Dodany: 31.10.2010 15:28|Autor: Sen Endymiona

Mongolia kontra autyzm


Niedawno wydana w Polsce powieść Ruperta Isaacsona jest zdecydowanie niebanalna. To historia autobiograficzna napisana przez twórcę wielu przewodników turystycznych. Jego ułożone życie prowadzone u boku buddystki Kristin zostało przewrócone do góry nogami, gdy urodził się Rowan. Jak się okazało, cierpi on na zespół upośledzenia rozwoju zwany zespołem Kannera. Para młodych rodziców cudem radziła sobie ze sprawiającym nie lada problemy dzieckiem. Tak zaczęła się podróż na mongolskie lądy, gdzie Rupert i Kristin mieli nadzieję znaleźć pomoc u tamtejszych szamanów…

Trudno jest oceniać książkę wiedząc, że powstała ona jako prezentacja prawdziwych zdarzeń. Zwłaszcza że historia przedstawiona w tej pozycji jest pełna wyrzeczeń, poświęceń i niegasnącej nadziei, która przecież umiera ostatnia. Kiedy czytałem fragment, w którym przedstawiony był obrzydliwy posiłek składający się z najróżniejszych składników – z odchodami renifera włącznie – byłem pełny podziwu dla determinacji i altruizmu rodziców chłopca. Ten przywołany przeze mnie przykład jest tylko jednym wśród wielu występujących w opowieści, a wszystkie one wywarły na mnie niesamowite wrażenie.

Zasługującym na uwagę elementem jest, moim zdaniem, towarzysząca opowieści narracja prowadzona przez Isaacsona. Fakt faktem, książka napisana została językiem raczej nieciekawym (suchym, mało obrazowym, takim, który nazywam naukowym) – na pierwszy rzut oka widać, że "Opowieść ojca" napisał ktoś z niewprawioną do tego ręką. Na szczęście mimo tego czytelnik z łatwością może obserwować towarzyszące tytułowemu ojcu uczucia i nieodstępujące go na krok sprzeczne emocje. Jest to z pewnością bardzo duża zaleta w utworach, które mają pokazywać reakcję otoczenia na nietypowe sytuacje. Dzięki temu łatwiej można zrozumieć motywy, którymi kierowało się strudzone małżeństwo. Ze stylu autora nietrudno również wywnioskować, czym naprawdę się on zajmuje. Bo oprócz opowieści na temat Rowana, w książce odnaleźć można wiele ciekawych wskazówek i ciekawostek dotyczących Mongolii i jej mieszkańców – sam miałem momentami wrażenie, że czytam przewodnik, a nie poruszającą historię autystycznego dziecka.

Myślę, że ta książka powinna spodobać się większości czytelników – bez względu na wyznawane poglądy czy religię. Bo co z tego, że znaczącą rolę odegrali tutaj szamani i ich (momentami) zabawne, pogańskie rytuały, skoro główną rolę i tak gra ogromna, wzruszająca zawziętość w poszukiwaniu – nie boję się powiedzieć tych słów – lepszego życia? Co ja mówię? W poszukiwaniu cudu, właśnie!


[Recenzja została opublikowana na mojej stronie internetowej]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1758
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Marylek 25.11.2011 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno wydana w Polsce ... | Sen Endymiona
Dwie uwagi:
Po pierwsze - to nie jest powieść. To literatura faktu, prawdziwa historia, z zachowanymi nawet nazwiskami ludzi, o których autor opowiada.

Po wtóre - nie mogę zgodzić się z opinią, że "książka napisana została językiem raczej nieciekawym (suchym, mało obrazowym, takim, który nazywam naukowym) – na pierwszy rzut oka widać, że "Opowieść ojca" napisał ktoś z niewprawioną do tego ręką." Język książki nie ma nic wspólnego z naukowością, jest ładny, barwny, nierzadko metaforyczny. Bardzo opisowy, bo kraina, po której podróżują Amerykanie, jest dla nich czymś zupełnie egzotycznym i opisu się domaga. Oczywiście, opowieść jest pełna merytorycznych szczegółów, musi taka być, po to właśnie została napisana. Ale czy to jest nieciekawy, suchy, mało obrazowy język?

"Znaleźliśmy się w cieniu świętej góry, na której Justin widział bałego koziorożca i na której zakazał nam nocować Gost. Przejechaliśmy niską przełęcz; naszym oczom ukazała się znów dolina rzeki Belczir. Jej toń odbijała góry i niebo; w promieniach słońca rozciągał się trawiasty obszar zalewowy, tajga tłoczyła się na drugim brzegu niczym ciemnozielona armia stojących w szeregu sosen, jodeł i osik. Ostatnie zbocze, oddzielające nas od rzeki, porosłe było szafirowymi kwiatami, jakich nigdy nie widziałem - okrągłymi jak oset, ale zupełnie innymi. Płatki, szarpane ciepłym południowym wiatrem, unosiły się nad cąłą łąką.
- To jak jazda przez zaczarowaną krainę - powiedziała Kristin, zrównując się ze mną, piękna na swoim wierzchowcu."
(str. 336)

Otworzyłam książkę na ślepo. Obrazów i soczystości w tej narracji jest mnóstwo i cała książka jest taka!

Poza tym, zgadzam się z Twoją opinią.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: