Dodany: 29.11.2010 22:46|Autor: sylkwiatek

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: W komnatach Wolf Hall
Mantel Hilary

„W komnatach Wolf Hall”, czyli nie bójmy się powieści historycznych


Przyznam się na samym początku, że czasy Tudorów, a zwłaszcza Henryka VIII, interesują mnie od podstawówki. Przyznam się również, że o czasach tych czytałam sporo, zarówno opracowań naukowych, popularnonaukowych, jak i powieści zupełnie nienaukowych. I w końcu przyznam się, że, pomimo pochlebnych recenzji na anglojęzycznych blogach, po „W komnatach Wolf Hall” Hilary Mantel spodziewałam się o wiele mniej niż dostałam. O powieści tej można pisać dużo, długo, i wieloaspektowo, bo jest, nie boję się użyć tego słowa, naprawdę monumentalna.

Jeśli idzie o mnie, to opowieść Mantel pochłonęła mnie totalnie. Od momentu, kiedy po raz pierwszy spotykamy Cromwella, ledwo trzymającego się na nogach, pobitego przez sadystycznego ojca, do ostatnich stron, gdy widzimy go jako człowieka dzierżącego realną władzę, doskonale ubranego, otoczonego zarówno lojalnymi współpracownikami, jak i wianuszkiem niekoniecznie przychylnych mu osobistości z bliższego i dalszego otoczenia Henryka VIII, którzy, chcąc nie chcąc, muszą się z nim liczyć. Jaki jest Cromwell Hilary Mantel? To prawdziwy pan swojego losu, wszystko, co osiągnął, zdobył dzięki wiedzy, sprytowi, umiejętności wykorzystywania okazji. Chłopiec z plebsu, który stał się kimś nie dzięki splotowi okoliczności, a własnemu uporowi, błyskotliwej inteligencji, pragmatycznemu podejściu do życia. Jednocześnie jest Cromwell w sferze prywatnej wiernym mężem, kochającym, łagodnym ojcem, troskliwym opiekunem dalszej rodziny. Jest skomplikowanym facetem, od którego współczesne rekiny biznesu czy polityki mogłyby się wiele nauczyć.

Zdanie wytrych to „Beneath every history, another history”* – tak właśnie zbudowana jest ta powieść. Wątek dotyczący głównego bohatera nieuchronnie przeplata się z historią upadku kardynała Wolseya, którego Cromwell nigdy nie opuszcza, co paradoksalnie staje się jego największym atutem, właśnie dzięki temu jest postrzegany jako lojalny, wierny i nieprzekupny człowiek, i dzięki temu nie idzie na dno wraz z Wolseyem. Ale mamy tu i inne historie: przelotny romans Henryka z Marią Boleyn i ten mający o wiele poważniejsze konsekwencje – z Anną Boleyn. Znowu Henryk i Anna? Ano znowu. Jednak tym razem historia pokazana jest niejako we fragmentach, musimy ją sobie „zbudować” z pozornie pozbawionych znaczenia spojrzeń, rozmów, plotek. Na początku niczego nie jesteśmy pewni, możemy się tylko domyślać, tak jak ci, którzy byli jej naocznymi świadkami. A Cromwell, jak można się spodziewać, domyślił się wcześniej. Co więcej, wiedział, jak dać monarsze to, czego ten pragnął (a może tylko myślał, że pragnie?) najbardziej.

Uderzyło mnie bogactwo wątków pozornie pobocznych, liczba bohaterów pojawiających się na kartach powieści, wnikliwość, z jaką Mantel maluje portret Anglii pierwszej połowy XVI wieku. Pojawiają się i postacie publiczne, jak choćby Tomasz Morus, święty katolickiego Kościoła, którego wizerunek w powieści daleki jest od ideału, i prywatne z otoczenia Cromwella, które choć nie mają bezpośredniego wpływu na bieg wydarzeń, są równie szczegółowo namalowane. Widzimy Anglię u progu reformacji, Anglię, w której bezlitośnie tropi się i posyła na stos sympatyków Lutra, by za chwilę przygotowywać zapisy, na mocy których Henryk zerwie stosunki z Rzymem i stanie się głową Kościoła. Faktem jest, że angielska reformacja początkowo niewiele ma wspólnego z ruchem na kontynencie. To reformacja mająca na celu tylko jedno – unieważnienie małżeństwa z Katarzyną Aragońską, reformacja wdrożona odgórnie dzięki między innymi Cromwellowi, który choć sam w ukryciu czytuje pisma protestanckie, nie przyznaje się do tego publicznie. Śledzimy ciągle zmieniający się układ sił, upadek jednej wpływowej rodziny nieodmiennie oznacza wzrost znaczenia drugiej. Nawet młodziutka Jane Seymour przemyka po korytarzach tudorskiego zamku, mały szpieg, którego historia jeszcze się tak naprawdę nie zaczęła.

A jednak to bogactwo wątków nie przytłacza. Może dlatego, że Mantel w dużym stopniu rezygnuje z opisu na rzecz dialogu, którego za mocno nie stylizuje. To, jak również prowadzenie narracji w czasie teraźniejszym, sprawia, że postrzegamy tę historię nie jako coś nieuchronnego, co po prostu wydarzyło się i już, ale jako dynamiczny proces, który obserwujemy w trakcie stawania się. Historia nie jest tu statyczna, jest ciągłą zmianą. Koniec powieści, moment, w którym Cromwell wybiera się, by odwiedzić siedzibę Seymourów, tytułowe Wolf Hall, nie jest końcem jego historii, jest początkiem jej kolejnego etapu. Nie jest to również koniec historii Anny Boleyn, choć czarne chmury już się nad nią gromadzą. Nie jest to tym bardziej koniec historii Henryka – w kolejce czeka przecież jeszcze kilka żon.

Opowieść o Cromwellu urywa się w momencie, gdy bohater jest na samym szczycie, a ze szczytu jest przecież tylko jedna droga - w dół. Mantel nie chce tego powiedzieć wprost, tworzy pozorne zakończenie, przerywa akcję w czwartym akcie dramatu. Czy dalszy ciąg historii Cromwella mógłby potoczyć się inaczej? Być może. Ale nie w tamtym czasie, nie w tamtym miejscu, nie z tamtymi ludźmi.



---
* "Z każdej historii wyłania się inna historia" (tłumaczenie autorki recenzji).


[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4553
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: McAgnes 14.12.2010 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam się na samym poc... | sylkwiatek
Brzmi bardzo ciekawie. Ostatnio słucham sobie "Dwanaście miesięcy czyli historia Anglii" - to koresponduje ze sobą! Wrzucam do schowka, koniecznie. Właściwie to ktoś w biblionetce wymienia, może uda się zdobyć.
Użytkownik: naufraga 21.05.2013 22:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam się na samym poc... | sylkwiatek
Mnie też zachęciła ta recenzja..książka do schowka :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: