Dodany: 25.01.2011 19:48|Autor: cesio

Iran - połowa świata


Początkowo planowałem zatytułować moją recenzję „Studium rewolucji”. Jednak po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że taki tytuł byłby krzywdzący dla „Szachinszacha”. Co prawda powieść Ryszarda Kapuścińskiego opowiada o narodzinach rewolucji w Iranie za rządów szacha Pahlawiego, autor nie pomija też tła historycznego, politycznego, socjologicznego i geograficznego opisywanych wydarzeń, ale daleko mu do chłodnej, naukowej analizy. W „Szachinszachu” pierwsze miejsce zajmuje bowiem szczegół – pojedynczy człowiek skonfrontowany z totalitarnym systemem.

„Operatorzy nadużywają planów ogólnych. W ten sposób gubią szczegóły. A przecież poprzez szczegół można pokazać wszystko. W kropli jest cały wszechświat”[1].

Podobnie jak Elias Canetti, Ryszard Kapuściński zauważa, że tłum porywa jednostkę, zamazuje ją i zniekształca, ale autor ani na chwilę nie traci jej z oczu, wydobywa ją z masy i to jej oddaje głos.

„Człowiek, pojedynczy człowiek […] jest nieskończonym bogactwem, jest światem, w którym ciągle coś odkrywamy. Natomiast tłum redukuje osobowość jednostki, człowiek w tłumie ogranicza się do kilku elementarnych zachowań […]. Dlatego o człowieku można napisać powieść, o tłumie – nigdy”[2].

Niezależnie więc od tego, czy w danym momencie czytamy o kacie wykonującym wyroki Savaku – tajnej policji na usługach dyktatora, o jego ofierze, przypadkowym przechodniu, który mówiąc o pogodzie nieroztropnie użył sformułowania „duszność”, na które (z racji jego dwuznaczności) w idealnym państwie totalitarnym nie ma miejsca, czy wreszcie o piętnastoletnim chłopcu, który 18 godzin dziennie leży na ziemi i dogląda wypieku chleba w rozgrzanych, buchających żarem piecach, niezależnie od tego, kogo w danym momencie przybliża nam autor, zawsze robi to w fascynujący, skupiony na detalu sposób.

Rewolucja w Iranie była kolejną, którą Ryszard Kapuściński miał okazję widzieć. Wszystkie one, niezależnie od tego, gdzie i kiedy miały miejsce, zawsze kończyły się tak samo. W rewolucji nie jest najważniejsza noc z płonącymi barykadami, kamieniami lecącymi z jednej strony i pociskami z drugiej. Najważniejszy jest „ten spadek temperatury, ta zmiana klimatu” [3], które pojawiają się rankiem, gdy „zaczyna się dzień, w którym coś powinno się stać. I nie dzieje się nic”[4].

O „Szachinszachu” można napisać wiele. Choćby to, że Kapuściński wyprzedził epokę pisząc o terroryzmie jako metodzie walki, tłumacząc reguły maskowania się (taqija), zasadę dezorientacji (kitman), w pasjonujący i jasny sposób wyjaśniając różnicę między szyitą a sunnitą, ajatollahem a mułłą, kalifem a imamem. Można analizować strukturę powieści, która jest jak biurko reportera, gdzie bezładnie porozrzucane fotografie, notatki, zapiski, wycinki z gazet układają się w spójną opowieść. Mnie jednak zaciekawił nieco inny wątek.

Z racji wykonywanego zawodu co kilka miesięcy latam do Dubaju. Co mają wspólnego Zjednoczone Emiraty Arabskie i Iran? Oba państwa leżą nad Zatoką Perską. Oba charakteryzują się trudnym klimatem. Oba też dysponują sporym zapasem ropy naftowej (choć w przypadku Emiratów Arabskich zasoby ropy są na wyczerpaniu). Do czasu odkrycia pokładów czarnego złota przekrój społeczny obu państw był podobny: pasterze, rybacy, poławiacze pereł. Współczesny Dubaj czy Abu Zabi jest jak Teheran bądź Eshafan lat 60. XX wieku. Wypełniony dziesiątkami tysięcy najlepszych specjalistów z całego świata, sowicie wynagradzanych petrodolarami, realizujących śmiałe projekty swojego przywódcy. Ale tutaj kończą się podobieństwa. W Emiratach wizjonerstwo szejka Al-Maktuma polegało na budowie autostrad, lotnisk, portów, wodociągów i oczyszczalni, biurowców i fantastycznych osiedli mieszkalnych. W Iranie odwrotnie – wizja szacha Pahlawiego ograniczała się do zakupu tysięcy myśliwców, pocisków, wyrzutni rakietowych, największych lotniskowców, najszybszych samolotów. Miliardy wpompowane w piaski Emiratów doprowadziły do rozkwitu tego kraju. Pustynia na naszych oczach zamienia się w zielony ogród. Po majątku wydanym na zbrojenie Iranu pozostały dziś martwe, ciągnące się kilometrami pola zasypanych piachem, rdzewiejących na pustyni helikopterów i dziesiątki rozpadających się, zacumowanych na zawsze statków.

Bliski Wschód powoli (i nieuchronnie?) staje się centrum świata. Dubaj to nie tylko sztuczne wyspy, najdroższe hotele; Katar to nie tylko klimatyzowane stadiony budowane na Euro 2022. Nad Zatoką Perską swoje siedziby otwierają największe banki świata, powstają najlepiej wyposażone uczelnie i nowoczesne centra sztuki. Jeżeli uświadomimy sobie, że zamieszkany przez potomków starożytnych Persów Iran w XVI wieku zwany był połową świata, jeśli dodamy do tego fakt, że kraj ten dysponuje drugimi co do wielkości zasobami ropy naftowej na świecie, to łatwo wyobrazimy sobie, jak mogłoby wyglądać dziś życie w Iranie, gdyby jego mieszkańcy mieli odrobinę więcej szczęścia do przywódców.



---
[1] Ryszard Kapuściński, „Szachinszach”, wyd. Czytelnik, Warszawa 2008, str. 144.
[2] Tamże, str. 154.
[3] Tamże, str. 153.
[4] Tamże.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1769
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: