Przedstawiam Wam konkurs przygotowany przez Annvinę:
Zaproszenie do tańca
Na początek kilka słów usprawiedliwienia. Mamy pierwszy tydzień adwentu, niedługo zaczniemy kupować gwiazdkowe prezenty, piec pierniki i lepić uszka, nie w głowie nam tańce, a to wszystko dlatego, że nieco zamarudziłam ze zgłoszeniem do konkursu i taki termin wypadł...
Ale może razem damy radę – przecież tuż po Bożym Narodzeniu nadchodzi najbardziej roztańczony czas roku, szalony karnawał!!!
Dlatego już teraz zapraszam do kilku tanecznych ćwiczeń, abyśmy w karnawale nie deptali partnerom po palcach ani, co gorsza, nie podpierali ścian na karnawałowych balach i potańcówkach.
Taniec ma wiele obliczy. Może być wesołą, beztroską zabawą, mniej lub bardziej niewinnym flirtem, towarzyskim obowiązkiem nie zawsze miłym, dzikim, niepohamowanym szaleństwem, częścią obrzędu...
Takie też obrazy tańca starałam się przedstawić. Mam nadzieję, że ten konkurs zachęci nie tylko do przeczytania a może przypomnienia sobie konkursowych dusiołków (choć większość z nich to znane konkursowe oczywistości), ale przede wszystkim do... tańca :)
30 fragmentów, 60 punktów do zdobycia, nieograniczona ilość strzałów.
Odpowiedzi można przysyłać
do północy (polskiego czasu) 12 grudnia na adres
[...]. Tradycyjnie proszę o wpisywanie w temacie nicka biblionetkowego i numeru kolejnego maila.
Odpowiedzi najczęściej będę przysyłała popołudniami i wieczorami.
Nagrodą w konkursie jest możliwość wykonania dowolnego, wybranego przez siebie tańca z dowolnym partnerem na przyszłorocznym spotkaniu biblionetkowym w obecności wszystkich Biblionetkowiczów :)
Pierwszy fragment na zachętę - nie ma to jak szczery komplement ;)
1.
Jak ślicznie, lekko tańczysz pan!
Lekcja tańca - najpierw trzeba się nauczyć...
2.
Ledwie X wszedł do szkoły,
wnet usłyszał skoczne dźwięki,
właśnie brały lekcję tańca
i panicze, i panienki.
Pierwszy Filuś, z białym gorsem
wdzięcznie ujął się pod boki
i podniósłszy lewą nóżkę
śmiało daje sus szeroki.
Przy nim śliczna Kizia - Mizia
w żółtej szarfie, w wielkiej kryzie,
w sukieneczce tańczy białej...
Czy widzicie Kizię - Mizię?
Za nią hasa Łupiskórka,
tancerz znany z swej ochoty,
celujący uczeń szkoły,
co wyprzedził wszystkie koty.
Dalej Lizuś i Trojaczek
trzymają się za pazurki,
naśladując żwawo skoki
wybornego Łupiskórki.
Z uwielbieniem i zazdrością
patrzy na to X z dala.
Rad by także ciąć hołubce,
lecz brak stroju nie pozwala.
Wnet też pani Y-owa
wstążkę wiąże mu u głowy
i u pasa zręcznie spina
półgarnitur nankinowy.
Miauknął X zachwycony
tak przedziwną toaletą
i do tańca zaraz staje
z piękną panną Sofinetą.
Sofinetka z wdziękiem, wodzi
spuszczonymi w dół oczyma,
a że jeszcze jest nieduża,
więc łapeczkę w buzi trzyma.
X omal z garnituru
i ze skóry nie wyskoczy;
przy muzyce idzie kociej
do wieczora bal ochoczy.
Kot nie może być niezgrabnym
jakby niedźwiedź jaki bury...
Gdyby ruszyć się nie umiał,
któż by łowił myszy, szczury?
3.
- Teraz proszę podejść panie P, ale miękkim krokiem, nie jak rekrut. O, w tym miejscu proszę się zatrzymać, nie dalej niż o krok, lecz nie bliżej. Teraz proszę się ukłonić, tak, nie samą głową, także w plecach troszeczkę się przygiąć. Ukłon powinien być łagodniejszy, swobodniejszy nie taki dziarski. Niech pan pamięta, że tango zaczyna się od ukłonu. I zawsze proszę patrzeć prosto w oczy. A w oczach powinno być lekkie zamglenie, nie uśmiech. Na uśmiech przyjdzie jeszcze czas. Nie, ręki proszę jeszcze nie wyciągać. Za wcześnie. To dopiero, gdy kobieta wstanie. Teraz tak. I ujmuje pan moją dłoń swoją dłonią od spodu, lecz podnosi ją pan najwyżej do tej wysokości. Wtedy schyla pan głowę i przytula pan do swoich warg. Delikatnie, żeby ledwo dotknęły. I ja sama wchodzę w pańskie ramiona. Proszę nie zapominać, ze nie wolno partnerki podciągać ku sobie. Czy broń Boże, wlec ją aż na środek. Tango zaczyna się tu, gdzie pan stanął i gdzie ja do pana wstaję.
I tak mnie tresowały do samej zabawy, otwierając przede mną najdrobniejsze szczegóły tajemnicy tanga. Tańczyły leciuteńko, lecz bez najmniejszych kantów, zadziorów przy najostrzejszych nawet obrotach, skrętach czy zmianach kierunku. Nie stawiały prawie nóg na podłodze, płynęły jak chmury, bezszelestne, bezcielesne nieomal.
Taniec może być wydarzeniem towarzyskim i społecznym.
4.
Zdarza się jeszcze, że ludzie tańczą. Tango, walca, polkę. Ludzie dorośli, ludzie starej daty – na dancingu, na balu noworocznym. Ale, coraz mniej mamy na to czasu. Dziś taniec przeniósł się do dyskotek. Tam przychodzą potańczyć przede wszystkim ludzie bardzo młodzi. Taniec dyskotekowy ma jednak nieco inny charakter; jest bardziej – że się tak wyrażę – gimnastyczny, akrobatyczno-sportowy. Oczywiście, bywają wyjątki. Na ogół taniec wiele stracił; nie ma już tej atmosfery, tego nastroju, kiedy w przyćmionych światłach on i ona, spleceni w tangu „pulsowali” na parkiecie w melodyjnym rytmie. Dyskotekowe miganie świateł i ryk płynący z kolumn to raczej spektakl. A tamten taniec – dawny – to było spotkanie ludzi w zaczarowanej krainie melodii. Tym, którzy chcą być bliżej życia, zalecam tango w małym gronie.
5.
Oprócz tych reguł, służących harmonii współżycia przez zabranianie wyrządzania ludziom przykrości i polecanie dbałości o zapewnienie im miłych doznań, istnieje szereg reguł, dyktowanych także wyraźnie względem na zorganizowanie gładkich stosunków między ludźmi, ale zmierzających do pewnych efektów emocjonalnych już nie tak bezpośrednio. A więc należy tu np. zespół reguł polecających wymianę usług, według wzmiankowanej przez Malinowskiego zasady do ut des. Jeżeli losy bliźnich są nam nawet obojętne, winniśmy zachowywać się tak, jakby nie były, i „reagować niezwłocznie na wiadomość o szczęściu lub strapieniu, jakie spotkało znajomych”. „Dopiero wówczas możemy wymagać czegoś od innych”. W podróży „nigdy nie wiadomo, czy nie będziemy potrzebowali jakiejś usługi od sąsiada, dlatego też nie trzeba go zrażać ani spoglądać na niego z niechęcią”. Młody człowiek winien na balu przetańczyć choć raz z kobietami z domów, w których bywa.
Gdy już nieco się nauczymy, możemy wypróbować swoje umiejętności na zabawach i potańcówkach.
6.
Zatrzymał się, odwrócił głowę i zobaczył w oczach C to, co spodziewał się zobaczyć. Chwycił ją za rękę i pociągnął na środek sali. Tańczące pary znieruchomiały, kilka z nich usiłowało pokonać nieznany rytm, ale szło im to opornie, więc usunęły się pod ściany ku tym, którzy już się tam tłoczyli ciekawi widowiska.
Jeszcze wtedy można było się wycofać. Zatrzymać się, ukłonić, roześmiać i oddać dziewczęta tym spod ściany. Ale taśma magnetofonu biegła naprzód i nie było siły, nie było siły, nie było siły, która by zatrzymała tańczące nogi, tańczące biodra, tańczące barki, ramiona i karki - tańczącą fascynacje ciał. (...)
S pokonał szybko początkowe przerażenie swojej partnerki, która nie znając modnego tańca, chciała wrócić pod ścianę. Teraz już przeciągała się przed nim jak kot, wpatrzona w jego ruchy, w każdy skręt jego ciała. Była pojętna i zupełnie zapamiętała w tym powtarzaniu wszystkiego, co przed nią wyczyniał, giętki jak sprężyna, wyzwolony na tę krótką chwilę z wszelkich więzów, które kiedykolwiek i pod jakąkolwiek postacią na niego nałożono, wreszcie wolny sam przed sobą i przed tymi, którzy patrzyli na niego. Cienkie podeszwy jego pantofli uderzały o podłogę. Był wojownikiem który obtańcowuje swój łup nie spuszczając z niego oczu, łakomych i uważnych, szczęśliwych i dumnych ze zwycięstwa. Ona to wszystko rozumiała. Było w tym coś groźnego i rozbrajającego zarazem – ona go naprawdę rozumiała.
7.
Potem tańcowaliśmy, i czy wierzycie, że ja tu pierwszy animuję towarzystwo.
Kiedy tańczę, młodzież ściga mię oczyma i zgodnie mi pierwszego miejsca ustępuje. Na tym wieczorze zadziwiłem ją walcem, tańcowanym tak, jak u nas tańcują wojskowi, to jest uderzając ostrogami. Ja zaczynam mazura, ja prowadzę kotiliona i pokazuję nowe figury, jako to z szalem, z czterema królami kartowemi itp. Często gram do tańca na fortepianie, i potem Panna P opowiada mi, co o mnie damy gadają, i bardzo pochlebne rzeczy słyszę, o czym (!) wy z trudnością wierzyć możecie, widzieliście mnie bowiem dzieckiem nudnym, teraz zaś umiem czasem grać rolę wesołego chłopca, i tylko domowi widzą mnie smutnym i posępnym.
8.
Pilnował ich na pierwszym balu w semestrze jesiennym. Komitet uczniowski wybrał go na męża zaufania. Było czymś naturalnym, że tego wieczoru kilka razy ze sobą rozmawiali, a raz chwycił ją nawet za rękę, kiedy przechodziła obok. To, że poprosił ją do tańca, można było uznać za gest uprzejmości wobec komitetu uczniowskiego, który reprezentowała. Albo za żart, jedno z typowych zagrań A. Kiedy objął ją w talii, na sali gimnastycznej pojawiły się uśmiechy. Patrzcie! A tańczy z M! Zachował dystans, nie przyciskał jej ani nie przytulał, pewnie prowadził po parkiecie, nie odrywając od niej wzroku. Zmrużył oczy, kiedy przypadkiem musnęła brzuchem jego podbrzusze, rozchylił wargi i na moment zalśniły jego zęby. Sprawiało jej przyjemność, że na nią patrzy, bardziej jednak absorbowały ją jego dłonie: lewa, spleciona z jej dłonią, prawa, na jego plecach. Były naprawdę ogromne. Cała mogłaby się zmieścić w jednej, zwinąć w kłębek i zasnąć. Chciała, żeby ją wziął na ręce, mocno przytulił i obracał wokoło. Podziękował za taniec, dotknął policzkiem jej policzka, poczuła prąd w całym ciele, speszyła się i nie usłyszała, co jej szepnął.
9.
Osunęła się w ramionach I, tańczono. K z panią E na klęczkach, gospodarowały przy białym, rozpostartym na trawie obrusie. Pan M siedział na pniu ściętego drzewa z wielką harmonią szeroko rozciągniętą; grał. To był walc, który często grali na podwórzach N kataryniarze, może przez to wspomnienie w jego polotnych, szumnych dźwiękach, w jego łagodnej radości krył się taki smutek. Ale powracał ciągle śliczny refren, wymowny, niczym sama miłość i zmuszał usta do uśmiechu szczęśliwego, nasycał oczy blaskiem, ramiona wdziękiem i mocą. Krótkie rękawy sukni, ściągnięte przy łokciach gumką, wydęły się od wiatru, między nimi, jak między skrzydłami ciemnobłękitnych chmur, leżała przechylona twarz dziewczęca. I miał ją tuż pod swym spojrzeniem, oddaną, oddaną tak bezgranicznie i prawdomównie, iż wstrząsnął się od tego wrażenia. Może to jest miłość? Spojrzał na B a ona opuściła powieki, w kątach oczu leżał wilgotny cień, z którego ukradkiem spoglądały chciwe oczy.
- Tak się zawsze zaczyna – pomyślał nagle – a potem... wspomniał swe wszystkie romanse z pannami od kapeluszy z ulicy Długiej i skrzywił usta w uśmiechu. Uczuł żal do B za to jej oddanie, za jej bezbronność, za łatwość, z jaką poddawała się uściskom jego ramion.
Powiedział żartobliwie: - Broń się! Będziesz potem płakać! – ale ona uśmiechnęła się łagodnie, nie rozumiała.
Wokół wirował cały zespół z A, K, C, J i F, nawet pani E tańczyła z M.
- to walc „Piękne róże”! – Piękne róże! – zaśpiewała A.
10.
Na koniec tańczono walca. L wziął M za rękę, objął ją wpół i przyciągnął do siebie. Tańczył znakomicie. Zdziwiona, przekonała się, że wystarczy, żeby szła, gdzie ją prowadzi. Robiło to na niej niezwykłe wrażenie, kiedy trzymał ją tak blisko. Czuła mięśnie jego piersi i ud, chłonęła bijące od niego ciepło. Krótkie chwile bliskości z R przeżyła tak mocno, że nie zdążyła spostrzec szczegółów, a przy tym była szczerze przekonana, że tak jak w jego ramionach nie poczuje się już nigdy. Lecz choć tym razem było inaczej, też ogarnęło ją podniecenie. Serce biło przyśpieszonym rytmem, a L to wyczuł, bo wywinął nią w tańcu, ścisnął mocniej i przytulił policzek do jej włosów.
11.
Zadrżała jak brutalnie schwytany ptak, więc... przygarnąłem ją silniej, spojrzałem w jej spłoszone oczy i z cichego rytmu wpadłem w coraz szybszy wir tańca, w zakręty i lekkie przeginania... Szumiało mi w głowie, nie słyszałem nawet muzyki, a jednak płynąłem, płynąłem, płynąłem, mając tylko w oczach jej główkę ciemną pochylona na moją pierś, łowiąc tylko słuchem przyśpieszony gorączkowy oddech jej ustek. Mignęła mi w oczach, gdzieś z boku, ironicznie wykrzywiona twarz lowelasa w monoklu, potem rozbawione, czerwone oblicze jakiegoś wąsala. A walc śpiewał, marzył, namawiał. Nagle... uprzytomniłem sobie, że tańczymy sami na całej sali. Odczułem namacalnie liczne spojrzenia... uwagi... szepty... zrozumiałem... trzeba przerwać ten zaczarowany taniec, ale jak? Nie można dać im sposobności do żartów, bo nie zniósłbym teraz żadnego dwuznacznego uśmiechu, żadnego dowcipu a czułem, że wisiały one w powietrzu, jak osy krążące dokoła nas. Więc gwałtownie zakręciłem T w obrocie walca i puściwszy jej rękę, lecz nie zwalniając jej z objęcia, podniosłem ramię do góry z doniosłym okrzykiem.
- Mazur! wszystkie pary!...
Zahuczało na sali. Manewr okazał się dobrym. Prowadziłem mazura z T, wiedząc bez zarozumiałości, że w tym tańcu nie łatwo ze mną rywalizować. Chciałem się przed T wydać jak najawantażowniej i dopiąłem celu. Moja dziewczyna tańczy mazura cudownie,... byliśmy atrakcją sali. Porywano mi już teraz T. Niezmordowanie doprowadziłem taniec do końca, emablując wszystkie tancerki, jakie mi wpadły w ręce.
Nareszcie nasze umiejętności pozwalają wybrać się na wesele a nawet na bal.
12.
Zabawa trwała, a tańczące pary rozprzestrzeniły się od centralnego miejsca, którym był kominek, przy którym zainstalowano orkiestrę, aż do sąsiednich pokoi, w których także tańczono, wyśpiewując na całe gardło, cza-czę, merengue, cumbię i walce. Fala radości podsycana muzyką, słońcem i alkoholem przelewała się od młodych i od dorosłych ku starym; doktor Q zauważył ze zdziwieniem, że nawet don M H, ich osiemdziesięcioletni krewny, potrząsał z wysiłkiem swoim skrzypiącym ciałem, by nadążyć za rytmem „Szarego obłoku” w towarzystwie jego bratowej M, trzymanej w ramionach. Atmosfera pełna dymu, hałasu, ruchu, światła i zadowolenia przyprawiła doktora Q o lekki zawrót głowy; oparł się o poręcz i przymknął na chwilę oczy. Potem – uśmiechnięty i także zadowolony – zaczął przyglądać się E, która wciąż miała na sobie ślubną suknię, ale już bez welonu, i przewodziła zabawie. Nie miała chwili wytchnienia. Po każdym tańcu okrążało ją co najmniej dwudziestu mężczyzn, zabiegając o jej względy, a ona, z płonącymi policzkami i błyszczącymi oczyma wybierała za każdym razem innego i rzucała się w wir zabawy.
13.
X tymczasem od kwadransa
Tańczy z wdziękiem kontredansa,
Główkę schyla i co chwila
Do tancerza się przymila,
I taneczne stawia kroczki
Leciusieńkie jak obłoczki.
14.
W dwóch wielkich salach balowych, oddalonych od siebie tak, że muzyka grana w jednej nie docierała do drugiej, bawiono się różnie. W Sali Różowej tańczono arelską ayamę, taniec o trójdzielnym metrum, trudny, obfitujący w figury i złożone kroki, którego pełne wykonanie mogło zajmować i godzinę. Lecz ayama była tańcem zaiste królewskim, któremu nie mogły sprostać nogi byle szlachciury z zabitej dechami wsi, a takich person na obu dworach spotykało się przecież najwięcej; nie dla nich był także dostojny, chodzony lechet, korowodowy taniec cudzoziemski. Ściągano wiec tłumnie do Sali Zielonej, gdzie królowały swobodne, szybkie tańce zagranicznego i gminnego pochodzenia, takie choćby jak skoczna galarda. Miedzy obiema salami krążyły grupy i grupki ciekawskich, nie tyle pragnących tańczyć, co oglądać tańczących.
15.
Tańce szły z wielkim ożywieniem. Dwie orkiestry zmieniały się z sobą. Bal ten miał już odmienny styl niż podczas wystawy. Składała się na to przepyszna sala, dobór towarzystwa, bogate stroje i duch inny niż na balu publicznym. Ramy magnackiego zamku różniły się od hotelowych. Tu o występował w roli gospodarza zabawy i właściciela. W czasie figury mazurowej do młodego M podbiegł B, trzymając pod rękę hrabiankę M i S – Elektryczność i ogień au naturel! – zawołał – wolę ogień. Elektryczności mam dosyć – odparł W. B oddał mu S. Hrabianka zaśmiała się przykrym, szyderczym śmiechem. – les extremes se touchent! – rzuciła z ironią. O tańczył mazura klasycznie, z dystynkcją i junakierią zarazem. S płynęła: wyglądali niesłychanie. W tańcu spoglądał jej często w oczy. Ona swych nie spuszczała. W zawrotach przygarniał ją silnie, lecz bez zapału. Jego taniec, pomimo zręczności i zuchwałej brawury, układał się jednak trochę posągowo, co nadawało mu wyłączny wyraz. Twarz miał prawie poważną, S, pomimo zorzy w oczach – zamyśloną. Oboje byli szlachetni w ruchach. Wiał od nich urok. Musiano ich podziwiać.
16.
Młody książę, urzeczony niezwykłą urodą K natychmiast podbiegł do dziewczyny, skłonił się szarmancko i podał jej dłoń. Przez resztę wieczoru nie odstępował jej na krok. Zapatrzeni w siebie tańczyli i tańczyli, a X i Y Z zgrzytały zębami z zazdrości.
Czasem zatańczyć wypada, choć nie ma się na to ochoty, nie ma się partnera... albo się nie bardzo rozumie o co chodzi z tym całym tańcem...
17.
- Chodź! – syknęła P. – Mamy przecież tańczyć!
H wstał i potknął się o skraj swojej wyjściowej szaty. F J zagrały jakąś powolną, smętną melodię. Wkroczył na jasno oświetlony parkiet, starając się na nikogo nie patrzeć (kątem oka dostrzegł S i D, machających do niego i śmiejących się szyderczo), a w następnej chwili P. chwyciła go za ręce i jedną umieściła wokół swojej kibici, a drugą ścisnęła swoją dłonią. Nie jest tak źle, pomyślał H obracając się powoli w miejscu (P prowadziła). Starał się patrzyć gdzieś ponad głowy obserwujących ich ludzi, a wkrótce na parkiet weszło wiele innych par, więc reprezentanci szkół przestali być ośrodkiem powszechnej uwagi. W pobliżu tańczył N z G – G krzywiła się co jakiś czas, kiedy N nadeptywał jej na stopę (...)
18.
Bal cały, cały świat – wszystko zasnuwało się w jej duszy gęsta mgłą. Jedynie surowa dyscyplina wychowania podtrzymywała ją i zmuszała do wykonywania wszystkiego, czego od niej żądano. Tańczyła, odpowiadała na pytania, rozmawiała, a nawet uśmiechała się... Ale gdy miał się rozpocząć mazur, gdy zaczęto już usuwać krzesła i gdy niektóre pary przeszły z bocznych salonów do dużej sali; ogarnęła ja desperacja i zgroza: odmówiła pięciu tancerzom i teraz została bez partnera. Nie było żadnej nadziei, by ją ktoś poprosił, właśnie dlatego, że miała nazbyt wielkie powodzenie w świecie i nikomu nawet przez myśl przejść nie mogło, że dotychczas nie ma tancerza. Trzeba było powiedzieć matce, że jest chora i wrócić do domu. Na to nie starczyło jej sił. Czuła się zdruzgotana.
19.
W tej chwili około dwustu gości P zataczało się i kopało nogami w Tańcu Węża, malowniczym x-skim rytuale, którego uczestnicy najpierw upijają się, a potem łapią stojącą z przodu osobę w talii i z chichotem ruszają długą kolumną przez możliwie dużą liczbę pomieszczeń, najlepiej zawierających kruche przedmioty. Kopią przy tym na boki w rytm muzyki, a przynajmniej w jakiś tam rytm. Ta zabawa trwała już od pół godziny i wąż przemierzył wszystkie pałacowe komnaty, porywając w drodze dwa trolle, kucharza, głównego oprawcę P, trzech kelnerów, włamywacza, który akurat się napatoczył, i małego (...)
Muzyka i taniec mogą wywołać wizje, sprawić, że tańczący zapomni o całym świecie, że wpadnie w ekstazę, taniec może być rytuałem, a nawet modlitwą.
20.
Usiadł przy biurku. Chwycił pilota. Podniósł rękę i nagle, jak za dotknięciem laski Mojżesza, z głośników zaczęły się sączyć dźwięki Jeziora łabędziego. Potrzebował ich jak wody na pustyni. Obmyć się w nich. Wzlecieć, bo czuł się, jakby wciągały go ruchome piaski. Nie wiadomo dlaczego zaczął gapić się na wojskowe buty P. Chętnie by je włożył i wybrał się w góry. Odetchnąć czystym powietrzem. Otoczyły go dźwięki smyczków, trąb i harfy. Buty delikatnie uniosły czubki. Powoli, nieśmiało. Po chwili pojawiły się obok nich białe baletki. W ukłonach fletów i fagotów zaczęły je obiegać dookoła. Rozpoczął się przedziwny taniec. Poddał się kojącej, radosnej muzyce. Lekkość. Przestrzeń. Rozkołysanie. Taniec na wodzie. Ciężkie buty zapadają się w przezroczystej toni, lecz baletki tańczą lekko i urokliwie... Wspina się po skrzypcach jak po linie. Potrząsnął głową. Baletki gdzieś uleciały. Przypomniała mu się s. B.
21.
Nad brzegiem rzeki rozpalono ogniska, po czym zgromadzeni ruszyli w ów niesamowity taniec, który z jednej strony wita zmarłych i pozwala im odejść, z drugiej zaś stanowi pociechę dla żyjących. Dudniły bębny, grała muzyka. Nieco podniesiony na duchu wstałem, by przyjrzeć się tańczącym. Wtedy ujrzałem K. Stała wśród wierzb w towarzystwie pani M, S i M. Widząc, że S się zbliża, pani M wyszła mu na spotkanie, lecz zamieniła z nim kilka obojętnych, oficjalnych słów, wyrazów współczucia z okazji śmierci bliskich oraz nic nieznaczących uwag o podróży. Następnie -rzecz całkowicie naturalna w tych okolicznościach – oboje stanęli obok siebie, aby popatrzeć na tańce, ja jednak odniosłem wrażenie, że w ich głosach słyszę tęsknotę, że dostrzegam ją w ich pozach. Przejął mnie strach.
22.
Dobre tancerki zazwyczaj występują w ciaśniejszych skarpetkach, żeby czuć pod stopami każdą deskę sceny. Ja nie musiałam tego robić. Zbierając siły przed występem, czułam nie tylko deski, lecz nawet szwy wewnątrz skarpetek. Wreszcie usłyszałam chór bębnów i samisenów, zmieszany z szelestem strojów mijających mnie tancerek. Co było dalej nie pamiętam. Na pewno zamknęłam wachlarz, uniosłam ręce i lekko ugięłam kolana. W tej pozycji miałam pojawić się przed widownią. Chyba mi się powiodło, gdyż później nie słyszałam żadnych krytycznych uwag. Przypominam sobie, że ze zdziwieniem patrzyłam na własne ręce, wykonujące równe i zdecydowane ruchy. Ćwiczyłam niezliczone razy i to był mój atut. Odgrodzona od całego świata, tańczyłam bez kłopotów i niepotrzebnej nerwowości.
23.
Wszystko, wszystko jest dokładnie tak, jak sobie wymarzyła. Zamyka oczy i
stojąc na podium, w snopie ostrych świateł reflektorów, powoli zaczyna poruszać się w pulsującym rytmie techno. "Zatańczę tak, że Jezu... O Boże jak ja zatańczę!"
(...)
E szaleje na podium, a sala wyje i bije brawo do taktu. Chłopcy potrząsają butelkami najtańszego szampana, piją wprost z flaszek, a strugi alkoholu, pieniąc się, płyną też w stronę podium.
-Kąpiemy w szampanie dziewczynę 21szego wieku! Witamy 21 wiek! Kochajcie
się! – ryczy didżej.
Sukienka E jest już mokra i ciasno przylega do ciała. Techno pulsuje coraz szybciej i mocniej. Jak jej serce. Stuk-puk...stuk-puk...stuk-puk.
– E, daj czadu! Daj czadu! – krzyczą M z P.
"Jak to było w 9 i pół tygodnia?", myśli gorączkowo E i już wie. "Wszystkich przebije... będzie odjazd... To przecież sylwester. I nowy wiek...nowy wiek!" Teraz E porusza się wolniej i – naśladując Kim Basinger zlizuje ze swego ciała krople alkoholu. Obciąga dekolt, a potem zsuwa jedno gniazdko czarnego biustonosza. Sala najpierw cichnie, a potem wybucha wrzaskiem entuzjazmu.
- Brawa! Brawa za odwagę dla dziewczyny Nju Ejdżu! Weszliśmy w nowy
wiek! Ten wiek jest dla was! Zróbcie z nim co chcecie! Kochajcie się! – ryczy didżej.
Reflektory oświetlające podium przygasają, ale E nic o tym nie wie. Nadal porusza się jak we śnie, w którym Kim Basinger kocha się z Mickeyem Rourke-im wciąż zlizuje ze swojej skóry lepkie, wilgotne krople.
-Wystarczy, mała – mówi didżej za jej plecami, ale E go nie słyszy. – No złaźże już! – irytuje się, wstaje zza konsoli i klepie E po tyłku. – Robimy przerwę. Chodź poznam Cię z kumplami.
Do E powoli dociera rzeczywistość. Północ minęła, muzyka ucichła. Światła przygasły. Nikt nie tańczy, słychać gwar rozmów. Dyskoteka odpoczywa po burzliwym wejściu w nowy wiek. „Więc to już? Tylko tyle?”, myśli Ewa. "Nie chcę, żeby to był koniec"
24.
To już nie była muzyka, to było szaleństwo. - Tańcz, F! Zapamiętaj się! Obcas, czubek buta, obcas, czubek buta, obcas, wykrok i podskok, ruch ramieniem, pięści na biodrach, obcas, obcas. Stół dygocze, światło faluje, tłum faluje, wszystko faluje, cała szopa tańczy, tańczy, tańczy... Tłum wrzeszczy, G wrzeszczy, A wrzeszczy, M śmieje się, klaszcze, wszyscy klaszczą i tupią, szopa drży, ziemia drży, świat drży w posadach. Świat? Jaki świat? Nie ma już świata, nie ma nic, jest tylko taniec, taniec... Obcas, czubek buta, obcas... Łokieć I... Gorączka, gorączka... Rżną już tylko skrzypki, fujarki, basetla i dudy, bębnista tylko wznosi i opuszcza pałeczki, jest już niepotrzebny, takt wybijają one. I i C, ich obcasy, aż huczy i kołysze się stół, huczy i kołysze się cała szopa... Rytm, rytm jest w nich, muzyka jest w nich, one są muzyką. Ciemne włosy I tańczą nad czołem i na ramionach. Struny gęśli zanoszą się zgorączkowanym, płomiennym, sięgającym najwyższych rejestrów śpiewem. Krew wali w skroniach. Zapamiętanie. Zapomnienie. Jestem F. Zawsze byłam F! Tańcz, I! Klaszcz, M! Skrzypki i fujarki kończą melodię ostrym, wysokim akordem, I i C punktują koniec tańca jednoczesnym łomotnięciem obcasów, a ich łokcie nie tracą przy tym kontaktu. Dyszą obie, rozedrgane, mokre, lgną do siebie nagle, obejmują, obdarzają się wzajem potem, gorącem i szczęściem. Szopa eksploduje jednym wielkim wrzaskiem, klaskaniem dziesiątków dłoni. - F, ty diablico - dyszy I. - Gdy znudzi się nam rozbój, pójdziemy w świat zarabiać jako tancerki... C też dyszy. Nie jest w stanie powiedzieć ani słowa. Śmieje się tylko spazmatycznie. Po jej policzku płynie łza.
25.
Czując, że czas już, by dać coś z siebie B także poderwał się i zawołał:
- Słyszę go; nadchodzi.
Ale to nie była prawda. Niczego nie słyszał i nikt jego zdaniem nie nadchodził. Nikt – pomimo muzyki, pomimo rosnącego podniecenia. Niemniej machał rękami i krzyczał wraz z najaktywniejszymi; kiedy zaś inni zaczęli przebierać nogami i maszerować w miejscu, on również zaczął przebierać nogami i maszerować w miejscu.
Ruszyli korowodem tancerzy, każdy z rękami na biodrach osoby poprzedzającej, raz za razem okrążali salę, krzycząc unisono, wybijając rytm nogami, klaszcząc w takt muzyki, klaszcząc dłońmi w pośladki towarzyszy; dwanaście par rąk klaskało niczym jedna para; dwanaście par pośladków oddawało słabe echo niczym jedna para. Tuzin w jedno ja, tuzin w jedno ja. „Słyszę go, słyszę jak nadchodzi”. Muzyka nabrała tempa; szybciej uderzały stopy, coraz szybciej klaskały do rytmu dłonie.
26.
M ogromnie była zachwycona widokiem tych byków i chciała popróbować swej zręczności. W ten sposób po raz pierwszy zobaczyłem ją tańczącą przed dzikimi bykami. I nigdy jeszcze nie widziałem czegoś podobnego, a serce zamierało mi ze strachu, gdy patrzyłam na nią. Albowiem dziki byk to najstraszniejsze z wszystkich dzikich zwierząt, okropniejsze nawet od słonia, który ma usposobienie pokojowe, gdy się go nie drażni. Rogi byka są długie i ostre jak szydła i rozpruwa nimi człowieka z łatwością, wyrzuca go wysoko w powietrze i tratuje kopytami. M tańczyła przed bykami odziana tylko w leciutką suknię i bez trudu im się wymykała, gdy zginały karki, i rycząc rzucały się na nią. Rozgrzana tańcem cała płonęła zapałem i nawet srebrną siateczkę na włosy odrzuciła, także włosy jej rozwiewały na wietrze. A taniec jej był tak szybki, że oko nie mogło nadążyć za wszystkimi ruchami, gdy przeskakiwała pomiędzy rogami atakujących byków i łapiąc je za rogi odbijała się stopami o ich czoła, i wyrzucała się w powietrze, by wywinąwszy kozła spaść znowu stopami na kark byka. Przyglądałem się jej sztuce i świadomość tego, że na nią patrzę, podniecała ją tak, że dokazywała rzeczy, o których nigdy nie przypuszczałbym, że człowiek może ich dokonać, gdybym sam ich nie widział.
27.
- Nie musisz mi nic tłumaczyć. Sama bardzo często tańczę z zamkniętymi oczami. To jedyne chwile ukojenia w moim życiu. Zanim urodziłam V, często chodziliśmy z mężem i przyjaciółmi po klubach. Widywałam tam ludzi tańczących z zamkniętymi oczami. Niektórzy robili to tylko na pokaz, ale innymi kierowała jakby jakaś wyższa, potężniejsza siła. Odkąd sięgam pamięcią, w tańcu zawsze szukałam sposobu na nawiązanie kontaktu z czymś silniejszym, potężniejszym ode mnie. Powiesz mi, co to była za muzyka?
(...)
- Wszystko się porusza. I wszystko porusza się w określonym rytmie. A wszystko, co porusza się w określonym rytmie, wydaje określony dźwięk. Dzieje się tak tutaj i równocześnie w każdym innym miejscu na świecie. Zauważyli to już nasi przodkowie, kiedy chronili się przed zimnem w jaskiniach: wszystko poruszało się i wydawało dźwięki. Początkowo ich reakcja był lęk, ale szybko ustąpił on miejsca bezbrzeżnemu podziwowi. Pojęli, że w ten sposób porozumiewa się z nimi jakaś Wyższa Istota. W nadziei, że odwzajemnią jej się tym samym, zaczęli naśladować te obserwowane wokół siebie ruchy i dźwięki. Tak narodziły się taniec i muzyka. Kilka dni temu mówiłaś, że poprzez taniec nawiązujesz kontakt z czymś potężniejszym od siebie.
- Kiedy tańczę, jestem wolna. Lub raczej, jestem wolnym duchem, który wędruje po wszechświecie, obserwuję teraźniejszość, odgaduję przyszłość, przeistacza w czystą energię. I to mi daje olbrzymią przyjemność, radość, nieporównywalna z niczym, czego kiedykolwiek doświadczyłam. Kiedyś chciałam zostać świętą – czcić Boga śpiewem i tańcem, ale ta droga jest dla mnie raz na zawsze zamknięta.
Okazuje się, że nie tylko ludzie tańczą.
28.
– Gwóźdź! – wrzasnął G.
O, teraz sprawa przedstawiała się poważnie. Gwóźdź pojął, że przebrał miarkę. Powoli, kręcąc całą tylną częścią tułowia w jakimś pełnym niewysłowionej skruchy tańcu, zbliżył się do pana. Pan musiał go zrozumieć. Pan go zawsze rozumiał. Działał dla jego dobra, nawet tę zupę zjadł dla niego.
Ale G nie był w nastroju zagłębiania się w skomplikowana psią psychologię. Schylił się i trzepnął potężnie we wciąż roztańczony na podkurczonych nogach zad Gwoździa. Piez zawył, zakręcił się wokół własnej osi i rozejrzawszy się w ułamku sekundy, gdzie by się schronić ze swoim wstydem i rozpaczą, ruszył z powrotem do kolan U. Dziewczyna usiadła na brzegu skrzynki, przygarnęła go do siebie i patrzyli teraz obydwoje na G w milczeniu, z posępnym wyrzutem w oczach.
G poczuł się chamem i barbarzyńcą.
Taniec jako metafora związku kobiety i mężczyzny.
29.
Tak jak w tańcu: gdy kobieta robi dwa kroki wstecz, mężczyzna robi dwa kroki naprzód. Kiedy on robi dwa kroki w tył, ona może zrobić dwa kroki do przodu. To dawanie i branie jest podstawowym rytmem związku. Czasami oboje ciągną do tyłu albo prą do przodu. (...)
W czasie tańca kobieta z gracją raz jest w ramionach partnera, raz wirując odsuwa się od niego. W udanym związku obowiązuje ten sam wzorzec. Kobieta cieszy się z widoku partnera, pada mu w ramiona, a potem, po pauzie i przygotowaniu, odsuwa się od niego i dzieli się swoimi uczuciami, krążąc wokół niego. Innym razem, on mocno trzyma ją w ramionach, ona kołysze się, a potem odchyla do tyłu. Z jego pomocą może pochylić się nawet do podłogi, a potem znowu podnieść. Tak samo, gdy kobieta mówi o tym, co czuje, jego wsparcie zapewnia jej bezpieczeństwo. W tańcu kobieta krąży, wiruje wokół mężczyzny, a on pozostaje stabilny. Kobieta pragnie, żeby mężczyzna tylko słuchał i nie reagował swoimi uczuciami, gdy ona zwierza z własnych. Oczywiście są chwile w tańcu, kiedy wirują oboje, ale w tym celu muszą się od siebie odsunąć i dopiero potem znów połączyć. Z tańca mężczyzna czerpie poczucie niezależności i autonomii, które umożliwia mu prowadzenie partnerki, a kobieta daje upust swojej potrzebie współdziałania i bycia razem poprzez pomagania mężczyźnie we wspieraniu jej w wykonywaniu figur.
A może taniec jako sposób na życie?
30.
Życie, pszę państwa,
N’est-ce pas: konglomerat,
Darzy człowieka
Raz dobrym, raz złym,
Czasem rad żyjesz,
A czasem znów nierad,
Zależy zaś z czego
I z kim.
Dziś zdrowyś, szczęśliwyś,
Uroczą msz żonkę,
Do wczoraj pod wozem,
Dziś wlazłeś na wóz,
A jutro, pszę państwa,
Dość wpaść pod dwukonkę:
Skończone, umarte
I szlus.
A ja sobie raz w lewo,
A ja sobie raz w prawo,
Lekko, zwinnie i żwawo,
I najchętniej na dwa,
A ja sobie walczyka,
A ja sobie wokoło,
I na duszy wesoło,
Ha, ha!
Miłość, pszę państwa,
N’est-ce pas: tak na oko,
Wzniosłość, sentyment
I kontakt dwóch dusz,
Spojrzeć zaś głębiej,
Tak całkiem głęboko:
Une cochennerie,
No i już...
Bo najpierw swej lubej
Się wznosi piedestał,
To znaczy: organizm
Wyżywać się chce,
A potem organizm
Wyżywać się przestał,
I wtedy pszę państwa,
Adieu!
A ja sobie raz w lewo,
A ja sobie i raz w prawo,
Lekko, zwinnie i żwawo,
I najchętniej na dwa,
A ja sobie walczyka,
A ja sobie wokoło,
I na duszy wesoło,
Ha, ha!
Bryndza, pszę państwa,
Nie hańbi człowieka,
Pieniądz, pszę państwa,
Nie hańbi go też,
Człek bez mamony
Pszę państwa, kaleka,
Robaczek, puch marny,
Co chcesz.
Na ogół los dzieli
Podarki swe między
I trudno jednemu
Wszystkiego mieć w bród,
Stąd właśnie cnotliwym
Brak zwykle pieniędzy,
Bogatym, pszę państwa,
Brak cnót.
A ja sobie raz w lewo,
A ja sobie raz w prawo,
Lekko, zwinnie i żwawo,
I najchętniej na dwa,
A ja sobie walczyka,
A ja sobie wokoło,
I na duszy wesoło,
Ha, ha!
==========
Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu