„Tylko niech nikt nie zabrania mi mówić”
[recenzja w niewielkim stopniu zdradza treść powieści]
„Tylko niech nikt nie zabrania mi mówić”[1].
Tymi słowami rozpoczyna się historia spisana przez hiszpańskiego powieściopisarza, dziennikarza i krytyka literackiego, Eduarda Mendicuttiego, urodzonego w 1948 roku. Po sześćdziesięciu latach życia popełnił on powieść „Porozmawiaj ze mną”, która ukazała się w Polsce, nakładem wydawnictwa Muza, dwa lata po hiszpańskiej premierze.
To historia siedemdziesięciosześcioletniego obywatela małego, prowincjonalnego miasteczka La Algaida, o imieniu Nerczan. Nerczan jest zarówno głównym bohaterem, jak i narratorem. Cała treść została przedstawiona w formie długiego monologu, trwającego przez trzy tygodnie - od 23 marca do 12 kwietnia - i podzielona została na dwie części o prostych tytułach: „Jeden” i „Dwa”. Nie jest to jednak podział równy, gdyż akcja drugie części toczy się w ciągu jednego dnia i jest kulminacją nie tylko zdarzeń z ostatnich trzech tygodni, ale także całego życia Nerczana, które ten nieustannie sobie przypomina, przetwarza na nowo, przeplatając wspomnienia z aktualnymi zdarzeniami.
Nerczan od sześćdziesięciu lat prowadzi firmę Haute Manicure, „robiąc paznokcie” zamożnym damulkom w ich własnych domach. Z wiekiem pogarsza mu się wzrok, ale on nie przerywa swojej działalności. Niczego innego nigdy w życiu nie robił, pewnie nie potrafiłby zająć się inną pracą, a przecież musi zarobić na utrzymanie swoje i swojej siostry, Antonii, która najwyraźniej zniedołężniała na starość i prawdopodobnie nawet nie wie, co się wokół niej dzieje. Nie znamy bowiem przyczyny jej choroby, wiemy natomiast, że kiedyś była zdrowa, uczestniczyła w życiu La Algaidy, a nawet była uczestniczką jednego ze skandali. Nerczan opiekuje się nią, zmienia jej pieluchy, czasem robi jej manikiur, karmi ją, kąpie, przy czym pomaga mu wynajęta przez niego opiekunka - Fallon, transseksualista m/k.
Pewnego dnia Nerczan dowiaduje się, że grupa osób chce nadać ulicy jego imię, by w ten sposób oddać mu cześć jako człowiekowi-instytucji, który całe swoje życie poświęcił La Algaidzie, stał się jej nieodłączną częścią. Nerczan sam ma zdecydować, która to będzie ulica. Wybiera ulicę Milczenia. Nie jest to wybór przypadkowy, choć dość katastrofalny w skutkach. Okazuje się, że ta ulica nieoficjalnie nosi nazwę ulicy Milczenia Chrystusowego, ponieważ w Wielką Środę przechodzi nią kościelna procesja. Jest to przyczyną wielu sprzeciwów ze strony środowisk prawicowych i katolickich, wszak to skandal, żeby homoseksualista odbierał ulicę Jezusowi.
Nerczan bowiem jest homoseksualistą, „gównianą ciotą” - jak zwykł go określać w przeszłości jego ojciec, „odwróconym” - jak mówi sam o sobie. Nie jest to jednak sprawa prosta, nawet dla samego Nerczana. Owszem, nawet jako starszy pan czuje on ciągoty do innych mężczyzn, co objawia się w dość nietypowych sytuacjach, chociażby w trakcie spowiedzi, gdy nie może odwrócić wzroku od rozporka swego przyjaciela, nowoczesnego księdza Pelaya. Jednakże to, czy do końca pogodził się z własną orientacją seksualną, pozostaje dyskusyjne. Jako mały chłopiec próbował sobie odciąć genitalia, lecz choć wspomina to zdarzenie, nie podaje jednak przyczyny swojego ówczesnego zachowania. Przez całe życie towarzyszy mu poczucie winy wywołane tym, iż jego ojciec nigdy nie zaakceptował jego odmienności. Z jednej strony jest mu przykro, że nigdy nie brał go na ręce, że krytykował nawet jego pracę manikiurzysty, jako zajęcie niemęskie. Z drugiej strony - odczuwa ogromną złość na ojca, co widocznie jest chociażby w tym, iż w swoich monologach skierowanych do Antonii nazywa go jej ojcem, nie mówi o nim „nasz ojciec”. Nigdy też do końca nie zaakceptował swojego przyrodniego brata z poprzedniego małżeństwa ojca, który jest „normalny”, ma heteroseksualną rodzinę. Nie nazywa go swoim bratem, nazywa go synem ojca. Stosunek Nerczana do innych homoseksualistów jest równie ambiwalentny, z jednej strony wie, że nadanie jego imienia ulicy będzie korzystne dla całego środowiska homoseksualnego, z drugiej strony - z pogardą wypowiada się o współczesnych „gayach”. Jest w tym także pewna nutka zazdrości, że to oni mogą brać ze sobą śluby, że jemu nikt nigdy nie dał takiej możliwości. Dziś jest już na to za stary, wiele szans zaprzepaścił, wielu nie wykorzystał. Po prostu milczał.
I to właśnie milczenie jest głównym tematem tej powieści. Nerczan wybiera ulicę Milczenia nie dla skandalu, a dlatego, żeby „wypełnić ją tym wszystkim, czego do tej pory nie dane mu było powiedzieć, czy raczej tym, czego do końca powiedzieć nie potrafił”[2]. Nie oznacza to wcale, że Nerczan przez całe życie milczał. On tak naprawdę milczeć nie potrafił i nadal nie potrafi, ciągle opowiada różne historie swoim klientkom, Antonii, napotkanym rozmówcom, a gdy nie ma do kogo „gęby otworzyć”, opowiada je samemu sobie. Problemem jest to, że nigdy nie mówi o tym, o czym chciałby mówić; jak sam stwierdza, „takie kłapanie dziobem to nic innego jak knebel”[3].
Można odnieść wrażenie, że Nerczan prawie nie słucha innych, jeżeli ich wypowiedzi nie dotyczą jego samego. Nawet jeżeli wypowiedzi innych pojawiają się w powieści, to tylko przytaczane przez Nerczana, w jego myślach. Stanowią zaledwie odsetek, o ile nie promil całej powieści. Nerczan popadł w manię, która nasila się wraz z rozwojem powieści. Coraz więcej słów wyrzuca z siebie, robi się wtórny i nudny. Zdaje się okropnym egoistą, który nie dostrzega niczego poza czubkiem własnego nosa. Okazuje się, że opieka nad Antonią jest dla niego udręką, że nie ufa nawet opiekunce Antonii, Fallon, a damulki, którym robi manikiur uważa za zblazowane bogaczki. W dodatku nie potrafi się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości, nie rozumie Internetu, nigdy chyba nie zrozumie, jak działa mikrofalówka. To człowiek z poprzedniej epoki, który nie potrafi zmierzyć się z życiem, a jego obsesyjne myśli stają się sposobem na zagłuszenie sumienia i niedopuszczanie do siebie demonów przeszłości. Nerczan tak naprawdę już dawno umarł, co niezwykle mocno podkreśla motto książki: „Nie zdajesz sobie sprawy, że od lat rozmawiasz z nieboszczykiem?”. On nie ma żadnej przyszłości, a jego obecne życie jest tylko wegetacją. Mendicutti skazuje zatem czytelnika na kilkusetstronicowy kontakt z trupem, którego wyposaża w przykrą umiejętność mówienia.
Paradoksalnie, wszystko to, co najgorsze i najbardziej irytujące w tej powieści jest jednocześnie jej największym atutem. Łatwo przecież powiedzieć, że Nerczan jest nudnym, irytującym starcem, który nie wykorzystał swojego życia i który poprzez swoje gadulstwo mści się za to na swoich słuchaczach. Nie zapominajmy jednak, że większość tej powieści dzieje się tylko w głowie Nerczana, a więc mamy dostęp do czegoś, czego normalnie byśmy nie zauważyli w jego zachowaniu. Być może właśnie w ten sposób Mendicutti chce nas zachęcić do tego, żebyśmy przyjrzeli się naszym własnym myślom i przestrzec przed tym, byśmy w wieku kilkudziesięciu lat nie stali się równie bezsilni i zgorzkniali jak Nerczan. Lektura tej powieści wcale nie jest przyjemna, ale myślę, że warto jej doświadczyć od początku do końca.
---
[1] Eduardo Mendicutti, „Porozmawiaj ze mną”, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, 2010, s. 9.
[2] Tamże, s. 21.
[3] Tamże, s. 176.
[4] Tamże, s. 5.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.