Dodany: 24.01.2011 01:40|Autor: tomcio

Recenzja nagrodzona!

Książka: Whirlwind
Clavell James

10 osób poleca ten tekst.

Znowu mocny Clavell


Luty 1979. Wobec zdyskredytowania rządów Rezy Pahlawiego i gęstniejących nastrojów społecznych, do Iranu powraca ajatollah Chomeini, przez swych zwolenników obwołany imamem. Do walki o wpływy włączają się islamscy fundamentaliści, komuniści z Tude, azerscy separatyści, szpiedzy obcych wywiadów... Szerzy się religijny terror i prześladowania obcokrajowców. Jak w tych warunkach odnajdą się piloci brytyjskiej firmy S-G Helicopters?

Jak zawsze w przypadku Clavella, streszczenie książki w nikłym stopniu oddaje różnorodność zdarzeń, jakie mnoży autor. Z drugiej strony, powiedzieć słowo więcej oznacza zepsuć świetną zabawę śledzenia wszystkich wątków, emocjonowania się losami postaci i wyłapywania powiązań między nimi. Poprzestanę więc na tych paru zdaniach, o większej części fabuły będę wspominał przy okazji - nie zdradzając jednak żadnych kluczowych elementów akcji.

Mam pewien problem z powieściami Clavella. Przeczytane najpierw: "Król szczurów", "Tai-pan", "Shogun" to wzorcowe przykłady wciągającej bez reszty przygodowej literatury. Miałem gdzieniegdzie pewne zastrzeżenia do kontrowersyjności postaci, do tego, że czasem mało kogo można było tam z czystym sercem polubić - ale jednak kibicowałem poczynaniom bohaterów i dawałem się porwać wyrafinowanym intrygom. Mimo potężnych rozmiarów "Tai-pana" i "Shoguna", te powieści połykało się jednym tchem, a ostatnie kilkadziesiąt stron śledziło się z nerwami napiętymi jak postronki. Jakby tego było mało, książki wypełnione po brzegi wartką akcją Clavell dodatkowo okraszał historycznymi odniesieniami - przedstawiał losy zwykłych ludzi w okolicznościach znanych z kart podręczników, w przemyślenia bohaterów, konflikty i spiski wplatał bezpośrednie nawiązania lub na wpół ukryte aluzje do prawdziwych postaci czy wydarzeń. Wszystko to pozwala umieścić te pozycje na najwyższej półce literatury popularnej.

W późniejszym dorobku Clavella znajduję jednak powieści, których z jakiegoś powodu nie da się tak wychwalać. Niby wszystko jest na miejscu, książki jeszcze obszerniejsze i bardziej rozbudowane niż te pierwsze. Tylko razem ze zwiększeniem rozmiarów przyszło osłabienie intensywności fabuły, w coraz bardziej rozgałęzionych wątkach trudno było utrzymać to samo napięcie, jakie towarzyszyło choćby śledzeniu problemów Toranagi. Tak było w "Noble House" i "Gai-jinie". W przypadku "Whirlwind" jest jednak lepiej.

To najdłuższa powieść Clavella. Nie czyta się jej jednym tchem jak "Shoguna", ale wciągnęła mnie mocniej i szybciej niż np. "Gai-jin". Jest mocno rozbudowana, ale bardziej systematycznie. Śledzimy losy kilku pilotów w kilku punktach Iranu. Na to nakładają się sceny z postaciami bardziej drugorzędnymi, pojawiającymi się odpowiednio rzadziej. Wiadomo, z kim trzymamy, na czyich losach nam zależy. Co więcej, cel bohaterów jest bardzo łatwy do zrozumienia. Wobec plastycznie odmalowanego, namacalnego wręcz zagrożenia, które może nadejść z każdej strony, stopniowo rozwijająca się ucieczka to misja, której niemal od razu całym sercem kibicujemy. Na przeszło 1200 gęsto zadrukowanych stronach będzie jednak wiele miejsca na kolejne przyjemne i niemiłe niespodzianki, zwroty akcji i wzruszające zdarzenia.

Choć czas i miejsce akcji są stosunkowo mocno zawężone, Clavellowi udaje się przemycić, jak zwykle, wiele historycznych nawiązań. Poza użyciem rewolucji irańskiej jako tła fabuły i napomykaniem o aktualnej polityce Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych, wykorzystuje mocno całkiem nieźle pomyślaną różnorodność bohaterów. Fin posłuży za pretekst do wspomnienia konfliktu z Rosją w czasie II wojny światowej, Niemiec będzie rozmyślał o murze berlińskim, Francuz o wydarzeniach w Algierii - i tak dalej. Zamysł jest naprawdę niezły, ale wykonanie nierówne. Wygląda na to, że taka mnogość narodowości bardziej była potrzebna do wplecenia kilku historii przy wprowadzaniu postaci niż do różnego budowania ich charakterów. Koniec końców, choć każdy bohater pochodzi z innego kraju, nie różnią się za bardzo między sobą. A precyzyjniej: to, co bohaterów od siebie odróżnia, nie wynika wcale z odmienności ich pochodzenia.

Jak zawsze, Clavell umieszcza raz po raz nawiązania do innych swoich książek. Czasem robi to dość jawnie, odwołując się do głównych bohaterów "Króla szczurów" czy "Shoguna", innym razem trzeba jednak się potężnie nagłówkować, skąd kojarzy się nazwisko Broadhursta czy Crosse'a. Ja w pewnej chwili pogodziłem się, że wszystkich nitek ze sobą nie powiążę, a na kilkakrotne przechodzenie przez twórczość Clavella chyba szkoda mi życia.

No właśnie. Choć Clavell w "Whirlwind" znów wciąga, niemal tak jak kiedyś, to jednak jest to lektura dość obciążająca. Pierwsza sprawa to oczywiście długość książki. Trudno znaleźć porównywalne rozmiary tekstu w innej powieści. Na tym nie koniec. Początek lektury oznacza ponadto nieustanne łączenie poznanych faktów ze sobą, przypominanie: "gdzie wcześniej padło nazwisko Bakrawana?" czy "to kto właściwie siedzi teraz w Kowissie?". Zdarza się, że daną postać zostawimy w tarapatach, po czym nie odwiedzimy jej już przez długi czas. Po tej przerwie trudno jest sobie przypomnieć: "Dlaczego właściwie on jest teraz w niewoli? Była już o tym mowa? Czy za chwilę się to wyjaśni?", Wydaje mi się, że w tym gąszczu wątków przyłapałem Clavella na błędach - godziny akcji podrozdziałów nie do końca łączyły się ze sobą, żona McIvera była w jego mieszkaniu w czasie, kiedy powinna być poza Iranem. Być może było coś jeszcze; problem jednak w tym, że po pewnym czasie trudno sobie przypomnieć swoje zastrzeżenia sprzed pięciuset stron.

Pierwsze trzy powieści Clavella były bardzo dobrze skonstruowane, o czym świadczy mocne zakończenie każdej z nich. Nowsze pozycje pod tym względem szwankują. W przypadku "Whirlwind" siłą rzeczy musi być inaczej, fabuła musi zmierzać do jakiegoś rozwiązania ("Gai-jin" to pod tym względem katastrofa), a mimo to Clavellowi "udało się" losy wielu postaci zostawić kompletnie rozgrzebane. Nie do końca to rozumiem. Oczywiście, zwyczajem autora jest, że przedstawia jakiś wycinek w czasie, a my odnosimy dzięki temu wrażenie, że zachowana jest ciągłość losów, że bohaterowie, miejsca, kraje wciąż będą miały jakieś życie - nawet kiedy przestaniemy je obserwować. Jednak fakt, że po przeczytaniu tak potężnego kawałka tekstu nie dostaję mocnego, wieńczącego dzieło podsumowania, musi pozostawić pewien niedosyt. Nierozwiązane pozostają przede wszystkim wątki postaci pobocznych. Kiedy po przewróceniu ostatniej strony przelatuję w pamięci właśnie przeczytane tomiszcze i streszczam w głowie historie bohaterów od początku do końca, mam wrażenie, że gdzieś mi się te tysiąc stron zagubiło. Że ta książka nie mogła być tak gruba, że mogę ją streścić w nieprzesadnie długiej wypowiedzi. Owszem, to fałszywe wrażenie, ale wywołuje je między innymi mnogość wątków w ostatecznym rozrachunku zupełnie nieistotnych, które nie zostały w finale porządnie zamknięte mocną klamrą.

Skoro wspomniałem, że "Whirlwind" korzystnie wyróżnia się wśród nowszych powieści Clavella, nie wolno mi przesadnie długo narzekać, pora wspomnieć o pozytywach. O popularyzowaniu tajników Azji wśród europejskich i amerykańskich czytelników nie ma sensu już nawet wspominać. Dla porządku podkreślam jednak i przy tej okazji: mało kto ma tyle zasług w opowiadaniu o kulturze Japonii, Chin, a teraz i Iranu, co ten pisarz. A tym większa to zasługa, że opakowanie bardzo atrakcyjne. Te książki po prostu "same się czytają", Clavell był prawdziwym fachowcem w tym, co robił. Proponuję przypatrzeć się dowolnej pojedynczej scenie powieści i wyłapać charakterystyczne, świetne cechy jego warsztatu. Od pierwszych słów podrozdziału jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń, poznajemy myśli kolejnych postaci, stopniowo dowiadując się więcej o okolicznościach obserwowanego zdarzenia, nagle ten jeden mały epizod coraz mocniej zaczyna nas interesować, choćby był to jedynie zjazd na sankach w górach Zagros. Wreszcie końcowe jedno, dwa zdania zostawiają nas w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Trzeba jednak uzbroić się w cierpliwość, teraz przeniesiemy się w zupełnie inne miejsce...

Tym razem da się kilku bohaterom kibicować. Nie wszyscy są do końca z mojej bajki, czasami ich zachowania są dziwne, jakoś obce. Jednak generalnie ich losami można się emocjonować, bo w te podstawowe sprawy, jak zagrożenie życia, miłość, ambicja, wczuć się można bez trudu, a te bardziej niedookreślone, jak religijne przeżycia Starke'a, zaintrygują i każą przystanąć i trawić je chwilę dłużej. Część wątków znajdzie dość mocne zakończenie - niektóre pewnie będą czytającemu obojętne, inne na pewno bardzo mocno go poruszą. I nawet jeśli ta powieść ma bardziej czy mniej irytujące mankamenty, to jest to na pewno książkowa przygoda, którą warto przeżyć.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5989
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Lancan 27.05.2011 23:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Luty 1979. Wobec zdyskred... | tomcio
Świetna recenzja!

Podziwiam Clavella. Pod wieloma względami jest dla mnie numerem jeden. "Whirlwind" jeszcze nie czytałem, ale z pewnością niebawem to nadrobię.

Pozdrawiam

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: