Dodany: 18.02.2007 16:35|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Holenderskie pejzaże piórem namalowane


Czytany przed paru laty „Labirynt nad morzem”, mimo całej swojej erudycyjności, wydał mi się zbyt suchy i beznamiętny, przeładowany faktami na niekorzyść osobistej refleksji. Lecz „Martwa natura z wędzidłem” wywarła na mnie zupełnie inne wrażenie. I nie wiem, czy tylko dlatego, że malarstwo niderlandzkich mistrzów przemawia do mnie silniej niż sztuka antyku, czy może jednak Herbert, na przekór chłodnemu i mglistemu holenderskiemu klimatowi, włożył więcej ognia w rozświetlanie przed czytelnikiem tajemnic tego kraju i powstałych w nim dzieł?

A przecież mowa nie o asach takich jak Vermeer, Rubens czy Rembrandt, lecz o pionkach zaledwie, których nazwisk nie poznajemy w trakcie szkolnej edukacji z zakresu wiedzy o sztuce. Van Goyen, Terborch, Torrentius… Kilka skromnych reprodukcji staje się kluczem do zamkniętych wcześniej okiennic, które autor odmyka po kolei, i oto przed naszymi oczyma rozpościerają się kolejne widoki. Dostrzegamy to ledwie zarysowaną sylwetkę artysty na tle drobiazgowo przedstawionego jego warsztatu, to pełen temperamentu portret człowieka z krwi i kości, pod którego skórą wrą szalone pomysły i dzikie żądze, nieostudzone chłodnym poczuciem wartości własnego talentu, to panoramiczny krajobraz realiów, w których powstawały dzieła sztuki, zachwycające nadal po z górą trzystu latach od chwili, gdy po raz ostatni mistrz oderwał pędzel od powierzchni płótna… I jeśli można tej książce przypisać jakiś mankament, to chyba tylko, że za szybko się kończy.

Drobną niedogodnością jest też przeoczenie przez wydawcę faktu, że nie każdy czytelnik zainteresowany literackim ujęciem sztuki jest człowiekiem wszechstronnie wykształconym, znającym równocześnie angielski, niemiecki, francuski i łacinę na tyle, by poradzić sobie nie tylko z pojedynczymi wtrąceniami typu „nihil”, „made in” czy „s’il vous plaît”, ale i z przytaczanymi przez autora w oryginale fragmentami poezji, kronik i listów z epoki. Niestety, próba tłumaczenia ze słownikiem nie w każdym przypadku się sprawdza, bo długiego zdania wielokrotnie złożonego nie przełożymy bez podstawowej choćby znajomości gramatyki. Szkoda więc, że nie pomyślano o dodaniu przypisów, które nie są wszak niczym zdrożnym, a już na pewno nie umniejszają wartości dzieła.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5924
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: norge 25.08.2011 11:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytany przed paru laty „... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zgadzam się z tobą, Doroto, że jest to zdecydowanie najlepszy ze zbiorów esejów Zbigniewa Herberta. Bez wahania oceniłam na 6. Czyta się wspaniale mimo tej "niedoróbki" z brakiem językowych przypisów. Nie ma siły, żeby po przeczytaniu tej książki, po obejrzeniu obrazów (od czego jest internet, jeśli nawet nie posiadamy albumów z obrazami holenderskich mistrzów?)nie zamarzyć o podróży do Holandii :)
Użytkownik: Monika.W 30.12.2022 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się z tobą, Dorot... | norge
Właśnie powtórzyłam po wielu latach. Nadal zachwyca.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: