Czasy może i się zmieniają... za to ludzie nie
"Noce i dnie" do tej pory były dla mnie tylko urywkami serialu, na który zerkałem jednym okiem podczas jedzenia świątecznego ciasta. Nic nie rozumiałem, ale zostało mi postanowienie, że kiedyś tę powieść przeczytam.
Po tak zwaną "wersję szkolną" książki (czyli, krótko mówiąc, dwa pierwsze tomy) sięgnąłem w pożodze sesyjnej, żeby mieć chwilę wytchnienia w nauce. Nie sądziłem, że przeczytanie prawie sześćsetstronicowej książki zajmie mi zaledwie pięć dni.
"Noce i dnie" Marii Dąbrowskiej kontynuują tradycję tak zwanych powieści-rzek, do których należą również "Buddenbrookowie" Tomasza Manna i "Saga rodu Forsyte'ów" Johna Galsworthy'ego. Często właściwie dzieło Dąbrowskiej nazywa się "polską »Sagą rodu Forsyte'ów«" - zresztą nie wiem, czy słusznie. Gdy porównuję obie historie rodzinne, polska saga wydaje mi się bardziej scalona, mniej rozwlekła. Poza tym nie czarujmy się - i czasy świata przedstawionego są inne, i realia znacznie się od siebie różnią.
"Noce i dnie" opowiadają o rodzinie Niechciców. Całość zaczyna się mniej więcej od powstania styczniowego. Autorka w pierwszych rozdziałach skrótowo nakreśla historię przodków zarówno ze strony Bogumiła Niechcica, jak i Barbary Ostrzeńskiej. Później młodzi się poznają, po wielu perypetiach pobierają i zaczynają zmagać się z życiem.
Wszystkie godne omówienia warstwy tej książki wiążą się ze sobą.
Język, korzeniami tkwiący w powieści realistycznej, jest niesamowicie plastyczny i wymowny. Żywe dialogi, ładne opisy, dokładnie przedstawione zdarzenia to atuty tego dzieła. Przy tym lektura po prostu wciąga coraz bardziej z każdą stroną.
Akcja - cóż, z tym bywa różnie. Albo na paru kartkach Dąbrowska zamyka kilkanaście lat, albo wnikliwie opisuje poszczególne wydarzenia, budując klimat. W ten sposób przedstawia codzienność - taką, jaką ta jest naprawdę. Nie znajdziecie sytuacji wydumanych czy zaskakujących. Tu po prostu toczy się życie.
U Dąbrowskiej nie znajdziecie bohaterów pozytywnych czy negatywnych, a po prostu ludzi - ze wszystkimi wadami i zaletami. Często można odnaleźć te wzorce i w naszej rzeczywistości. Dzisiaj na przykład również spotkać można wiele miejscowych aktywistek pokroju Michaliny Ostrzeńskiej.
Autorka zbudowała całą galerię wyrazistych postaci, wyraziście kreśląc istotne tło dla głównego wątku - małżeństwa Barbary i Bogumiła. To ta para przedstawiona jest najlepiej, psychika tych dwojga została bardzo dokładnie ukazana. Czytając o ich wewnętrznych rozterkach, można nieraz odnaleźć ślady własnych myśli. Wart uwagi jest fakt, że o wszystkich bohaterach Autorka wyraża się imiennie i tylko przy Niechcicowej używa określenia "pani Barbara" - trzymając się konsekwentnie tej formy.
Wiadomo, że ta powieść gatunkowo należy do sag, ale nie należy zapominać, że przede wszystkim mówi o miłości. Miłości, która łączy ludzi pozornie niedobranych, scala ich wspólną codziennością. Barbara uczy się kochać Bogumiła - proces takiego "zakochiwania się" został wyraziście ukazany przez Autorkę. Poza tym powieść ta przypomina, że miłość to nie tylko serenady wyśpiewywane pod balkonem, kwiaty, komplementy i wzdychania po nocach. To przecież także szare dni! Miłość w codzienności - wyjście na spotkanie mężowi wracającemu z pola, zroszenie chorej żonie czoła. Te sceny wzruszają - i są przecież także prawdziwe. Podobny model w opisie małżeństwa stosuje na przykład Prus w "Kamizelce".
Nie zgadzam się zatem z zasłyszanym stwierdzeniem, jakoby Barbara Niechcicowa była polską Emmą Bovary. Może jej miłość małżeńska opierała się bardziej na przywiązaniu - ale na pewno była. Nie wiem, czy ten, którego naprawdę nosiła w sercu, mógłby dać jej realne szczęście. Bardziej adekwatne wydaje mi się natomiast umieszczenie Bogumiła Niechcica w szeregu mężczyzn, z którymi staje się u ołtarza, gdy z prawdziwym obiektem uczuć stanąć się przed nim nie może. Bogumił należy do tego wzorca razem z Edgarem Lintonem ("Wichrowe Wzgórza" Emily Brontë), Michałem Montem (wspomniana już "Saga rodu Forsyte'ów" Galsworthy'ego) i wieloma innymi. Wszystkich panów łączy bezgraniczna dobroć dla swoich małżonek, a może nawet bycie wręcz ideałem, jeśli idzie o związek.
Życie nie zawsze przypomina sielankę, o ile w ogóle takie sytuacje się zdarzają, są raczej wyjątkowe. Nie inaczej jest tutaj - raz na wozie, raz pod wozem. I wciąż nowe troski, choć przerażająco aktualne - strata dziecka, martwienie się o dach nad głową, alzheimer starszej osoby (choć oczywiście tam nazywa się to sklerozą mózgu). Podczas lektury stawały mi przed oczami dzieje własnej rodziny i myślałem sobie, że przecież oni mieli te same problemy, a i dziś takie rzeczy się dzieją. Zapewne wielu z Was, czytając "Noce i dnie", odda się podobnej refleksji.
Nasycenie wplecionymi w tekst prawdami życiowymi i przede wszystkim aktualność (pomimo zmiany realiów) w każdym aspekcie w połączeniu z istną maestrią wykonania sprawia, iż "Noce i dnie" są powieścią uniwersalną.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.