Dodany: 13.01.2007 10:05|Autor: glivinetti

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Moje pierwsze samobójstwo
Pilch Jerzy

Okraszona cytatami obfitemi refleksyja na temat Pilchowych zwierzeń


Po kilku latach lektury felietonów Jerzego Pilcha w „Polityce” wpadło mi w ręce „Moje pierwsze samobójstwo”. Jest to dla mnie pierwszy kontakt z prozą tego autora, więc zabrałem się za lekturę nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Pierwszą interesującą sprawą okazała się forma książki, o której Dariusz Nowacki napisał w „Tygodniku Powszechnym”, że „udaje zbiór opowiadań, a tak naprawdę jest powieścią”[1]. Autor sam naprowadza czytelnika na podobną myśl we fragmencie pierwszego opowiadania, w którym pojawia się następujący dialog:

„— Opowiadania teraz układam. Zbiór opowieści z innej parafii.
— Powieść mniej niż powieść, a tom opowiadań więcej niż tom opowiadań?”[2]

Fragment ten wskazuje również na autobiograficzny charakter „Mojego pierwszego samobójstwa” — pierwsze zdanie powyższego dialogu wypowiedziane jest przez narratora, który również w innych miejscach przyznawać się będzie do autorstwa tekstu, którego jest bohaterem.


1. Kobiety

Najbardziej zadziwiającym elementem „Mojego pierwszego samobójstwa” jest bez wątpienia stosunek narratora do kobiet — zupełnie dla mnie niezrozumiały, mający posmak zaawansowanego uzależnienia. Jest to jak gdyby połączenie ogromnej tęsknoty z niezwykłą pogardą, czy też szaleńcza pogoń za marzeniem, które jest jednocześnie pielęgnowane i wyśmiewane.

Kobiety w tekście Pilcha traktowane są po prostu koszmarnie. Najczęściej występują w roli obiektu seksualnego, określanego w sposób skrajnie pogardliwy zarówno wtedy, kiedy ich uroda nie jest zgodna z ideałem piękna narratora („kaszaloty”), jak i kiedy wywołuje u niego zachwyt („cudowne rury”[3]). Nawet walory intelektualne służą wyłącznie jako kryterium selekcji potencjalnych kochanek, jak np. w poniższym fragmencie o wyprawach do Empiku:

„Zachodziłem wczesnymi popołudniami i robiłem solenny przegląd kandydatek. W grę wchodziły tylko te, które siedziały w fotelach i czytały literaturę piękną albo z założonymi na łby kosmicznymi słuchawkami słuchały muzyki poważnej. (…) Obcowanie z klasyką na ogół gwarantuje niezłe perwersje”[4].

Kalectwo emocjonalne w sferze erotycznej objawia się w prawie wszystkich opowiadaniach zawartych w książce. Wyobrażenie narratora o tym, jak może wyglądać związek z kobietą, znakomicie ilustruje wielokrotnie pojawiający się motyw „herbaty z sokiem malinowym”:

„Wiedziałem, niezbicie wiedziałem, że wreszcie spotkałem kogoś (…), z kim będę mieszkał w wiecznie zasypanym śniegiem domu, karmił psy i koty, wieczorami oglądał filmy na HBO i pił herbatę z sokiem malinowym”[5].

„Biorę je, bo je kocham. Chcę z nimi być do końca życia. Chcę z nimi mieszkać w wiecznie zasypanym śniegiem domu, karmić psy i koty, palić w piecach, oglądać wieczorami filmy na HBO, pić herbatę z sokiem malinowym itd.”[6].

Ideał ten, niezrealizowany i zupełnie nieobecny w życiu narratora, jest skrajnie sprzeczny z jego faktycznymi poglądami na temat możliwej do uzyskania głębi emocjonalnej w związku damsko-męskim, które wyrażone są między innymi w ten sposób:

„Jak kiedyś napiszę „Słownik zabobonów erotycznych”, to zabobon konieczności odróżniania seksu od miłości znajdzie się na poczesnym miejscu. Nie ma czegoś takiego. (…) Kopulacja jest miłością”[7].


2. Outsider religijny

Uważam, że najmocniejszą stroną „Mojego pierwszego samobójstwa” jest temat prób oswobodzenia się z krępujących bohatera ewangelickich zasad wychowawczych. O ile w przypadku kobiet narrator zatrzymał się na wczesnym etapie rozwoju emocjonalnego, o tyle w walce ze spuścizną dzieciństwa wykazuje głęboką świadomość i nie ma wątpliwości, że jest ona przyczyną całej gamy jego obecnych natręctw i problemów życiowych. Całość jednego z opowiadań — „Rękopisu człowieka z moich stron” — można potraktować jako introspekcję przeprowadzoną w celach terapeutycznych, jako próbę wyrażenia i pozbycia się balastu prawd i nauk, które zostały mu kiedyś wpojone, nazwaną wprost „wyganianiem diabłów”[8].

Życie religijne bohatera dodatkowo komplikowane jest przez to, że jako ewangelik w kraju katolickim odczuwa głęboką odmienność od reszty społeczeństwa. Wychowany został w przeświadczeniu, że świat zewnętrzny jest najeżony pułapkami zastawionymi przez Szatana, a jedyne bezpieczne miejsce to jego niewielka, zacofana mieścina.

„Nasz szatan był wszędzie. Był w landrynkach. Był w lemoniadzie. Był w lodach waniliowych. Był w piłce nożnej, w gumie do żucia i w muzyce. W radiu i w telewizorze. O papierosach, piwie i krótkich spódnicach nie ma w ogóle co mówić — one były jego dziełem. (…) W zimowe wieczory podsuwał lektury, od których nie szło się oderwać. (…) A my, co mieliśmy zrobić? Jaką mieliśmy zrobić schizmę, żeby bez lęku przed ogniem piekielnym kupić sobie butelkę lemoniady albo pójść do kina?”[9].

„Kraków to Babilon! A nawet gorzej, bo w biblijnym Babilonie nie paliło się gazem w kuchniach i łazienkach, a w Krakowie tak! (…) Czy oni o nich nie mówili? Nie ostrzegali przed licznymi autami, pod które w każdej chwili mogłem wpaść? Przed bandytami i mordercami, którzy w każdej chwili mogli mnie napaść? Przed katolikami, którzy w każdej chwili mogli zacząć mi mącić w głowie?”[10].

Wpojone w dzieciństwie zasady religijne, choć na poziomie świadomym, intelektualnym odrzucane, siedzą głęboko w podświadomości, objawiając się w postaci rozmaitych natręctw. Poniżej fragmenty odnoszące się do zasad, które narrator przedstawia jako przykłady ewangelickich cnót:

„Każda przejażdżka musiała mieć jakiś określony i budujący cel geograficzny. Ewentualność, że będzie się jeździć samochodem jedynie w celu poprawy techniki jazdy, a bez docelowego, geograficznego, a najlepiej geograficzno-historycznego powodu — odpadała. Ewangelik — nawet jak jedzie autem jedynie dla udoskonalenia jazdy autem — musi gdzieś jednak jechać. I też nie „gdzieś jednak”, ale do jakiegoś fundamentalnego, a w każdym razie pożytecznego miejsca. Jechać nie wiadomo gdzie, skręcać nie wiadomo kiedy, się nie da. Nie ma czegoś takiego jak nagła ochota na skręcenie w lewo lub w prawo. Nagłe, a nieuzasadnione ochoty są poza ewangelicką anatomią”[11].

„Matka każdą rzecz, każde gacie, każdą ścierę, każdą szmatę przed praniem i po praniu, przed suszeniem i po suszeniu tysiąc razy pod światło oglądała! Nic się nie mogło zmarnować! Uszkodzić! Podrzeć! Przetrzeć! Trzeba było wiedzieć, kiedy szyć! Łatać! Cerować! (…) A nawet jak tak usmolone, że już ani do wyjścia, ani po domu się nie nadają, to przecież też się ich nie wyrzuci, bo jak trzeba będzie mieszkanie malować, będą dobre, a jak nie, to do uszczelniania zimą okien — idealne. (…) Kiedy wybuchł Czarnobyl, przerośnięte szmatami mieszkanie moich starych było najbezpieczniejszym schronem w Europie”[12].


3. Patologia rodzinna

Zarówno niezdrowy stosunek do kobiet, jak i występowanie natręctw post-ewangelickich to tylko czubek góry lodowej, którą są osobowościowe problemy głównego bohatera „Mojego pierwszego samobójstwa”. Podczas literackiej introspekcji zapuszcza się on w głąb swojego dzieciństwa, prezentując czynniki, które uniemożliwiły mu normalny, zdrowy rozwój. Pierwszym z nich jest zacofanie, w którym żyli jego rodzice i dziadkowie. Oto dwa fragmenty opisujące babkę i matkę narratora:

„Babka Pechowa rozmawiała ze zmarłymi. Mało powiedziane. Zanim ktoś umarł, ona nieraz grubo wcześniej dostawała z nieba znak”[13].

„Nawiasem mówiąc, nawet gdy jej [matki] sny i przeczucia się nie sprawdzały, i tak uważała, że się w pewnym sensie sprawdzały, w najgorszym razie, że sprawdzą się prędzej czy później. Z czasem zresztą ilość i gęstość jej złych snów i przeczuć rosła, w oczywisty sposób rosła przez to ich sprawdzalność. Jak człowiek codziennie ma złe przeczucia — zdarza mu się wyłącznie zło oczekiwane”[14].

Drugi czynnik hamujący rozwój bohatera to nadopiekuńczość jego rodziców, której przedsmak opisany jest tak:

„Zawsze starzy mogli wpaść na pomysł, że zdążą mi podrzucić przed wyjazdem coś do jedzenia, choćby parę kanapek z domowym masłem, które wzmacnia oczy. Zawsze mogli dojść do wniosku, że na pewno jestem przeziębiony, bo przez telefon chrypię jak nieboskie stworzenie, i jak pojadę na wycieczkę, to się całkowicie doprawię. (…) Zawsze, zawsze, zawsze”[15].

Motywem, który podobnie jak „herbata malinowa” przewija się przez wszystkie opowiadania, jest natomiast ulubione przysłowie ojca: „Ćwiczenie jest drogą żywota”. Niezwykle wygórowane wymagania stawiane synowi przez ojca wyglądały na przykład tak:

„We wszystkich tych opanowanych drogą ćwiczeń i morderczego wysiłku umiejętnościach miałem być jeśli nie najlepszy na świecie, to zdecydowanie lepszy od moich rówieśników. Nikt nie jest Einsteinem albo Edisonem, ale jak się przestrzega luterskich zasad — kto wie. (…) Ćwiczenia są drogą żywota. Jechaliśmy — dajmy na to — gdziekolwiek. Jechaliśmy — dajmy na to — pekaesem do Wąwozu, do ciotki dewotki. Jechaliśmy — dajmy na to — z taką a taką prędkością. (…) Ileż na podstawie choćby tak elementarnych parametrów działań i rachub można był wykonać! (…) Milion, a może miliard razy odbyliśmy tę drogę, a ja do dziś nie znam jej przydrożnych widoków, bo cały czas rozwiązywałem dyktowane przez niezmordowanego starego zadania. (…) Musiałem ustalać wypadkową jakich ruchów i jakich prędkości jest ruch sunącej ukośnie po szybie autobusu kropli deszczu. (…) Pod koniec huczało mi we łbie, niczego nie rozumiałem, nie byłem w stanie rozwiązać najprostszego działania. Czy ja się domagam, żebyś został Edisonem albo Einsteinem? — stary ział furiackim szeptem. — Czy ja się domagam, żebyś był geniuszem? Nie! Ja jedynie chcę, żebyś rozumiał podstawowe rzeczy z otaczającego świata”[16].

Ogromna presja, jaką wywierali na bohatera „Mojego pierwszego samobójstwa” rodzice już sama w sobie mogłaby być przyczyną bogatego zbioru skrzywień. Niestety, nałożył się na to jeszcze jeden czynnik — alkoholowy. Pijący ojciec i współuzależniona matka oraz wybuchające między nimi awantury to „szczęśliwe dzieciństwo”, w którym nie dziwi mnie już w ogóle ani pierwsza, ani żadna inna próba samobójcza. Przykładowe sceny z życia rodzinnego:

„W przedpokoju rozległ się dzwonek, otwarły się drzwi i wtoczył się, zesztywniały od mrozu i wódki, ojciec. Długo stali z matka naprzeciw siebie i milczeli. Potem stary, kolebiąc się i parując kłębami szronu i spirytusu, wydukał, że grali mistrzostwa Akademii Górniczo-Hutniczej w ping-ponga i on znowu wygrał. Potem matka odczekała jeszcze dobrą minutę. Potem ujęła stojący na stole, i jako tako już przestudzony, gar zupy grzybowej z domowym makaronem i lunęła na starego”. Dalej w ruch idą panierowane kotlety cielęce, kapusta wigilijna, placki ziemniaczane, budyń i ciasto z jabłkami, aż wreszcie „w coraz mocniejszym i coraz spazmatyczniejszym zwarciu, niczym para awangardowych performerów albo zapaśników o równych siłach, przepłynęli przez przedpokój i wtoczyli się do sypialni. Drzwi, jakby tknięte niewidzialną siłą, same zamknęły się za nimi. Jeszcze przez chwilę słychać było chlastanie frankfurterek, potem zapadła cisza, potem zgasło tam światło”[17].

Opis cokolwiek groteskowy, niemniej — po odrzuceniu ochronnej warstwy komediowego dystansu, który być może został zastosowany w celu wystudzenia nieuchronnie pojawiającej się w momencie wspominania tego typu wydarzeń grozy — wstrząsający. Oczywiście matka nie pozostawała dłużna, jakkolwiek z braku możliwości wygrania walki siłą, stosowała bardziej wyrafinowane metody:

„Dla matki (…) wpędzanie starego w poczucie winy było narkotykiem, bez którego nie umiała żyć. Jej instynkt gnębienia i tak wiecznie żyjącego w poczuciu winy nieszczęśnika był mocniejszy od wszystkich innych instynktów”[18].


4. Podsumowanie

Próbując scharakteryzować „Moje pierwsze samobójstwo” zupełnie pominąłem warstwę fabularną książki. Wydaje mi się jednak, że to, co w niej najistotniejsze, to właśnie elementy autobiograficzno-terapeutyczne, stanowiące studium przypadku bohatera, narratora czy też — w moim przekonaniu — autora tekstu. Bardzo długo wpatrywałem się w zamieszone na ostatniej stronie okładki zdjęcie Jerzego Pilcha — jaki jest związek pomiędzy jego przygarbioną sylwetką, zaciśniętymi ustami, napięciem na twarzy i lekko zmarszczonymi brwiami z historiami opisanymi w książce?

Wydaje mi się, że zasadniczy.



---
[1] Dariusz Nowacki, „Pomiędzy widmami”, w: „Książki w Tygodniku”, „Tygodnik Powszechny” nr 47, 19 listopada 2006 r., s. 2.
[2] Jerzy Pilch, „Moje pierwsze samobójstwo”, Świat Książki, 2006, s. 14.
[3] Tamże, s. 14.
[4] Tamże, s. 260.
[5] Tamże, s. 32.
[6] Tamże, s. 65.
[7] Tamże, s. 86.
[8] Tamże, s. 161.
[9] Tamże, s. 153.
[10] Tamże, s. 49.
[11] Tamże, s. 62.
[12] Tamże, s. 157.
[13] Tamże, s. 224.
[14] Tamże, s. 46.
[15] Tamże, s. 74.
[16] Tamże, s. 145.
[17] Tamże, s. 53–54.
[18] Tamże, s. 51.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 16988
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: Natii 14.01.2007 17:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Po kilku latach lektury f... | glivinetti
Bardzo dobra recenzja, przeczytałam z zainteresowaniem wielkim. ;-) A książkę dodaję do schowka, czas zapoznać się z panem Pilchem.
Użytkownik: 00761 14.01.2007 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Po kilku latach lektury f... | glivinetti
Przeczytałam z przyjemnością Twoją recenzję już w poczekalni, tym bardziej, że zamierzam sięgnąć po tę książkę. Odnosząc się do Twojej tezy o autobiograficzno-terapeutycznym charakterze zbioru, zacytuję fragment również autobiograficznej opowieści, która otwiera zbiór felietonów Pilcha "Tezy o głupocie, piciu i umieraniu".

"Prawdziwa węgierska futbolówka"

[...] Tak było aż do chwili, kiedy w drzwiach pokoju stanął mój ojciec, ściskając pod pachą prawdziwą węgierską futbolówkę. Dotknąłem żółtej jak brazylijska plaża piłki i poczułem, że wielkie przeistoczenie bierze mnie w swoje posiadanie. Już nie byłem w swojej miejscowości jedynym ofermą w okularach. Teraz byłem także jedynym posiadaczem prawdziwej węgierskiej futbolówki. Starsi koledzy, którzy chcieli grać moją piłką, musieli i mnie, gamonia w okularach, dopuszczać do gry. Od strony literatury zbliżałem się do strony piłki nożnej, czyli życia. Ze strychu starej rzeźni schodziłem na zieloną murawę boiska wiślańskiego Startu. Składałem się do strzału i piłka lądowała w bramce. Trzepot siatki był równie ekscytujący, jak szelest stron ekscytującej powieści.

Wydawnictwo Literackie 2003, str. 8

Co sądzisz o takim przedstawieniu jednego z "diabłów"? Bo ja mam wrażenie, że Pilch świadomie i z premedytacją wikła elementy biograficzne w swoje utwory i świetnie się tymi mistyfikacjami bawi. Od razu zastrzegam, że to moje, być może błędne, domniemanie.

Użytkownik: glivinetti 16.01.2007 16:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam z przyjemnoś... | 00761
Mistyfikacje - masz na myśli elementy biograficzne w utworach? Bo chyba nie zrozumiałem.
Użytkownik: 00761 16.01.2007 19:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Mistyfikacje - masz na my... | glivinetti
Tak, właśnie o to mi chodziło, mam wrażenie, że pan Jerzy żongluje elementami swojej biografii i świetnie się przy tym bawi. Taki już z niego kpiarz i ironista, za co zresztą go bardzo lubię.
Użytkownik: Syn wilczycy 15.01.2007 23:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Po kilku latach lektury f... | glivinetti
Ależ Glivinetti. Jesteś rasowym krytykiem! Brawo! Moje największe uznanie. Ja chyba teraz zacznę czytać Pilcha, bo do tej pory uważałem go za nudziarza z chwytliwymi tytułami
Użytkownik: glivinetti 16.01.2007 16:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ Glivinetti. Jesteś r... | Syn wilczycy
:-)
Użytkownik: jakozak 16.01.2007 08:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Po kilku latach lektury f... | glivinetti
I ja z takim wielkim człowiekiem mam niedługo zasiąść przy jednym stoliku w jakiejś (wiesz, jakiej, Glivinetti?) gliwickiej kawiarni?
Jesteś wielki człowiek, naprawdę. Aż mi się kompleksy odezwały.
Czytałeś może Kompleks Portnoy'a? Możesz porównać?
Ja tej książki Pilcha nie czytałam. Po Mieście utrapienia znielubiłam faceta.
Użytkownik: glivinetti 16.01.2007 16:45 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja z takim wielkim czło... | jakozak
W izbie, tak. W izbie. Czytałem „Kompleks Portnoy'a”, ale zbyt dawno, aby móc porównać go z „Samobójstwem”. Pamiętam tylko, że tam opisano seksualność kształtującą się, a tutaj jest już (chyba) ukształtowana.
Użytkownik: jakozak 16.01.2007 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: W izbie, tak. W izbie. Cz... | glivinetti
Chodzi o "presję wywoływaną przez otoczenie, która doprowadziła do znaczących skrzywień. Seksualność też, ale nie tylko. W sumie nie o momenty tu chodzi. :-)
Użytkownik: Urodzony 31 VI 20.01.2007 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Po kilku latach lektury f... | glivinetti
W sprawie formalnej: jaki sens ma mnożenie przypisów z omawianej książki? Nie wystarczy cudzosłów? Pzdr.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.01.2007 14:59 napisał(a):
Odpowiedź na: W sprawie formalnej: jaki... | Urodzony 31 VI
Dodawanie przypisów w ten sposób jest w regulaminie pisania recenzji. Ewentualnie można cytaty ujęte w cudzysłów zaznaczyć gwiazdką i na dole podać tylko jeden odnośnik wspólny dla wszystkich.
Użytkownik: Agis 07.02.2007 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Dodawanie przypisów w ten... | dot59Opiekun BiblioNETki
Prawidłowo sporządzony przypis powinien zawierać informacje o stronie, na której się znajduje dany cytat. Ale nie wiem czy to jest w regulaminie biblionetki.
Użytkownik: Czajka 07.02.2007 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawidłowo sporządzony pr... | Agis
Jest w regulaminie poczekalni: w odsyłaczu pod tekstem należy podać źródło cytatu (autor + tytuł + tłumacz [jeśli to przekład] + wydawnictwo + rok wydania + ew. numer strony).
Użytkownik: Czajka 07.02.2007 12:37 napisał(a):
Odpowiedź na: W sprawie formalnej: jaki... | Urodzony 31 VI
Jeżeli chcesz skomentować i potrzebujesz do tego szerszego kontekstu w jakim znajduje się cytat, możesz dzięki podanej stronie łatwo go znaleźć.
Użytkownik: comagda 07.02.2007 12:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Po kilku latach lektury f... | glivinetti
na pierwszy rzut oka, Twoja recenzja wydaje się być bardzo dogłębna, jednak jak się bliżej przyjrzeć...owszem,przytaczasz wiele cytatów na poparcie swoich argumentów,ale mnie one nie do końca przekonują; ustosunkuję się tutaj tylko do Twojej wypowiedzi na temat wizerunku kobiet: nie uważam,żeby były one traktowane "po prostu koszmarnie" jak to ująłeś. Pilch pokazał kobiety tak,jak chyba większośc facetów w dzisiejszych czasach na nie patrzy: są i "kaszaloty" i "rury" i wcale nie bezpodstawne kryterium selekcji w Empiku...ale to jest tylko przykrywka, bo za tym kryje się też marzenie o innych kobietach, tych, z którymi można "mieszkać w wiecznie zasypanym śniegiem domu, karmić psy i koty, palić w piecach, oglądać wieczorami filmy na HBO, pić herbatę z sokiem malinowym itd". I tak naprawdę czuć w opowiadaniach Pilcha ogromną tęsknotę za takimi kobietami, co akurat jest moim zdaniem dosyć romantyczne...Co więcej,Pilch sugeruje,że szczęśliwy facet, który znajdzie kobietę,z którą bedzie mógł pić tą herbatę z sokiem malinowym, ale do pełni szczęścia potrzebna jest ta jedna jedyna, idealna kobieta, z którą będzie pił herbatę z...syropem aroniowym! Myślę,że to jest właśnie prawda o współczesnych związkach damsko-męskich: fajne są kobiety w jaszczurczozielonych sukniach i "kluczową kwestią w seksie jest zajęcie pozycji pierwszej", ale tak naprawdę skrycie marzymy o wspólnym paleniu w piecu i oglądaniu filmów na HBO. Bo o tej idealnej kobiecie, z którą możnaby pić herbatę z syropem aroniowym aż się boimy marzyć...

(cytaty pochodzą z książki J. Pilcha "Moje pierwsze samobójstwo", 2006)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: