Dodany: 24.12.2010 21:08|Autor: Sen Endymiona

Tajemnica Tajemnic


Słowo "tajemnica" w tytule książki nie jest żadnym chwytem marketingowym czy hiperbolą. Wręcz przeciwnie. Trudno powiedzieć, czy byłoby tak samo, gdyby autor nie umarł w samym środku akcji, ale ja wychodzę z założenia, że owszem. Mam pełne zaufanie do Charlesa Dickensa, a skoro twierdził on, że tworzy coś przełomowego, byłbym w stanie mu zaufać. Problem w tym, że kiedy akcja dostatecznie się rozwija i czytelnik coraz mocniej obgryza paznokcie z przejęcia, następuje nagły koniec – oto Charles Dickens odszedł z tego świata pozostawiając po sobie historię niedokończoną. Historia ta przyprawiła niejedną osobę o niemały zawrót głowy.

W czerni XIX-wiecznej Anglii istnieje miasteczko (swoją drogą fikcyjne) Cloisterham. Mieszkają w nim takie postacie, jak wielebny Septimus, kantor Jasper, burmistrz Sapsea czy piękna dama Rose. Często w odwiedziny wpada również Edwin Drood, siostrzeniec Johna Jaspera, który od niepamiętnych czasów zaręczony jest z prześliczną Rosie. Pozornie spokojny obraz Cloisterham zostaje zburzony wraz z przyjazdem rodzeństwa Landlessów. Wkrótce zaczynają się tam dziać rzeczy, które przyprawią czytelnika o dreszcze.

Nie pamiętam, czy byłem kiedykolwiek tak bardzo skołowany jak wtedy, gdy dotarłem do notki mówiącej, że Dickens umarł i zakończył pisanie swojego dzieła w tym miejscu. Nie chodzi nawet o to, że nie rozwiązał do końca swojej zagadki, ale przede wszystkim o to, że pozostawił tak wiele poszlak i niedomówień, że późniejsi badacze mieli z historią Drooda nie lada problem i masę wytłumaczeń. W wydaniu, jakie przygotowała dla nas skrzętnie Replika*, zostały zawarte cztery dodatki. Notatki sporządzone przez autora podczas pisania powieści (jak na złość, nie robił zapisków z najbardziej interesujących nas rozdziałów), uwagi do "Tajemnicy" przygotowane przez Charlesa Williamsa (w Polsce znanego chyba najbardziej z tego, że był Inklingiem), hipotezy Sidneya Castela Robertsa (znanej postaci z Cambridge), a także – co najważniejsze – zakończenie dopisane przez Gilberta K. Chestertona. Prawdopodobnie ten ostatni dodatek, sporządzony przez wybitnego znawcę Dickensa, jest najbardziej możliwym rozwiązaniem problemu. Być może, jednak mimo wyśmienitej wskazówki w formie procesu sądowego, nie jestem do końca przekonany. Tak samo wskazówki reszty osób, które zaczęły bawić się w detektywów, szybko odrzucam, choć niektóre brzmią naprawdę logicznie i przekonująco. Jestem wielkim miłośnikiem twórczości Dickensa i czuję, że tak naprawdę przygotował dla swoich czytelników coś naprawdę wyjątkowego. Jak było naprawdę? Nigdy się już, niestety, nie dowiemy.

Przy tej okazji warto również napomknąć, że tłumacz powieści – Jan Zaus – wykonał tak zwany "kawał dobrej roboty", nie tylko tłumacząc niezrozumiałe dla współczesnych Polaków zwroty i parafrazy, ale także uzupełniając powieść licznymi przydatnymi przypisami wzbogacającymi wiedzę czytelnika o różnorakie ciekawostki.

"Tajemnica Edwina Drooda" jest niezwykła nie tylko dlatego, że pozostała bez wyjaśnienia, ale również dlatego, iż Dickens postanowił napisać kryminał, co było raczej niespodziewane, biorąc pod uwagę znaną nam spuściznę po nim. Nie było to dla niego raczej trudne zadanie, sądząc po genialnej narracji i sprytnym łączeniu zdarzeń. Znalazłem kilka fragmentów, które uderzyły mnie mistrzowską lekkością pióra i w tym momencie pozwolę sobie jeden z nich zacytować.

"Jeżeli ktoś obserwował kiedyś gawrona, tego opanowanego i klerykalnego ptaka, może zauważył, że kiedy kieruje się on o zmroku do domu w poważnym i klerykalnym towarzystwie, wtedy dwa inne gawrony odłączają się nagle od reszty stada, przez jakiś czas podążają za nim, a potem unoszą się wyżej i pozostają w tyle, wzbudzając w zwykłych ludziach przekonanie, iż ma to dla całego stada jakieś tajemne znaczenie, że ta przemyślna para zdaje się zrywać kontakt z resztą ptaków"**.

Być może nie jest niezwykły, jednak mnie urzekł i powalił na kolana. Jedno zdanie, skonstruowane w bardzo przemyślny sposób, było dla mnie zapowiedzią wyśmienitej lektury. Nie zawiodłem się, mimo – przyjemnego, wbrew pozorom – niedosytu spowodowanego nagłym zakończeniem opowieści.

Dickens w swojej ostatniej powieści udowodnił, że jest mistrzem w tworzeniu niesamowitych historii. Jednak wcale nie musiał tego robić. Dzięki niedocenianej "Opowieści wigilijnej" czy na swój sposób niezwykłego "Dawida Copperfielda" z pewnością wpisał się w serca czytelników na całym świecie. I to nie tylko teraz, bo jego twórczość doceniano również za jego życia. Mimo wszystko "Tajemnicą Edwina Drooda" udowodnił także, że jest wszechstronny i nad wyraz bystry, knując w swojej powieści misterne intrygi. Spotkanie z jego ostatnim dziełem było dla mnie przeżyciem niezapomnianym, do którego – mimo wszystkich przeszkód – mam zamiar często wracać i nad nim wzdychać... wymyślając różne zakończenia.



---
* Charles Dickens, "Tajemnica Edwina Drooda", tłum. Jan S. Zaus, wyd. Replika, 2010.
** Tamże, str. 11.


[Recenzję opublikowałem wcześniej na swojej stronie internetowej]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2850
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: