Powieść wysokokaloryczna
"Związek żydowskich policjantów" gatunkowo mieści się gdzieś między kryminałem a historią alternatywną, z przewagą pierwszego. Książka o Żydach, pisana przez Żyda, bez obecnego u pisarzy innych narodowości skrępowania. Przez co świat przestawiony jest bliski dla autora, który przygląda mu się z zainteresowaniem badacza, ale też egzotyczny dla czytelnika.
Fabuła jest oparta na śledztwie w sprawie morderstwa. Dość paskudna sprawa, nieznane jest nazwisko zamordowanego, wiadomo tylko, że był graczem w szachy. Jednak na wspomnienie o nim chasydzi dziwnie reagują. W ten sposób zostajemy zaproszeni na wędrówkę po Sitka - żydowskim niby-państwie.
W powieści występuje wiele barwnych, niebanalnych postaci o ciekawej przeszłości i niepewnej przyszłości. Wybór czasu (o ile można o czymś takim mówić w wypadku historii alternatywnej) jest nieprzypadkowy. Nad okręgiem Sitka wisi widmo końca, obszar ma być włączony do USA, a większość jego obywateli na pewno nie będzie mogła zostać. Pozwolono im mieszkać tam i pracować przez 60 lat, teraz "Przyszły dziwne czasy dla Żydów"*.
Poczucie schyłku nadało książce niesamowity klimat. Autor stworzył wyśmienity kryminał noir, bardzo mroczny i posępny, który świetnie sprawdziłby się jako film z samym Humphreyem Bogartem. Przy tym nie rezygnuje z humoru. Co prawda jego żarty są kąśliwe, ale zawsze trafiają w dziesiątkę i nie sprawiają wrażenia wymuszonych.
Czytelnik zostaje wciągnięty w niesamowity świat żydowskiej tradycji, nierozerwalnie związanej z religią, która obecna jest w całej społeczności, nawet wśród laików. Na uwagę zasługuje tu grupa Wierzbowerów, ortodoksów rządzonych przez rabina - ojca chrzestnego mafii, gdzie pracują specjaliści od omijania zasad szabasu. Za pomocą elementów architektonicznych - ściany, słupy elektryczne - wyznaczają obszar, który jest domem społeczności, gdzie mogą się poruszać nie grzesząc.
Autor okazał się zręczną, inteligentną bestią, jego Sitka jest swoistą kompilacją, gdyż mieszkańcy pochodzą z różnych stron globu, małym światem zbudowanym na północnych rubieżach Ameryki. Nie rozpada się jednak przy dokładniejszych oględzinach. Wizja jest spójna nawet przy dogłębnej analizie. Zadbano o szczegóły, nie ma tu żadnego przypadku, czegoś dodanego tylko po to, by było bardziej malowniczo. Stryj i siostra głównego bohatera, przywoływani przy okazji wspomnień z przeszłości, jeszcze odegrają jakąś rolę; szachy też pojawiają się nie bez powodu.
Michael Chabon stworzył kawał krwistej, pełnowartościowej prozy, która najlepiej smakuje, gdy się ją je powoli. Nie jest to literacki fast food, a wykwintny, chociaż pożywny, posiłek. Szkoda, że dostał trzy największe nagrody w dziedzinie fantastyki (Hugo, Nebula, Locus), jest to literatura przez wielkie „L”, a te wyróżnienia dodały łatkę, którą niełatwo odczepić.
---
* Michael Chabon, "Związek żydowskich policjantów", przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska, wyd. W.A.B., Warszawa 2009, str. 12.
[Recenzję umieściłem również na lubimyczytac.pl]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.