Dodany: 08.10.2010 19:19|Autor: Aithne

Czytatnik: Hon no mushi

2 osoby polecają ten tekst.

A jednak nie zachwyca


Fioletowy hibiskus (Adichie Chimamanda Ngozi) kupiłam bez najmniejszego wahania, gdy tylko zobaczyłam go na półce w księgarni. Co prawda nie pamiętałam już zupełnie, o czym ta książka miała być i gdyby parę lat temu Biblionetka nie pokazała mi jej w polecankach, pewnie skutecznie zniechęciłaby mnie do niej nowa okładka. Nie wiem, dlaczego zrobiono to nowemu wydaniu "Fioletowego hibiskusa", dlaczego okładkę ładną i klimatyczną zmieniono na nieco agresywną, w dodatku z tym odstraszającym cytatem w lewym dolnym rogu: "Poruszająca historia dziecka, które zbyt szybko poznało smak nietolerancji i najciemniejszej strony życia" czy jakoś tak. Nie wiem jak Wy, ale ja wyjątkowo nie lubię, kiedy ktoś mówi mi, jak mam się po danej lekturze poczuć. Zwłaszcza, że zazwyczaj oznacza to, że książka nie broni się sama, skoro ktoś musi mówić mi "Po jej przeczytaniu masz być poruszona!".
Tak czy inaczej, Hibiskus pojawiał się w moich polecankach od dobrych trzech lat, od tego też czasu zajmował mi miejsce w schowku, więc mimo tej fatalnej okładki zdecydowałam się go kupić. Zaczęłam go czytać jeszcze tego samego dnia wieczorem, a skończyłam kolejnego ranka, przed pójściem na zajęcia. W końcu to polecanka...!

A jednak - pierwszy raz - biblionetkowe polecanki się pomyliły. Książka ani mnie nie zachwyciła, ani nie poruszyła. Dziwię się wręcz, skąd jej tak wysoka ocena. Język? Nic specjalnego. Nie płynie, nie czyta się bez problemów. Wstawki w języku Nigerii (afrykanistów proszę o wybaczenie, zapomniałam nazwy) zdecydowanie tego nie ułatwiają. Samą mnie dziwi, dlaczego mi to przeszkadza, bo zawsze lubiłam, kiedy autor umiejętnie wplatał w tekst słowa/zwroty z obcego języka; jakoś polepszało to mój odbiór lektury, mogłam lepiej poczuć klimat danego kraju. Może kluczem jest to "umiejętnie". Ponoć to wina tłumaczenia i oryginał czyta się lepiej... Nie wiem. W każdym razie, od strony językowej książka porywająca nie jest.

Trochę ciężko za to pisać mi o tym "poruszeniu", bo tu dużo zależy od czytelnika i jego wrażliwości. Mnie książka, jako taka, nie poruszyła w ogóle. Może poza paroma scenamiUwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu - ale poza tym? Oczywiście, czułam pewien - bo ja wiem, dyskomfort? - czytając o tyranii, jaką Eugene wprowadził we własnym domu, w dodatku przy pełnym przekonaniu i jego samego, i reszty rodziny, że ma rację. Że trzeba pomodlić się o wybaczenie dla matki, która raz wolała zostać w samochodzie niż odwiedzić po mszy księdza, bo źle się czuła. Choć mimo tego ostatecznie to zrobiła. Choć mąż już ją za to ukarał. Ale nie jest to coś, co prześladowałoby mnie w snach, czego nie mogłabym wyrzucić z myśli.
Może to też jest winą okładki, która sugeruje, że ojciec Kambili skazał swoje dzieci na śmierć albo coś w tym stylu... Spodziewałam się o wiele większych okropności niż w rzeczywistości miały miejsce.

Natknęłam się kiedyś w internecie na historię Sylvii Likens, amerykańskiej nastolatki, która parędziesiąt lat temu została zamęczona na śmierć przez opiekunkę, jej dzieci i ich przyjaciół z sąsiedztwa. To, co robiono z tą dziewczynką, nie mieści się w głowie. Czytałam z ciekawości, aż nagle odkryłam, że serce bije mi jakieś 3 razy szybciej niż zwykle, ręce mi się trzęsą i jest mi niedobrze. Nie mogłam zasnąć do trzeciej. Może to dlatego "Fioletowy hibiskus" nie zrobił na mnie takiego wrażenia; czegokolwiek nie wyrabiałby ojciec Kambili, nijak nie wytrzymuje porównania z panią Baniszewski i tamtymi dzieciakami...

Ale Eugene, ojciec Kambili, jest - jakkolwiek nie na miejscu by to nie zabrzmiało - najciekawszą postacią powieści. Nie jest sadystą w ścisłym znaczeniu tego słowa. Robi to, co robi, z autentycznego przekonania, że POWINIEN to robić. Nie znęca się nad dziećmi, aby się na nich wyżyć; przeciwnie, zazwyczaj płacze, kiedy słyszy ich krzyki. Wie, że sprawia im ból i sam przez to cierpi, ale wierzy, że to wszystko dla ich dobra. Dla zbawienia duszy. Z drugiej strony jego fanatyzm jest oczywisty, karanie córki za to, że nocowała w jednym pokoju z chorym dziadkiem "poganinem" zaprzecza podstawowemu przykazaniu chrześcijaństwa, tak samo zresztą jak zabranianie im utrzymywania w dziadkiem kontaktów. Ale nie potrafię ocenić go jednoznacznie. Irytuje, jest zbyt zarozumiały i niepotrzebnie urzeczywistnia na Ziemi Bożą wolę (a raczej to, co za nią uważa), ale mimo tego...

Dałam książce 4, bo zła jednak nie była. Ale jak na powieść z polecanek - cóż, jestem rozczarowana. Mocno zastanawiałam się nawet nad 3,5, a to jak na mnie dość niska ocena. Niestety, mimo entuzjastycznych recenzji ludzi, których "Fioletowy hibiskus" rzeczywiście poruszył, nie jestem w stanie do nich dołączyć. Mnie nie zachwyca. Co zrobić.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2126
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: norge 27.03.2012 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Fioletowy hibiskus kupiła... | Aithne
Mam bardzo podobne wrażenia. Skusiły mnie bardzo wysokie oceny w BN i entuzjastyczne recenzje, ale dla mnie jest to bardzo przeciętna książka. Zastanawiałam się dlaczego i doszłam do wniosku, że to co mnie najbardziej drażniło i zniechęcało to jednoznaczność całej tej historii. W dodatku jestem uczulona na takie religijne "za albo przeciw". No, bo co tutaj właściwie mamy? Opętanego katolicyzmem ojca rodziny, tyrana i okrutnika, któremu wiara odebrała rozum. Według mnie postać ta jest przerysowana, przedobrzona, tak jakby intencją autorki było to, że czytelnik KONIECZNIE ma się oburzyć, poruszyć, zniesmaczyć. A ja już tak mam, że najbardziej lubię niejasności.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: