Dodany: 02.02.2007 15:38|Autor: PiPiDżej

Dojrzewanie Hansa Castorpa


Gdy od połowy lat 20. minionego stulecia świat zaczął zaczytywać się tą powieścią - nikt nie nazwał jej "kultową", gdyż takich określeń wtedy nie używano. A pasowałoby ono do niej tak samo, jak chociażby do późniejszych "Stu lat samotności" Gabriela Garcíi Márqueza…

Jest to bowiem opowieść niezwykła. Pozornie, gdyby ją tylko streścić pobieżnie - nic się w niej nie dzieje. Ot, opis siedmiu lat pobytu sympatycznego (acz nieco nijakiego) młodzieńca w szwajcarskim sanatorium gruźliczym. Jednak - jakąż treścią wypełnione jest owo pozorne "nic"!

Mięsiście treściwe jest tu po prostu wszystko: namacalny wręcz opis dnia codziennego, istne panoptikum barwnych postaci zamieszkujących uzdrowisko, straszne i śmieszne epizody związane z rozmaitymi postaciami, wydarzeniami, sytuacjami; a przede wszystkim - przemyślenia głównego bohatera oraz inspirujące je dysputy.

Hans Castorp, świeżo upieczony inżynier z Hamburga, przyjeżdża w pierwszych latach XX wieku do Davos, by odwiedzić tam swego kuzyna Joachima Ziemssena, którego dobrze się zapowiadającą karierę wojskową przerwały, trudno wtedy uleczalne, problemy z płucami. Wizyta owa miała trwać trzy tygodnie – jednak stwierdzenie również i u gościa początków gruźlicy przedłużyło ją na lata. I wyrwało, zarówno fizycznie, jak też mentalnie, młodego "technokratę" (dziś byśmy go tak określili) z jego uporządkowanego a prostego świata.

Zobaczył on bowiem inną rzeczywistość: senną, ograniczoną przez ułomność ludzkiego organizmu, egzystującą w innej mierze czasu - i żyjącą problemami niezauważalnymi "na dole". Doszła do tego nieodwzajemniona namiętność do fascynującej Rosjanki o francuskim nazwisku oraz swoista walka o "duszę" młodego Niemca - toczona między humanistą i rewolucjonistą Settembrinim a neofickim jezuitą Naphtą (później dołączył do niej jeszcze sybaryta Peeperkorn).

Dużo w tej powieści przepysznych typów ludzkich: obok wspomnianych tu - wymienić by można właściwie wszystkie postacie związane z sanatorium (zarówno pacjentów, jak też personel); że wspomnę zwariowane towarzystwo z "zaazotowanym" płucem. Dużo sytuacji przejmujących, jak chociażby zejścia kolejnych pensjonariuszy. Dużo sytuacji komicznych, jak np. wizyta wujka głównego bohatera, który chciał przywrócić Castorpa światu - a sam ledwie umknął przed pokusą pozostania w sanatorium "Berghof" na dłużej. Dużo refleksji o życiu, wolności, religii, muzyce, biologii, czasie etc.; ciekawe, jak Mann pociągnąłby je dalej po doświadczeniach nazizmu i komunizmu, które niewiele później odmieniły oblicze świata i nasze widzenie wielu, z pozoru szlachetnych, idei (np. rewolucji czy postępu technicznego). Powieść ta jest zresztą, przy całej swej nowoczesności i "dwudziestowieczności", chwilami zaskakująco staroświecka (odautorska narracja etc.) - co w niczym bynajmniej nie psuje pasjonującej lektury; powiem więcej: to chyba jedyna znana mi arcypowieść, która z rozdziału na rozdział staje się coraz lepsza (zwykle bywa już wtedy raczej "constans").

Nie jestem jakimś specjalnym entuzjastą niemieckiej kultury. Ale "Czarodziejska góra" - to jedna z moich najulubieńszych książek!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 18865
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: hidden_g0at 01.09.2007 21:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdy od połowy lat 20. min... | PiPiDżej
Cudo, cudeńko. Opasłe, ciężkie i trudne w lekturze tomiska, ale jaka to radość! Dawno nie czytałem czegoś tak rewelacyjnie napisanego. Mann zostanie w mojej pamięci, bo przecie jego literatura na tej jednej pozycji sie nie kończy. Serdecznie polecam.
Użytkownik: rafcio 23.09.2007 11:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdy od połowy lat 20. min... | PiPiDżej
Uważam ją za bardzo dobrą książkę, jednak dla jej drugiej części trudniej mi już przychodzi zdobyć się na pochwały. To raczej niewiele ma już wspólnego z powieścią, to w zasadzie długi esej o filozofii, przetykany mało znaczącymi zdarzeniami, które mają na celu utrzymanie spójności i nieco sztuczne przedłużenie wątku miłosnego wspaniale rozwiniętego w części pierwszej. Mam jednak pytanie o tłumaczy "Czarodziejskiej Góry". Jest ich dwóch: Józef Kramsztyk w tomie pierwszym i Jan Łukowski w tomie drugim. Ale czy pod tymi dwoma nazwiskami aby nie kryje się postać polskiego filozofa Władysława Tatarkiewicza? Zgadzałoby się to właściwie z tym, że "Czarodziejska Góra" jako całość nie tyle jest literaturą z prawdziwego zdarzenia, lecz jedynie nudnym traktatem filozoficznym, jak ją określił Nabokov. Ale pierwsza część - wspaniała, nie da się inaczej tego określić.
Użytkownik: Książkofilka 23.08.2009 16:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdy od połowy lat 20. min... | PiPiDżej
Przyłączam się z niemałą chęcią do tych kolektywnych laudacji!
Dotychczas zapytana ,,Jaka jest twoja ulubiona książka?" milkłam pogrążając się w rozmyślaniach ( bo jak tu wysłupłać jedną konkretną pozycję), po przeczytaniu ,,Czarodziejskiej Góry" nie będę już się borykała z takim problem, bo tomiszcze niezmiernie mnie urzekło. Co do recenji- nic dodać , nic ująć.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: