Dodany: 16.01.2011 21:32|Autor: milvanna

Chemia dla zaawansowanych według Flawii de Luce


O tym, że „Zatrute ciasteczko” mnie zauroczy, wiedziałam od chwili, kiedy wzięłam książkę do rąk. Nie ma co się nad tym rozwodzić, trzeba krótko stwierdzić, że wydanie jest po prostu śliczne. W jakiś dziwny sposób już okładka oddaje klimat całości. Kolory odzwierciedlają mroczną atmosferę opowieści, a jej pojedyncze elementy pokazują, że będziemy się delektować nie lada tajemnicą.

„Zatrute ciasteczko” to pierwsza część serii opowieści o Flawii de Luce autorstwa Alana Bradleya. Akcja toczy się w sennej, angielskiej miejscowości, Bishop’s Lacey. Jedenastoletnia Flawia, ekspert w dziedzinie chemii i nielicencjonowany detektyw, mieszka w ogromnej i starej posiadłości Buckshaw wraz z małomównym ojcem, Doggerem (pracownikiem i przyjacielem rodziny) i dwiema starszymi, bezwzględnymi siostrami (piękną i muzykalną Ofelią oraz książkoholiczką Dafne), które, nie ukrywajmy, do najwspanialszych nie należą. Z własnego doświadczenia wiem, że nie wszystkie starsze siostry kneblują tym młodszym usta i wrzucają je do ciemnych szaf. Flawia jednak nie pozostaje swoim oprawczyniom dłużna i potrafi się odpłacić. A to ciętą ripostą, a to zatrutą szminką. Flawia najchętniej oddaje się swojej pasji: chemii. Godzinami przebywa w laboratorium odziedziczonym po ekscentrycznym wuju, a jej idolami są sławy ze świata probówek i pierwiastków. Pewnego dnia jej spokój zostaje zakłócony. W ogrodzie, na grządce z ogórkami znajduje… trupa. Od tego momentu Flawia będzie robić wszystko, by odnaleźć mordercę i, tym samym, udowodnić, że to nie jej ojciec jest sprawcą zbrodni.

Bradley pisze w sposób, który wciąga nas w świat Flawii od początku i nie pozwala nam się z niego wyrwać. Narratorem jest sama dziewczynka, co sprawia, że wszystko widzimy z jej perspektywy. Jej krytycznym wzrokiem patrzymy na rozkochaną w sobie Ofelię i nieco odsuniętą od rzeczywistości Dafne. Momentami czujemy jej tęsknotę za czułością ze strony bardzo „angielskiego” ojca. Autor konstruuje zagadkę kryminalną, którą wcale nie tak łatwo rozwikłać, a pełna zakrętów i zwrotów droga Flawii do jej rozwiązania wciąga nas na tyle, że nie jesteśmy w stanie odłożyć książki, chociażby w celu zrobienia sobie kanapki. Przynajmniej tak właśnie było w moim przypadku.

Niewątpliwie największym atutem powieści jest sama Flawia. Jedenastolatka myśli i mówi jak wykształcona, dorosła osoba. Nie unika ostrzejszych słów. Jest oczytana (często odwołuje się do dzieł literatury krajów anglosaskich), ironiczna, wyjątkowo pewna siebie (choć zdarza jej się nazwać samą siebie idiotką), trzeźwo patrzy na rzeczywistość, potrafi spokojnie przeanalizować nawet najbardziej emocjonujące wydarzenia. Jak już wspomniałam, jej największą miłością jest chemia. Co prawda nie do końca jestem w stanie zrozumieć to uwielbienie, jednakże Flawia w niektórych sytuacjach przekonuje mnie do użyteczności i nieodzowności chemii w naszym życiu. Mówi na przykład tak:

„Jeśli jest jakieś słowo, którym się brzydzę, to jest nim z całą pewnością wyraz »kochanie«. Kiedy pisząc moje opus magnum »Traktat o wszelkich truciznach«, dojadę do »cyjanku«, w »zastosowaniach« umieszczę następujące zdanie: »Wyjątkowo skuteczny jako lekarstwo na tych, którzy nadużywają słowa 'kochanie'« ”*.

Ponadto bardzo podoba mi się fakt, że Flawia w jakiś sposób buntuje się przeciw narzucanej jej roli małej, grzecznej dziewczynki. I stereotypowej roli kobiety. Jest oburzona zachowaniem inspektora policji, który tak właśnie ją postrzega. Myśli wtedy:

„I to wszystko. I zawsze tak samo, od narodzin po śmierć! Bez mrugnięcia powieką, bez choćby zająknięcia odsyła się jedyną kobietę na miejscu zbrodni do kuchni, żeby przypilnowała wrzątku. Żeby się zakrzątnęła! Zorganizowała! Za kogo on mnie bierze? Za pastucha?”**.

Trzeba przyznać, że „Zatrute ciasteczko” to bez wątpienia nie tylko historia dla dzieci i nastolatków. To powieść inteligentna, mroczna, tajemnicza, przesiąknięta ironią i sarkazmem, w której mogą zatracić się również dorośli. Mnie Flawia kupiła od razu. W zamian za to, jak tylko wyzdrowieję, pobiegnę do księgarni i kupię koleją część serii Alana Bradleya.



---
*Alan Bradley, „Zatrute ciasteczko”, przeł. Jędrzej Polak, wyd. Vesper, Poznań, 2010, s. 67.
** Tamże, s. 40.


[Recenzję umieściłam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3878
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Kuba Grom 30.01.2011 12:31 napisał(a):
Odpowiedź na: O tym, że „Zatrute ciaste... | milvanna
I cóż tu więcej dodać? Trzy wspaniałe recenzje i czwarta nie potrzebna.
Mnie książka zauroczyła, przy czym są w tym również pewne dodatkowe przyczyny, właściwie poza literackie - bardzo lubię chemię i nawet studiuję ją obecnie, więc beletrystyka z wątkami chemicznymi musiała wpaść mi w oko. Co więcej, polubiłem chemię w bardzo młodym wieku, jeszcze w szkole podstawowej, więc mogłem przeprowadzać pewne analogie między sobą a Flawią - a postać, z którą można się utożsamiać, to wielka zaleta powieści. Nie miałem co prawda domowego laboratorium czy choćby zestawu "Młodego chemika", a tych trzydzieści parę metrów kwadratowych na czwartym piętrze raczej ograniczało moją inwencję eksperymentatorską, ale coś na rzeczy było.

Opisy chemii w powieści są - jak mogę ocenić - dość dokładne. Autor pewnie poodwiedzał parę laboratoriów w ramach przygotowań. Właściwie poza uproszczeniami, jak mówienie ogólnie o Azotanie w sytuacji gdy są jego dwa chemiczne rodzaje i tylko jeden jest antidotum na cyjanek, znalazłem tam tylko jedną rzecz, którą można by podpiąć pod błąd, bardzo drobną. Mianowicie wzmianka o zapachu tlenku węgla, w sytuacji gdy gaz ten - znany jako czad - jest niestety bezwonny. Nie jestem tu jednak jakimś chemikiem-purystą, więc mi to nie przeszkadzało. Ciekaw jestem co o książce powie zapalony filatelista.

Flawia jest bardzo ciekawą postacią - nad wiek rozwinięta, bardzo trzeźwa w osądzie, ale nie tracąca przecież jakiejś takiej dziecinności - nie że jest infantylna, po prostu reaguje nie zupełnie tak jak dorośli. Przypomina mi bohaterkę serii kryminalnej Marthy Grimes - też dziewczynka, chadzająca własnymi ścieżkami, i poszukująca odpowiedzi na różne nurtujące ją pytania, na przykład kto zabił pewną dziewczynkę i dlaczego.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: