Dodany: 16.01.2011 18:34|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak Mesjasz się cudowania uczył


Zawsze byłem bliski przekonania, że żywot Jezusa jest dobrym materiałem na prekursorską powieść fantastyczną. Lichą, pełną nieścisłości i umowności, ale jednak. Moore chyba uważał tak samo, toteż bez skrępowania wziął na warsztat Nowy Testament, zauważył spore luki w relacji zdarzeń i postanowił je na swój sposób uzupełnić. Tym oto sposobem poznajemy w „Baranku” codzienność i losy życia Mesjasza od wczesnych lat dziecięcych aż do śmierci na krzyżu, podobno za nasze grzechy. Chyba nikt nie poczuje się urażony, że zdradziłem zakończenie? Dla wiarygodnej narracji, Moore wprowadza na scenę Biffa – najbliższego przyjaciela Jezusa, o którym jednak potem w Piśmie Świętym nikt nie wspomniał, lektura wyjaśni, dlaczego. Otrzymujemy więc relację z pierwszej ręki z poczynań Mesjasza, bo okazuje się, że wraz z Biffem byli oni nierozłączną parą. Informuję jednak, że powieść nie jest w żadnym stopniu kontrowersyjna, obrazoburcza ani bluźniercza, co może niektórych rozczaruje, ale jednocześnie znacznie poszerza target czytelniczy, wszak to lektura dobra dla każdego – od nastolatka (jest seks!) aż po starą dewotkę (jest cudzołożenie!). Choć raczej dla tego pierwszego, nie oszukujmy się.

Gotowi więc na poznanie szalonego żywota Syna Bożego? To może być jedyna okazja, bo choć Ten obiecał, że jeszcze nas odwiedzi, najwyraźniej mu się nie śpieszy. Z drugiej strony, nie ma co Mu się dziwić, po tym, co mu zrobiliśmy przy pierwszych odwiedzinach tylko za to, że był brodatym ideałem. Każdy na jego miejscu odwlekałby kolejną wizytę.

Jezusa, zwanego Joszuą poznajemy w momencie, gdy wskrzesza jaszczurkę. Tylko po to, by po raz wtóry ją zabić. Biffowi imponuje to na tyle, że postanawia zaprzyjaźnić się Mesjaszem. To właśnie dzięki Biffowi (platonicznie zakochanemu w matce Jezusa) mamy niepowtarzalną okazję poznać parę nowych wydarzeń i szczegółów z pełnego pokory życia Joszuy, tutaj zwanego swojsko „Josh”. Wraz z chłopcami poznajemy troskliwą, opiekuńczą Marię Magdalenę, dla wygody mianowaną po prostu „Maggie” i towarzyszymy im w drodze ku oświeceniu Syna Bożego. Bo Joszua, nie mogąc odnaleźć swojego wewnętrznego „ja” i nie bardzo wiedząc, jak się do tego całego zbawiania świata zabrać, udaje się w drogę po radę do trzech Mędrców, którzy w dniu jego narodzin odwiedzili stajenkę.

Josh wraz z Biffem tworzą parę niczym z głupkowatych komedii. Jeden - nieco emocjonalnie rozchwiany mądrala, o gołębim sercu i skory do poświęceń, drugi - kompromitujący się wiecznie wiejski głupek, dbający o to, by Mesjasz nie zrobił sobie zbytniej krzywdy w trakcie tych poświęceń. A ponieważ Joszuę obowiązuje bezwzględny celibat, to właśnie Biff musi dopuszczać się wielokrotnych „obrzydliwości z kobietą” w celu poznania natury grzechu cudzołóstwa. Ich wspólna podróż i przygody dostarczają czytelnikowi mnóstwo uciechy i, doprawdy, choć do nastolatków już nie należę, to jednak było zabawnie i beztrosko. Nawet chwile grozy, pomimo pewnej brutalności, zawierają w sobie sporą dawkę komizmu. Ucieczka przed demonem w fortecy Baltazara świetnie to obrazuje.

Kapitalnie zrelacjonowane są nauki i cuda dokonywane prze Jezusa. Reakcje niektórych szczęśliwców na cudowne uzdrowienia czy riposta pewnej prostytutki na Jezusowy slogan „idź i nie grzesz więcej” rozbrajają szczerością. Dodatkowo poznajemy okoliczności powstania Całunu Turyńskiego, kulisy cudu w Kanie, wskrzeszenia Łazarza, dowiadujemy się, skąd u Joszuy umiejętność pomnażania jedzenia i jak na tym można zarobić, towarzyszymy chłopcom w naukach kung fu, poznajemy wynalazcę i genezę sarkazmu. Sam przyznasz, że kusząco brzmi, bo o tym nie przeczytasz nawet w „Fakcie”.

„Baranek” to wyśmienita powieść w swojej kategorii. Kategorii czysto rozrywkowej, nieaspirującej do celów wyższych niż zapewnienie czytelnikowi przyjemnego i odprężającego wieczoru przed snem. Zapewniam, że niejednokrotnie uśmiechniesz się czytając o kulisach pewnych wydarzeń, przedstawionych tutaj bez zbędnego patosu, znanego z Pisma Świętego. Bo tutaj najważniejsze są pewne wartości - ludzka przyjaźń, przywiązanie i zaufanie, czy choćby uniwersalny wątek niespełnionej miłości, a nie teologiczne dywagacje. Sam Bóg pojawia się raczej gościnnie, w pojedynczych epizodach, bo tego nie dało się uniknąć, ale wyraża się na tyle lapidarnie, że można to przeboleć.

Lektura dla każdego chętnego na niezobowiązująco i miło spędzone wieczory z literaturą. Mimo wciąż powracającego wątku sodomii.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 917
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: