Nieszczęsny kamyk...
Książka, po przeczytaniu której nie sposób nagle powrócić do rzeczywistości wokół, chociaż tak naprawdę Miklaszewska nie umieszcza akcji w jakiejś nierealnej przestrzeni. Wszystko mi się w niej podobało - przepiękny styl (ani jednego zbędnego słowa, myśli ujmowane w sposób wręcz elegancki, finezyjny), poruszająca historia dziejąca się w teraźniejszości oraz pięknie, baśniowo, nawet odrobinę poetycko opisana przeszłość, która odeszła na zawsze. Godny podziwu także pomysł i umiejętność wywołania sentymentalnych (acz niebanalnych) spojrzeń.
To opowieść o mężczyźnie w średnim wieku, którego opisują słowa z wiersza Oscara Miłosza "I jak nieszczęsny kamyk, co kiedyś z ręki padł/ Okrutnego dziecka w głębie ciemnego jeziora". Samotny introwertyk, pisarz i człowiek o niezwykle wrażliwym wnętrzu przyjeżdża po latach do górskiego schroniska, które kiedyś było jego rodzinnym domem (sugestywne wspomnienia dzieciństwa zawiera pierwsza część powieści), aby odizolować się od rzekomo wrogiej mu, rozszalałej od codziennych gonitw za niczym rzeczywistości. Okazuje się, że życie w odcięciu od świata nie przynosi oczekiwanego spokoju.
Ten nierozważny introwertyk w dzieciństwie zaczął wykuwać w pobliskim lodowcu tunel, który postanawia pogłębić, próbując schować się w zimnej czeluści przed wszystkim, co go w życiu niepokoi. Szereg nocy i dni spędzonych w towarzystwie własnym i swojego brata (skomplikowane relacje między mężczyznami stanowią dodatkową sferę znaczeniową książki) pozwala mu zrozumieć, iż tak naprawdę uciec od świata i ludzi nie sposób i że tylko z nimi przeżyć można dane nam życie w pełni.
Książka, która na pewno stanie się bliska każdemu wyalienowanemu nadwrażliwcowi mającemu wrażenie, iż życie toczy się gdzieś obok niego. Powieść wyraźnie pokazująca, w jak bliskim sąsiedztwie są na co dzień miłość i samotność.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.