Dodany: 27.01.2011 12:22|Autor: ostka

Czytatnik: Książkowisko

4 osoby polecają ten tekst.

Zabójca z miasta moreli


1) Znasz li ten kraj?

To kraj pogranicza. Leży pomiędzy Wschodem i Zachodem, w wiecznym rozdarciu. Tak bardzo chciałby być zachodni, a nie jest. Dla ludzi Zachodu zawsze będzie leżeć na Wschodzie, nic na to nie poradzisz. Głupia geopolityka. Ten kraj zamieszkuje Wielki Naród. Wielki Naród ma Wielką Przeszłość. Kraj pogranicza był niegdyś Wielkim Krajem. Już nie jest. Od dawna. Teraz jest krajem mało poważanym. Raczej biednym w porównaniu z pławiącym się w dobrobycie i zepsuciu Zachodem. Ale jest krajem pogranicza, więc zjeżdżają doń biedacy ze Wschodu, chcący przedostać się na Zachód. Zanim się przedostaną zaludniają miejscowe bazary. Wielki Naród gardzi biedakami ze Wschodu. Wielki naród wciąż pamięta dni swojej chwały. Nie może pojąć, dlaczego jest w tym odosobniony. To pewnie przez zazdrość. Wszyscy wiedzą, że Wielki Naród jest najlepszy. I zazdroszczą. I nienawidzą. Ci ze Wschodu i ci z Zachodu. Wielki Naród ma też wrogów wewnętrznych. To spisek. Kto spiskuje przeciw Wielkiemu Narodowi? Ano Żydzi oczywiście, którzy w ukryciu knują przeciw krajowi pogranicza i panującej w nim religii. Żydzi rządzą krajem, każdy to wie. Trochę może to dziwne, bo w kraju Żydów prawie już nie ma. Zostali wybici albo wyjechali. Nie mniej rządzą i szkodzą, i nie szanują Wielkiego Narodu. Wielki Naród nie lubi, jak się go krytykuje. Najbardziej nie lubi, gdy mu burzyć narodowe mity. Wielki Naród nie pozwala opluwać swoich bohaterów. Dlatego nikt nie ma prawa źle mówić o Ojcu Narodu. I nie mówi. Że nazbyt autorytarnie rządził? Kogo to obchodzi. Był Ojcem Narodu i basta. Kto tego nie pojmuje, nie jest godzien być synem Wielkiego Narodu. Wielkiego Narodu nie należy obrażać. Wielki Naród ceni swój Honor i nie pozwoli go szargać. Nikomu.

2) Zagadka rozwiązana?

Dla ułatwienia dodam, że Wielki Naród w 1683 roku odniósł historyczne zwycięstwo pod Wiedniem. *

Tak, tak, to Turcja oczywiście, opisana brawurowo przez Witolda Szabłowskiego w cyklu reportaży, zebranych w tomiku Zabójca z miasta moreli: Reportaże z Turcji (Szabłowski Witold). Te reportaże są znakomite, mało - one są rewelacyjne! Połyka się to jednym tchem. Broń Boże nie czytać w autobusie lub pociągu, bo można zapomnieć wysiąść. Witold Szabłowski wyraźnie wie, o czym pisze. Zna Turcję, w Turcji studiował, mówi po turecku. Turcja jest jego przygodą, jego fascynacją. Nie wystarcza mu powierzchowny ogląd, on chce tę przygodę przeżyć dogłębnie, zbadać wszystko od podszewki. W efekcie dostajemy arcyciekawą relację autorstwa wszędobylskiego dziennikarza, który w poszukiwaniu tematu nie boi się zejść w podejrzane uliczki, przeciera nieprzetarte ścieżki. Tymi ścieżkami dociera do przestępczego półświatka, który czerpie krocie z przemytu uchodźców na Zachód, z handlu kobietami. Dociera do niezwykłych rozmówców, takich jak rodzina Ali Agcy, eks-prostytutki, niedoszłe ofiary zemsty rodowej lub żona Ataturka. Przemierza Turcję w towarzystwie kierowcy tirów, pije piwo nocną porą w knajpie pełnej Kurdów o mrocznych duszach (jakoś to homerycko zabrzmiało), rozmawia z lewicującymi lub nacjonalistycznie zorientowanymi studentami, rozmawia z imamami, którzy uczą pobożnych muzułmanów, jak zakładać prezerwatywę i dokonują wizualizacji za pomocą bakłażana, rozmawia z różnymi oryginałami, Mesjaszami, których los postawił na jego drodze. I opisuje to w sposób błyskotliwy, niekiedy zabawny (o ile temat na to pozwala), a przede wszystkim wyważony. Mimo wyczuwalnej sympatii do Turcji i Turków, Szabłowski nie wybiela rzeczywistości, wręcz przeciwnie, odsłania jej bolączki, czasem jątrzy ropiejące rany.

3) Każdy Turek jest mostem

"Nasz prom odpłynął na środek cieśniny. Z daleka patrzymy na dwa mosty, które spinają brzegi Bosforu. Poeta Tayfun patrzy to na europejski, to na azjatycki brzeg. Wreszcie wzdycha:
- Każdy Turek jest takim mostem."

Turcja to kraj o dwóch twarzach, niczym rzymski Janus, opiekun drzwi, bram i mostów, przeszłości i przyszłości, wojny i pokoju. Z której strony byśmy nie patrzyli, twarze są zawsze dwie: europejska i azjatycka, muzułmańska i laicka, imperialna i republikańska, miejska i prowincjonalna. Taki już los krajów pogranicza, skazanych na rozdarcie. Nieuchronna dwoistość wywołuje niesłychany zamęt w tureckiej duszy, jakby ktoś wziął wielką chochlę i zaczął mieszać w kotle pełnym sprzeczności. W efekcie otrzymujemy koktajl złożony ze skłonności do postaw skrajnych, narodowych kompleksów, ksenofobii, syndromu przedmurza, kompensacyjnej megalomanii, ambiwalentnego stosunku do tradycji i własnej historii, nadwrażliwości, obsesji na punkcie honoru, dewocji, cwaniactwa, godnej podziwu zaradności, ślepego naśladownictwa wzorów obcych, głównie zachodnich, deprecjonowania własnych osiągnięć. Jeśli dołożymy do tego antysemityzm (Turcy mają swoich donme, podobnie jak my frankistów; my mieliśmy Jakuba Franka, oni - Sabbataja Cwi, którego uczniem był Frank), powstaje znana nam skądinąd mieszanka wybuchowa. Z taką duszą ciężko się żyje, z taką duszą trudno o stabilną tożsamość. Z owego duchowego zamętu bierze początek melancholia, słynny huzun opisywany przez Orhana Pamuka na kartach "Stambułu" (jak widać zamęt bywa ojcem/matką mocy twórczych, zarazem siewcą i karmicielką). Na ten schizofreniczny stan ducha dziennikarz GW kładzie szczególny akcent, a motyw dwoistości przewija się bardziej lub mniej dosłownie we wszystkich opowiedzianych przez niego historiach.Tekst zamykający zbiór nosi tytuł " To jest właśnie Turcja", a jego ostatni akapit brzmi:

"Dziennik "Hurryiet" opublikował zdjęcie dwóch kobiet, stojących obok siebie po pas w wodzie. Jedna była w muzułmańskim stroju, zakrywającym wszystko prócz oczu. Druga topless.
To jest własnie Turcja - głosił redakcyjny komentarz."

4) W cieniu Ataturka

Odpowiedzialny za ten stan rzeczy jest Ojciec Turków, czyli Ataturk. Pośrednio zaś praojciec Turków - generał Mustafa Celaleddin, który zanim przeszedł na islam, nazywał się Konstanty Borzęcki i mieszkał we Włocławku (poza tym był pradziadkiem jednego z największych poetów tureckich, Nazima Hikmeta Borzęckiego). Otóż tenże Celaleddin Borzęcki napisał dziełko, w którym przedstawił koncepcję europeizacji Turcji (była połowa XIX w.). Kilkadziesiąt lat później Ataturk zrobił w książce naszego rodaka mnóstwo podkreśleń, a przy rozdziale poświęconym reformie języka umieścił dopisek "Wykonać", po czym przeprowadził reformę alfabetu, zamieniając pismo arabskie na alfabet łaciński.

Mimo dziesięcioleci, które upłynęły od śmierci Ataturka, portrety Ojca Narodu wiszą w całej Turcji dosłownie wszędzie: w urzędach, szkołach, muzeach, kawiarniach, szaletach, prywatnych domach. Turcy żartują, że jeśli przez 15 minut nie widziałeś żadnego Ataturka, to znaczy, że musisz biec, bo najpewniej niechcący przekroczyłeś granice i już nie jesteś w Turcji. Trudno się dziwić. Ataturk to Turecki Piotr I : kazał zgolić brody, zakazał noszenia fezów (tzw. ustawa kapeluszowa), narzucił europejskie stroje, wprowadził alfabet łaciński, przeszedł na kalendarz gregoriański. Podobnie jak niegdyś Piotr Wielki Rosję, tak Ataturk stworzył Turcję od nowa. Zniósł szariat, wprowadził nowoczesny kodeks karny, dokonał sekularyzacji kładąc kres rządom imamów, nadał kobietom prawa wyborcze (pod tym względem Turcja była w awangardzie). Jednym słowem przeprowadził wielką misję cywilizacyjną (metodami zbliżonymi zresztą do metod Piotra I). Jednak wszystko ma swoją cenę, również odgórna europeizacja. Turcy płacą tę cenę po dziś dzień. Jaki jest bilans reform Ataturka? Co przeważa, straty czy korzyści? Mimo, że zdania wśród Turków są podzielone, nikt z zewnątrz nie ma prawa krytykować ukochanego wodza. Oficjalna wersja głosi, że Ataturk był wielkim mężem stanu, któremu Turcja zawdzięcza wszystko. Sami Turcy podnoszą wątpliwości co do wielkości swego wodza raczej na płaszczyźnie prywatnej, publiczne wystąpienia przeciw Ojcu Narodu są rzadkością i kończą się wszczęciem śledztwa z urzędu oraz postawieniem w stan oskarżenia, co stosunkowo niedawno spotkało dwie licealistki, które w wywiadzie dla stacji telewizyjnej ośmieliły się publicznie przyznać, że nie kochają Ataturka. Na ogół jednak kobiety Ataturka kochają.

5) Kobiety

Wszystkie swe prawa i wolności Turczynki zawdzięczają Ataturkowi. Mogą się uczyć, głosować, kandydować, malować, nosić krótkie spódnice i uprawiać seks przedmałżeński. Jednak nie wszystkie i nie wszędzie. Gdzie się nie ruszyć, zewsząd wyziera podwójne oblicze Janusa. Część Turczynek nadal stanowi jedynie zakwefiony dodatek do mężczyzn. Pozostają w całkowitym uzależnieniu (czasem nawet osaczeniu) od swego pana i władcy; częstokroć są bite, poniżane, sprzedawane przez właścicieli: mężów, braci, ojców. Niektóre wydają się szczęśliwe, to zależy w dużej mierze od właściciela, czy jest dobrym człowiekiem, czy kocha - taka mała loteria. Czasami świadomie wybierają życie zgodne z tradycją. I choć ciężko mi to zrozumieć, nie osądzam. Zdaję sobie sprawę, że moje spojrzenie jest spojrzeniem z zewnątrz, że nie potrafię wniknąć we wszystkie sensy tej kultury, że podobnie jak inne kultury, tak i ta u swych podstaw ma uniwersalne wartości. Czy dobrze zrobił więc Ataturk zakazując noszenia chust? Pewnie nie. W przypadku kobiet jednak bilans reform wydaje się dodatni. Owszem, tradycja to ważna rzecz, tradycji należy się poszanowanie. Ale czy godna szacunku jest tradycja zmuszająca braci i ojców do mordowania sióstr i córek w imię męskiego honoru? To jest chora tradycja. Ta tradycja każe ojcu zabić córkę za to, że wysłała do radia sms z życzeniami urodzinowymi dla chłopaka, a bratu zabić siostrę, o której sąsiedzi plotkują, że zdradza męża. Nie liczy się faktyczna zdrada, wystarczy plotka. Witold Szabłowski w reportażu "To z miłości, siostro" opisuje losy pary, na którą rodzina, a właściwie starszyzna wiejska, wydała wyrok śmierci. Ktoś puścił plotkę, że ona go zdradza. On w to nie uwierzył, kochał ją, wiedział, że jest niewinna i że na niego czekała, gdy był w wojsku. W oczach sąsiadów on jest szmatą, ona dziwką. Oboje okryli swych bliskich hańbą. Oboje zasługują na śmierć. Od lat się ukrywają, korzystając z pomocy specjalnej fundacji. Historie opisane w tym reportażu są wstrząsające, historie o nastolatkach zmuszanych do samobójstw lub mordowanych przez kochających tatusiów, historie o dziewczynach sprzedawanych do burdeli. Takie rzeczy dzieją się w Turcji codziennie, zwłaszcza na wschodzie, w mateczniku ortodoksów.
Europejczykowi, a zwłaszcza Europejce, trudno tę tradycję pojąć. I choć dzięki reportażom Witolda Szabłowskiego Turcja stała się dla mnie krajem pod paroma względami odrobinę bardziej oswojonym, szczególnie gdy wytropiłam kilka cech wspólnych mentalności tureckiej i polskiej, jak mi się zdaje wynikających w dużej mierze ze wspólnoty doświadczeń (nie była to trudna robota śledcza, zbieżność tę zauważył Krzysztof Krauze w tekście zamieszczonym na okładce), to nóż mi się w kieszeni otwierał, gdy czytałam zapis rozmowy autora z niejakim Muratem, tureckim studentem:

" - (...) Skąd jesteś, z Polski? Spałem kiedyś z jedną Polką... No, dlaczego nic nie mówisz?
- A co mam powiedzieć? Szczęściarz z ciebie...
- Chłopie, przecież ja cię właśnie obraziłem!
- Tak?
- No właśnie, wy nic nie rozumiecie. Za taki tekst Turek dałby od razu w twarz. To tak, jakbym ci obraził rodzinę - mówi Murat i oddala się."

Poddaję się. Ja tego Murata nigdy nie zrozumiem.

PS. Książka jest wydana z godną uwagi starannością. Szczególnie szczęśliwym pomysłem było zamieszczenie mapki, na której zaznaczono wszystkie miejsca akcji, wymienione w tekście, z odpowiednimi odnośnikami do poszczególnych opowieści i ich bohaterów.


* Turcy uważają, że Sobieski pod Wiedniem przegrał. Ich armia wycofała się, bo nie miała po co dalej iść, poza tym Kara Mustafa musiał wracać do stolicy, gdzie kliki dworskie spiskowały przeciw wezyrowi.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2852
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Lykos 27.01.2011 14:57 napisał(a):
Odpowiedź na: 1) Znasz li ten kraj? ... | ostka
Bir iki üç dört beş altı yedi sekiz dokuz on.

Gdy kąpałem mojego małego synka, na koniec przesuwałem go w wannie do przodu i do tyłu, licząc przy tym - najpierw po polsku, a gdy to opanował, po angielsku. Po jakimś czasie zapytałem go, po jakiemu chce liczyć. Zapewne zainspirowany przez siedzenie po turecku w przedszkolu odparł, że „po turećku”. Szczęśliwie byłem kiedyś w Turcji i na tę okazję nauczyłem się kilkudziesięciu podstawowych wyrazów i zwrotów, mogłem więc spełnić jego życzenie. Zrobiłem to tym chętniej, że nie miałem nic przeciwko temu, żeby w ten sposób zachęcić go do nauki języka.

Szkoła jest z reguły konserwatywna. Powinna przygotować dzieci do dorosłego życia, ale tylko w pewnym stopniu to robi. Podręczniki piszą ludzie, którzy sami uczyli się w szkole kilkadziesiąt lat wcześniej, nie zawsze są na bieżąco w swojej dziedzinie i nie zawsze mają dość wyobraźni, żeby przewidzieć, które zagadnienia staną się kiedyś naprawdę ważne, a które zwiędną żałośnie. W szkołach uczą ludzie, którzy skończyli studia jakiś czas temu i rzadko chce im się być na bieżąco, a czasem po prostu nie potrafią. W efekcie szkoła, zamiast przygotowywać uczniów do życia za 20 lat, przygotowuje ich do życia 20 lat temu.

Bardzo dobrze, że głównym językiem obcym naszej szkoły jest angielski. Wreszcie to doceniono. Przed wojną nawet pobieżna lektura „Rocznika statystycznego” pozwalała na orientację, że głównymi mocarstwami są USA i Imperium Brytyjskie. W szkole uczono jednak łaciny, greki, niemieckiego i francuskiego. Znajomość angielskiego była rzadka. Zrezygnowano też z nauki rosyjskiego, co było wówczas poniekąd zrozumiałe; zresztą część starszego pokolenia znała ten język wcale dobrze.

Angielski długo będzie jeszcze najważniejszym językiem świata. Niemiecki jest ważny – Niemcy to nasz istotny sąsiad i główny partner gospodarczy. Ale jakich języków uczyć oprócz tego? Nie zaszkodzi znać francuski, hiszpański, rosyjski, włoski. Ale czy za 20 lat nie przydałyby się bardziej chiński, japoński, arabski czy turecki właśnie?

Jeżeli Turcja zostanie przyjęta do Unii Europejskiej, Turcy staną się najliczniejszym narodem tej organizacji. Jeżeli nie od razu, to za jakiś czas. Ale nawet jeśli nie wejdą do UE, ich rola w naszej części świata będzie wzrastać. Już teraz Turcja jest mocarstwem regionalnym o ambicjach przywódczych na Bliskim Wschodzie, w Azji Środkowej i na Bałkanach. Ma w tym rejonie najsilniejszą armię, jest prężna gospodarczo (należy podkreślić, że mimo niewielkich bogactw naturalnych), jest atrakcyjnym patronem dla państw turkojęzycznych oraz dla głównie muzułmańskich Bośni i Albanii. Włada wodami Tygrysu i Eufratu, jest więc nieodzownym partnerem dla Syrii i Iraku. Słabym punktem Turcji jest problem kurdyjski. Ale są duże szanse, że nie osłabi on tureckiego mocarstwa wracającego na polityczne salony. Nawet gdy osłabi, wiąże się to z niebezpieczeństwem terroryzmu, na który nie mniejszy, a może nawet większy wpływ może mieć odradzający się fundamentalizm muzułmański. Dlatego dobrze jest wiedzieć o Turcji jak najwięcej.

I dlatego dziękuję ci za czytatkę i zwrócenie uwagi na ważną książkę.

Polacy, uczcie się tureckiego!

Mój syn niestety poprzestał – jak na razie, mam nadzieję – na umiejętności liczenia do dziesięciu.
Użytkownik: ostka 27.01.2011 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Bir iki üç dört beş altı ... | Lykos
Zacznę może tak...kiedy kąpię moją małą córeczkę, często sobie liczymy - po polsku i po angielsku. Niedawno na pytanie, po jakiemu chcesz liczyć, odpowiedziała: "po hiśpańsku". Nie mam pojęcia, skąd się jej to wzięło.:) Na szczęście nie sprawiłam jej zawodu. Była naprawdę wniebowzięta.

Co do systemu oświatowego, całkowicie się z tobą zgadzam. Z samego założenia jest on anachroniczny. Po pierwsze nauczyciele są przedstawicielami pokolenia odchodzącego, uczniowie - nadchodzącego. Nie ma takiej możliwości, by przygotowali dziatwę do spotkania ze światem, którego jeszcze nie znają i którego, być może, nigdy nie zrozumieją. To samo dotyczy niestety rodziców. Taki jest paradoks procesu wychowawczego. I nie ma w tym niczyjej winy (chociaż oczywiście dobrze by było, gdyby nauczyciele na bieżąco śledzili rozwój swych dziedzin, jak i samej dydaktyki). Czy ludzie, których młodość przypada powiedzmy na lata 70-te, byli w stanie przygotować swe dzieci do życia w świecie, w którym wysłanie wiadomości z Warszawy do Londynu zajmuje kilka sekund? Niemożliwe. Dlatego współczesny system edukacyjny, zbudowany na założeniach oświeceniowych nie ma szans podołać wyzwaniom przyszłości. Celem edukacji nie powinno być przystosowanie młodego człowieka do aktualnie panujących warunków, lecz warunków, które zaistnieją w przyszłości, czego nie da się do końca przewidzieć. Wydaje się jednak, że zamiast "produkować" ludzi-odbiorców, można starać się wspomóc kształcenie ludzi-sprawców. Chodzi o postawę badawczą, o wspieranie tendencji do poszukiwania problemów i ich samodzielnego przezwyciężania. Cóż, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Można zacząć od tego, że kiedy dziecko che liczyć po hiśpańsku lub turećku, to starajmy się spełnić jego oczekiwania, nawet gdybyśmy musieli nauczyć się bir, iki, uc ... Ja już zaczynam, nigdy nic nie wiadomo. :)

Co do Turcji też masz całkowitą rację. To kraj, który zyskuje i będzie zyskiwał na znaczeniu. Poza tym, jak w soczewce, skupiają się w nim wielkie problemy naszej części świata. Między innym stąd się wzięło moje zainteresowanie Turcją (szerzej Bałkanami), które rozciąga się również na turecką literaturę i kinomatografię. Poza tym lata temu miałam przyjemność uczestniczyć w zajęciach monograficznych poświęconych historii Bizancjum. Młody wówczas człowiek, który je prowadził, wzbudzał we wszystkich, łącznie ze mną, autentyczne przerażenie, kazał nam czytać w starocerkiewnosłowiańskim i przed każdymi zajęciami drżałam ze strachu niczym osika. Ale za to jak on opowiadał! Od tej pory śledzę (amatorsko, bo zawodowo wylądowałam w innej epoce i innych rejonach) kolejne warstwy, nakładające się na tę martwą już kulturę, wypatrując, czy aby skądś nie wystają niespodzianie jakieś jej relikty. Czasami wystają.

Co do "Zabójcy z miasta moreli" to naprawdę znakomita książka i bardzo przyjemna w czytaniu. Autor porusza różne zagadnienia. Jeden z reportaży ("Wąsata republika") poświęcił premierowi Erdoganowi, burząc moje dotychczasowe wyobrażenia na jego temat. Zobaczyłam nagle świetnego, giętkiego polityka, który prowadzi Turcję przez manowce współczesnej polityki międzynarodowej nadzwyczaj zręcznie. Równie zręcznie wydaje się sobie radzić w polityce wewnętrznej i gospodarczej. A ja pamiętam, jak w telewizji swojego czasu straszyli Erdoganem, że fundamentalista itp. Przeczytaj, warto.
Użytkownik: Lykos 13.01.2018 00:35 napisał(a):
Odpowiedź na: 1) Znasz li ten kraj? ... | ostka
Minęło 7 lat. Muszę się przyznać, że nie przeczytałem dotychczas tej książki, chociaż być może jeszcze to zrobię. Ale interesuje mnie, jak teraz ją oceniasz, a zwłaszcza jak oceniasz Erdogana. Siedem lat, a ile się zmieniło! W Europie - najazd muzułmański, przyhamowany (na trochę?) przez Erdogana właśnie. W Turcji - reislamizacja (no dobrze, niech będzie: wzrost znaczenia religii w życiu publicznym), dziwny zamach - niezamach i represje rządu oraz referendum konstytucyjne i wzmocnienie władzy Erdogana. Wzmożenie terroryzmu o dwóch obliczach: fundamentalistycznym - islamskim i lewacko-nacjonalistycznym kurdyjskim. Dalszy szybki rozwój gospodarczy Turcji i wzrost jej znaczenia politycznego. U nas (i w wielu innych krajach też) - całe stado seriali tureckich umiejętnie sączących turecką propagandę, realizujących turecką politykę historyczną w taki sposób, że mało kto zauważa, jak się go indoktrynuje. Majstersztyk!

Czy książka Szabłowskiego jest nadal aktualna? Pewnie w jakimś stopniu - tak, ale w jakim?

A my - ciągle za mało wiemy o Turcji, chociaż może wiemy więcej o islamie, jednak i tak za mało...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: