Dodany: 29.10.2010 16:10|Autor: dot59
Kto/ co się kryje w owczej skórze? (u Murakamiego)
Naprawdę nie wiem, co mam o tej książce powiedzieć i całe szczęście, że nie jestem zobowiązana do napisania z niej „prawdziwej” recenzji, bo sprawiłoby mi to dużą trudność. Moje dotychczasowe doświadczenia z Murakamim ograniczyły się do dwóch powieści psychologiczno-obyczajowych bez szczypty metafizyki, groteski, absurdu (których to elementów w większości utworów w ogóle nie toleruję, a jeśli już, to tylko w niewielkiej dawce i w określonym kontekście) – i były bardzo dobre. To, co mogłam przeczytać o „Przygodzie z owcą” w prasie czy w serwisach książkowych, cokolwiek stępiło mój zapał do rozglądania się za nią w bibliotece i biblioteczkach znajomych. Ale w końcu sama (no, powiedzmy, że z niewielką pomocą właścicielki) wpadła mi w ręce.
Początek okazał się równie zachęcający, jak w przypadku dwóch poprzednich: prosty, oszczędny, a jednak bardzo obrazowy język, interesujący portret człowieka z jednej strony odnoszącego sukcesy zawodowe, z drugiej popadającego w coraz większą alienację społeczną i emocjonalną. Potem dołącza się już coraz wyraźniejsza nuta niesamowitości: tajemnicza dziewczyna o pięknych (i do tego posiadających niezwykłe właściwości) uszach, jeszcze bardziej tajemnicza historia ze zdjęciem przysłanym bohaterowi przez dawno niewidzianego przyjaciela i na skutek interwencji złowieszczego gościa będącym przyczyną całego łańcucha dziwnych zdarzeń. A od momentu, gdy w hotelu „Pod Delfinem” poszukiwacze natrafiają na Owczego Profesora, zwyczajne nie jest już nic prócz realiów, dla kontrastu ogromnie plastycznych i wyrazistych. W tym momencie normalnie odłożyłabym książkę, zrażona absurdalnością historii opowiadanej przez staruszka. A jeśli nie wtedy, to po włączeniu się do akcji Człowieka-Owcy, a już na pewno, gdy narratorowi wreszcie udaje się skomunikować ze Szczurem (dla zachowania suspensu czekającego ewentualnych innych czytelników zataję, kim jest Szczur i w jakich okolicznościach ów kontakt zostaje nawiązany). A jednak nie odłożyłam, doczytałam do końca, i to w tempie zupełnie niepodobnym do tego, w jakim męczę inne lektury nie całkiem spełniające kryteria mojej ulubionej literatury. Powiem więcej: czytało się świetnie, a po zakończeniu pozostało – absurdalnie? – dobre wrażenie, spowodowane głównie walorami językowymi, umiejętnością kreowania niesamowitego klimatu i trzymania akcji niemal do samego końca w zawieszeniu (co bardziej nawet przypominało mi powieści Somozy, niż te wcześniej czytane Murakamiego). Mimo, że do końca nie jestem pewna, co autor miał zamiar przekazać za pomocą tych owczych metafor.
Mam wrażenie, że ta książka opowiada przede wszystkim o samotności. Samotny (trochę na własne życzenie, ale może dlatego, że nie potrafi inaczej?) jest narrator, samotna jest jego tymczasowa dziewczyna, unikająca dłuższego związku z kimkolwiek, i umierający w otoczeniu licznej służby - ale tak naprawdę bez nikogo bliskiego - potentat, na którego żądanie odbywają się poszukiwania niezwykłej owcy, i właściciel hoteliku, a już przeraźliwie samotny (i zupełnie nienadający się do funkcjonowania w społeczeństwie) jest zdziwaczały Owczy Profesor. No i Szczur, u którego poczucie osamotnienia i bezradności w pewnym momencie osiąga poziom krytyczny...
Może chodzi też o ukazanie, jak cienka i ulotna jest granica między normalnością a szaleństwem? Bo właściwie trzy najważniejsze postacie, bezpośrednio zaangażowane w historię z owcą, mimo swoich ułomności jako tako funkcjonują do momentu, gdy zaczyna im brakować TEGO CZEGOŚ (samej owcy, albo raczej reprezentowanej przez nią idei); potem umierający bogacz popada w obsesję poszukiwań, zgrzybiały uczony gubi się w bezsensownej krzątaninie wśród nic nieznaczących dokumentów, młody dekadent traci sens życia i nie potrafi zawołać o pomoc (a właściwie próbuje, ale nie tak, by ktoś mógł go zrozumieć...).
Nie wiem tylko, dlaczego akurat owca, zwierzę nie budzące jakichś szczególnie pozytywnych skojarzeń i powszechnie uważane za mało inteligentne (czyżby w Japonii było inaczej?) została wybrana na symbol wartości tak znaczącej, że praktycznie równoważnej z sensem istnienia.
Ale tak czy inaczej, sądzę, że jest to lektura warta zainteresowania, choćby po to, by sprawdzić, czy potrafimy się doszukać jakichś realnych przesłań w abstrakcyjnym kontekście.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.