Dodany: 24.10.2010 16:10|Autor: in_dependent

Książka: Domofon
Miłoszewski Zygmunt

2 osoby polecają ten tekst.

Piwnica, winda, zsyp


Wyobraźmy sobie, że bierzemy do ręki książkę. Niezbyt grubą, wcale nie cienką, dokładnie w kolorze fioletu. Nie znamy autora ani kraju, w którym została napisana. Co więcej, nie wiemy, gdzie toczy się akcja. Siadamy wygodnie w miejscu, w którym zawsze oddajemy się lekturze, gładzimy lekko okładkę, otwieramy i zaczynamy czytać. Strona ucieka za stroną, słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Historia, którą poznajemy, przeraża nas - zaczyna się jak doskonały thriller, trzymający w napięciu, niepozwalający nawet na moment oderwać myśli od akcji. Opowieść, której jesteśmy świadkami toczy się, napawa nas strachem, pobudza nasze traumy, ale jednocześnie hipnotyzuje, magnetyzuje, przesuwa nasze zmysły w jednym kierunku - w stronę prawdy. Zamykamy książkę. Zbyt szybko się skończyła. Ale kto ją napisał? Do jakiego kręgu literackiego należy autor?

Strzelamy nietrafnie - USA. Nie? To skąd? Absolutnie niemożliwe. Tego nie mógł napisać Polak!

Ależ mógł. I napisał.

Agnieszka i Robert wprowadzają się do pierwszego wspólnego mieszkania. Są świeżo po ślubie, z milionem planów, tysiącami pragnień. I już na początku swojego wspólnego życia podejmują poważną decyzję - postanawiają przeprowadzić się na warszawskie Bródno. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przeprowadzają się do wielkiego betonowego bloku z małej mazurskiej mieściny. Ma być cudownie, rajsko, sielsko. Jednak nowy dom, a właściwie wielki blok, wita swoich nowych lokatorów nieszczególnie serdecznie - trupem w windzie. Ale potem i tak będzie jeszcze gorzej...

"Domofon" Zygmunta Miłoszewskiego wydaje się doskonałą fabułą amerykańskiego dreszczowca - takie "Amityville 2". Każde nowe wydarzenie woła do nas: przecież to już było - przerażający dom, nieświadomi, ulegający wpływowi lokatorzy, zło czające się za każdym rogiem, szczególnie tym ciemnym i mrocznym. Otóż nie. Owszem, widzieliśmy coś przypominającego tę historię, ale przecież w dużo gorszym wydaniu!

Teraz, na naszych oczach, śledztwo kryminalne przeradza się w mroczny thriller, a ten zaś ewoluuje i powstaje mocny, porażający horror. I jeśli wcześniej myśleliście, że klatka schodowa to miejsce bezpieczne, raczej zmienicie zdanie. Jeśli zaś z obawą jeździliście windą czy zagłębialiście się w mroki piwnicy, to zapewniam, iż po tej lekturze z komórki piwnicznej zrezygnujecie, a do mieszkania będziecie chodzili po schodach - nawet jeśli mieszkacie na dziesiątym piętrze.

A domofon... domofon lepiej zostawcie w spokoju. Może Wam kiedyś uratować życie!


[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2860
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Kuba Grom 17.07.2013 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźmy sobie, że bierz... | in_dependent
Świetnie napisana książka, choć może niektóre fragmenty niedostatecznie rozwinięte, niektóre rzeczy w ostatnich rozdziałach mi nie pasowały, ale powoli budowana groza jest porywająca. Taki właśnie typ horroru, jaki najlepiej straszy. Niektóre postaci dosyć schematyczne, ale zachowują się prawdopodobnie. Mam nadzieję że autor w przerwie między kryminałami znajdzie czas na jakiś następny horror.
Użytkownik: CzPW 30.06.2014 17:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźmy sobie, że bierz... | in_dependent
Gdyby nie Warszawa, nie Bródno, Olecko i inne polskości, powiedziałbym: Steven King. A gdybym miał zgadywać, czy Miłoszewski uwielbia Kinga, to powiedziałbym zdecydowanie: tak. A jakbym miał zgadywać, kto jest mistrzem, mentorem, nauczycielem Miłoszewskiego, to powiedziałbym: King. Mimo, że od nastu lat nie czytam Kinga (nie cierpię, gdy ktoś lub coś mnie dołuje), to tę książkę doczytałem do końca. Bardzo nie żałuję.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: