrażliwości, obsesji na punkcie honoru, dewocji, cwaniactwa, godnej podziwu zaradności, ślepego naśladownictwa wzorów obcych, głównie zachodnich, deprecjonowania własnych osiągnięć. Jeśli dołożymy do tego antysemityzm (Turcy mają swoich donme, podobnie jak my frankistów; my mieliśmy Jakuba Franka, oni - Sabbataja Cwi, którego uczniem był Frank), powstaje znana nam skądinąd mieszanka wybuchowa. Z taką duszą ciężko się żyje, z taką duszą trudno o stabilną tożsamość. Z owego duchowego zamętu bierze początek melancholia, słynny huzun opisywany przez Orhana Pamuka na kartach "Stambułu" (jak widać zamęt bywa ojcem/matką mocy twórczych, zarazem siewcą i karmicielką). Na ten schizofreniczny stan ducha dziennikarz GW kładzie szczególny akcent, a motyw dwoistości przewija się bardziej lub mniej dosłownie we wszystkich opowiedzianych przez niego historiach.Tekst zamykający zbiór nosi tytuł " To jest właśnie Turcja", a jego ostatni akapit brzmi:
"Dziennik "Hurryiet" opublikował zdjęcie dwóch kobiet, stojących obok siebie po pas w wodzie. Jedna była w muzułmańskim stroju, zakrywającym wszystko prócz oczu. Druga topless.
To jest własnie Turcja - głosił redakcyjny komentarz."
4) W cieniu Ataturka
Odpowiedzialny za ten stan rzeczy jest Ojciec Turków, czyli Ataturk. Pośrednio zaś praojciec Turków - generał Mustafa Celaleddin, który zanim przeszedł na islam, nazywał się Konstanty Borzęcki i mieszkał we Włocławku (poza tym był pradziadkiem jednego z największych poetów tureckich, Nazima Hikmeta Borzęckiego). Otóż tenże Celaleddin Borzęcki napisał dziełko, w którym przedstawił koncepcję europeizacji Turcji (była połowa XIX w.). Kilkadziesiąt lat później Ataturk zrobił w książce naszego rodaka mnóstwo podkreśleń, a przy rozdziale poświęconym reformie języka umieścił dopisek "Wykonać", po czym przeprowadził reformę alfabetu, zamieniając pismo arabskie na alfabet łaciński.
Mimo dziesięcioleci, które upłynęły od śmierci Ataturka, portrety Ojca Narodu wiszą w całej Turcji dosłownie wszędzie: w urzędach, szkołach, muzeach, kawiarniach, szaletach, prywatnych domach. Turcy żartują, że jeśli przez 15 minut nie widziałeś żadnego Ataturka, to znaczy, że musisz biec, bo najpewniej niechcący przekroczyłeś granice i już nie jesteś w Turcji. Trudno się dziwić. Ataturk to Turecki Piotr I : kazał zgolić brody, zakazał noszenia fezów (tzw. ustawa kapeluszowa), narzucił europejskie stroje, wprowadził alfabet łaciński, przeszedł na kalendarz gregoriański. Podobnie jak niegdyś Piotr Wielki Rosję, tak Ataturk stworzył Turcję od nowa. Zniósł szariat, wprowadził nowoczesny kodeks karny, dokonał sekularyzacji kładąc kres rządom imamów, nadał kobietom prawa wyborcze (pod tym względem Turcja była w awangardzie). Jednym słowem przeprowadził wielką misję cywilizacyjną (metodami zbliżonymi zresztą do metod Piotra I). Jednak wszystko ma swoją cenę, również odgórna europeizacja. Turcy płacą tę cenę po dziś dzień. Jaki jest bilans reform Ataturka? Co przeważa, straty czy korzyści? Mimo, że zdania wśród Turków są podzielone, nikt z zewnątrz nie ma prawa krytykować ukochanego wodza. Oficjalna wersja głosi, że Ataturk był wielkim mężem stanu, któremu Turcja zawdzięcza wszystko. Sami Turcy podnoszą wątpliwości co do wielkości swego wodza raczej na płaszczyźnie prywatnej, publiczne wystąpienia przeciw Ojcu Narodu są rzadkością i kończą się wszczęciem śledztwa z urzędu oraz postawieniem w stan oskarżenia, co stosunkowo niedawno spotkało dwie licealistki, które w wywiadzie dla stacji telewizyjnej ośmieliły się publicznie przyznać, że nie kochają Ataturka. Na ogół jednak kobiety Ataturka kochają.
5) Kobiety
Wszystkie swe prawa i wolności Turczynki zawdzięczają Ataturkowi. Mogą się uczyć, głosować, kandydować, malować, nosić krótkie spódnice i uprawiać seks przedmałżeński. Jednak nie wszystkie i nie wszędzie. Gdzie się nie ruszyć, zewsząd wyziera podwójne oblicze Janusa. Część Turczynek nadal stanowi jedynie zakwefiony dodatek do mężczyzn. Pozostają w całkowitym uzależnieniu (czasem nawet osaczeniu) od swego pana i władcy; częstokroć są bite, poniżane, sprzedawane przez właścicieli: mężów, braci, ojców. Niektóre wydają się szczęśliwe, to zależy w dużej mierze od właściciela, czy jest dobrym człowiekiem, czy kocha - taka mała loteria. Czasami świadomie wybierają życie zgodne z tradycją. I choć ciężko mi to zrozumieć, nie osądzam. Zdaję sobie sprawę, że moje spojrzenie jest spojrzeniem z zewnątrz, że nie potrafię wniknąć we wszystkie sensy tej kultury, że podobnie jak inne kultury, tak i ta u swych podstaw ma uniwersalne wartości. Czy dobrze zrobił więc Ataturk zakazując noszenia chust? Pewnie nie. W przypadku kobiet jednak bilans reform wydaje się dodatni. Owszem, tradycja to ważna rzecz, tradycji należy się poszanowanie. Ale czy godna szacunku jest tradycja zmuszająca braci i ojców do mordowania sióstr i córek w imię męskiego honoru? To jest chora tradycja. Ta tradycja każe ojcu zabić córkę za to, że wysłała do radia sms z życzeniami urodzinowymi dla chłopaka, a bratu zabić siostrę, o której sąsiedzi plotkują, że zdradza męża. Nie liczy się faktyczna zdrada, wystarczy plotka. Witold Szabłowski w reportażu "To z miłości, siostro" opisuje losy pary, na którą rodzina, a właściwie starszyzna wiejska, wydała wyrok śmierci. Ktoś puścił plotkę, że ona go zdradza. On w to nie uwierzył, kochał ją, wiedział, że jest niewinna i że na niego czekała, gdy był w wojsku. W oczach sąsiadów on jest szmatą, ona dziwką. Oboje okryli swych bliskich hańbą. Oboje zasługują na śmierć. Od lat się ukrywają, korzystając z pomocy specjalnej fundacji. Historie opisane w tym reportażu są wstrząsające, historie o nastolatkach zmuszanych do samobójstw lub mordowanych przez kochających tatusiów, historie o dziewczynach sprzedawanych do burdeli. Takie rzeczy dzieją się w Turcji codziennie, zwłaszcza na wschodzie, w mateczniku ortodoksów.
Europejczykowi, a zwłaszcza Europejce, trudno tę tradycję pojąć. I choć dzięki reportażom Witolda Szabłowskiego Turcja stała się dla mnie krajem pod paroma względami odrobinę bardziej oswojonym, szczególnie gdy wytropiłam kilka cech wspólnych mentalności tureckiej i polskiej, jak mi się zdaje wynikających w dużej mierze ze wspólnoty doświadczeń (nie była to trudna robota śledcza, zbieżność tę zauważył Krzysztof Krauze w tekście zamieszczonym na okładce), to nóż mi się w kieszeni otwierał, gdy czytałam zapis rozmowy autora z niejakim Muratem, tureckim studentem:
" - (...) Skąd jesteś, z Polski? Spałem kiedyś z jedną Polką... No, dlaczego nic nie mówisz?
- A co mam powiedzieć? Szczęściarz z ciebie...
- Chłopie, przecież ja cię właśnie obraziłem!
- Tak?
- No właśnie, wy nic nie rozumiecie. Za taki tekst Turek dałby od razu w twarz. To tak, jakbym ci obraził rodzinę - mówi Murat i oddala się."
Poddaję się. Ja tego Murata nigdy nie zrozumiem.
PS. Książka jest wydana z godną uwagi starannością. Szczególnie szczęśliwym pomysłem było zamieszczenie mapki, na której zaznaczono wszystkie miejsca akcji, wymienione w tekście, z odpowiednimi odnośnikami do poszczególnych opowieści i ich bohaterów.
* Turcy uważają, że Sobieski pod Wiedniem przegrał. Ich armia wycofała się, bo nie miała po co dalej iść, poza tym Kara Mustafa musiał wracać do stolicy, gdzie kliki dworskie spiskowały przeciw wezyrowi.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.