Dodany: 05.01.2007 22:27|Autor: montano
Nieudana próba za-istnienia
Od razu przyznam się, że po „Hanemanna” sięgnąłem niejako z przymusu. Gdyby nie to, że była to lektura na konkurs polonistyczny, zarzuciłbym ją po pierwszych pięćdziesięciu stronach. Podczas czytania odniosłem nieodparte wrażenie, że Chwin jest karykaturą wszystkich bliskich mi pisarzy. Im głębiej brnąłem, tym bardziej narastał mój do niego wstręt.
Zacznijmy od postaci Hanemanna. Jak można zaobserwować na licznych przykładach, aura tajemniczości i niedopowiedzenia często wzmaga atrakcyjność bohatera literackiego. Weźmy takie zdanie z jednego z listów Wilde’a: „Każdy człowiek postrzega własny grzech w Dorianie Grayu. Jakie są grzechy Doriana Graya nikt nie wie. Ten, kto je odkryje, sam je doń wprowadził”*. Owa wieloznaczność wzmaga autentyzm postaci, bowiem każdy odkrywa w niej jakiś element siebie. Chwin jednak przesadził. Co możemy powiedzieć o Hanemannie? Że miał kochankę (chociaż jej, że tak powiem, status nie jest pewny) o imieniu Luiza, był pochodzenia niemieckiego, po opuszczeniu Gdańska przez naród germański zajął się nauką języków. Na marginesie jego osoby Chwin prowadzi rozważania o śmierci Kleista i Witkacego – pasujące do powieści niczym piernik do wiatraka. Jest on postacią tak słabo zarysowaną, że nie bardzo rozumiem sens jego istnienia.
Osoba Hanemanna rozpływa się w nieustannych personifikacjach i detalicznych opisach rzeczy, które trącą nadmiernym pięknoduchostwem i wydelikaceniem, czyniąc książkę nudną (jest to chyba najgorszy zarzut, jaki można postawić osobie pretendującej do miana artysty). Styl ten kojarzy mi się przede wszystkim z Mannem, cóż to jednak za żałosna degrengolada w porównaniu z niemieckim pisarzem! Archaiczne rusztowanie jego utworów rozsadzała świeżość jego myśli, głębia i autentyczność jego przeżycia. Z kolei w książce Chwina w każdym zdaniu czuje się wysiłek, jaki ten włożył, aby je sformułować. Przez każde słowo przecieka zmęczenie. Wygląda to tak, jakby Chwin zmuszał się do napisania tej książki. Autorowi brakuje lekkości, z jaką Szekspir kreował swoje światy, pasji i elastyczności języka, jaka cechuje pisarstwo Gombrowicza.
Jak już wyżej wspomniałem, Chwin staje się nędzną karykaturą pisarza, a jego książka to artystyczne fiasko. Wraz z klęską dzieła artyście zostaje odcięta możliwość za-istnienia. Czymże bowiem jest sztuka, jeśli nie walką o własne istnienie.
---
* „Nic nie mogło być inaczej. Listy Oscara Wilde'a” w przekładzie i opracowaniu Danuty Piestrzyńskiej, Wydawnictwo Twój Styl, 2005.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.