Muminki? Dozwolone w każdym wieku!
Może zauważyliście, że ostatnio sen z powiek spędzało mi pytanie: "Czy mój czas na spróbowanie "Muminków" już minął? Czy nie będzie to tak, jakbym w moim wieku zachwycał się smakiem skondensowanego mleczka z tubki?". Po wielu zachęcających komentarzach postanowiłem przekonać się na własnej skórze, czy "Muminki" się dla mnie nie przeterminowały.
Przeczytawszy w parę wieczorów, choć to była książeczka na jeden (niestety, obowiązki mnie od niej odrywały) mogę z czystym sumieniem stwierdzić, iż zawiera ponadczasowe treści. Pokazuje przede wszystkim wartość czegoś takiego jak przyjaźń (choćby na przykładzie Muminka i Włóczykija), młodzieńcze zauroczenia (Muminek i Panna Migotka), stabilną miłość małżeńską (rodzice Muminka) i wiele innych.
Znajdziemy tu całą galerię wspaniałych postaci, które - o dziwo - łatwo, przykroiwszy do ludzkich odpowiedników, odszukać w naszym otoczeniu. Gderliwy Piżmak, naukowiec Paszczak, marzyciel i indywidualista Włóczykij, niezdarny, trochę głupiutki Ryjek czy śliczna, łagodna Migotka to tylko pojedyncze przykłady. Na pewno każdy znajdzie swojego ulubionego bohatera.
Naprawdę wielkim atutem tej książki - choć mimo wszystko pisana jest chyba dla nieco młodszych odbiorców - są przekonujące emocje bohaterów. Zdziwiło mnie, że udało się to w bajce. Naprawdę zdumiało mnie, że zrozumiałem w pełni, co czuje Muminek, gdy ma świadomość, że ukochany przyjaciel Włóczykij jest tam gdzieś bez niego. Potrafiłem wczuć się też w tego biednego Ryjka, który za wszelką cenę chce się nauczyć pływać tak dobrze jak inni.
Mimo iż pod pewnymi względami widać, że powieść Jansson zaadresowana została do młodszego grona (jakże irytujące mnie infantylne przypisy odautorskie), chwilami miałem poważne co do tego wątpliwości. Muszę przyznać, że obudziła się we mnie jakaś dziecięca trauma wyniesiona z kreskówki. Dobranocka wszak była podszyta jakąś brutalnością i widzę, że również książka nosi te cechy.
O co mi chodzi? Otóż nie znam nikogo z moich znajomych, kto nie bałby się Buki - epizodycznej postaci. Sam pamiętam czasy, gdy jako paroletni berbeć drżałem ze strachu wpatrując się w tępe oczy nieruchomej Buki. Bałem się, że w końcu przypłynie do Doliny Muminków i je pozjada. Jestem przekonany, że będąc jakieś dziesięć lat młodszym podobny strach odczuwałbym podczas lektury, wyobrażając sobie Paszczaka otoczonego przez tłum strasznych, głuchoniemych Hatifnatów lub dom Muminków obrośnięty jak dżunglę.
Czarno-białe ilustracje dodają uroku tej książce. Nie biją w oczy tęczą jaskrawych kolorów. Czytelnik ma wrażenie, że czyta właśnie coś ponadczasowego, a nie bajeczkę wypełnioną kolorowymi obrazkami. Do dziś zresztą próbuję znaleźć czarno-białe wydanie "Alicji w Krainie Czarów". Zresztą po co w "Muminkach" kolory, skoro mamy takie ładne opisy:
"Było to gdzieś w końcu lipca. W Dolinie Muminków panował ogromny upał. Nawet muchy nie miały sił brzęczeć. Drzewa stały zakurzone i jakby zmęczone, a woda w rzece nie nadawała się już na sok malinowy - płynęła cienką, brązową strugą przez spragnione deszczu łąki"*.
Ta książeczka jest więc nasycona swego rodzaju magią. A przy tym potrafi być życiowa. Zawiera również sporą dawkę humoru. Miałem co prawda ochotę wystawić czwórkę za pewne drażniące powtórzenia językowe, ale reszta plusów zdołała mnie ułaskawić.
Wiem jedno - do Doliny Muminków na pewno jeszcze powrócę!
---
* Tove Jansson, "W Dolinie Muminków", tłum. Irena Szuch-Wyszomirska, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2005, str. 84.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.