Jedną z wielu radości, które mam w życiu są odkrycia czytelnicze. Uwielbiam być zaskakiwany i miłym zaskoczeniem była dla mnie książka
Cudze dzieci (
Trollope Joanna)
. Muszę tu podziękować Dianie na zwrócenie mi uwagi na tę autorkę. Rzeczywiście, tak jak pisała w jednej ze swoich recenzji Diana, Joanna Trollope pisze książki ambitne, choć jednocześnie takie, które świetnie się czyta. Mało co mnie tak wnerwia jak pobieżne potraktowanie ciekawego pomysłu - właściwość, którą co rusz wykazuje Jodi Picoult czy Danielle Steel - tym bardziej w przypadku Joanny Trollope muszę powiedzieć: brawo. "Cudzym dzieciom" dałem 5+, choć zwykle dobrze skrojona obyczajówka dostały u mnie "tylko" piątkę.
"Cudze dzieci" podejmują problem połatanych rodzin. To od razu skojarzyło mi się ze "Zmianami" Danielle Steel, gdzie dziennikarka poślubia bogatego owdowiałego kardiochirurga (a wraz z nim "poślubia" też jego trójkę dzieci), a sama w posagu "wnosi" swoje dwie córki. Ich wspólne życie jest ciężkie, ale jak to u Steel - wszystko kończy się dobrze. Inaczej jest z "Cudzymi dziećmi", nie tylko dlatego, że tam wszystko mlekiem i miodem na końcu nie spływa. O ile Steel opowiedziała ciekawą bajkę, o tyle Trollope przedstawiła wieloaspektowość problemu powtórnego małżeństwa. Jej bohaterowie są dokładnie zarysowani pod kątem psychologicznym, a problemy dokładnie omówione (czego o "Zmianach" powiedzieć nie można). U Steel wszystko jest niezwykle powierzchowne, ledwie zarysowane, wszystko gna z akapitu na akapit bez żadnej większej refleksji. U Trollope widać ten dramat - czy to idzie o kobietę, która usiłuje przejednać swoich pasierbów, czy małe dziecko, któremu trudno odnaleźć się w nowej sytuacji.
Zakochani Matthew Mitchell i Josie Carver decydują się pobrać. To uruchamia cały tygiel pochłaniający ze sobą nie tylko Matthew i Josie, ale również ich najbliższych. Jest przecież jeszcze Rufus - małe dziecko z poprzedniego małżeństwa Josie. Są Becky, Rory i Clare Mitchellowie - dzieci z poprzedniego małżeństwa Matthew. Jest wreszcie nie do końca zrównoważona była małżonka Matthew - Nadine - i były mąż Josie - Tom, a także jego dzieci z poprzedniego małżeństwa - Dale i Lucas - i nowa partnerka Elizabeth. Wszyscy oni zostają w to małżeństwo Matthew i Josie zamieszani (choć czasem nie bezpośrednio) i każdy musi się jakoś w tym wszystkim znaleźć. Jeśli chcecie wiedzieć więcej, zapraszam do mojej recenzji. Dodam jeszcze, że pomijając ciekawą problematykę "Cudze dzieci" są doskonałe pod kątem warsztatowym - brak tu choć odrobiny ckliwości, sentymentalizmu czy banalności. To stuprocentowy realizm. Trudno tym bohaterom nie kibicować. Trudno też im nie współczuć.
Ostatnio znowu sięgnąłem po klasykę literatury dziecięcej -
Mary Poppins (
Travers Pamela L.)
- i mam mieszane uczucia. Samej książce nic do zarzucenia nie mam, poza tym, że czysto subiektywnie zachwyca mnie i irytuje na przemian. Piękne są te historie - wizyta w ogrodzie zoologicznym au rebours, wejście w obraz, kupowanie pierniczków w dziwnym sklepie, unoszenie się pod sufitem z wujem Perukką. A jednak tym elementem, który tam jakoś mi zgrzyta jest tytułowa bohaterka. Mary Poppins jest nietypowa jako niania i to nie tylko przez swoje właściwości - umiejętność rozmowy ze zwierzętami, poruszanie się z wiatrem i czarowanie - ale też przez swoją apodyktyczność, skłonność do wiecznej irytacji i przekonanie o własnej nieomylności. Choć wiem, że zza tej oschłej maski wydziera miłość do Michasia i Janeczki Banksów, to jednak Mary Poppins jest taką bohaterką, którą najchętniej uderzyłbym deską do prasowania. I nic na to nie poradzę...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.