Krainy dziwów
Gdybym miała możliwość porozmawiać z autorem tego cyklu opowiadań, zapytałabym o to, czy wierzy w wolną wolę; czy też uważa, jak jeden z jego bohaterów, że przeznaczenie i wolność wyboru to dwie strony tego samego arrasu i nawet jeśli jedna z nich wydaje się piękniejsza od drugiej, nie można stwierdzić, że jedna jest prawdą, a druga fałszem.
„Siedemdziesiąt dwie litery” to zbiór bardzo różnorodnych utworów, ale łączy je z pewnością bardziej lub mniej wyraźna próba zmierzenia się z odwiecznymi pytaniami filozofów, głównie tymi dotyczącymi możliwości człowieka wobec sił od niego potężniejszych - bez względu na to, czy nazwiemy je Bogiem, Losem, Przeznaczeniem czy Wszechwiedzą. Wielość podejmowanych wątków z pewnością może przyprawić o zawrót głowy. Autor, którego opowiadania da się niemalże policzyć na palcach obu dłoni, potrafi w zaskakujący sposób zestawiać i łączyć neurochirurgię z estetyką („Co ma cieszyć oczy”), entropię i termodynamikę z inżynierią społeczną, eugeniką i... kabałą („Siedemdziesiąt dwie litery”), lingwistykę z tzw. „filozofią fizyki” („Historia twojego życia”), matematykę i religię („Dzielenie przez zero”). Równie sprawnie przenosi czytelnika w światy mitologiczne i minione („Wieża Babilonu”, „Kupiec i Wrota Alchemika”), co w rzeczywistości alternatywne lub odległą przyszłość („Wydech”, „Co z nami będzie”).
Podziw dla wszechstronności autora widać w ilości nagród literackich (Hugo, Nebula, Locus), których zdobył więcej niż napisał opowiadań. W zwykłym zjadaczu chleba, to znaczy w czytelniku, który nie ma na co dzień do czynienia ani z fizyką, ani z genetyką, cała paleta poruszanych przez Chianga tematów może jednak wywołać niepokój i zakłopotanie; może również, i tak było w moim przypadku, dać fantazji możliwość wyruszenia w miejsca, gdzie bez literackiej pomocy sama dotarłaby nieprędko.
Bardzo trudno jest pisać o całym tomie opowiadań, pojedynczo każde z nich stanowi bowiem zamkniętą i spójną całość, oryginalną i pełną wewnętrznej logiki. Mnie najbardziej urzekła „Historia twojego życia”, być może dlatego, że porusza, równolegle z naukowymi rozważaniami, osobisty wątek dotyczący bohaterki. To opowiadanie nie dawało mi zasnąć i wciąż kołacze się w mojej głowie, każe do siebie wracać. A to jest coś, co potrafi tylko dobra literatura.
Szczególnie ciekawy jest sposób, w jaki Chiang serwuje w opowiadaniach wątki fantastyczne. Czytelnik niemal w pierwszych zdaniach zostaje zbombardowany wszelkimi dziwnościami, niemożliwościami i nieprawdopodobieństwami, z których krok po kroku, niczym podczas otwierania pudełka, w którym znajduje się mniejsze, a w nim jeszcze mniejsze, wyłania się cel podróży w owe niemożliwości. Właśnie to, że fantastyka stanowi środek, a nie cel sam w sobie, stanowi dla mnie niepodważalny atut opowiadań Chianga.
Według dostępnych w internecie informacji utwory Teda Chianga należą do gatunku literackiego zwanego „speculative fiction”. A ponieważ w tym definicyjnym worku można zmieścić właściwie wszystko, świadczy to, jak trudno zaklasyfikować dzieła tego nieprzeciętnego pisarza.
Stawiam szóstkę.
[Tekst zamieściłam wcześniej na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.